Wieże
zamku w Lux widać było już z daleka. Sięgały one błękitu
nieba, drapiąc chmury czerwonymi dachami. Piekielna flaga powiewała
na wietrze dumnie, zaś pod nią widać było mniejszą,
reprezentującą Lorda Pychy. Niżej, za murami, na zboczach wzgórza
pyszniły się bogate domy szlachty i kamienice mieszczan. Razjel
gwizdnął, wychylając się z powozu, by mieć lepszy widok.
-
No, Gabe, urządzili się tu nieźle, nie możesz zaprzeczyć –
powiedział do Regenta, który całą drogę krytykował coraz to
nowe uroki krainy brata naburmuszoną miną.
- Ten zamek
jest bardzo... Luckowaty – stwierdził Zachariel, kręcąc głową
z podziwem.
- Nie zgadzam się, jest za wysoki – mruknął
Gabriel. Kraj Lucyfera robił na nim wrażenie, ale w życiu by się
do tego nie przyznał. Rafi dla odmiany pochłaniał krajobrazy
wzrokiem, zupełnie zauroczony.
- Kiedy już będzie pokój,
przyjadę tu, żeby to wszystko obejrzeć.
- Co tylko chcesz, Rafi
– uśmiechnął się do niego Michał. Jego brat już nieraz udawał
się na samotne wyprawy, najczęściej do chorych w różnych
zakątkach Nieba, ale czasem również w celu nazbierania ziół. Z
takich wycieczek umiał nie wracać tygodniami, gdy zagłębił się
w las i badał jego zakamarki.
Podróż do pałacu Lucyfera
okazała się mniej uciążliwa, niż się spodziewali. Być może
dlatego, że dziwnym zbiegiem okoliczności Sariel w ostatniej chwili
się rozchorował i nie mógł z nimi pojechać. Towarzyszył im za
to Ramiel, obecny Anioł Śmierci, który na ten dzień zostawił
swoje obowiązki przybranemu synowi, Yvrilowi. Gabriel szybko
przekonał się, że kiedy dwie osoby pełniły tę funkcję, były
one mniej obciążone, a archanioł mógł w końcu pojawiać się na
różnych państwowych wydarzeniach. Cieszyło to Regenta, bo nie
chciał, by Ramiel skończył jak jego poprzednicy.
Kiedy tylko
wjechali do miasta, uderzyła ich ilość demonów na ulicach.
Wydawało się, że prawie wszyscy w Lux wybrali akurat ten moment,
by wyjść na spacer. Eleganccy panowie, wytworne damy, a także
mniej bogaci mieszkańcy stolicy rozmawiali, oglądali wystawy
sklepów, kupowali coś na ulicznych straganach, tłocząc się przy
tym niemiłosiernie i rzucając ciekawskie spojrzenia na
przejeżdżający orszak. Narcynus, który z niewielkim oddziałem
eskortował archaniołów z granicy, tylko wyszczerzył zęby na ten
widok.
- Są zbyt dumni, by pokazać, jak ich to wszystko
interesuje, ale nikt nie mógł się powstrzymać, żeby nie zerknąć
– wyjaśnił, kręcąc głową, jakby bawiła go taka postawa.
-
Wyglądają na całkiem pogodzonych z pomysłem pokoju – zauważył
Gabriel.
- Och, tak. Już widzą te wszystkie możliwości –
podróże, luksusowe towary, egzotyczne zwierzątka... - przyznał
generał.
- Nie sądziłem, że próżność może przynieść
pożytek – prychnął Regent. Jakież to typowe u jego brata. Wady
nagle stawały się zaletami. Może to dlatego serafinowie zawsze
woleli Lucyfera.
Bramy pałacu stały otworem i kiedy tylko powóz
wtoczył się na dziedziniec, obskoczyli ich służący. Jeden
odprzągł konie i zaprowadził je do stajni, zaś drugi o dużych
oczach w kolorze miodu i słodkim uśmiechu skłonił się nisko,
pomagając gościom wysiąść.
- Witajcie na zamku w Lux. Jestem
Larfirandus i będę panów przewodnikiem. Jeśli będziecie
czegokolwiek potrzebowali, możecie się do mnie zwrócić. Polecam
nie wchodzić samemu do kuchni, grozi to uszczerbkiem na zdrowiu,
kucharz bowiem uzbrojony jest w chochlę. Do tego...
- Dziękuję,
Larf. Myślę, że mój zamek nie stanowi zagrożenia dla życia
naszych gości – rozległ się rozbawiony głos za służącym i
obok niego stanął Lucyfer. Wyglądał na zadowolonego, jego ogon
śmigał na boki energicznie.
- Witajcie w moich skromnych
progach – rzekł, wskazując na zamek. - Larf, mógłbyś
sprawdzić, jak idą przygotowania do uczty i balu?
- Tak
jest! - miodowooki demon wyszczerzył zęby, salutując i wrócił do
środka, zostawiając księcia sam na sam z jego gośćmi.
-
No cóż, zapraszam. Wszyscy już na was czekają – władca
spojrzał na archaniołów pytająco. Gabriel skinął głową.
-
Chodźmy. Pokój sam się nie podpisze.
***
Obrady
rzeczywiście nie trwały długo. Obie strony bez zbędnych dyskusji
zgodziły się na warunki ustalone już wcześniej. Omówiono jeszcze
temat handlu oraz otwarcia granic Nieba dla demonów. Gabriel
przyzwolił wygnanym aniołom wchodzić na teren swego kraju bez
konsekwencji, odwołując wcześniejsze rozkazy serafinów.
- Nie
ma ich już tutaj, więc ich prawa również powinny przestać
obowiązywać – rzekł ponuro. Lucyfer podziękował mu skinieniem
głowy. Reszta obrad minęła w bardziej pogodnej atmosferze i gdy
uroczyście podpisano traktat pokojowy, w ciemniejące niebo nad
zamkiem wzleciały kolorowe fajerwerki oznajmiające całemu Piekłu,
że wojna dobiegła końca i nastały lepsze czasy. Lucyfer, jego
Lordowie i archaniołowie oglądali je z tarasu w milczeniu,
pochłonięci własnymi myślami. Książę przypomniał sobie, jak
jeszcze nie tak dawno stał w tym samym miejscu z Vinem, oglądając
podobne widowisko i obiecując sobie, że ten rok będzie lepszy... I
miał wielką nadzieję, że to życzenie w końcu zaczyna się
spełniać.
Po pokazie wszyscy poszli do jadalni, gdzie
rozstawiono wielki stół, a na nim rzędy najrozmaitszych potraw, od
tradycyjnych dań każdego okręgu, do egzotycznych, sprowadzanych
przez Beelzebuba z najdalszych zakątków świata. Sam Lord Obżarstwa
był z uczty bardzo dumny – przyjechał dwa dni wcześniej, aby
razem z Ganderiusem i jego armią kuchcików wszystko przygotować.
Teraz uważnie śledził twarze archaniołów, chcąc wybadać ich
reakcje na takie przyjęcie.
- Och, Lucek, to wszystko jest
niesamowite – wyszeptał z podziwem Rafael.
- Można by
wykarmić wojsko – zgodził się z nim Michał.
- W domu
bym tyle nie ugotował – stwierdził Zachariel, spoglądając na
Ramiela, który tylko przytaknął.
- Przynajmniej nie ma
Sariela, który popsułby nam apetyt – mruknął Gabriel. Książę
machnął ogonem z zadowoleniem, po czym skinął na dwa młode
demony stojące w pewnej odległości w towarzystwie generała w
masce. Podeszli oni niepewnie i stanęli przed archaniołami. Ich
oczy miały identyczny kolor jak oczy Lucyfera.
- Pozwólcie,
że wam przedstawię... To moi synowie, książęta Bastien i Lawliet
– przedstawił ich Lord Pychy. Chłopcy skłonili się krótko,
wyraźnie obserwując reakcje skrzydlatych. Ci milczeli przez chwilę,
aż w końcu Rafi zrobił krok w stronę chłopców i położył ręce
na ich ramionach z zasmuconą miną.
- Pewnie nie myślicie
o nas zbyt dobrze. Całe życie znaliście nas tylko jako wrogów
waszego ojca, więc możliwe, że trudno będzie nam nawiązać jakąś
relację. Ale chciałbym, żebyście wiedzieli, że tak jak Lucuś
możecie liczyć na moją pomoc. I innych na pewno też – spojrzał
na swoich towarzyszy, którzy tylko skinęli głowami. Lawliet
wyglądał na lekko zakłopotanego, ale Bastien uśmiechnął się
grzecznie.
- Sytuacja prawdopodobnie wcale nie jest dla was
lżejsza – rzekł. - Nie powinniśmy przejmować się tym co było,
tylko razem pracować na lepszą przyszłość, prawda?
-
Oczywiście – przytaknął promiennie Rafi.
- W takim
razie pora zacząć posiłek. Lord Beelz będzie niepocieszony, jeśli
jego dania się zmarnują – Bastien wskazał głową na stół i
wszyscy usiedli na wyznaczonych miejscach, by zabrać się za
posiłek.
***
Wieczerza zrobiła naprawdę
wielkie wrażenie na niebiańskich gościach, zaś po niej nadszedł
czas na tańce. Salę balową rozświetliły świece na ozdobnych
żyrandolach, a muzykę dało się słyszeć w każdym jej zakątku.
Lucyfer musiał przyznać, że służba i zatrudnieni do pomocy
żołnierze naprawdę się postarali i wszystko wręcz lśniło
przepychem. Eleganckie dekoracje, idealnie dopasowane kolorystycznie
do ścian i podłogi, nie rzucały się w oczy, ale dopełniały
całość, nadając jej subtelnej nuty.
Pierwszy taniec,
czysto reprezentacyjny, każdy archanioł miał zatańczyć z Lordem.
Wywołało to drobne zamieszanie, kiedy wszyscy szukali sobie
partnerów, ale w końcu w pierwszej parze znaleźli się Lucyfer z
Michałem, który ciągle posyłał mu promienne uśmiechy. Książę
przewrócił oczyma, ale w głębi duszy był mile zaskoczony.
Spodziewał się, że to wszystko będzie trudniejsze, ale zarówno
Rafi jak i Archanioł Ognia wyraźnie chcieli, by wszystko wróciło
do normy. Gorzej z Gabrielem, jednak Lucyfer wiedział, że Regent
zawsze miał problem z otwieraniem się na innych. Jak na razie nie
skakali sobie do gardeł, co według Lorda Pychy było dużym
Sukcesem.
Archanioł Wody został poproszony przez
Asmodeusza, który to zupełnie nie przejmując się, że ma do
czynienia z głową do niedawna wrogiego państwa, żartował i
docinał mu. Gabriel wydawał się zadowolony z takiego obrotu
sprawy, bo gdyby jeden nie spróbował przełamać lodów, obaj
czuliby się nieswojo i atmosfera byłaby trudna do zniesienia.
Za
nimi tańczył Razjel z Belphegorem. Tych dwóch połączyła miłość
do czarów i Pan Tajemnic od samego początku balu czekał na okazję,
by móc porozmawiać z drugim magiem. Lord Lenistwa, który
specjalizował się w magii snu, wiedział o niej więcej niż on i
okazał zaskakujący, jak na niego, entuzjazm by się tymi
wiadomościami podzielić.
Beelzebub natomiast, ku
zdziwieniu wszystkich, poprosił cichego jak myszka Ramiela.
Czarnoskrzydły spojrzał na niego spod opadającej na oko grzywki,
ale zgodził się i przez chwilę nie wyglądał, jakby cały jego
świat właśnie się pod nim zapadł. Kiedy Lord Obżarstwa ujął
jego dłoń, kąciki jego ust nawet się lekko uniosły, chociaż Mod
zarzekał się potem, że to była tylko gra światła.
Mąż
Ramiela, Zachariel skończył w parze z Mammonem, który jakoś
upodobał sobie jego włosy. Przypominały mu złoto, a wszystko z
takim wydźwiękiem kojarzyło się dobrze. Pan Stróży nie miał
nic przeciwko, bo jego przyjazne usposobienie nie pozwalało mu być
do nikogo uprzedzonym.
Największe zaskoczenie spotkało
wszystkich jednak dopiero wtedy, kiedy Rafael nieśmiało podszedł
do Samaela i poprosił, by z nim zatańczył. Lord Gniewu spojrzał
na niego jak na ducha, ale Pan Uzdrowień wyglądał na zupełnie
poważnego.
- Chyba że... Ojej, Sammy, wybacz, nie
wiedziałem, że chcesz tańczyć z Vestarem... - dorzucił zaraz,
zasłaniając usta w zupełnie niewinny sposób. Samael pobladł
jeszcze bardziej niż zazwyczaj i natychmiast się zgodził.
-
Sądziłem, że Sam zostanie z Ramielem – szepnął Lucyfer do
Michała, ale ten był zbyt zajęty rzucaniem swemu małemu
braciszkowi ostrzegawczych spojrzeń, żeby zareagować.
Zostawiało
to tylko Lewiatana, który nieco na uboczu obserwował dobierających
się w pary Lordów i archaniołów, mając cichą nadzieję, że
nikt go nie poprosi. Cudownym zbiegiem okoliczności Sariel nie
przyjechał na spotkanie, przez co jeden ze szlachciców nie miał
partnera. On nie czuł się na siłach by zatańczyć z aniołem. Już
siedzenie tak blisko nich czyniło go nerwowym, a co dopiero
konieczność kontaktu. Miał ochotę ulotnić się z balu jak
najszybciej, ale zwyczajnie nie wypadało.
- Hej, rybo –
rozległ się obok niego znajomy głos i musiał spojrzeć w dół,
by ujrzeć Azazela zamaszyście machającego ogonem. - Jak się
boisz, to możesz zatańczyć ze mną.
Lord Zazdrości nie mógł
powstrzymać cichego westchnienia zachwytu. Oczywiście Piekło było
dla niego domem i nigdy nie żałował dołączenia do Lucka, któremu
wciąż czasem udawało się wprawić go w podziw, jednak największą
radością zawsze był dla niego Azazel. Mała, nieokrzesana istotka,
mająca parę tysięcy lat, a wciąż czasem zachowująca się jak
dzieciak chyba nawet go nie lubiła, jednak zawsze wiedziała, kiedy
potrzebował ratunku. To rudzielec pierwszy dowiedział się o jego
strachu przed aniołami i od tamtej pory nie przegapił okazji, by
chronić Lewiatana przed sytuacjami, które mogłyby wywołać u
niego atak paniki. I chociaż Azazel nie darzył go miłością, Lord
Zazdrości cieszył się, gdy mógł zobaczyć przynajmniej te małe
oznaki sympatii ze strony generała.
***
Po tańcu
oficjalnym, przyszła pora na normalny bal. Pary się rozbiły i
każdy mógł zatańczyć z kim chciał. Wiele osób jednak wybrało
rozmowy prowadzone cicho na tarasach, albo przy talerzach z winem i
przekąskami. W końcu mieli bardzo dużo do nadrobienia, a nie było
na to lepszej okazji.
- Jestem zaskoczony, że Sariel nie
przyjechał. Myślałem, że złapie się każdej okazji, żeby nam
coś popsuć – powiedział Razjelowi Gabriel, kiedy wyrwali się na
chwilę na zewnątrz, po wyjątkowo intensywnym tańcu. Pan Tajemnic
był jego partnerem na balach od dawien dawna, przez co często
zakładano, że mają romans. Regent nie mógł uwierzyć, jak łatwo
jego poddani dochodzą do pochopnych wniosków. Wizja związku z
Razjelem wydawała mu się wręcz zabawna. W końcu przyjaźnili się
od wieków, coś takiego nie mogło prowadzić do żadnego romansu.
Co prawda nazwanie maga bratem wydawało mu się dziwne i nie na
miejscu, ale praktycznie tym byli, żyjąc od małego pod jednym
dachem.
- Tak, cóż... Jaka szkoda, że się rozchorował...
- zauważył Razjel z lekkim uśmiechem. Gabriel popatrzył na niego
z niedowierzaniem. Och, znał tą minę i to bardzo dobrze.
-
Nie zrobiłeś tego – rzekł, starając się nie parsknąć
śmiechem.
- Nie wiem o czym mówisz, mój Regencie –
wzruszył ramionami Pan Tajemnic, ale w jego oczach pojawił się
złośliwy błysk.
- Razjelu, nadworny magu Nieba, możliwe,
że właśnie nie dopuściłeś do kolejnej wojny. Mógłbym cię
teraz pocałować – pokręcił głową Regent, nie mogąc uwierzyć
w to, co słyszy. Jego przyjaciel był najchytrzejszym i najbardziej
bezwzględnym aniołem w całym królestwie, ale nie umiał mieć mu
tego za złe.
- To by było niezręczne między przyjaciółmi
– zauważył Razjel.
- Pewnie tak – przytaknął Gabriel, zbyt
zadowolony, żeby się przejmować. Przecież i tak by tego nie
zrobił, a nawet gdyby, żaden z nich nie wziąłby takiego pocałunku
na poważnie.
- Zauważyłeś, że nasz Rafi poprosił
Samaela do tańca? - mag niepostrzeżenie zmienił temat, nie chcąc
wchodzić na tak grząski grunt. Jeszcze by mu się wymsknęło coś
głupiego, czego potem by żałował.
- Myślałem, że
Misiek nam stanie w ogniu z wściekłości – westchnął Gabriel. -
Nie wiem, co w Rafiego wstąpiło. Dobrze wie, że Michał go
nienawidzi.
- Michał powinien zapanować nad swoim
testosteronem – warknął Pan Tajemnic, krzyżując ręce na
piersi.
- Zgadzam się, ale co z tego? Nie powiesz, że sam
nie masz wątpliwości co do Samaela – pokręcił głową Regent.
Kiedy powiał zimny wiatr, przypominając o tym, że chociaż zima
się już skończyła, wiosna jeszcze na dobre nie zajęła jej
miejsca, wzdrygnął się.
- Idę do środka, Rasia –
powiedział, patrząc na przyjaciela, a kiedy ten nie wyraził chęci
towarzyszenia mu, wrócił do sali, mijając w drzwiach na taras
Lucyfera. Książę obejrzał się z zaskoczeniem i spojrzał na maga
pytająco.
- Przeszkodziłem w czymś? - Razjel w mig pojął,
co Lord Pychy sugeruje i tylko westchnął
- Nie jesteśmy razem –
wyjaśnił z lekkim żalem. Lucyfer skinął głową ze
zrozumieniem.
- Od kiedy? Znaczy, dla nas wszystkich
byliście całkiem oczywiści od dawna, ale... - zapytał,
spoglądając na maga.
- To było dawno. Gabryś potrzebował
iść z kimś na bal, bo wiedział, że szlachta zaraz będzie
próbowała go wyswatać, jeśli tylko pojawi się sam. Poprosił
mnie, więc się zgodziłem, zupełnie nie myśląc, że... Ale kiedy
go zobaczyłem... Wyglądał niesamowicie, Uriel o to zadbał...
Zrozumiałem, że to zawsze był on i tylko on. Ech, ale nic mu nie
powiem. On nie czuje tego samego – westchnął Pan Tajemnic.
-
Hej, jestem przekonany, że jakoś wam się ułoży. Gabriel to...
Gabriel. On nie zauważa takich rzeczy – książę pocieszająco
szturchnął go łokciem w ramię. - Ja natomiast chciałem
podziękować ci za pomoc z tymi magami. Gdyby nie ty, to musiałbym
szukać nowego Lorda Chciwości.
Razjel przypomniał sobie
jak jakiś rok wcześniej dostał od Lucyfera list z nazwiskami wielu
magów i nekromantów i prośbą o informacje o nich. Napisał mu
wszystko co wiedział i miał wielką nadzieję, że demon nie
wpakował się w nic głupiego.
- Po co ci były? Znalazłem
tam parę naprawdę paskudnych typów – zapytał. Lord Pychy tylko
wzruszył ramionami.
- Spokojnie, sprawa jest rozwiązana –
uspokoił archanioła. - Rany, zimno tu. Wchodzimy do środka?
-
Jasne – zgodził się Razjel i podążył za księciem.
***
Ortis
już miał kłaść się spać, kiedy rozległo się ciche pukanie w
okno. Jego serce zabiło mocniej. Delikatnie odsunął zasłonę,
bojąc się, że tylko mu się zdawało, jednak za szybą
rzeczywiście ujrzał uśmiechniętą twarz Oriona. Szybko wpuścił
anioła do środka, starając się ukryć swoją radość.
-
Wiesz, że mogłeś wejść przez drzwi? - zapytał, podchodząc do
niego i poprawiając mu marynarkę.
- Teoretycznie jeszcze nie
wiem, że jest pokój – odparł beztrosko Orion, obejmując medyka
w pasie.
- No to co tutaj robisz? - Ortis przekornie
przekrzywił głowę i zaplótł mu ręce na szyję, przyciągając
bliżej.
- Pan Rafael powiedział, że mogę cię odwiedzić,
kiedy wszyscy będą zajęci balem – wyjaśnił anioł. - Cholernie
tęskniłem, Orty – dodał już poważniej. - Bałem się, że
przez tak długi czas... To wszystko się zepsuje, przygaśnie, że
już nie będziemy tacy sami...
- Ja też. Bałem się, że o mnie
zapomnisz – wyznał demon, patrząc mu w oczy. - Chyba obaj byliśmy
głupi, co?
- Chyba tak... - Orion uśmiechnął się lekko i
pocałował go.
***
Lucyfer przyszedł do łóżka
praktycznie w środku nocy. Po balu posiedział jeszcze chwilę z
archaniołami, popijając wino i grając w karty. Alkohol rozluźnił
nieco atmosferę pomiędzy nimi. Podzielili się najnowszymi
wiadomościami z obu państw, trochę pożartowali i przez moment
miał wrażenie, że wszystko wróciło do normy.
Teraz,
ziewając szeroko, wszedł do swojego pokoju, by zastać Vina, już
dawno pogrążonego we śnie. Maska generała leżała na szafce
nocnej, a ubrania były schludnie złożone na krześle. Lucyfer
uśmiechnął się do siebie, zadowolony, że skoro jego nie było,
blondyn nie zdecydował spędzić tej nocy we własnym pokoju.
Wślizgnął się pod kołdrę obok niego i wtulił nos w jego
ramię.
- Jesteś zadowolony? - rozległ się cichy, senny
pomruk, kiedy Vin przerzucił ramię przez księcia i przyciągnął
go lekko do siebie.
- Całkiem – odparł cicho władca,
przeczesując palcami jego włosy. Kąciki ust generała uniosły się
nieco.
- Dobranoc – wyszeptał Lucyfer i zamknął oczy,
by w końcu zasnąć po tym pełnym wrażeń dniu.
***
Vestar
zeskoczył z konia, jak tylko zobaczył w oddali bramę swojej
posiadłości. Odetchnął z ulgą. Miło było wrócić do domu z
dobrymi wieściami. Spotkanie w pałacu zakończyło się podpisaniem
pokoju i chociaż wszystkie gazety rozpisywały się o tym już,
kiedy generał wyruszał do domu, zawsze lepiej to usłyszeć z
pierwszej ręki. No i Caleb pewnie już z nudów wyzywał wiewiórki
na pojedynek.
Prawie całą drogę jechał z Samaelem i o
dziwo udało im się utrzymać w miarę cywilizowaną rozmowę .
Generał oczywiście nie powstrzymał się od skomentowania faktu, że
Rafael poprosił Gniewnego Pana do tańca. Był trochę zły, że nie
udało mu się porozmawiać z archaniołem. W końcu Serafin tak się
ucieszył, kiedy Vestar powiedział mu o ich spotkaniu. Cóż,
prawdopodobnie jeszcze będą okazje. Jako dowódca Lorda musiał
uczestniczyć w większości balów organizowanych przez księcia, a
teraz również i archaniołowie zabawią na wielu z nich.
Brama
była otwarta, a przed drzwiami biegał Caleb z atrapą miecza,
skacząc radośnie i wykonując różne bohaterskie pozy. Siedzący
na schodach Serafin przyglądał mu się z czułym uśmiechem,
wyraźnie pochłonięty historią, którą młody demon mu opowiadał.
Dopiero po chwili dostrzegł Vestara i wstał, by go powitać. Caleb
również przystanął na chwilę i spojrzał za siebie.
-
Mistrzu! - zawołał radośnie, machając do niego. - Wróciłeś!
-
Wróciłem. W końcu nie możesz mieć wakacji przez tyle czasu,
prawda? - generał poczochrał niesforne, czarne włosy chłopaka.
-
Jak tam pokój? - zapytał Serafin, podchodząc bliżej.
-
Zawarty, chociaż pewnie już o tym wiesz – odparł Vestar,
obejmując go w pasie i całując w policzek.
- Nie
przeszkadzajcie sobie... - wyszczerzył zęby Caleb. - I tak miałem
zamiar iść po coś do jedzenia.
Po czym zniknął w domu,
zostawiając swojego mistrza samego z jego ukochanym.
- Zachowywał
się jak należy? - generał spojrzał na anioła z troską.
Wiedział, że młody demon potrafi zaleźć za skórę, co
prawdopodobnie było skutkiem ubocznym wychowywania się na ulicy.
Wiedział też, że Serafin już przywiązał się do niego jak do
własnego syna, dlatego nie chciał, by doszło między nimi do
jakichś zgrzytów.
- Oczywiście, że tak. Może wejdziemy do
środka i wszystko mi opowiesz? Tęskniłem za tobą – medyk oparł
głowę na jego ramieniu, a jego oczy wyraźnie mówiły, że
opowiadanie to nie wszystko, co będą robili. Vestar uśmiechnął
się do siebie, pocałował go lekko w czoło i dał się zaprowadzić
do domu.
***
Dantalian siedział przy stole w koszuli
nocnej i miękkich kapciach, które znalazł w którejś z
przepastnych szaf na strychu Leara. Maczając obwarzanka w filiżance
z mlekiem, leniwie przerzucał strony porannej gazety. Informacja o
pokoju była na samym przedzie razem z całym wykazem opinii różnych
ważniejszych figur na ten temat. Demon z zadowoleniem stwierdził,
że większość z nich była pochlebna, chociaż znaleźli się i
tacy, którzy nie pożałowali ostrzejszych słów.
W
zamyśleniu zaczął skubać swego obwarzanka, czytając artykuł
jakiegoś profesora na temat praw aniołów z kolorowymi skrzydłami.
Wtedy drzwi się otworzyły i wszedł Lear, wciąż w swoim podróżnym
płaszczu. Wyglądał na zadowolonego. Nachylił się, pocałował
blondyna w policzek i odgryzł mu przez ramię kawałek
obwarzanka.
- Hej, to moje! - zaprotestował Dan z
oburzeniem.
- Przecież czytasz – wyszczerzył zęby Lear.
Demon wydął wargi, obserwując, jak generał idzie do kuchni, by
nalać sobie mleka. Dopiero po chwili podążył za nim.
- Więc?
Jak było? - zapytał, opierając się o framugę.
- Pałac
Lucyfera jest niesamowity, ale jego szlachta to najbardziej próżne
i dumne osoby, jakie w życiu spotkałem, a mówię to mieszkając w
Niebie i żyjąc z tobą pod jednym dachem – stwierdził Lear, a w
jego głosie słychać było fascynację. Dan uśmiechnął się do
siebie pod nosem.
- Nie rozpakowuj się, zaraz jedziemy do
Piekła – rzekł, wychodząc. Anioł podążył za nim, lekko
zaskoczony.
- Jak to, po co? Chcesz wrócić? - zapytał z
niepokojem. Wydawało mu się, że między nimi wszystko jest dobrze,
więc dlaczego demon ta nagle wyraził chęć wyjazdu? Czyżby zrobił
coś źle?
- Spójrz na mnie. Ile czasu mogę chodzić w
twoich starych ubraniach? Nie, muszę pojechać do domu i się
spakować. Poza tym chyba chciałeś odwiedzić Serafina, czyż nie?
- Dan posłał mu uspokajający uśmiech. - Nie pozbędziesz się
mnie tak- mpf!
Nie skończył, bo Lear pocałował go w usta,
jedną ręką przyciągając do siebie.
- Chętnie zobaczę,
jak wygląda twój dom – rzekł, szczerząc zęby.
- Głupi
anioł – mruknął do siebie Dan z zadowoleniem, kiedy generał już
rozsiadł się na swoim krześle i zaczął wertować gazetę.
________________________________________________________
WR: Jak obiecałam, rozdział jest dzisiaj, chociaż trochę późno, za co przepraszamy serdecznie. Jest też trochę dłuższy niż przeciętnie. Rany, nie mogę po prostu wyrazić, ile dla nas znaczy widzenie tylu komentarzy pod notką, od razu chce się pisać, dziękujemy wam wszystkim :D A co do przyszłości opka, teraz planujemy trzy one-shoty, a potem jedziemy dalej z fabułą, w której znów skupimy się na jednej konkretnej parce~~
SC: Sorry, że tak późno, miałam studniówkę w sobotę i nie dałam rady sprawdzić na czas ;w; Ciężkie czasy nas czekają, gdyż matura się wielkimi krokami zbliża i czas spiąć dupę, tak więc opowiadanie może się często spóźniać z datą, przykro mi ;__; No ale cóż, takie życie. Do zobaczenia w następną sobotę~~ Miejmy taką nadzieję ;w;
mimo wszystko, vin i lucek to moi ulubieńcy, meh
OdpowiedzUsuńswoją drogą, zaczęłam mówić lucyna na lucka, czy to źle?
Trochę smutno mi było jak się dowiedziałam, że to już ostatni rozdział WS, ale jak tylko przeczytał am, że to nie koniec PnS to mi ul żyło XD Co do rozdziału to przyjemnie się go czytał o, jest taki wesoły i w ogóle słodki <3 Jak dobrze, że wszyscy są szczęśliwi ( chyba XD ) ! Chyba nie ma tu żadnej postaci, której bym nie lubiła :3 Nadal dodaje z anonima bo nie chcę mi się konta zakładać :p
OdpowiedzUsuńKOCHAM, KOCHAM I O BORZE ZIELONY, ZAWAŁ ;-; Chcecie mi pikawę wykończyć? Najpierw odświeżałam bloga w sobotę, dopóki nie było ogloszenia u publikacji w niedzielę. Później odświeżałam calutką niedzielę (na pewno macie odwiedziny na blogu przez cały dzień, no lie XD) aż wreszcie JEST! I tu takie "Rozdział 9, ostatni".
OdpowiedzUsuńWait.
Co?!!!
Właśnie tu, umrło moje serce ;-;
A później czytam, że jednak nie koniec i wszystko z serduchem dobrze. Więc w sumie prawie mnie zabiłyście, ale i przywróciłyście do życia. Dziękuję ^-^ Więc do meritum: rozdział kochany, znowu nie przyuważyłam błędów (a miałyście zrobić coś źle, żebym się mogła czepiać!) i w ogóle bardzo mi się podoba ^-^ Cieplutko pozdrawiam i życzę weny!
Dark Night
Jestem na was zła.-.- Jak to robicie, że uzależniacie od czytania swojego boga?
OdpowiedzUsuńŁączenie w pary do tańca było świetne :D A Rafi i Samael to już wogóle mnie rozwalili xD
OdpowiedzUsuńNo co mogę jeszcze napisać... Uwielbiam to opowiadanie i z niecierpliwością JUŻ czekam na te one-shoty i powrót do głównego wątku :3 Ciekawa jestem na której parce się głównie skupcie ... hmmmm...
*Standard* Życzę weny :D
Jestem pełna podziwu dla waszych pomysłów. Rozwinęłyście tą historię tak, że nie mogę się oderwać. Końcówka była cudownie sielska, ładna i romantyczna. Ognisty Michaś będzie musiał poskromić swój testosteron bo inacznej gniewny pan może go nadziać na pal - ten drewniany :P Vin i Lucek tworzą dość osobliwą parę i już bym chciała widzieć ich bobasy :D Może być ciekawie poznać reakcję Vina na słowa Lucka 'jestem w ciąży" :P Dobra. Kończę. Godzina mi nie służy. Resztę nadgonię. Nie gwarantuje kiedy :D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że chociaż na tym etapie zakończyłam wasz tekst(nie żebym sie mogła powstrzymać gdy tylko będę miała chwilę wolnego).
Drogie Autorki,
OdpowiedzUsuńCzy mogłabym poprosić któraś z was o kontakt ze mną, więcej wyjaśnię w mailu.
Mail do mnie:
avatar.of.kaela.mensha.khaine@gmail.com
Pozdrawiam i z góry dziękuję
Kaela Mensha