sobota, 22 lutego 2014

Rozdział X

Rano ziemię pokrywała cienka warstwa śniegu, a z nieba wciąż spadały jakieś zabłąkane, drobne płatki. Kiedy Dan wyszedł z gospody, Lear już czekał z końmi przed bramą. Na pytające spojrzenie, które mu rzucił, blondyn tylko pokręcił głową.
- To bez sensu – westchnął. - Przykro mi, Lear, ale znalezienie jednego anioła, który i tak na pewno ukrywał swoją tożsamość w tym burdelu graniczy z niemożliwością. Nawet nie mamy pewności, czy żyje.
Jeszcze parę dni temu anioł pewnie by go za coś takiego uderzył, jednak teraz tylko posmutniał. Jednym ruchem wskoczył na grzbiet swojego wierzchowca.
- Jedźmy dalej – powiedział. Serce szlachcica ścisnęło się niespodziewanie na żal słyszalny w jego głosie. Bez słowa ruszyli w dalszą drogę.
Milczeli przez dłuższy czas. Dan zastanawiał się, co mógłby powiedzieć, by podnieść go na duchu, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Oblicze generała pozostawało grobowe i można było poznać, że jego silna wola zaczyna kruszeć.
- Kiedy mnie opuścisz, będę szukał dalej – rzekł, spoglądając na swego towarzysza z powagą. Odpowiedziało mu zaskoczone spojrzenie zielonych oczu.
- Czemu zakładasz, że to zrobię? - zapytał Dan.
- A czemu miałbyś zostać? - Lear uniósł brwi. Nie widział absolutnie żadnego powodu, dla którego demon miałby dotrzymywać mu towarzystwa z własnej woli. Przymusił go do pomocy, próbował zgwałcić i ciągał bez celu po całym okręgu. Do tego nieraz nieźle go poobijał. Odejście Dantaliana byłoby naturalną koleją rzeczy.
- Powiem ci, że dopiero co dostałem kosza od faceta, z którym spędziłem ostatnie osiem lat i naprawdę nie uśmiecha mi się wracać do domu, żeby sobie przypominać jaki wcześnie byłem samotny - mruknął blondyn. - Wolę odwlec ten moment spędzając trochę czasu chociażby z takim dupkiem jak ty.
- Widzę, że oceniasz mnie bardzo wysoko - zauważył ironicznie generał, na co blondyn tylko wzruszył ramionami.
- Liczę, że pokażesz mi się teraz od lepszej strony – wyjaśnił.
Rudy odpowiedział mu milczeniem.

~***~

Lucyfer z obstawą zatrzymali się na noc w domu jakiegoś pomniejszego szlachcica o bardzo długim imieniu. Mężczyzna wydał się Vinowi raczej niesympatyczny, może dlatego, że cały wieczór sugerował księciu, jaki pożytek dla państwa miałoby polityczne małżeństwo z jednym z Limbowskich władców. Były archanioł jednak nie zdawał się przywiązywać do tego wagi i rano arystokrata nie rzekł już ani słowa na ten temat.
Służącemu najbardziej podobał się czas, który spędzał z Lucyferem w powozie. Książę znużony jednostajnością podróży często opowiadał mu o Piekle i swoich doświadczeniach. Blondyn uwielbiał go słuchać. Kraj, którym rządził był dla niego fascynujący i czuł się w nim lepiej niż kiedykolwiek w ojczystej Anglii.
Kiedy jednak Vin spędzał upojne chwile w towarzystwie swego władcy, Larf na koźle jechał praktycznie z sercem w gardle. Z niewiadomego powodu Hariatan cały czas trzymał się tuż koło niego i służący nie mógł się powstrzymać, by czasem na niego nie zerknąć. To zerknięcie często niebezpiecznie się wydłużało, przez co parę razy prawie zboczyli z kursu. Larf parę razy miał ochotę coś powiedzieć kapitanowi, ale za każdym razem jak otwierał usta, demon rzucał mu pytające spojrzenie i zarumieniony woźnica wbijał wzrok z powrotem w końskie grzbiety. Czuł się beznadziejnie. Od balu nie zrobili w swoim kierunku żadnego kroku. Nawet deser, który Larf tak przeżywał, był po prostu przyjacielską przysługą ze strony kapitana. W końcu wszyscy wiedzieli, że tarta z miodem należy do jego ulubionych ciast. Teraz nie potrafił nawet z Hariatanem porozmawiać, chociaż zazwyczaj usta mu się nie zamykały.
- Larf? - odezwał się nagle dowódca, na co służący mało nie spadł z kozła.
- T-t-tak? - zapytał, prostując się i starając się wyglądać jak najbardziej reprezentacyjnie.
- Nie lubisz mnie? - Hariatan unikał jego wzroku i zdawał się nieco zmartwiony. Larf spłonił się gwałtownie.
- D-dlaczego tak myślisz....? - spytał.
- Nigdy się do mnie sam nie odezwiesz i czasem nawet uciekasz jak zaczynamy rozmawiać. Jadę obok ciebie cały dzień, a ty nie pisnąłeś jeszcze słówka. Chciałbym wiedzieć, co zrobiłem nie tak – wyjaśnił kapitan z goryczą.
- Wszystko zrobiłeś tak! - zaprotestował gorąco woźnica. - Znaczy nic nie zrobiłeś źle! To nie chodzi o ciebie, tylko o mnie, znaczy w sumie o ciebie też, ale nie tak jak myślisz i właściwie to chodzi i o ciebie i o mnie i...Ojej... - schował twarz w dłoniach. - Lubię cię, naprawdę, tylko po prostu... Zawsze cię podziwiałem i trochę wstydzę się z tobą rozmawiać... Znaczy nie wstydzę się ciebie tylko wstydzę się, że zrobię coś głupiego... Jak teraz... Rozumiesz?
- Chyba tak...? - w oczach Hariatana zamigotały iskierki rozbawienia. Larf przygryzł wargę.
- To dobrze - stwierdził.
- Tak, zaczynałem się martwić, że jakoś cię obraziłem... - zmieszał się kapitan. - Ale wiesz, nie musisz się wstydzić, bo... No, ja ciebie też lubię i to jest słodkie jak się tak denerwujesz.
- S-słodkie? - powtórzył służący, czując że chyba zaraz zemdleje. Czy miłość jego życia właśnie powiedziała mu, że jest słodki?
- Bardzo - Hariatan uśmiechnął się nieśmiało, lekko czerwony na twarzy.
- Dz-dzięki - wyjąkał Larf, ściskając lejce drżącymi dłońmi.

~***~

Gdyby Dan nie był tak spostrzegawczy, ukryta między drzewami gospoda zupełnie umknęłaby ich uwadze. Dach niewysokiej budowli z cegły i solidnego drewna pokrywał dywanik z mchu, a wjazd zupełnie zasłoniły gęste zarośla. Zdradził ją jednak szary dym wylatujący z komina.
- Możemy tam spróbować - powiedział demon Learowi, a ten tylko skinął głową z powątpiewaniem. W tylu miejscach już pytali, niby dlaczego to miało być inne?
W środku unosił się zapach pieczonego mięsa. Było wcześnie i niewielu gości zajmowało stoliki. Za barem brodaty mężczyzna wycierał kufle do czysta. Dan usiadł przed nim, uśmiechając się kusząco i niby przypadkiem rozpinając górny guziczek koszuli.
- Jak tu gorąco, panie gospodarzu - westchnął teatralnie. - Aż przyjemnie wejść z tego mrozu na szklaneczkę czegoś mocniejszego.
- Tja - mruknął demon, mierząc go wzrokiem od stóp do głów. - Skoro tak mówisz, mały. Jakieś życzenia?
- Napiję się piwa - wzruszył ramionami blondyn. Gospodarz nalał mu trunku z wielkiej, dębowej beczki i wrócił do polerowania kolejnych kufli. Dan wziął kilka łyków, odczekując chwilę. W końcu odstawił piwo i splótł palce dłoni ze sobą.
- Wie gospodarz... - zaczął głosem ciekawskiego turysty. - Krążą plotki, że macie w okolicy jakiegoś anioła. Takiego prawdziwego, z niebieskimi skrzydłami i w ogóle.
- Anioła? Tutaj? Psy by go zjadły, a Samael dokończył robotę - zaśmiał się chrapliwie brodacz. - A potem jego piór użył do wypchania poduszki. Nie ma żadnych aniołów, chłopcze. Boją się wytknąć nos ze swojego Nieba.
- Pan strasznie ciężko stąpa po ziemi - wydął wargi szlachcic.
- A ty za bardzo wierzysz w plotki. Jak żyję, nie było tu żadnego cholernego skrzydlatego. I nie będzie – gospodarz odłożył naczynie na bok i wytarł ręce. - Dwie korony za to.
Dan westchnął, podając mu monety. Kolejne bezowocne poszukiwanie. Wypił piwo duszkiem do końca i już miał wyjść, kiedy z jednego ze stolików dobiegło go wołanie.
- Hej, blondasie! - jakiś demon kiwał w jego stronę znad kufla. Szlachcic zmarszczył brwi i po chwili wahania podszedł do niego.
- Słyszałem, że szukasz anioła - rzekł nieznajomy. - Można wiedzieć, po co?
Dan milczał, rozważając możliwe wyjścia. Mógł powiedzieć prawdę, ale nie był pewien, czy nie zaszkodzi tym Learowi i jego bratu. Z drugiej strony, gdyby podał niewłaściwy powód, nie uzyskałby informacji, która mogła wpłynąć na powodzenie ich poszukiwań. W końcu zdecydował się podjąć ryzyko.
- Jego brat chce go odnaleźć – powiedział, siadając naprzeciwko demona i nachylając się do niego konspiracyjnie. - A ja mu pomagam. Proszę, jeśli coś wiesz, pomóż mi. To ważne. Mogę ci nawet zapłacić.
- Mój pan płaci mi wystarczająco za moją robotę - wzruszył ramionami tamten. - Powiem ci szczerze, polubiłem to niebożę i nie chciałbym, żeby wpadł w łapy naszego jakże dobrego Lorda Samaela. Pan znalazł go w lesie. Bardzo przypadli sobie do gustu, ale skoro mówisz, że szuka go brat, to chyba powinienem ci powiedzieć. Znasz Vestara?
Blondyn chwilę się zastanawiał. Oczywiście pamiętał byłego generała Lucyfera, wysokiego i tajemniczego osobnika, zupełnie różnego od jego partnera, Narcynusa. Niestety, gdy Vestar odszedł, ślad po nim zaginął i Dan nie miał pojęcia, gdzie teraz przebywa.
- Znam go – rzekł powoli długowłosy, ważąc każde słowo.
- Mieszka niedaleko – powiedział służący, po czym wyjaśnił mu jak dotrzeć do posiadłości jego pana. - Anioł jest u niego.
- Bardzo dziękuję – szlachcic wstał od stołu z nową energią i czym prędzej wyszedł do czekającego z końmi Leara.
- Dowiedziałeś się czegoś? - zapytał z nadzieją generał, widząc jego rozpromienioną twarz.
- Jest niedaleko, u Vestara – wyjaśnił Dan z uśmiechem, a kiedy oczy anioła wypełniły się strachem, klepnął go uspokajająco w ramię. - Spokojnie. On jest w porządku, nie sądzę, by go skrzywdził. To dawny generał księcia.
- Och, to nie ma co się martwić - sarknął rudy przez zęby. - Wszystko pod kontrolą.
- Nie zachowuj się jak baba, twój mały braciszek to chyba nie dziecko, prawda? - przewrócił oczyma szlachcic.
- Serafin jest starszy – mruknął Lear.
- Widzę, że jesteś tragicznym przypadkiem... - blondyn przejechał dłonią po twarzy, po czym wskoczył na grzbiet swego wierzchowca. - No już, jedziemy, jak się pospieszymy to będziemy tam przed wieczorem.
Generał mruknął coś o rozkazujących mu demonach, ale posłusznie wsiadł na konia i pojechał za swoim przewodnikiem.

~***~

Vestar spacerował z Serafinem po ośnieżonych ścieżkach w ogrodzie. Ich rozmowa po jakimś czasie zeszła na rodzinę. Medyk opowiadał mu o Learze, wspominając z uśmiechem ich wspólne chwile. Przez moment demon poczuł żal, że jego przyjaciel prawdopodobnie już więcej nie zobaczy się z bratem. Zaraz jednak błękitnoskrzydły chwycił go pod rękę z uśmiechem.
- A ty? Zawsze mieszkałeś tu sam? Jesteś takim mrukiem, jak się wszystkim wydaje? - zapytał żartobliwie. Generał zasępił się nieco.
- Właściwie powinienem ci powiedzieć, skoro masz tu zostać. Niedawno wybrałem sobie ucznia. Jest on teraz w Limbo i ćwiczy u jednego z tamtejszych mistrzów, ale powinien niebawem wrócić - powiedział. Serafin uniósł brwi.
- Wiesz, że nie mam nic przeciwko - zapewnił. - Ale czemu nie powiedziałeś mi wcześniej?
- On ma trzynaście lat, Serafinie. Myślałem, że nie będziesz chciał mieszkać z dzieciakiem na głowie...A on ma tylko mnie, przygarnąłem go z ulicy - wyjaśnił czarnowłosy. Jego przyjaciel przez chwilę patrzył na niego z zagadkowym wyrazem twarzy, po czym oparł głowę o jego ramię, uśmiechając się lekko.
- To słodkie, Vestarze. Spokojnie, ani trochę nie będzie mi przeszkadzał – rzekł uspokajająco. Vestar objął go ręką w pasie, przyciągając bliżej. Serafin spojrzał mu w oczy, a jego policzki lekko się zarumieniły. Czarnowłosy już miał nachylić się i go pocałować, kiedy przybiegł służący. Był to młody chłopiec o dużych oczach i kończynach chudych jak patyki. Teraz wyglądał na zupełnie przerażonego i anioł musiał go chwilę uspokajać, zanim w końcu zrozumieli o czym mówił.
- P-p-pan Samael przyjechał - wyjąkał młody demon, kurczowo chwytając rękaw Serafina. - I chce się widzieć z panem Vestarem i z jego aniołem!
Były generał pobladł gwałtownie. Nie spodziewał się wizyty Samaela, Gniewny Pan zazwyczaj nie ingerował w sprawy swojej szlachty, ani jej nie odwiedzał. Jego przybycie nie wróżyło niczego dobrego.
- Vestarze, skąd on o mnie wie? - fioletowe oczy Serafina usilnie szukały w twarzy demona jakiegoś pocieszenia. Ten położył tylko rękę na jego dłoni i zacisnął wagi, kręcąc głową.
- Nie wiem, mój drogi, ale nie oddam cię mu - zapewnił. - Nie bój się.
Delikatnie musnął wargami palce anioła i ruszył w stronę domu z zaciętą miną. Błękitnoskrzydły podążył za nim.
Samael siedział w salonie, rozparty w fotelu. Jego szare włosy spadały na ramiona, a miedziane wargi wykrzywiły się w uśmiechu, kiedy gospodarz wszedł do pokoju.
- Witaj, Vestarze. Jak dawno się nie widzieliśmy - powitał go lekkim skinieniem głowy. - I spójrz tylko, co złapałeś w lesie. Prawdziwy okaz. Piękny anioł, doprawdy.
Wzrok jego czarnych oczu spoczął na Serafinie, który stał w cieniu generała. Anioł zadrżał, bo były one jak dwie dziury ziejące pustką, gotowe pochłonąć wszystko, co nazbyt się zbliży. Jeśli w sercu tego demona zostało jeszcze jakieś dobro, to skryło się tak głęboko, że chyba nikt nie byłby w stanie do niego dotrzeć.
- Owszem, jest piękny - zgodził się Vestar. - Przyjechałeś tu tylko, by mi to powiedzieć?
- Bezczelny, jak zwykle - Gniewny Pan splótł długie palce pod brodą, a w jego głosie słychać było groźbę ukrytą pod powłoką spokoju. - Ale jeśli chcesz wiedzieć, to nie. Jesteś chyba świadom, że Jego Wysokość niedługo zawita w te okolice, prawda? I chyba nie byłoby wskazane, by dowiedział się, że jego drogi generał, który tyle lat wiernie mu służył, teraz ukrywa wroga pod swoim dachem?
- Nie jestem już jego generałem, a Serafin to nie mój wróg - odparł lodowato demon. - Nie ma nic wspólnego z porachunkami Lucyfera.
- Och, jestem pewien, że to niewinna ptaszyna, ale jako podwładny Jego Książęcej Mości jestem zobowiązany poinformować go o twoich poczynaniach. W końcu wszyscy jeńcy należą do księcia, a Lordowie powinni dostarczyć ich na sąd – były archanioł był zupełnie spokojny, lecz jego głos powodował gęsią skórkę na ciele.
- Nie oddam go - zaprotestował Vestar. - Lucyfer nie kazałby zrobić mu krzywdy!
- W takim razie masz pecha, ponieważ nie jesteś już podległy jemu, tylko mnie. A wiesz dobrze, jak ja karzę nieposłuszeństwo - Samael przesunął powoli palcem po swojej szyi, a szlachcic zasłonił Serafina instynktownie.
- Dostaniesz go. Po moim trupie - warknął. Gniewny Pan tylko wzruszył ramionami.
- Skoro tak wolisz – i zanim Vestar zdołał nawet sięgnąć po miecz, Lord rozłożył czarne skrzydła i znalazł się tuż przy nim. Czarne ostrze wbiło się między żebra demona, mijając serce o parę centymetrów. Serafin krzyknął, wyciągając ręce do upadającego przyjaciela, ale Samael złapał go w pasie i odciągnął.
- Ty idziesz ze mną, aniołku. Potrzebuję trochę twojej krwi - syknął mu do ucha i uderzył mocno w brzuch, pozbawiając przytomności.
- Vestar... - wyszeptał anioł, osuwając się bez siły w jego ramiona.

~***~

Lear i Dan zatrzymali się przed posiadłością Vestara jeszcze przed zachodem słońca. Anioł z bijącym sercem zeskoczył ze swojego konia, jak zahipnotyzowany wpatrując się w bramę. Blondyn położył mu rękę na ramieniu, lekkim uśmiechem dodając odwagi, po czym pchnął furtkę. Podeszli do wejścia i demon zapukał w wielkie drewniane drzwi prowadzące do posiadłości.
Gdy tylko służący otworzył im drzwi, zauważyli, że coś było nie tak. Blady i zdenerwowany, mężczyzna powiedział im, że pan Vestar obecnie nie jest w stanie się z nikim zobaczyć i już miał ich wyprosić, kiedy Lear chwycił go za ramię z desperacją w oczach.
- Powiedz mu tylko, że chodzi o Serafina. Proszę - powiedział z naciskiem. Demon powoli skinął głową i zniknął w środku, zostawiając ich na progu. Generał przygryzł wargę.
- Jeśli go tu nie będzie... - zaczął.
- To poszukamy dalej - uciął zdecydowanie blondyn.
Anioł nie zdążył mu odpowiedzieć, bo służący wrócił i wpuścił ich do środka, ale jego mina nie wróżyła nic dobrego. Podążyli za nim przez korytarz aż do pokoju, który musiał być pokojem szlachcica.
Vestar leżał na łóżku w samych spodniach, blady jak śmierć. Jego klatka piersiowa obwiązana była bandażem, na którym kwitła czerwona plama. Oddychał płytko, nierówno, a zaniepokojony lokaj poił go wodą.
- Panie, oto oni - zaanonsował ich przewodnik. Były generał Lucyfera odwrócił się z wyraźnym wysiłkiem.
- Dantalianie... - powitał blondyna. - Co cię sprowadza? Jak widzisz, nie jestem w najlepszej kondycji...
Dan chciał coś powiedzieć, lecz Lear mu przerwał.
- Doszły mnie słuchy, że ukrywasz pod swoim dachem błękitnoskrzydłego anioła. Jeśli to prawda, proszę, pozwól mi się z nim zobaczyć. Jestem jego bratem i chcę go zabrać do domu - rzekł, skłaniając lekko głowę. Na twarzy Vestara odmalował się gwałtowny ból.
- Och, aniele. Gdybyś tylko przybył odrobinę wcześniej... - jego ciałem wstrząsnął napad kaszlu, a krwawy kwiat na opatrunku nieco się powiększył. - Serafina zabrał Samael. Nie sądzę, byś jeszcze mógł zobaczyć go żywego. Nie udało mi się go ochronić... - zacisnął palce na kołdrze.
Lear cofnął się o krok. W jego oczach widać było szczątki nadziei rozbitej w jednej chwili na tysiące kawałków.
- Nie... - wyszeptał, kręcąc głową. - To nie może być prawda...
Głos mu się załamał i schował twarz w dłoniach. Każdy anioł znał historię wygnania Samaela i wiedział, że Gniewny Pan to bezlitosna bestia, której praktycznie nie da się kontrolować. Gdyby sam jeden udał się do jego zamku, demon tylko by go wyśmiał i poszczuł którymś ze swoich paskudnych stworów. Serafin pewnie już nawet nie żył.
- Możesz go zobaczyć żywego - odezwał się nagle Dan, łapiąc go za rękaw. Zaskoczony generał uniósł głowę, by spojrzeć na swego przewodnika. Vestar również wbił w niego wzrok.
- Co masz na myśli? - spytał.
- Lucyfer może kazać go uwolnić. Jest gdzieś niedaleko, prawda? Miał objeżdżać Piekło gdzieś o tej porze - wyjaśnił blondyn. - Jeśli Lear się do niego uda...
- Na prawdę myślisz, że książę Piekła pomoże aniołowi? - prychnął skrzydlaty.
- Nie sądzę, by pomógł nawet któremuś z nas - powiedział gorzko czarnowłosy.
- Nie mów tak! - Dantalian zacisnął dłonie w pięści. - Ja nigdy go nie lubiłem... Nigdy nie szanowałem, obwiniałem za ten cały kryzys, ale... Ugh, on nie jest złym władcą. I jeśli okażesz pokorę, Lear, na pewno cię wysłucha!
- Nie uklęknę przed Lucyferem za żadne skarby tego świata - warknął rudy.
- Stawiasz swój cholerny honor nad brata?! - szlachcic złapał go za kołnierz i potrząsnął mocno. - Ogarnij się trochę! A już zaczynałem myśleć, że stać cię na więcej!
Lear chwycił jego ręce w swoje i delikatnie odsunął. W jego fiołkowych oczach odbijała się walka, jaką toczył. Widząc to, twarz Dana złagodniała.
- Wiem, że pewnie nie tego uczyli cię w wojsku - powiedział miękko. - Nie to mówi napuszona szlachta i inni nadęci aniołowie, ale tak trzeba. Nie staniesz się gorszy od nich, chcąc uratować kogoś, kogo kochasz.
Generał chwilę stał zaszokowany jego słowami. Tyle czasu obracał się wśród arystokratów czekających na każdy jego błąd, że praktycznie zapomniał jaki był kiedyś, gdy mieszkał razem z bratem i archaniołami. Czego uczyli go Rafael, Gabriel, Razjel i przede wszystkim Michał.
- Tak... Masz rację... - rzekł, patrząc na jego dłonie ukryte w swoich. - Ale gdzie znajdę Lucyfera? Musimy wyruszyć natychmiast!
- Ja wiem, gdzie jest... - wychrypiał Vestar. - Jeździłem z nim wiele lat zanim odszedłem... Udaje się teraz do Samaela. Jeśli wyruszył jak zwykle, powinien niedługo przejeżdżać traktem niedaleko mojego domu. Idźcie... Proszę, uratujcie Serafina...
- Vestarze, ty umierasz, prawda...? - zapytał cicho Dan - Nie chcesz go jeszcze zobaczyć?
- Nie. Wystarczy mi wiedzieć, że będzie bezpieczny z Learem - uśmiechnął się słabo były generał. - Idźcie. I nie mówcie mu, co się ze mną stało. Niech się nie smuci.
Blondyn nie wyglądał na przekonanego, ale ruszył za rudym, który już stał przy drzwiach. Zanim wyszedł, usłyszał tylko, jak czarnowłosy znów zaniósł się kaszlem.

_____________________________________________________

WR: Ha, w końcu udało nam się zamieścić rozdział bez opóźnienia <3 Posiadanie bety w domu jest bardzo... Motywujące, że tak to ujmę xD Wybaczcie opóźnienia w komentarzach, ale wszystko przeczytamy już niedługo. Sammy trochę nabroił, ciekawe co zrobi Lucek... Cóż, tego się dowiecie dopiero za tydzień :D

SC: No i się porobiło, drama everywhere... Biedny Lear, szukał brata, a tu dupa... Uwielbiam męczyć postacie <3 Dobrze, dobrze, dobre motywowanie nie jest złe, rozdział musi być -3- Czy Lucek pomoże aniołowi? Czy Samael dostanie za swoje? To i jeszcze więcej - już za tydzień <3

niedziela, 16 lutego 2014

Rozdział IX

Larf pomógł Vinowi zapakować na powóz wielką walizkę, w której znajdowało się wszystko, czego potrzebowali na czas podróży. Służący szybko przekonał się, że Lucyfer potrzebuje mniej więcej tyle strojów co ludzka hrabina szczycąca się podążaniem za najnowszymi trendami. Jego synowie musieli usiąść na bagażu, by blondyn zdołał z wielkim wysiłkiem w końcu go dopiąć.

Hariatan i paru innych żołnierzy, którzy mieli im towarzyszyć jako gwardia stali z boku ze swymi wierzchowcami, kiedy książę przekazywał Bastienowi ostatnie instrukcje dotyczące prowadzenia państwa. Czarnowłosy kiwał głową w skupieniu, zaś jego brat tylko szeroko ziewał. Vin uśmiechnął się lekko na ten widok.

- Podoba ci się – szturchnął go Larf.

- Co? Kto? - blondyn szybko odwrócił wzrok udając, że nie ma pojęcia, o co chodzi jego przyjacielowi, jednak mniejszy demon tylko wyszczerzył zęby.

- Książę, oczywiście - oznajmił. Vin zatkał mu usta ręką.

- Zaraz powiem Hariatanowi, że chcesz pomacać go po klacie - warknął śmiejącemu się Larfowi do ucha.

- Oddał mi swój deser - służący rozpłynął się na samo wspomnienie imienia dowódcy i zupełnie stracił kontakt z rzeczywistością.

- Dobra, jedziemy! - przerwał tę rozmowę Lucyfer i wspiął się do powozu. Vin wszedł za nim, a Larf usiadł na koźle.

- Uważajcie na siebie! - zawołał Lawliet, machając za nimi, kiedy konie ruszyły. Wkrótce opuścili mury pałacu i ruszyli przez Lux na wyprawę dookoła Piekła.

- Dokąd wybieramy się najpierw? - zapytał Vin, kiedy bramy się za nim zamknęły i minęli pierwsze bogate dworki mieszkańców stolicy.

- Do Samaela - westchnął książę. - Chcę to mieć za sobą.

Blondyn przypomniał sobie nienaturalnie blade oblicze Gniewnego Pana, jego czarne skrzydła i zakręcone rogi. Ze wszystkich Lordów to właśnie on wyglądał najgroźniej i służący miał cichą nadzieję, że długo u niego nie zabawią.

- Samaela boi się większość moich poddanych - powiedział Lucyfer, patrząc w okno z zamyśloną miną. - Krążą plotki, że w lochach jego zamku czają się stwory, jakich nawet w Tartarze nie widziano, a przed bramami wiszą ciała nabite na pale jako ostrzeżenie dla tych, którzy mu się sprzeciwią. Sam osobiście nigdy nie wpadłem na coś takiego, ale jestem świadom, że Samael potrafi być bezlitosny. Jeśli nikt nie miesza się w jego sprawy, pozostaje całkiem bezpieczny, ale im bliżej niego, tym łatwiej źle skończyć.

- Nie możesz czegoś z tym zrobić? - Vin wyglądał na zaskoczonego. Był przekonany, że władca panuje nad swoją szlachtą i nie pozwala jej robić co dusza zapragnie.

-To bardziej skomplikowana sprawa – pokręcił głową Lucyfer. - Samael nigdy mi się otwarcie nie sprzeciwił, ale dobrze wiem, że to nie kwestia szacunku. On po prostu wybiera bycie po mojej stronie. Tak mu na rękę. Myślę, że gdyby się zbuntował, dałbym radę go powstrzymać, ale nie mam pewności, bo nikt tak naprawdę nie zna siły Anioła Śmierci. Samael obserwuje granice i zajmuje się częścią Piekła, która jest najbardziej dzika i niebezpieczna. Poza tym moce Lordów, którymi jesteśmy obdarzeni są ze sobą połączone i nie mogę tak po prostu komuś ich odebrać. Ale muszę się z nim rozmówić, po buncie Mephisto nie znalazł sobie nowego generała i praktycznie nie ma wojska...

Urwał, bo zauważył, że jego służący jest nieco zdezorientowany natłokiem informacji.

- Wciąż nie nauczyłeś się wszystkiego o tym miejscu, prawda? Nie martw się, to przyjdzie z czasem, między innymi dlatego zabrałem cię ze sobą na ta wycieczkę - powiedział, kładąc nogi na siedzeniu i opierając głowę o ścianę powozy tak, że zajmował całe swoje miejsce.

- Między innymi? Więc jakie są inne powody? - podchwycił z łobuzerskim uśmiechem Vin.

- Może żebyś mi nie zapłodnił wszystkich w pałacu, kiedy mnie nie będzie? - prychnął były archanioł, krzyżując ręce na piersi.

- Wiesz dobrze, że pośród twojej służby nie ma nikogo mną zainteresowanego - wytknął jego lokaj, na co książę tylko bardziej się zaczerwienił.

- Nie lubię zostawiać swoich rzeczy bez opieki -burknął, machając nerwowo ogonem.

- Tęskniłbyś? - wyszczerzył zęby Vin.

- Tak. Za twoją herbatą - Lucyfer odwrócił się plecami do niego, by nie widział jego rumieńców i rozpoczął uparte ignorowanie kolejnych zaczepek.



~***~



Od tego pamiętnego wieczoru, Lear nie próbował więcej tknąć Dana. Zrobił się ponury i milczący, a w jego fiołkowych oczach widać było jakąś tęsknotę, pragnienie, którego demon nie potrafił określić. Obserwował generała często, bo podczas długiej jazdy nie miał nic innego do roboty. Zauważył, że nie zmienia on opatrunku na rannym skrzydle, ale na tym, który miał nie było żadnych śladów krwi. Dostrzegł delikatne piegi na jego policzkach, absolutnie niewidoczne, jeśli się dłużej nie przyglądało. Poza tym, w jego ruchach było coś sztucznego, jakby pióra na jego plecach służyły tylko do ozdoby. Nie rozkładał ani nie poruszał nawet tym zdrowym i szlachcic parę razy miał ochotę sprawdzić, czy to nie zwyczajna atrapa.

Mimo to całokształt był bardzo atrakcyjny i Dan miał pewność, że gdyby anioł nie był największym dupkiem jakiego Niebo nosiło, mógłby mu się podobać. No i oczywiście, gdyby nie był zajęty pędzeniem za swoim ukochanym. Blondyn nie chciał kolejnego gorzkiego rozczarowania.

Jechali teraz przez gęste bory drogami, na które od dawna nikt się nie zapuszczał. Czasem w nocy, kiedy w głuszy słychać było głos jakiegoś zwierzęcia, demona przebiegały dreszcze. Nie wiedział i nie chciał wiedzieć, co może wyskoczyć z zarośli i ile czasu zajęło by mu rozprawienie się z osiłkami Leara. Tego, co zaszło tego wieczoru jednak nie spodziewał się wcale.

Była noc i zatrzymali się pod jakąś skałą na spoczynek. Dan spał w najlepsze, bo noc nie była zimna i mógł wygodnie umościć się pod kocem bez kombinowania jak zachować najwięcej ciepła. W pewnym momencie jednak rozległy się krzyki i coś upadło ciężko tuż koło niego. Otworzył oczy i parę milimetrów od swojej twarzy ujrzał martwe oblicze jednego z najemników. Wydał cichy okrzyk przerażenia i dopiero wtedy uświadomił sobie, że Lear w środku namiotu walczy sam jeden otoczony osiłkami, którzy najwyraźniej próbowali go zabić. Szlachcic rozejrzał się rozpaczliwie. Anioł może i był generałem, ale nawet generał może nie być w stanie poskromić ośmiu mężczyzn jednocześnie go atakujących w miejscu, skąd droga ucieczki jest bardzo ograniczona. Na szczęście przy nodze blondyna leżała maczuga, którą upuścił martwy zbir. Dan złapał ją i dźwignął z wielkim wysiłkiem, po czym spuścił ciężko na łańcuch trzymający go w miejscu. Po dwóch uderzeniach ogniwa pękły i demon był wolny. W samą porę, bo jeden z najemników właśnie zachodził anioła od tyłu, a ten go nie zauważył, zbyt zajęty walką z dwoma innymi. Szlachcic ścisnął maczugę w rękach i pchnął nią napastnika z całych sił. W tej samej chwili Lear pozbawił głów swoich dwóch przeciwników i odwrócił się, by ujrzeć ostatniego z osiłków podnoszącego się z ziemi ze złowrogą miną. Zanim jednak demon zdążył zamierzyć się na Dana, anioł odepchnął szlachcica poza jego zasięg i wbił mu miecz w pierś aż po samą rękojeść. Mężczyzna kaszlnął krwią jakby zaskoczony tym, co się stało i zwiotczał zupełnie.

Generał jednym szarpnięciem wyciągnął ostrze z jego ciała i wytarł je z krwi. Jego spojrzenie spoczęło na więźniu, który wciąż trzymał maczugę opartą o ziemię w drżących dłoniach. Lear delikatnie złapał go za nadgarstek i zmusił do puszczenia broni.

- C-co to było? - wyjąkał Dan, patrząc na trupy leżące dookoła.

- Moi ludzie stwierdzili, że mają dość bezsensownego błąkania się i że najlepszym wyjściem będzie mnie zabić we śnie, zabrać pieniądze i się zmyć - odparł anioł, wzruszając ramionami. - Niestety w wojsku nauczono mnie, że przy osobach, którym się nie ufa, nigdy nie zasypia się całkowicie, a oni byli dalecy od godnych zaufania. Zagapiłem się jednak i gdyby nie ty, pewnie to moje ciało by tu teraz leżało. Czemu to zrobiłeś?

- Myślisz, że co by się ze mną stało, gdyby ciebie już zadźgali? - burknął blondyn, krzyżując ręce na piersi. - Od początku mieli ochotę na mój tyłek.

- Ja również mogę poderżnąć ci gardło - zauważył Lear.

- Możesz, ale wtedy nie znajdziesz swojego kochasia - odparł beztrosko Dan. - A teraz zdejmij mi z nogi to świństwo, nie mam zamiaru uciekać. Dotrzymuję danego słowa.

Anioł przez chwilę przyglądał mu się, jakby oceniając, czy może mu wierzyć, po czym wyciągnął z kieszeni klucz i rzucił. Demon zdjął kajdany i westchnął z ulgą.

- No, tak od razu lepiej. Proponuję zostawić ciała zwierzątkom na pożarcie i ruszyć grzecznie dalej. Nikt nie będzie płakał za tymi typkami.

Z tymi słowami opuścił namiot, bo od widoku zwłok robiło mu się niedobrze. Kiedy przysiadł przy wygasłym ognisku, usłyszał, że Lear podążył jego śladem.

- Jak ci na imię, demonie? - zapytał, stojąc w bezpiecznej odległości od swego więźnia.

- Dantalian – odparł blondyn, odwracając się do anioła.



~***~



Wzięli dwa najsilniejsze konie, a resztę puścili wolno. Lear zarzucił na siebie płaszcz z kapturem, kryjąc pod nim ciasno złożone na plecach skrzydła. Schowali namiot do juk razem z jedzeniem i paroma kocami, resztę zostawili jak była, by natura zrobiła z nią co chciała. Kiedy wyruszyli, zaczynał padać gęsty śnieg i Dan stwierdził, że następną noc lepiej będzie spędzić w gospodzie. Na szczęście znalazł swoje pieniądze schowane w sakwie jednego z osiłków, a także odkopał w jakimś namiocie szablę, którą mu zabrali.

Kiedy wyruszali, powoli zaczynało świtać. Szlachcic ziewał raz po raz, starając się zakrywać usta dłonią. Wyglądał przy tym jak mały kot, marszcząc lekko nos. Pod wieczór dotarli do gospody, a on niemalże zasypiał na koniu, jednak myśl o nocy w ciepłym łóżku dodawała mu sił. Odstawiwszy wierzchowce do stajni poszedł wykupić pokój, a okutany ciasno peleryną Lear podążył za nim. Gospodarz spojrzał na nich podejrzliwe, kiedy Dan poprosił o pokój dla dwoje, ale nie skomentował tego.

Ich sypialnia znajdowała się na piętrze. Był to malutki, przytulny pokoik z dwoma łóżkami i dywanem ze skóry niedźwiedzia na środku. Niewielkie drzwi prowadziły do ciasnej łaźni, a nad oknem z rzeźbionym okiennicami wisiały grube zasłony. Całość sprawiała bardzo przytulne i ciepłe wrażenie.

Generał rozpiął pelerynę i zrzucił ją z siebie z westchnieniem, siadając ciężko na jednym z łóżek. Jego skrzydła pozostały nieruchome, jakby nie przeszkadzało mu to, że przez tyle godzin mocno ściskał je ze sobą. Dan natomiast szybko pozbył się płaszcza, zostając w samej luźnej koszuli z szerokimi rękawami i obcisłych spodniach z wysoki stanem. Jego złociste loki opadały na plecy lśniącą kaskadą, kiedy sięgnął do guzików i zaczął je rozpinać.

- Co ty robisz? - zapytał Lear, lekko zdezorientowany. Po tym jak go zaatakował, demon byłby głupi, by się przed nim odsłaniać.

- Idę się umyć, a coś ty myślał? - prychnął Dan, rzucając mu rozeźlone spojrzenie. - Śmierdzę jakbym w życiu nie widział wody, fuj.

Z tymi słowami cisnął koszulę na pościel i zamaszystym krokiem udał się w stronę łaźni. Kiedy wyszedł, anioł polerował swój miecz. Jego wzrok był skupiony, ale uniósł głowę, usłyszawszy skrzypienie drzwi. Blondyn stał przed wejściem do łazienki, a jego nagie ciało okrywał jedynie ręcznik owinięty wokół bioder. Przysiadł na swoim łóżku i rozejrzał się, marszcząc brwi.

- I tak oto nie mam w czym spać - mruknął bardziej do siebie niż do Leara, ale generał i tak usłyszał. Ze swoich juk wyjął zapasową koszulę i rzucił ją demonowi.

- Masz. Nie będę patrzył, jak śpisz nago - powiedział chłodno.

- Ostatnio moja nagość wcale ci nie przeszkadzała - blondyn prychnął kpiąco, ale założył na siebie ubranie i przewiesił ręcznik przez oparcie krzesła, by wysechł. Strój sięgał mu do połowy uda, a rękawy musiał sobie podwinąć, jednak nie krępowało go to. Niech Lear sobie popatrzy.

- Twój chłopak pewnie wyglądałby w niej lepiej - rzekł zaczepnie, rozkładając się na pościeli i krzyżując ręce pod głową.

- Mój chłopak? - powtórzył generał, unosząc brwi pytająco.

- No, nasz błękitnoskrzydły anioł - odparł Dan, jakby to było oczywiste.

- Serafin jest moim bratem - pokręcił głową Lear.

- B-bratem?! - blondyn mało nie spadł z łóżka. - Rany, przepraszam, nie spodziewałem się tego. Bratem... - sam nie wiedział czemu, kąciki jego ust mimowolnie uniosły się do góry. Przeciągnął się jak kot z szerokim uśmiechem.

- Co cię tak cieszy? Jesteś dziwny – mruknął anioł.

- Może trochę - przyznał Dan, przytulając policzek do miękkiej poduszki.



~***~



Był śliczny poranek i płatki śniegu coraz śmielej opadały na ziemię. Serafin przeciągnął się w łóżku w swoim małym pokoiku i otworzył okno. Zimowy wiatr uderzył go w twarz i wtargnął pod luźną koszulę nocną, tańcząc chłodnymi ukłuciami na skórze. Anioł uśmiechnął się, kiedy pod swoim oknem ujrzał Vestara w skupieniu ćwiczącego pchnięcia i flinty. Szlachcic poruszał się jak pantera, miękko, płynnie i drapieżnie. Nie był typem mięśniaka i raczej czerpał swą siłę ze zwinności. Miecz zdawał się przedłużeniem jego ręki, niebezpiecznym pazurem gotowym sięgnąć do ofiary i rozerwać jej gardło. Serafin musiał przyznać, że jego wybawca był wyjątkowo atrakcyjny w takiej odsłonie.

W końcu demon wsunął broń z powrotem do pochwy i ruszył w stronę domu, jednak zatrzymał się, zauważywszy w oknie błękitnoskrzydłego. Uzdrowiciel mógłby przysiąc, że kąciki jego ust lekko się uniosły.

- Witaj, mój aniele - powiedział, kłaniając się lekko. - Widzę, że zimowe powietrze nie jest ci straszne.

- Nie kiedy pod moim oknem czeka przystojny wojownik - odparł Serafin z uśmiechem, opierając się na parapecie. - Któż mógłby się oprzeć?

- Czy dotrzymasz temu wojownikowi towarzystwa na śniadaniu? - zapytał Vestar, na co anioł tylko roześmiał się dźwięcznie.

- Jeśli odprowadzi mnie do jadalni, to dlaczego nie? - i zniknął w pokoju, by szybko zrzucić z siebie koszulę nocną, by ubrać coś bardziej eleganckiego. W końcu zdecydował się na bluzkę z żabotem, którą zawiązał granatową wstążką pod szyją i obcisłe spodnie. Włosy pozostawił rozpuszczone, świadom, że jego przyjaciel bardzo lubi się bawić niebieskimi kosmykami. Ledwo skończył, kiedy rozległo się pukanie.

- Proszę - zawołał, odwracając się na pięcie w stronę drzwi i uśmiechając się najładniej jak umiał. Vestar wszedł do środka, a jego zazwyczaj surowe spojrzenie złagodniało, gdy spoczęło na aniele.

- Przyszedłem, jak prosiłeś - rzekł, podając mu ramię. Serafin ujął je i pozwolił zaprowadzić się na śniadanie.

Jadalnia była wielka, jednak posilali się przy małym stole koło okna, w sam raz dla dwóch osób. Służba demona starała się przygotowując każde danie, bo widziała, że ich pracodawca zawsze traktuje ich dobrze i sprawiedliwie. Mogli przecież trafić do zamku Lorda Samaela, a taka opcja wydawała się równoznaczna z karą śmierci, bo Gniewny Pan nie miał litości dla swych podwładnych, a plotki krążące na jego temat odstraszały nawet największych śmiałków. Vestar osobiście wolał po prostu nie wchodzić mu w drogę, co było o tyle łatwe, że były Anioł Śmierci rzadko kiedy opuszczał swe włości.

- Vestarze, czy służysz w wojsku? - zagadnął Serafin. Wiedział, że demon nie mówi zbyt wiele o sobie, ale naprawdę chciał się czegoś dowiedzieć. Miał nadzieję, że skłoni go do chociaż lekkiego otwarcia się.

- Służyłem - odparł krótko czarnowłosy. Widząc rozczarowaną minę anioła, nie mógł się powstrzymać od uśmiechu. - Kiedyś byłem jednym z dwóch generałów Lucyfera. Niestety po odejściu jego synów zaczął zaniedbywać państwo, więc próbowałem mu przemówić do rozsądku. Pokłóciliśmy się bardzo i odszedłem, żeby tu zamieszkać. Od tamtej pory raczej nie bywam na dworze.

- Generał, co? - zadumał się Serafin. - Mój brat również jest generałem, ale... Pewnie będzie beze mnie bardzo samotny... - westchnął cicho, a jego fiołkowe oczy wypełnił smutek. Vestar wyciągnął dłoń i delikatnie pogładził go po policzku.

- Jestem pewien, że da sobie radę - powiedział. Anioł położył dłoń na jego i przytulił do niej policzek.

- Nie chciałbym jednak stąd odchodzić - wyznał z lekkim uśmiechem.

- To zostań.



~***~



Gdzieś dalej w tym samym okręgu, smukła dłoń ozdobiona pierścieniami i ostro zakończonymi paznokciami przesunęła się nad misą wypełnioną po brzegi anielską krwią. Ta najbardziej nadawała się do obserwowania zakątków Piekła, ponieważ w krwi demonów obraz był mętny i niewyraźny. Samael wiele czasu spędził próbując go jakoś ulepszyć, a później długo szukał odpowiedniego zastępstwa. W końcu udało mu się. Czysta posoka młodych, niewinnych aniołów, które błąkały się na obrzeżach państwa, stanowiła znakomity materiał. Poza tym, była słodka jak miód. Skrzydlaty, którego właśnie ujrzał nie należał do szczeniąt, ale Gniewny Pan nie miał wątpliwości, że jego krew była krystaliczna jak górski potok. Swoją drogą, kto dałby wiarę, że były generał Jego Książęcej Mości może za jego plecami ukrywać taki klejnocik. Idealnie, bo właśnie na tą rutynową obserwację były Anioł Śmierci przeznaczył ostatni flakonik pozostały po jeńcu, który już dawno zakończył swój żywot w lochach.

Obraz rozmył się, gdy Lord wyszeptał zakończenie zaklęcia. Uderzenia jego obcasów o kamienną posadzkę potoczyły się echem po korytarzu, kiedy opuścił tajemną komnatę w podziemiach. Nie miał wiele służby, a jej członkowie często kończyli martwi, ale i tak nie chciał, by ktoś przeszkadzał mu w ciemnych praktykach.

Był biegły w czarnej magii i często sięgał po najstarsze i nie zawsze etyczne zaklęcia. Grube księgi z inkantacjami zapychały połowę półek w bibliotece, chociaż demon trzymał się paru wypróbowanych czarów. Nie był pasjonatem jak Razjel, ani tym bardziej nie był nekromantą. Nienawidził, kiedy go za takiego brano, bo jako Anioł Śmierci wiedział najlepiej, że zabawa w przywracanie życia może się skończyć bardzo źle.

Uzyskiwanie krwi do zaklęcia pozwalającego obserwować najróżniejsze zakątki Piekła może i nie było humanitarne, ale na tym właśnie polegała czarna magia. Teoretycznie każdy rodzaj posoki się nadawał – w praktyce jednak, niektóre po prostu były bardziej efektywne. W obecnych czasach coraz trudniej było znaleźć jakieś zabłąkane anielskie pisklę, które mogłoby posłużyć za źródło na jakiś czas, dlatego Samael nie zamierzał pozwolić, by klejnocik Vestara mu uciekł. Wystarczyło tylko czekać na odpowiednią chwilę.

__________________________________________________

WR: Nastąpiło drobne opóźnienie, za które serdecznie przepraszamy ^ ^" Wiecie, ferie, te sprawy, bety zmęczone podróżą i tak dalej D: Mam nadzieję, że nam wybaczycie i że nowy rozdział przypadnie wam do gustu :D

SC: Witamy w drugi dzień ferii zimowych~~ Za obsunięcie w planach przepraszamy, wiecie, nadpobudliwe autorki chcące łazić po całym mieście za rączkę, te sprawy.... -3- Gejstafin w pełnej krasie wita, tylko co knuje ten niedobry Samael...? Czy VinLuc dojdzie w końcu do skutku? Czy Lear odnajdzie brata? To i wiele więcej, już w następną sobotę~~