Nie
dało się zaprzeczyć, że Valuta była pięknym miastem. Jej urok
jednak nie zawierał się w pełnych przepychu budowlach, zacisznych
skwerach ozdobionych donicami z kwiatami, ani reprezentatywnych
pomników i fontann, przez co wielu przedstawicieli szlachty uważało
ją za nudną i szarą. Camio się z tym nie zgadzał. Pierwszy raz
zawitał do stolicy Okręgu Chciwości i zrobiła ona na nim ogromne
wrażenie. Książę Lucyfer wysłał go tutaj, ponieważ ktoś
musiał odebrać jego stroje z salonu, w którym się ubierał.
Mammon polecił mu to miejsce jakiś czas temu i od tamtej pory nie
zamówił ani jednej rzeczy u krawców w Lux. Diablica prowadząca
salon, dumna matrona o wyrazistych kształtach i wytrawnym guście,
bardzo się tym chełpiła i zawsze próbowała jak najlepiej
dogodzić swojemu klientowi. Zazwyczaj to Larf załatwiał książęce
sprawy w innych miastach, ale tym razem książę potrzebował go,
aby pomagał na jakimś wielkim spotkaniu z wysłannikami jednego z
limbowskich państw, więc bibliotekarz z chęcią zajął jego
miejsce, zwłaszcza, że Lucyfer wcześniej nie omieszkał mu
opowiedzieć o wielu antykwariatach, w których czasem trafiały się
wyjątkowo rzadkie i stare księgi. Camio przyjechał rano, kiedy
salon był jeszcze zamknięty. Zdecydował się zatem przejść po
sklepach wzdłuż głównej ulicy, czekając na otwarcie. Najpierw
jednak wypił herbatę i zjadł ciastko w niewielkiej cukierni parę
ulic od banku. Potem szybko odnalazł jakiś antykwariat. Pełno w
nim było pięknych antyków, szczególnie spodobały mu się dwie
drewniane figury przedstawiające siedzące gryfy i złoty naszyjnik
z piórami, który wyglądał, jakby ciążyła na nim klątwa. To
nie po to jednak tu przyszedł. Właściciel zaprowadził go do małej
piwniczki pod sklepem, gdzie trzymał wszystkie książki, które
miał na sprzedaż. Zarówno sięgające sufitu półki, jak i cała
podłoga były zastawione grubszymi i cieńszymi tomiszczami, które
aż prosiły się o włączenie do pałacowej kolekcji. Myśląc, że
przecież jeszcze ma czas, Camio zrobił sobie miejsce między
książkami, usiadł na zakurzonym dywanie i wziął pierwszą z
brzegu, z ekscytacją zagłębiając się w lekturze.
Świat
fantazyjnych przygód wciągnął go do reszty. Wyruszał w
fantastyczne podróże, czytał o dawnych zwyczajach i wytwornych
strojach, zagłębiał się w kulturę obcych krajów rozrzuconych
gdzieś po niezbadanym do końca morzu, dociekał sensu rymów
układanych przez znanych poetów, nie tylko rodem z Piekła,
poznawał nowe rodzaje zaklęć magicznych i analizował elaboraty na
temat rozmaitych zagadnień, o których wcześniej nigdy za dużo nie
myślał. Z tego transu wyrwał go dopiero właściciel antykwariatu,
lekko trącając go w ramię i informując, że już zamyka sklep.
Dopiero wtedy Camio przypomniał sobie o książęcych strojach,
które zagubione gdzieś między stronicami książek, wciąż
czekały na odebranie. Bibliotekarz przeprosił za siedzenie tak
długo, zapłacił za jeden z tomów, wyjątkowo mu się podobający
i wybiegł na deszcz. Jego parasol został oczywiście w pokoju,
gdzie się zatrzymał, ale nie zwracał na to uwagi. Książę mógł
stracić do niego zaufanie, jeśli zostanie jeszcze jeden dzień.
Może te ubrania były mu potrzebne na spotkanie z wysłannikami z
Limbo. Co wtedy? Nie chciał zawieść Lucyfera po tym wszystkim, co
władca dla niego zrobił.
Ślizgając się na mokrym chodniku,
dotarł w końcu przed drzwi salonu. Przystanął na chwilę, by
poprawić ubranie i przylizać mokre włosy, bojąc się, że Madame
nie wpuści go w takim stanie do środka. Musiał wyglądać jak
siedem nieszczęść. Wyciągnął rękę i nacisnął klamkę, ale
drzwi ani drgnęły. Zaklął, stwierdziwszy dopiero teraz, że w
środku już panuje ciemność. Czyli jednak się spóźnił.
Świetnie.
Przysiadł na schodku, który o dziwo wciąż był
suchy dzięki kolorowemu daszkowi osłaniającego wejście. Wytworni
klienci Madame nie mogli przecież moknąć. Nie miał wprawy w
ćwiczeniach fizycznych, ciągle przesiadywał w bibliotece, dlatego
też miał lekką zadyszkę po tym karkołomnym biegu.
Siedział
chwilę, wpatrując się melancholijnie w spadające krople, kiedy
nagle drzwi za nim się otworzyły i ktoś wyszedł na schodki.
Przystanął z zaskoczeniem, widząc bibliotekarza, który
natychmiast wstał z nadzieją w oczach.
- Pracujesz tutaj?
Świetnie, przyjechałem odebrać stroje dla księcia Lucyfera.
Jestem Camio, madame powinna mnie oczekiwać, zaraz... - zaczął
grzebać w torbie, szukając listu, który dał mu władca.
-
Nie, nie, ja jestem tylko krawcem – zaprotestował demon, unosząc
ręce w obronnym geście. - Madame by mnie zabiła, gdyby któreś z
ubrań zniknęło, dlatego nie mogę nic ci teraz sprzedać...
Przepraszam bardzo... - rzekł, widząc, że Camio nagle jakby
oklapł.
- Miałem jutro rano wracać... Co ja teraz zrobię...? -
zapytał cicho ze zmartwieniem.
- Och... No to może... A, no
przecież! - krawiec spojrzał na niego radośnie, kładąc mu rękę
na ramieniu. - Madame zazwyczaj otwiera tuż przed południem, ale
jutro ma jakiegoś wyjątkowego gościa, który przyjeżdża z samego
rana. Jeśli pojawisz się wtedy, zdążysz jeszcze złapać powóz
do Lux.
- Naprawdę? Dziękuję bardzo – bibliotekarz spojrzał
na demona z wdzięcznością, po czym odwrócił się w stronę
ulicy. Wciąż lało jak z cebra, a on nie chciał, żeby ubranie
przemokło mu do końca. Z drugiej strony, powinien wrócić
wcześniej do pokoju. Kto wie, kiedy deszcz ustanie.
- Szedłeś
tu przez tą ulewę? - prawie zapomniał o obecności krawca, który
wciąż stał obok niego. - Nie masz parasola?
- Zasiedziałem się
nieco w antykwariacie – przyznał Camio. - Nie padało, kiedy
przyjechałem, więc parasol został w pokoju.
-
Ja mam jedną. Możemy iść razem – zaoferował demon.
Bibliotekarz zmierzył go wzrokiem. Wyglądał na całkiem miłego i
w końcu bardzo mu pomógł. Nie było szkody w przejściu się z
nim, a przynajmniej nie będzie musiał jeszcze bardziej
moknąć.
Krawiec tymczasem rozłożył swoją starą, mocno
wyświechtaną parasolkę i spojrzał wyczekująco na Camio. Ten
stanął obok i ruszyli przez deszcz, chociaż odrobinę osłonięci.
– Więc... Camio? Ja jestem Tristan. Nie widziałem cię
wcześniej. Lucyfer zawsze przysyła tego niskiego chłopaka, który
ma takie miodowe oczy – zaczął demon po chwili, spoglądając na
towarzysza niepewnie.
- Larf jest zajęty, a ja jestem
bibliotekarzem. Chciałem poszukać jakichś ciekawych książek, ale
trochę się zagapiłem i cóż... - wzruszył ramionami Camio.
-
Ale kupiłeś w końcu książkę? - zapytał z zaciekawieniem
Tristan.
- Och, tak, chociaż nie mogłem się zdecydować! -
bibliotekarz natychmiast zapomniał o swoim dystansie i zaczął
opowiadać o książkach, które przeglądał. Krawiec słuchał go
uważnie z lekkim uśmiechem na ustach. Wkrótce trzeba jednak było
się pożegnać i Camio zamilkł, nieco zakłopotany, że tak się
rozgadał.
- No to... Do widzenia. Mam nadzieję, że uda ci się
wrócić na czas – Tristan uśmiechnął się do niego.
- Tak...
Dzięki za pomoc. Naprawdę – Camio spojrzał na niego z
wdzięcznością, po czym odwrócił się i wszedł do
kamienicy.
Następnego ranka udało mu się odebrać stroje
księcia i zdążyć na powóz, ale tajemniczego krawca już nie
spotkał.
***
Drugi raz, kiedy zawitał do Valuty nie
był już sam. Towarzyszył mu Nicholas, który zdecydował się
przyjechać tutaj na Targi Medyczne. Camio zabrał się z nim, bo
chciał jeszcze pobuszować po antykwariatach. Młodym książętom
bardzo podobała się książka, którą ostatnio kupił i nawet
Lucyfer go pochwalił. Nie musiał wiedzieć, że bibliotekarzowi
prawie nie udało się dostarczyć ich w porę. Więcej się to nie
powtórzy.
Chciał w sumie spotkać ponownie Tristana i porządnie
mu podziękować. W końcu krawiec go nie znał, a mimo to zdecydował
się pomóc i do tego odprowadził pod drzwi, co było bardzo miłe.
Nie widział go jednak tamtego dnia u Madame, więc spodziewał się,
że pracuje na zapleczu, a nie sądził, by go tam wpuścili.
Jak
się jednak szybko okazało, wcale nie musieli. Kiedy Camio szedł z
rękoma pełnymi książek z antykwariatu, wpadł na krawca, nie
widząc nic przed sobą. Misternie ułożone woluminy rozsypały się
na ziemi, a Tristan natychmiast przykucnął i zaczął je zbierać,
przepraszając nerwowo. Dopiero kiedy podniósł głowę i poznał
drugiego demona, jego twarz rozjaśnił lekki uśmiech.
- O, to
ty... - rzekł, wstając i podjąć mu książki. - Nie sądziłem,
że jeszcze się zobaczymy...
- Ja też, chociaż miałem
nadzieję, że uda mi się jakoś ci podziękować – odparł nieco
nieśmiało Camio.
- Nie ma za co, naprawdę – pokręcił głową
Tristan. - Chyba, że chciałbyś się ze mną umówić na kawę albo
herbatę – zaśmiał się, przekonany, że bibliotekarz nigdy nie
zaakceptuje propozycji.
Ku jego zdziwieniu jednak, okularnik
spojrzał na książki w swoich rękach, a potem na krawca.
-
Możemy iść. Dokąd? - rzekł z lekkim uśmiechem.
- C -co,
serio? Okej, tak daleko to mój plan nie sięgał... - Tristan
podrapał się z zakłopotaniem po głowie, starając się szybko
wymyślić jakieś miejsce, na które było go stać. Dużo ich nie
było, rzadko miał czas chodzić po kawiarniach, ale w końcu
przypomniał sobie jedną.
- Spotkajmy się na głównym placu za
trzy godziny? Mam jeszcze pracę, miałem tylko dostarczyć jednemu z
kupców jego płaszcz... - zaproponował, nieco zażenowany. Musiał
się Camio wydać strasznie żałosny...
- Przynajmniej odłożę
książki – rzekł bibliotekarz. - No, do zobaczenia.
- Do
zobaczenia – Tristan patrzył, jak demon odchodzi ulicą, wciąż
nie mogąc uwierzyć, że udało mu się z nim umówić. Pewnie
chodziło tylko o przyjacielskie spotkanie. Cóż, jemu pasowało i
to. Dawno nie był z nikim na kawie.
***
Camio sam nie
był pewien, czemu zgodził się na to spotkanie. Praktycznie nie
znał Tristana, ale z jakiegoś powodu czuł do niego sympatię. Miał
nadzieję, że nie zanudzi go swoją gadaniną o książkach, bo znał
swoją zdolność do czegoś takiego.
Spotkali się na placu, tak
jak krawiec zaproponował. Tristan wyraźnie starał się wyglądać
dobrze, ale chyba nie było go stać na jakieś wytworne stroje, bo
ubrał starą, wyświechtaną, sztruksową marynarkę z łatami na
rękawach i niemodną już od paru wieków, pożółkłą koszulę.
Był wyraźnie zażenowany swoim wyglądem, co wydało się
bibliotekarzowi całkiem urocze.
- Nie zarabiam dużo – wyznał,
drapiąc się po policzku z zakłopotaniem. - W sumie to prawie w
ogóle. Pracuję u Madame, bo moi rodzice mieli u niej wielki dług i
teraz ja muszę go spłacić... Heh, w sumie to nic takiego, nie będę
go spłacał wieczność... Kiedyś będę mógł odejść i założę
swój zakład – uśmiechnął się przepraszająco, po czym
pobladł, uświadamiając sobie, jak mogło to zabrzmieć. - N-nie
kradnę oczywiście! Tylko czasem dorabiam sobie na boku, szyjąc coś
dla kogoś, kogo nie stać na stroje od Madame...
- Nie pomyślałem
sobie, że kradniesz – uspokoił go Camio. - Idziemy?
- Tak –
odparł Tristan z wyraźną ulgą i zaprowadził go do
kawiarni.
***
Spotkanie to okazało się bardzo
przyjemne, pomimo tego, że krawiec kupił kawę tylko Camio. Sam
podobno nie przepadał za jej smakiem, w co bibliotekarz ani przez
chwilę nie wierzył, ale zdecydował nie drążyć dalej tematu.
Zaskoczyło go, jak dobrym słuchaczem był Tristan. Sam wyraźnie
nie wiedział za dużo o książkach, lecz wyraźnie chciał się
dowiedzieć więcej. W pewnym momencie nawet wyciągnął jeden z
woluminów, które kupił, przysunął się bliżej do krawca i
zaczęli go razem przeglądać. Była to jakaś ilustrowana powieść
historyczna, prawdopodobnie jakiegoś anielskiego autora, bo
wszystkie postaci miały pierzaste skrzydła. Tristan zwrócił
szczególną uwagę na stroje szlachty, które wyraźnie podobały
się Camio. Zaczął mówić, jak można by uszyć coś takiego, po
czym wzruszył ramionami z lekkim rozczarowaniem.
- Niestety,
raczej nikt by ich nie kupił, są już dawno niemodne –
stwierdził.
- Dla mnie są piękne i chciałbym takie nosić –
westchnął bibliotekarz. - Ale po pierwsze mnie nie stać, a po
drugie, co bym z nimi zrobił? Chyba tylko poszedł na bal maskowy.
-
Hej, to całkiem dużo – uśmiechnął się do niego Tristan. -
Myślę, że ci to pasuje.
Camio zarumienił się lekko, ale nic
nie odpowiedział.
***
Od tamtego czasu spotykali się
często. Oczywiście nikomu w pałacu nie umknęło, że Camio nagle
upodobał sobie Valutę na miejsce podróży. Mimo to skrupulatne
uzupełnianie pałacowej biblioteki pozwoliło mu jeździć do
stolicy Okręgu Chciwości przynajmniej raz na dwa tygodnie. Z czasem
zastąpił Larfa i sam przywoził książęce stroje z salonu Madame.
Odkrył też, że Tristan jest niezwykle utalentowanym krawcem, ale
za swoją pracę nie dostaje prawie żadnej pochwały, nie mówiąc
już o wynagrodzeniu. Demon jednak upierał się, że jest w porządku
i że kiedy spłaci dług, będzie zarabiał więcej, niż Madame
kiedykolwiek.
- Wtedy kupię ci wszystkie książki, jakie
będziesz chciał – żartował, a Camio tylko się uśmiechał.
Byli
przyjaciółmi i niczym więcej, chociaż wydawało się to jedynie
kwestią odpowiedniego bodźca. Takie inicjujące zdarzenie miało miejsce
jakiś rok po tym, jak się poznali. Zazwyczaj nie chodzili po
barach, ale jakaś ludowa orkiestra przyjechała z okręgu Beelzebuba
i grali skoczne piosenki, do których przyjemnie się tańczyło.
Tristan i Camio usiedli przy stoliku i obserwowali towarzystwo, nie
chcąc od razu wychodzić na parkiet. Bibliotekarz nie był nawet
pewien, czy jego towarzysz go poprosi, czy po prostu przyszli tylko
popatrzeć. Ku jego zadowoleniu jednak, Tristan spojrzał na niego i
najwyraźniej już miał zapytać, kiedy jakiś wysoki, postawny
demon stanął przy ich stoliku, szczerząc zęby.
- Hej, mały –
powiedział zaczepnie, ignorując krawca zupełnie. Ten zmarszczył
brwi, wyraźnie niezadowolony. - Chcesz zatańczyć?
- Nie,
dziękuję – odparł Camio, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem.
Typek miał rogi na wierzchu, co świadczyło o nim wystarczająco,
by bibliotekarz nie chciał mieć z nim do czynienia. Poza tym miał
wystarczająco przyjemne towarzystwo.
- Oj nie daj się prosić,
wiem, że chcesz – demon nachylił się do niego, machając grubym
ogonem i niby przypadkiem smagając nim Tristana po twarzy.
-
Mamusia cię nie nauczyła, że niegrzecznie jest mieć rogi na
widoku? - krawiec nie wytrzymał i chwycił go ręką, odsuwając od
siebie.
- Hm? Spadaj, cherlaku, nie widzisz, że jestem zajęty?
- warknął tamten, wyrywając ogon z jego uścisku, do Camio
powiedział zaś – Olej go. Jeśli ubrał dla ciebie takie ciuchy,
to znaczy, że ma cię gdzieś – obrzucił krytycznym spojrzeniem
wyświechtaną marynarkę Tristana, a ten zaczerwienił się ze
złości i wstydu. -Pewnie rogi mu nie wyrosły w ogóle, dlatego ich
nie pokazuje.
- Twój móżdżek jest tak mały, że nie
rozróżniasz nawet podstawowych słów? Nie znaczy nie – krawiec
wstał, zaciskając zęby. Camio natychmiast podążył jego śladem.
- Chodź stąd, są inne bary w okolicy... - rzekł niepewnie.
Tristan nie był okazem siły. Z tak umięśnionym demonem nie dałby
rady, za nic.
- Nie, Cam. Należy ci się chyba trochę szacunku
– ku jego przerażeniu, krawiec potrząsnął głową i stanął
naprzeciw osiłka.
- No proszę, chłopaczek się stawia! -
roześmiał się mężczyzna, szczerząc zęby. - Nie boisz się, że
ci do końca podrę te łachmany?
- Zobaczymy – Tristan
przekrzywił głowę. Spomiędzy jego włosów również wyrosły
rogi, zakręcone, grube i o wiele dłuższe niż rogi mięśniaka.
Ten cofnął się o krok, widząc to.
- Okej... Wiesz, w sumie
nie ma się o co kłócić... - rzekł niepewnie, po czym podkulił
ogon pod siebie i uciekł. Krawiec westchnął, a jego atrybuty
zniknęły bez śladu.
- Łał – powiedział z podziwem Camio.
Nie spodziewał się, że jego towarzysz jest tak dobrze obdarzony
przez naturę.
- Nie lubię ich pokazywać, nie pasują do mnie
zupełnie... No zobacz. Nie jestem książkowym przykładem... Samca
alfa – mruknął z zakłopotaniem Tristan, ale bibliotekarz tylko
podszedł do niego i wziął go za rękę.
- Może i nie jesteś.
Może i to nawet lepiej – stwierdził, uśmiechając się
lekko.
***
Od tamtej pory ich relacja małymi kroczkami
przechodziła z przyjacielskiej do bardziej przypominającej
kochanków. Trzymali się za ręce, przytulali, czasem całowali w
policzek lub w usta. Tristan nie mógł uwierzyć w swoje szczęście.
Nie sądził, że ktoś kiedykolwiek spojrzy poza jego stare,
wyświechtane ubrania i brak perspektyw na życie. A co dopiero ktoś
taki jak Camio. Inteligentny, wykształcony, oczytany książęcy
bibliotekarz. To było prawie jak w jednej z książek, które demon
tak uwielbiał.
Camio ze swojej strony nie ukrywał się za bardzo
ze swoją relacją i na złośliwe pytania Lianesa odpowiadał bez
jakiegoś zażenowania. Nic więc dziwnego, że cały pałac szybko
się dowiedział o nim i Tristanie. Nie brakowało oczywiście
przyjaznych docinek ze strony mieszkańców, ale bibliotekarz średnio
się nimi przejmował.
- Więc, ten twój krawiec pracuje dla
Madame? - zapytał go któregoś dnia Lucyfer niby od niechcenia,
przechadzając się między regałami.
- Tak. Jest naprawdę
utalentowany – przytaknął Camio, unosząc brwi. Nie sądził, że
książę lubił plotki, po co więc takie pytania.
- Nie wątpię.
Dużo tam zarabia? - Lord Pychy spojrzał na bibliotekarza kątem
oka, pocierając palcami brodę, jakby się zastanawiał.
-
Właściwie to wcale... - zakłopotał się okularnik. - Spłaca dług
swoich rodziców. Ale kiedy spłaci, to założy własny salon! -
dodał szybko, nie chcąc przestawiać Tristana w złym świetle.
Wiedział, że Lucyfer raczej nie szanowałby jego wybór partnera,
ale dbał o jego opinię. W końcu przygarnął go, kiedy błąkał
się zagubiony po Piekle, dał miejsce w pałacu i nauczył czytać i
pisać...
- Mhm. A długo już tam pracuje? - zapytał władca, a
jego twarzy przybrała jakiś nieodgadniony wyraz.
- Tak, raczej
długo... Bardzo długo. Nie pytałem dokładnie, ile... - zastanowił
się Camio. Lucyfer skinął głową i posłał mu uspokajający
uśmiech.
- Kiedy pojedziesz odebrać mój nowy mundur, zabiorę
się z tobą. Lawliet potrzebuje nowych koszul, wszystkie brudzi w
zastraszającym tempie. Dzieciaki – rzekł przyjacielsko i wyszedł
bez żadnej książki. Camio zmarszczył brwi. To było raczej
dziwne.
***
Parę dni później, bibliotekarz wszedł
do salonu Madame w towarzystwie księcia, rozbrykanego, miotającego
się na wszystkie strony Lawlieta i starającego się go uspokoić
Bastiena. Powitał ich jakiś zdenerwowany demon. Miał na sobie
strój stewarda i nerwowo przygryzał wargę, przypominając nieco
królika. Co chwila również zerkał w stronę zaplecza.
-
W-witamy, wasza książęca mość... Twój mundur już jest gotowy,
Madame zaraz go przyniesie... - rzekł ugniatając niepewnie skrawek
kamizelki.
- Madame go przyniesie? - Lucyfer uniósł brwi, ale
przerażony steward nie zdołał odpowiedzieć, bo z zaplecza rozległ
się wściekły okrzyk i dźwięk uderzenia. Książę przepchnął
się obok protestującego słabo demona i zdecydowanym ruchem
otworzył drzwi. Camio z niepokojem podążył za nim. Widząc, co
się działo w środku, wciągnął głośno powietrze, zasłaniając
usta dłonią. Wszyscy pracownicy najdowali się w bezpiecznej
odległości i patrzyli ze współczuciem i lekkim przestrachem na
parę na środku. Każdy jednak bał się zainterweniować, co
wyraźnie świadczyło o tym, jak właścicielka traktuje swoich
krawców. Tristan natomiast siedział na ziemi, trzymając się za
zaczerwieniony policzek, nad nim zaś stała Madame, krzycząc
wniebogłosy. Większość jej tyrady składała się z dosyć
mocnych obelg i bibliotekarz chciał wbiec do środka, by odciągnąć
krawca od wściekłej diablicy, ale książę zatrzymał go ręką.
Dopiero wtedy Madame zauważyła, że ma gości. Cofnęła się, cała
czerwona na twarzy.
- Wasza wysokość! - zawołała, wskazując
oskarżycielsko na Tristana. - Właśnie miałam cie poinformować.
Ten... Bezużyteczny... Chłopak nie dość że nie uszył ich na
czas, to jeszcze bez pytania zrobił z materiału na nie to! - jej
palec przeniósł się na wiszący na manekinie staroświecki strój.
Camio wciągnął powietrze głośno. Był to jeden ze szlacheckich
płaszczy z książki, którą pokazywał krawcowi. Mówił, że
chciałby coś podobnego, ale nigdy nie sądził, że Tristan to
uszyje...
- Książę, wybacz mi... Nie wiedziałem, że ten
materiał jest specjalnie na twój mundur! - demon spojrzał na
Lucyfera błagalnie, po czym przycisnął czoło do ziemi. Władca
westchnął i pokręcił głową.
- Wstań – rozkazał,
przechodząc obok, by przyjrzeć się strojowi. - Zdajesz sobie
sprawę, że coś takiego jest dawno niemodne i mógłby to od ciebie
kupić tylko jakiś wielki entuzjasta mody?
- Och – Tristan
zarumienił się lekko, patrząc w bok. - To nie miało być na
sprzedaż. Widziałem to w książce i zdecydowałem się uszyć, bo
ważna dla mnie osoba mówiła, że jej się bardzo podoba... -
uwadze Lucyfera nie umknęło nerwowe zerknięcie na Camio. Widocznie
Tristan bał się, że wpakuje go w jakieś kłopoty.
- Muszę
przyznać, że to imponujące. Uszyłeś to całkiem sam? - Lord
Pychy jeszcze raz obszedł manekina dookoła, a krawiec tylko
przytaknął nerwowo. - Chętnie zabrałbym go do siebie do pałacu,
Madame. Ma chłopak talent, a mnie nie uśmiecha się ciągłe
przyjeżdżanie do Valuty.
- C-co? Ależ książę, bardzo chętnie
bym się tego chłystka pozbyła, niestety jego rodzice zaciągnęli
u mnie kolosalny dług i musi go spłacić – kobieta prawdopodobnie
zbladła nieco, ale pod grubą warstwą pudru trudno było to
zobaczyć. Lucyfer jednak nie miał zamiaru tak łatwo się poddać.
-
Ach, słyszałem coś o tym. No trudno, jestem gotów zapłacić to,
co mu zostało. Wystarczy iść do Mammona i poszukać zobowiązania,
żeby sprawdzić, jaka to kwota – uśmiechnął się, machając
beztrosko ogonem. Madame szybko pokręciła głową.
- Nie, nie,
nie ma takie potrzeby, książę! Ja mam wszystko zapisane, zaraz
wszystko ustalimy – zaprotestowała. - Bonifacy zaraz poszuka tych
dokumentów. Na pewno gdzieś je tu mam...
- Ależ nalegam, jestem
pewien, że Mammon chętnie poświęci mi godzinkę swojego czasu.
Wolałbym wszystko załatwić oficjalnie, w końcu nie chcemy, żeby
zaszła jakaś pomyłka, na przykład mógłbym zapłacić za mało i
byłaby pani poszkodowana... - Lucyfer wyszczerzył zęby uprzejmie.
- Och, wasza wysokość, nawet jeśli, to żaden problem... -
diablica potarła jedną rękę o drugą, przygryzając wargę.
-
Madame protestuje jakby miała coś do ukrycia... - książę
przekrzywił głowę z chytrym uśmiechem. Tym razem kobieta zrobiła
się zupełnie biała, co było widoczne nawet pod makijażem.
-
Wasza wysokość... - zaczęła, ale Lucyfer już wyjął ze swojej
torby schludnie złożoną kartkę i rozprostował ją.
- Tak się
składa, że Mammonowi złożyłem wizytę już wcześniej i muszę
wyrazić swój podziw. Żeby przez cztery lata zmuszać chłopaka do
pracy za nic... Ale przecież cyfry mogą się pomylić, prawda? -
powiedział, machając jej papierem przed nosem.
- Dług był spłacony... Cztery lata temu...? - powtórzył Tristan, spoglądając z niedowierzaniem na kobietę.
- Dług był spłacony... Cztery lata temu...? - powtórzył Tristan, spoglądając z niedowierzaniem na kobietę.
- Jestem pewna, że
to jakaś pomyłka... - wyjąkała Madame, ale jej mina mówiła coś
zupełnie innego.
- Szczerze mówiąc się nie dziwię, też nie
chciałbym, żeby uciekł mi taki talent. Byłem nawet gotów
zapłacić ten dług, ale nasz zaradny Mon zaproponował, że
najpierw wszystko posprawdzamy, tak na wszelki wypadek... I wyszło
szydło z worka, że tak powiem. Swoją drogą, czy zdaje sobie pani
sprawę, że przemoc wobec pracowników jest w naszym kraju zakazana?
- Lucyfer spojrzał na nią z jakimś demonicznym zadowoleniem.
-
Przemoc...? Nie, nic takiego tu nie miało miejsca! - zaprotestowała
gorąco, na co książę tylko spojrzał na zgromadzonych.
- Wie
pani, dlaczego reszta pani pracowników nie zareagowała, kiedy
atakowała pani Tristana? Nie dlatego, że są bandą tchórzy. Po
prostu tak ich pani zastraszyła, że boją się cokolwiek zrobić.
Terror to kiepski sposób rządzenia, Madame – rzekł. - Proszę
zawołać stewarda.
- B-Bonifacy! - zawołała diablica i po
chwili demon wbiegł do środka z książętami uczepionymi rękawów.
- T-tak jest! - Lucyfer miał wrażenie, że zaraz zasalutuje,
taki był zdenerwowany.
- Czy Madame dobrze traktuje swoich
pracowników? - zapytał go książę uspokajającym tonem. Bonifacy
pobladł, spoglądając kątem oka na Madame, jakby bał się, że mu
się oberwie, kiedy powie coś źle. Lord Pychy podszedł i położył
mu rękę na ramieniu.
- Nie bój się. Stoję wyżej niż ona,
pamiętasz? - rzekł miękko.
- N-nie... Często na nas
krzyczy... A kiedy naprawdę się wścieknie, to zdarza się kogoś
uderzyć – przyznał demon, przygryzając wagę. Lucyfer spojrzał
na kobietę znacząco.
- Niestety, Madame. Wygląda na to, że
pani salon zostanie zamknięty – oznajmił.
- Nie możesz
zniszczyć mojej kariery! Ubieram największe osobistości w tym
kraju! Kto będzie szył twoje stroje, jeśli zamkniesz salon? -
wykrzyknęła diablica, czerwieniejąc ze złości.
- Jestem
pewien, że Tristan się tym zajmie. Prawda, Tristanie? Jeśli
chcesz, mam dla ciebie miejsce w pałacu. Możesz zostać, dopóki
nie uzbierasz pieniędzy żeby otworzyć własny salon albo, jeśli
będziesz wolał, na zawsze. Jestem pewien, że są osoby, które
wolałyby tą drugą opcję, prawda?
Camio
zarumienił się lekko, patrząc na krawca z nieśmiałym uśmiechem.
Ten podszedł do niego i przytulił go mocno.
- Dziękuję,
książę... Ja... Naprawdę nie wiem, jak się odwdzięczyć... -
wyszeptał urywanym głosem, patrząc na władcę.
- Odwdzięczałeś
się już dosyć. Teraz pora, żeby inni byli wdzięczni tobie, więc
podbij Lux swoimi strojami – powiedział mu książę.
***
-
Dokąd oni jadą, mamuś? - Lawliet spojrzał na Lucyfera pytająco,
trzymając go za rękę. Słońce już zachodziło, a pracownicy
salonu Madame powoli rozchodzili się do swoich domów. Lucyfer był
pewien, że Mammon sprzeda sklep za dobrą cenę i przypilnuje, żeby
takie incydenty nie miały już miejsca. Camio i Tristan gdzieś
zniknęli, pewnie spakować niewielki dobytek krawca, a on został
sam ze swoimi dziećmi, by przypilnować, aby Madame nie robiła
więcej kłopotów. Teraz już nie było czym się martwić. Nie
wiedział, gdzie pracownicy salonu znajdą robotę, ale był
przekonany, że będzie ona lepsza. Zawsze mógł paru przyjąć do
pałacu, Tristan pewnie będzie prędzej czy później potrzebował
pomocników.
- Pewnie gdzieś, gdzie będzie im lepiej –
powiedział synkowi, a ten mocniej ścisnął jego dłoń swoją małą
rączką.
- A Tristan zamieszka z nami? - zapytał Bastien. - I
będzie dla nas szył?
- Będzie szył, dla kogo będzie chciał,
cukiereczku – odparł Lucyfer.
- Wracamy już? Spać mi się
chce – ziewnął młodszy z książąt.
- Będziesz musiał
pospać w powozie, bo nie zdążymy przed wieczorem... - Lord Pychy
puścił rękę Bastiena i wziął malucha na ręce. Ten objął go
za szyję, wtulił w nią nosek i przymknął oczy.
- Mogłeś go
zostawić w domu, jest za mały na długie podróże – wydął
wargi Bastien.
- Sam jesteś za mały! - zaprotestował sennie
jego brat. Książę roześmiał się cicho, gładząc go po plecach.
Po chwili pojawili się również Tristan i Camio w towarzystwie
stewarda. Krawiec miał niewielką, starą jak świat walizkę.
Wrzucił ją do powozu, zaś czarnowłosy syn Lucyfera złapał
Bonifacego za rękaw.
- Gdzie będziesz teraz pracował? Jako
przyszły władca muszę się upewnić, że jakoś się utrzymasz –
powiedział poważnym tonem, patrząc na niego z dołu czerwonymi
oczyma.
- Och... - demon zamrugał z zaskoczeniem, po czym
uśmiechnął się do niego. - Niech wasza wysokość się nie
martwi. Pewnie dołączę do jakiegoś wędrownego zespołu, trochę
znam się na muzyce.
- W takim razie powodzenia – rzekł dumnie
Bastien. Bonifacy wyglądał, jakby ledwo powstrzymywał chichot.
-
Dzięki za pomoc, Bonnie – Tristan podszedł do nich i klepnął
byłego stewarda w ramię.
- To ja dziękuję wam. Teraz w końcu
mam spokój od tej jędzy – pokręcił głową demon. - Książę,
jestem naprawdę wdzięczny.
- Nie ma za co. Chcę, żeby w moim
państwie było jak najlepiej – odparł Lucyfer. - Powodzenia.
-
Dziękuję! - Bonifacy pomachał im na pożegnanie i również
odszedł w swoją stronę. Książę natomiast patrzył, jak Tristan
bierze Camio za ręce i całuje go lekko. Nie mógł powstrzymać
lekkiego ukłucia bólu w klatce piersiowej.
- Nie bądź
smutny... - Bastien wziął go za rękę, więc natychmiast się
otrząsnął. Pocałował chłopca w czubek głowy, zmuszając się
do uśmiechu.
- Nie jestem, kochanie. No, dalej, trzeba wracać –
powiedział i wsiedli razem z krawcem i bibliotekarzem do
powozu.
***
- Tristan, jeszcze jeśli poczuję jeszcze
jedną szpilkę, to przysięgam, moja noga nigdy więcej nie postanie
w tej komnacie – warknął Vin, patrząc, jak krawiec kręci się
wokół niego, upinając materiał z uwagą.
- Uważaj, bo zaraz
dźgnę cię specjalnie – odburknął Tristan z miarką w zębach.
- Myślisz, że zapomniałem, jak ostrzyłeś sobie zęby na Camio?
- Och, na łaskę! To było wieki temu! - generał odwrócił
się, protestując, ale drugi demon trzepnął go lekko w ramię.
-
Jeśli mi się teraz ruszysz, to za siebie nie ręczę – fuknął.
Vin zamilkł posłusznie, nie chcąc spędzać w towarzystwie
Tristana więcej, niż było trzeba. Jego wzrok zaczął wędrować
po pokoju i dostrzegł w kącie niedokończony strój, który
zupełnie nie pasował do reszty.
- Rany, co to jest? Takie rzeczy nosiło się w piętnastym wieku – rzekł z
niedowierzaniem. Krawiec rzucił przelotne spojrzenie w tamtą
stronę.
- Ach, to? To dla Camio. Na naszą rocznicę ślubu.
Uwielbia modę historyczną. Tylko mu nie mów, to niespodzianka –
powiedział, a jego policzki lekko się zaczerwieniły. To już tyle
wieków... Kiedy pierwszy raz zobaczył bibliotekarza, nie miał
pojęcia, że kiedyś za niego wyjdzie i będą mieli tak mądrego i
uroczego synka jak Lesi.
- Rocznicę ślubu, hm? - Vin uśmiechnął
się do siebie. Nie miał pojęcia, jak wyglądały śluby w Piekle.
Musiał chyba coś o tym poczytać. Przyda się.
- Tristan!
Widziałeś gdzieś moje dwa nicponie? Ganderius mówi, że włamali
się do kuchni i zabrali dwa kawałki ciasta – drzwi się otworzyły
i wszedł Lucyfer. Jego wzrok spoczął na wpół zasłoniętej
materiałem klatce piersiowej generał, a brwi nieznacznie się
uniosły.
- Nie powinieneś tak wchodzić bez pukania, książę.
Mógłbym być nagi – zauważył Vin. Lord Pychy przewrócił
oczyma, ale na jego ustach pojawił się lekki uśmieszek.
- A to
nowość – mruknął bardziej do siebie niż do blondyna. - No nic,
jak ich nie widzieliście, to idę szukać dalej. Myślałby kto, że
są za starzy na takie zabawy.
Wyszedł, rzucając jeszcze
ostatnie, raczej nie ukradkowe spojrzenie na swojego generała. Po
chwili Tristan odłożył miarkę i ściągnął z Vina materiał
-
No dobra, to by było na tyle. Zawołam cię, jak jeszcze będę
czegoś potrzebował – powiedział. Blondyn skinął głową i
ruszył za księciem, mijając się w drzwiach z Camio.
- W pogoni
za miłością – stwierdził bibliotekarz, oglądając się za nim
z rozbawieniem.
- Zawsze – zgodził się krawiec, szybko
zasuwając zasłonę, by jego małżonek nie widział niedokończonego
stroju. Okularnik uniósł brwi, ale nie skomentował.
- Masz dla
mnie chwilę, czy jesteś zajęty? - zapytał tylko, podchodząc
bliżej. Doskonale wiedział, że nawet gdyby Tristan był, porzucił
by wszystko, żeby z nim pobyć. Chyba, że miał jakiś naglący
termin, ale o tym Camio zawsze wiedział i pozwalał mu pracować w
spokoju. Potem przecież i tak to nadrabiali.
- Dla ciebie zawsze
– zapewnił go krawiec, obejmując w pasie i przyciągając do
siebie.
- Cieszę się, że jesteś moi mężem – stwierdził
bibliotekarz, przymykając oczy. Tristan tylko się uśmiechnął,
przytulając go mocno i całując w czubek głowy.
- A ja, że ty
moim.
__________________________________________________________
WR: Po tym kolosalnym spóźnieniu, przynajmniej postuję coś długiego. Niestety nie jest zbetowane, bo musielibyście czekać kolejny dzień. Jeszcze namówię Scar, żeby to poprawić i wtedy wrzucę dobrą wersję, na razie musicie mi wybaczyć te błędy, które na pewno gdzieś tam z pośpiechu czy nieuwagi się znalazły. Tak. Ciężko mi się pisze te one-shoty, dlatego nie gwarantuję, że następny będzie w sobotę. Ale może damy radę. Dzięki wielkie za wszystkie komentarze, naprawdę bardzo pomagają <3
SC: Studniówka Rabbito i ferie nieźle rozwaliły nam poczucie czasu.... Którego nie mam zbyt wiele, bo mam codziennie korki z matmy, przepraszam ;w; Staramy się wrzucać opowiadanie regularnie, naprawdę, ale nie wiecie jak trudno jest się zebrać, zwłaszcza kiedy ma się wolne ;___; Spróbujemy jednak ogarnąć się już całkiem i wrzucać już w miarę regularnie, chociaż niczego nie obiecujemy. No, do zobaczenia w przyszły weekend! Albo przynajmniej miejmy taką nadzieję ;w;
SC: Studniówka Rabbito i ferie nieźle rozwaliły nam poczucie czasu.... Którego nie mam zbyt wiele, bo mam codziennie korki z matmy, przepraszam ;w; Staramy się wrzucać opowiadanie regularnie, naprawdę, ale nie wiecie jak trudno jest się zebrać, zwłaszcza kiedy ma się wolne ;___; Spróbujemy jednak ogarnąć się już całkiem i wrzucać już w miarę regularnie, chociaż niczego nie obiecujemy. No, do zobaczenia w przyszły weekend! Albo przynajmniej miejmy taką nadzieję ;w;
Aww Camio i Tristan to moja ulubiona para (poza Larfem i Hariatanem)
OdpowiedzUsuńA one-shot świetny <3
W przyszły weekend? Smutam chociaż rozumiem, że Real Life jednak ważniejsze niż blog ;p Kocham tego oneshota! Od początku mnie ciekawiła ta parka ;) dzięki za kolejną próbę Waszej twórczości. Życzę weny i pozdrawiam cieplutko!
OdpowiedzUsuńDark Night
O jak fajnie było poczytać o tej parze *w*
OdpowiedzUsuńŚliczny one-shot, choć Tristan skojarzył mi się z postacią "Księżniczki i Żebraczki" *jak każda dziewczynka kiedyś oglądałam Barbie xD* ... Nie pamiętam jej imienia ale też właśnie była krawcową i szyła by spłacić dług... XD
Malutcy synowie Lucyfera mnie rozczulili, tacy słodcy *^*
A ten strój na rocznicę, to już w ogóle rozwalił mi system xDD
Dużo weny i czasu na pisanie, choć wiem że i z tym i z tym ciężko :D
Lucko-mama jest uroczy. Okropnie, niesamowicie uroczy. Kochający ojciec strasznie do niego pasuje. Rozczuliłem się w fragmencie, gdy nazwał Bastiena "cukiereczkiem"
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział z niecierpliwością, weny i powodzenia!