niedziela, 11 stycznia 2015

WS: Rozdział 9, ostatni

Wieże zamku w Lux widać było już z daleka. Sięgały one błękitu nieba, drapiąc chmury czerwonymi dachami. Piekielna flaga powiewała na wietrze dumnie, zaś pod nią widać było mniejszą, reprezentującą Lorda Pychy. Niżej, za murami, na zboczach wzgórza pyszniły się bogate domy szlachty i kamienice mieszczan. Razjel gwizdnął, wychylając się z powozu, by mieć lepszy widok. 
- No, Gabe, urządzili się tu nieźle, nie możesz zaprzeczyć – powiedział do Regenta, który całą drogę krytykował coraz to nowe uroki krainy brata naburmuszoną miną. 
- Ten zamek jest bardzo... Luckowaty – stwierdził Zachariel, kręcąc głową z podziwem. 
- Nie zgadzam się, jest za wysoki – mruknął Gabriel. Kraj Lucyfera robił na nim wrażenie, ale w życiu by się do tego nie przyznał. Rafi dla odmiany pochłaniał krajobrazy wzrokiem, zupełnie zauroczony.
- Kiedy już będzie pokój, przyjadę tu, żeby to wszystko obejrzeć.
- Co tylko chcesz, Rafi – uśmiechnął się do niego Michał. Jego brat już nieraz udawał się na samotne wyprawy, najczęściej do chorych w różnych zakątkach Nieba, ale czasem również w celu nazbierania ziół. Z takich wycieczek umiał nie wracać tygodniami, gdy zagłębił się w las i badał jego zakamarki. 
Podróż do pałacu Lucyfera okazała się mniej uciążliwa, niż się spodziewali. Być może dlatego, że dziwnym zbiegiem okoliczności Sariel w ostatniej chwili się rozchorował i nie mógł z nimi pojechać. Towarzyszył im za to Ramiel, obecny Anioł Śmierci, który na ten dzień zostawił swoje obowiązki przybranemu synowi, Yvrilowi. Gabriel szybko przekonał się, że kiedy dwie osoby pełniły tę funkcję, były one mniej obciążone, a archanioł mógł w końcu pojawiać się na różnych państwowych wydarzeniach. Cieszyło to Regenta, bo nie chciał, by Ramiel skończył jak jego poprzednicy.
Kiedy tylko wjechali do miasta, uderzyła ich ilość demonów na ulicach. Wydawało się, że prawie wszyscy w Lux wybrali akurat ten moment, by wyjść na spacer. Eleganccy panowie, wytworne damy, a także mniej bogaci mieszkańcy stolicy rozmawiali, oglądali wystawy sklepów, kupowali coś na ulicznych straganach, tłocząc się przy tym niemiłosiernie i rzucając ciekawskie spojrzenia na przejeżdżający orszak. Narcynus, który z niewielkim oddziałem eskortował archaniołów z granicy, tylko wyszczerzył zęby na ten widok. 
- Są zbyt dumni, by pokazać, jak ich to wszystko interesuje, ale nikt nie mógł się powstrzymać, żeby nie zerknąć – wyjaśnił, kręcąc głową, jakby bawiła go taka postawa.
- Wyglądają na całkiem pogodzonych z pomysłem pokoju – zauważył Gabriel. 
- Och, tak. Już widzą te wszystkie możliwości – podróże, luksusowe towary, egzotyczne zwierzątka... - przyznał generał.
- Nie sądziłem, że próżność może przynieść pożytek – prychnął Regent. Jakież to typowe u jego brata. Wady nagle stawały się zaletami. Może to dlatego serafinowie zawsze woleli Lucyfera.
Bramy pałacu stały otworem i kiedy tylko powóz wtoczył się na dziedziniec, obskoczyli ich służący. Jeden odprzągł konie i zaprowadził je do stajni, zaś drugi o dużych oczach w kolorze miodu i słodkim uśmiechu skłonił się nisko, pomagając gościom wysiąść.
- Witajcie na zamku w Lux. Jestem Larfirandus i będę panów przewodnikiem. Jeśli będziecie czegokolwiek potrzebowali, możecie się do mnie zwrócić. Polecam nie wchodzić samemu do kuchni, grozi to uszczerbkiem na zdrowiu, kucharz bowiem uzbrojony jest w chochlę. Do tego...
- Dziękuję, Larf. Myślę, że mój zamek nie stanowi zagrożenia dla życia naszych gości – rozległ się rozbawiony głos za służącym i obok niego stanął Lucyfer. Wyglądał na zadowolonego, jego ogon śmigał na boki energicznie. 
- Witajcie w moich skromnych progach – rzekł, wskazując na zamek. - Larf, mógłbyś sprawdzić, jak idą przygotowania do uczty i balu? 
- Tak jest! - miodowooki demon wyszczerzył zęby, salutując i wrócił do środka, zostawiając księcia sam na sam z jego gośćmi. 
- No cóż, zapraszam. Wszyscy już na was czekają – władca spojrzał na archaniołów pytająco. Gabriel skinął głową.
- Chodźmy. Pokój sam się nie podpisze. 

***

Obrady rzeczywiście nie trwały długo. Obie strony bez zbędnych dyskusji zgodziły się na warunki ustalone już wcześniej. Omówiono jeszcze temat handlu oraz otwarcia granic Nieba dla demonów. Gabriel przyzwolił wygnanym aniołom wchodzić na teren swego kraju bez konsekwencji, odwołując wcześniejsze rozkazy serafinów.
- Nie ma ich już tutaj, więc ich prawa również powinny przestać obowiązywać – rzekł ponuro. Lucyfer podziękował mu skinieniem głowy. Reszta obrad minęła w bardziej pogodnej atmosferze i gdy uroczyście podpisano traktat pokojowy, w ciemniejące niebo nad zamkiem wzleciały kolorowe fajerwerki oznajmiające całemu Piekłu, że wojna dobiegła końca i nastały lepsze czasy. Lucyfer, jego Lordowie i archaniołowie oglądali je z tarasu w milczeniu, pochłonięci własnymi myślami. Książę przypomniał sobie, jak jeszcze nie tak dawno stał w tym samym miejscu z Vinem, oglądając podobne widowisko i obiecując sobie, że ten rok będzie lepszy... I miał wielką nadzieję, że to życzenie w końcu zaczyna się spełniać. 
Po pokazie wszyscy poszli do jadalni, gdzie rozstawiono wielki stół, a na nim rzędy najrozmaitszych potraw, od tradycyjnych dań każdego okręgu, do egzotycznych, sprowadzanych przez Beelzebuba z najdalszych zakątków świata. Sam Lord Obżarstwa był z uczty bardzo dumny – przyjechał dwa dni wcześniej, aby razem z Ganderiusem i jego armią kuchcików wszystko przygotować. Teraz uważnie śledził twarze archaniołów, chcąc wybadać ich reakcje na takie przyjęcie. 
- Och, Lucek, to wszystko jest niesamowite – wyszeptał z podziwem Rafael. 
- Można by wykarmić wojsko – zgodził się z nim Michał. 
- W domu bym tyle nie ugotował – stwierdził Zachariel, spoglądając na Ramiela, który tylko przytaknął. 
- Przynajmniej nie ma Sariela, który popsułby nam apetyt – mruknął Gabriel. Książę machnął ogonem z zadowoleniem, po czym skinął na dwa młode demony stojące w pewnej odległości w towarzystwie generała w masce. Podeszli oni niepewnie i stanęli przed archaniołami. Ich oczy miały identyczny kolor jak oczy Lucyfera. 
- Pozwólcie, że wam przedstawię... To moi synowie, książęta Bastien i Lawliet – przedstawił ich Lord Pychy. Chłopcy skłonili się krótko, wyraźnie obserwując reakcje skrzydlatych. Ci milczeli przez chwilę, aż w końcu Rafi zrobił krok w stronę chłopców i położył ręce na ich ramionach z zasmuconą miną. 
- Pewnie nie myślicie o nas zbyt dobrze. Całe życie znaliście nas tylko jako wrogów waszego ojca, więc możliwe, że trudno będzie nam nawiązać jakąś relację. Ale chciałbym, żebyście wiedzieli, że tak jak Lucuś możecie liczyć na moją pomoc. I innych na pewno też – spojrzał na swoich towarzyszy, którzy tylko skinęli głowami. Lawliet wyglądał na lekko zakłopotanego, ale Bastien uśmiechnął się grzecznie. 
- Sytuacja prawdopodobnie wcale nie jest dla was lżejsza – rzekł. - Nie powinniśmy przejmować się tym co było, tylko razem pracować na lepszą przyszłość, prawda? 
- Oczywiście – przytaknął promiennie Rafi. 
- W takim razie pora zacząć posiłek. Lord Beelz będzie niepocieszony, jeśli jego dania się zmarnują – Bastien wskazał głową na stół i wszyscy usiedli na wyznaczonych miejscach, by zabrać się za posiłek. 

***

Wieczerza zrobiła naprawdę wielkie wrażenie na niebiańskich gościach, zaś po niej nadszedł czas na tańce. Salę balową rozświetliły świece na ozdobnych żyrandolach, a muzykę dało się słyszeć w każdym jej zakątku. Lucyfer musiał przyznać, że służba i zatrudnieni do pomocy żołnierze naprawdę się postarali i wszystko wręcz lśniło przepychem. Eleganckie dekoracje, idealnie dopasowane kolorystycznie do ścian i podłogi, nie rzucały się w oczy, ale dopełniały całość, nadając jej subtelnej nuty. 
Pierwszy taniec, czysto reprezentacyjny, każdy archanioł miał zatańczyć z Lordem. Wywołało to drobne zamieszanie, kiedy wszyscy szukali sobie partnerów, ale w końcu w pierwszej parze znaleźli się Lucyfer z Michałem, który ciągle posyłał mu promienne uśmiechy. Książę przewrócił oczyma, ale w głębi duszy był mile zaskoczony. Spodziewał się, że to wszystko będzie trudniejsze, ale zarówno Rafi jak i Archanioł Ognia wyraźnie chcieli, by wszystko wróciło do normy. Gorzej z Gabrielem, jednak Lucyfer wiedział, że Regent zawsze miał problem z otwieraniem się na innych. Jak na razie nie skakali sobie do gardeł, co według Lorda Pychy było dużym Sukcesem. 
Archanioł Wody został poproszony przez Asmodeusza, który to zupełnie nie przejmując się, że ma do czynienia z głową do niedawna wrogiego państwa, żartował i docinał mu. Gabriel wydawał się zadowolony z takiego obrotu sprawy, bo gdyby jeden nie spróbował przełamać lodów, obaj czuliby się nieswojo i atmosfera byłaby trudna do zniesienia. 
Za nimi tańczył Razjel z Belphegorem. Tych dwóch połączyła miłość do czarów i Pan Tajemnic od samego początku balu czekał na okazję, by móc porozmawiać z drugim magiem. Lord Lenistwa, który specjalizował się w magii snu, wiedział o niej więcej niż on i okazał zaskakujący, jak na niego, entuzjazm by się tymi wiadomościami podzielić. 
Beelzebub natomiast, ku zdziwieniu wszystkich, poprosił cichego jak myszka Ramiela. Czarnoskrzydły spojrzał na niego spod opadającej na oko grzywki, ale zgodził się i przez chwilę nie wyglądał, jakby cały jego świat właśnie się pod nim zapadł. Kiedy Lord Obżarstwa ujął jego dłoń, kąciki jego ust nawet się lekko uniosły, chociaż Mod zarzekał się potem, że to była tylko gra światła.
Mąż Ramiela, Zachariel skończył w parze z Mammonem, który jakoś upodobał sobie jego włosy. Przypominały mu złoto, a wszystko z takim wydźwiękiem kojarzyło się dobrze. Pan Stróży nie miał nic przeciwko, bo jego przyjazne usposobienie nie pozwalało mu być do nikogo uprzedzonym. 
Największe zaskoczenie spotkało wszystkich jednak dopiero wtedy, kiedy Rafael nieśmiało podszedł do Samaela i poprosił, by z nim zatańczył. Lord Gniewu spojrzał na niego jak na ducha, ale Pan Uzdrowień wyglądał na zupełnie poważnego. 
- Chyba że... Ojej, Sammy, wybacz, nie wiedziałem, że chcesz tańczyć z Vestarem... - dorzucił zaraz, zasłaniając usta w zupełnie niewinny sposób. Samael pobladł jeszcze bardziej niż zazwyczaj i natychmiast się zgodził. 
- Sądziłem, że Sam zostanie z Ramielem – szepnął Lucyfer do Michała, ale ten był zbyt zajęty rzucaniem swemu małemu braciszkowi ostrzegawczych spojrzeń, żeby zareagować. 
Zostawiało to tylko Lewiatana, który nieco na uboczu obserwował dobierających się w pary Lordów i archaniołów, mając cichą nadzieję, że nikt go nie poprosi. Cudownym zbiegiem okoliczności Sariel nie przyjechał na spotkanie, przez co jeden ze szlachciców nie miał partnera. On nie czuł się na siłach by zatańczyć z aniołem. Już siedzenie tak blisko nich czyniło go nerwowym, a co dopiero konieczność kontaktu. Miał ochotę ulotnić się z balu jak najszybciej, ale zwyczajnie nie wypadało. 
- Hej, rybo – rozległ się obok niego znajomy głos i musiał spojrzeć w dół, by ujrzeć Azazela zamaszyście machającego ogonem. - Jak się boisz, to możesz zatańczyć ze mną.
Lord Zazdrości nie mógł powstrzymać cichego westchnienia zachwytu. Oczywiście Piekło było dla niego domem i nigdy nie żałował dołączenia do Lucka, któremu wciąż czasem udawało się wprawić go w podziw, jednak największą radością zawsze był dla niego Azazel. Mała, nieokrzesana istotka, mająca parę tysięcy lat, a wciąż czasem zachowująca się jak dzieciak chyba nawet go nie lubiła, jednak zawsze wiedziała, kiedy potrzebował ratunku. To rudzielec pierwszy dowiedział się o jego strachu przed aniołami i od tamtej pory nie przegapił okazji, by chronić Lewiatana przed sytuacjami, które mogłyby wywołać u niego atak paniki. I chociaż Azazel nie darzył go miłością, Lord Zazdrości cieszył się, gdy mógł zobaczyć przynajmniej te małe oznaki sympatii ze strony generała. 

***

Po tańcu oficjalnym, przyszła pora na normalny bal. Pary się rozbiły i każdy mógł zatańczyć z kim chciał. Wiele osób jednak wybrało rozmowy prowadzone cicho na tarasach, albo przy talerzach z winem i przekąskami. W końcu mieli bardzo dużo do nadrobienia, a nie było na to lepszej okazji. 
- Jestem zaskoczony, że Sariel nie przyjechał. Myślałem, że złapie się każdej okazji, żeby nam coś popsuć – powiedział Razjelowi Gabriel, kiedy wyrwali się na chwilę na zewnątrz, po wyjątkowo intensywnym tańcu. Pan Tajemnic był jego partnerem na balach od dawien dawna, przez co często zakładano, że mają romans. Regent nie mógł uwierzyć, jak łatwo jego poddani dochodzą do pochopnych wniosków. Wizja związku z Razjelem wydawała mu się wręcz zabawna. W końcu przyjaźnili się od wieków, coś takiego nie mogło prowadzić do żadnego romansu. Co prawda nazwanie maga bratem wydawało mu się dziwne i nie na miejscu, ale praktycznie tym byli, żyjąc od małego pod jednym dachem. 
- Tak, cóż... Jaka szkoda, że się rozchorował... - zauważył Razjel z lekkim uśmiechem. Gabriel popatrzył na niego z niedowierzaniem. Och, znał tą minę i to bardzo dobrze. 
- Nie zrobiłeś tego – rzekł, starając się nie parsknąć śmiechem. 
- Nie wiem o czym mówisz, mój Regencie – wzruszył ramionami Pan Tajemnic, ale w jego oczach pojawił się złośliwy błysk. 
- Razjelu, nadworny magu Nieba, możliwe, że właśnie nie dopuściłeś do kolejnej wojny. Mógłbym cię teraz pocałować – pokręcił głową Regent, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszy. Jego przyjaciel był najchytrzejszym i najbardziej bezwzględnym aniołem w całym królestwie, ale nie umiał mieć mu tego za złe. 
- To by było niezręczne między przyjaciółmi – zauważył Razjel.
- Pewnie tak – przytaknął Gabriel, zbyt zadowolony, żeby się przejmować. Przecież i tak by tego nie zrobił, a nawet gdyby, żaden z nich nie wziąłby takiego pocałunku na poważnie. 
- Zauważyłeś, że nasz Rafi poprosił Samaela do tańca? - mag niepostrzeżenie zmienił temat, nie chcąc wchodzić na tak grząski grunt. Jeszcze by mu się wymsknęło coś głupiego, czego potem by żałował. 
- Myślałem, że Misiek nam stanie w ogniu z wściekłości – westchnął Gabriel. - Nie wiem, co w Rafiego wstąpiło. Dobrze wie, że Michał go nienawidzi. 
- Michał powinien zapanować nad swoim testosteronem – warknął Pan Tajemnic, krzyżując ręce na piersi. 
- Zgadzam się, ale co z tego? Nie powiesz, że sam nie masz wątpliwości co do Samaela – pokręcił głową Regent. Kiedy powiał zimny wiatr, przypominając o tym, że chociaż zima się już skończyła, wiosna jeszcze na dobre nie zajęła jej miejsca, wzdrygnął się.
- Idę do środka, Rasia – powiedział, patrząc na przyjaciela, a kiedy ten nie wyraził chęci towarzyszenia mu, wrócił do sali, mijając w drzwiach na taras Lucyfera. Książę obejrzał się z zaskoczeniem i spojrzał na maga pytająco. 
- Przeszkodziłem w czymś? - Razjel w mig pojął, co Lord Pychy sugeruje i tylko westchnął
- Nie jesteśmy razem – wyjaśnił z lekkim żalem. Lucyfer skinął głową ze zrozumieniem. 
- Od kiedy? Znaczy, dla nas wszystkich byliście całkiem oczywiści od dawna, ale... - zapytał, spoglądając na maga. 
- To było dawno. Gabryś potrzebował iść z kimś na bal, bo wiedział, że szlachta zaraz będzie próbowała go wyswatać, jeśli tylko pojawi się sam. Poprosił mnie, więc się zgodziłem, zupełnie nie myśląc, że... Ale kiedy go zobaczyłem... Wyglądał niesamowicie, Uriel o to zadbał... Zrozumiałem, że to zawsze był on i tylko on. Ech, ale nic mu nie powiem. On nie czuje tego samego – westchnął Pan Tajemnic. 
- Hej, jestem przekonany, że jakoś wam się ułoży. Gabriel to... Gabriel. On nie zauważa takich rzeczy – książę pocieszająco szturchnął go łokciem w ramię. - Ja natomiast chciałem podziękować ci za pomoc z tymi magami. Gdyby nie ty, to musiałbym szukać nowego Lorda Chciwości. 
Razjel przypomniał sobie jak jakiś rok wcześniej dostał od Lucyfera list z nazwiskami wielu magów i nekromantów i prośbą o informacje o nich. Napisał mu wszystko co wiedział i miał wielką nadzieję, że demon nie wpakował się w nic głupiego. 
- Po co ci były? Znalazłem tam parę naprawdę paskudnych typów – zapytał. Lord Pychy tylko wzruszył ramionami. 
- Spokojnie, sprawa jest rozwiązana – uspokoił archanioła. - Rany, zimno tu. Wchodzimy do środka? 
- Jasne – zgodził się Razjel i podążył za księciem. 

***

Ortis już miał kłaść się spać, kiedy rozległo się ciche pukanie w okno. Jego serce zabiło mocniej. Delikatnie odsunął zasłonę, bojąc się, że tylko mu się zdawało, jednak za szybą rzeczywiście ujrzał uśmiechniętą twarz Oriona. Szybko wpuścił anioła do środka, starając się ukryć swoją radość. 
- Wiesz, że mogłeś wejść przez drzwi? - zapytał, podchodząc do niego i poprawiając mu marynarkę.
- Teoretycznie jeszcze nie wiem, że jest pokój – odparł beztrosko Orion, obejmując medyka w pasie. 
- No to co tutaj robisz? - Ortis przekornie przekrzywił głowę i zaplótł mu ręce na szyję, przyciągając bliżej.
- Pan Rafael powiedział, że mogę cię odwiedzić, kiedy wszyscy będą zajęci balem – wyjaśnił anioł. - Cholernie tęskniłem, Orty – dodał już poważniej. - Bałem się, że przez tak długi czas... To wszystko się zepsuje, przygaśnie, że już nie będziemy tacy sami...
- Ja też. Bałem się, że o mnie zapomnisz – wyznał demon, patrząc mu w oczy. - Chyba obaj byliśmy głupi, co?
- Chyba tak... - Orion uśmiechnął się lekko i pocałował go.

***

Lucyfer przyszedł do łóżka praktycznie w środku nocy. Po balu posiedział jeszcze chwilę z archaniołami, popijając wino i grając w karty. Alkohol rozluźnił nieco atmosferę pomiędzy nimi. Podzielili się najnowszymi wiadomościami z obu państw, trochę pożartowali i przez moment miał wrażenie, że wszystko wróciło do normy. 
Teraz, ziewając szeroko, wszedł do swojego pokoju, by zastać Vina, już dawno pogrążonego we śnie. Maska generała leżała na szafce nocnej, a ubrania były schludnie złożone na krześle. Lucyfer uśmiechnął się do siebie, zadowolony, że skoro jego nie było, blondyn nie zdecydował spędzić tej nocy we własnym pokoju. Wślizgnął się pod kołdrę obok niego i wtulił nos w jego ramię. 
- Jesteś zadowolony? - rozległ się cichy, senny pomruk, kiedy Vin przerzucił ramię przez księcia i przyciągnął go lekko do siebie. 
- Całkiem – odparł cicho władca, przeczesując palcami jego włosy. Kąciki ust generała uniosły się nieco. 
- Dobranoc – wyszeptał Lucyfer i zamknął oczy, by w końcu zasnąć po tym pełnym wrażeń dniu. 

***

Vestar zeskoczył z konia, jak tylko zobaczył w oddali bramę swojej posiadłości. Odetchnął z ulgą. Miło było wrócić do domu z dobrymi wieściami. Spotkanie w pałacu zakończyło się podpisaniem pokoju i chociaż wszystkie gazety rozpisywały się o tym już, kiedy generał wyruszał do domu, zawsze lepiej to usłyszeć z pierwszej ręki. No i Caleb pewnie już z nudów wyzywał wiewiórki na pojedynek. 
Prawie całą drogę jechał z Samaelem i o dziwo udało im się utrzymać w miarę cywilizowaną rozmowę . Generał oczywiście nie powstrzymał się od skomentowania faktu, że Rafael poprosił Gniewnego Pana do tańca. Był trochę zły, że nie udało mu się porozmawiać z archaniołem. W końcu Serafin tak się ucieszył, kiedy Vestar powiedział mu o ich spotkaniu. Cóż, prawdopodobnie jeszcze będą okazje. Jako dowódca Lorda musiał uczestniczyć w większości balów organizowanych przez księcia, a teraz również i archaniołowie zabawią na wielu z nich. 
Brama była otwarta, a przed drzwiami biegał Caleb z atrapą miecza, skacząc radośnie i wykonując różne bohaterskie pozy. Siedzący na schodach Serafin przyglądał mu się z czułym uśmiechem, wyraźnie pochłonięty historią, którą młody demon mu opowiadał. Dopiero po chwili dostrzegł Vestara i wstał, by go powitać. Caleb również przystanął na chwilę i spojrzał za siebie. 
- Mistrzu! - zawołał radośnie, machając do niego. - Wróciłeś!
- Wróciłem. W końcu nie możesz mieć wakacji przez tyle czasu, prawda? - generał poczochrał niesforne, czarne włosy chłopaka. 
- Jak tam pokój? - zapytał Serafin, podchodząc bliżej. 
- Zawarty, chociaż pewnie już o tym wiesz – odparł Vestar, obejmując go w pasie i całując w policzek. 
- Nie przeszkadzajcie sobie... - wyszczerzył zęby Caleb. - I tak miałem zamiar iść po coś do jedzenia. 
Po czym zniknął w domu, zostawiając swojego mistrza samego z jego ukochanym.
- Zachowywał się jak należy? - generał spojrzał na anioła z troską. Wiedział, że młody demon potrafi zaleźć za skórę, co prawdopodobnie było skutkiem ubocznym wychowywania się na ulicy. Wiedział też, że Serafin już przywiązał się do niego jak do własnego syna, dlatego nie chciał, by doszło między nimi do jakichś zgrzytów.
- Oczywiście, że tak. Może wejdziemy do środka i wszystko mi opowiesz? Tęskniłem za tobą – medyk oparł głowę na jego ramieniu, a jego oczy wyraźnie mówiły, że opowiadanie to nie wszystko, co będą robili. Vestar uśmiechnął się do siebie, pocałował go lekko w czoło i dał się zaprowadzić do domu.

***

Dantalian siedział przy stole w koszuli nocnej i miękkich kapciach, które znalazł w którejś z przepastnych szaf na strychu Leara. Maczając obwarzanka w filiżance z mlekiem, leniwie przerzucał strony porannej gazety. Informacja o pokoju była na samym przedzie razem z całym wykazem opinii różnych ważniejszych figur na ten temat. Demon z zadowoleniem stwierdził, że większość z nich była pochlebna, chociaż znaleźli się i tacy, którzy nie pożałowali ostrzejszych słów. 
W zamyśleniu zaczął skubać swego obwarzanka, czytając artykuł jakiegoś profesora na temat praw aniołów z kolorowymi skrzydłami. Wtedy drzwi się otworzyły i wszedł Lear, wciąż w swoim podróżnym płaszczu. Wyglądał na zadowolonego. Nachylił się, pocałował blondyna w policzek i odgryzł mu przez ramię kawałek obwarzanka. 
- Hej, to moje! - zaprotestował Dan z oburzeniem. 
- Przecież czytasz – wyszczerzył zęby Lear. Demon wydął wargi, obserwując, jak generał idzie do kuchni, by nalać sobie mleka. Dopiero po chwili podążył za nim.
- Więc? Jak było? - zapytał, opierając się o framugę. 
- Pałac Lucyfera jest niesamowity, ale jego szlachta to najbardziej próżne i dumne osoby, jakie w życiu spotkałem, a mówię to mieszkając w Niebie i żyjąc z tobą pod jednym dachem – stwierdził Lear, a w jego głosie słychać było fascynację. Dan uśmiechnął się do siebie pod nosem. 
- Nie rozpakowuj się, zaraz jedziemy do Piekła – rzekł, wychodząc. Anioł podążył za nim, lekko zaskoczony.
- Jak to, po co? Chcesz wrócić? - zapytał z niepokojem. Wydawało mu się, że między nimi wszystko jest dobrze, więc dlaczego demon ta nagle wyraził chęć wyjazdu? Czyżby zrobił coś źle? 
- Spójrz na mnie. Ile czasu mogę chodzić w twoich starych ubraniach? Nie, muszę pojechać do domu i się spakować. Poza tym chyba chciałeś odwiedzić Serafina, czyż nie? - Dan posłał mu uspokajający uśmiech. - Nie pozbędziesz się mnie tak- mpf!
Nie skończył, bo Lear pocałował go w usta, jedną ręką przyciągając do siebie. 
- Chętnie zobaczę, jak wygląda twój dom – rzekł, szczerząc zęby. 
- Głupi anioł – mruknął do siebie Dan z zadowoleniem, kiedy generał już rozsiadł się na swoim krześle i zaczął wertować gazetę.
________________________________________________________

WR: Jak obiecałam, rozdział jest dzisiaj, chociaż trochę późno, za co przepraszamy serdecznie. Jest też trochę dłuższy niż przeciętnie. Rany, nie mogę po prostu wyrazić, ile dla nas znaczy widzenie tylu komentarzy pod notką, od razu chce się pisać, dziękujemy wam wszystkim :D A co do przyszłości opka, teraz planujemy trzy one-shoty, a potem jedziemy dalej z fabułą, w której znów skupimy się na jednej konkretnej parce~~

SC: Sorry, że tak późno, miałam studniówkę w sobotę i nie dałam rady sprawdzić na czas ;w; Ciężkie czasy nas czekają, gdyż matura się wielkimi krokami zbliża i czas spiąć dupę, tak więc opowiadanie może się często spóźniać z datą, przykro mi ;__; No ale cóż, takie życie. Do zobaczenia w następną sobotę~~ Miejmy taką nadzieję ;w;

7 komentarzy:

  1. mimo wszystko, vin i lucek to moi ulubieńcy, meh
    swoją drogą, zaczęłam mówić lucyna na lucka, czy to źle?

    OdpowiedzUsuń
  2. Trochę smutno mi było jak się dowiedziałam, że to już ostatni rozdział WS, ale jak tylko przeczytał am, że to nie koniec PnS to mi ul żyło XD Co do rozdziału to przyjemnie się go czytał o, jest taki wesoły i w ogóle słodki <3 Jak dobrze, że wszyscy są szczęśliwi ( chyba XD ) ! Chyba nie ma tu żadnej postaci, której bym nie lubiła :3 Nadal dodaje z anonima bo nie chcę mi się konta zakładać :p

    OdpowiedzUsuń
  3. KOCHAM, KOCHAM I O BORZE ZIELONY, ZAWAŁ ;-; Chcecie mi pikawę wykończyć? Najpierw odświeżałam bloga w sobotę, dopóki nie było ogloszenia u publikacji w niedzielę. Później odświeżałam calutką niedzielę (na pewno macie odwiedziny na blogu przez cały dzień, no lie XD) aż wreszcie JEST! I tu takie "Rozdział 9, ostatni".
    Wait.
    Co?!!!
    Właśnie tu, umrło moje serce ;-;
    A później czytam, że jednak nie koniec i wszystko z serduchem dobrze. Więc w sumie prawie mnie zabiłyście, ale i przywróciłyście do życia. Dziękuję ^-^ Więc do meritum: rozdział kochany, znowu nie przyuważyłam błędów (a miałyście zrobić coś źle, żebym się mogła czepiać!) i w ogóle bardzo mi się podoba ^-^ Cieplutko pozdrawiam i życzę weny!
    Dark Night

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem na was zła.-.- Jak to robicie, że uzależniacie od czytania swojego boga?

    OdpowiedzUsuń
  5. Łączenie w pary do tańca było świetne :D A Rafi i Samael to już wogóle mnie rozwalili xD

    No co mogę jeszcze napisać... Uwielbiam to opowiadanie i z niecierpliwością JUŻ czekam na te one-shoty i powrót do głównego wątku :3 Ciekawa jestem na której parce się głównie skupcie ... hmmmm...



    *Standard* Życzę weny :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem pełna podziwu dla waszych pomysłów. Rozwinęłyście tą historię tak, że nie mogę się oderwać. Końcówka była cudownie sielska, ładna i romantyczna. Ognisty Michaś będzie musiał poskromić swój testosteron bo inacznej gniewny pan może go nadziać na pal - ten drewniany :P Vin i Lucek tworzą dość osobliwą parę i już bym chciała widzieć ich bobasy :D Może być ciekawie poznać reakcję Vina na słowa Lucka 'jestem w ciąży" :P Dobra. Kończę. Godzina mi nie służy. Resztę nadgonię. Nie gwarantuje kiedy :D
    Cieszę się, że chociaż na tym etapie zakończyłam wasz tekst(nie żebym sie mogła powstrzymać gdy tylko będę miała chwilę wolnego).

    OdpowiedzUsuń
  7. Drogie Autorki,
    Czy mogłabym poprosić któraś z was o kontakt ze mną, więcej wyjaśnię w mailu.
    Mail do mnie:
    avatar.of.kaela.mensha.khaine@gmail.com

    Pozdrawiam i z góry dziękuję
    Kaela Mensha

    OdpowiedzUsuń