sobota, 3 maja 2014

Rozdział XX

Dni spędzone u Beelzebuba przepełnione były dobrym jedzeniem, wizytami u sąsiadów i mnóstwem innych przyjemnych zajęć w swojskiej atmosferze. Szlachta w okręgu Lorda Obżarstwa nie była najbogatsza. Wielu z nich nadzorowało pola, sady, lub pastwiska, niektórzy posiadali własne pasieki, inni wyrabiali różne produkty spożywcze na własną rękę. Zazwyczaj czyniło ich to demonami bardziej przyziemnymi i otwartymi niż arystokracja reszty regionów. Lubili pić, mieli często duże rodziny i jeszcze więcej przyjaciół, z którymi spotykali się gdy tylko mieli okazję, by wspólnie zjeść i podzielić się najnowszymi plotkami.
Lucyfer czasem wymykał się Lordowi Obżarstwa i przez okno obserwował poczynania swego lokaja. Vin trenował z Azazelem praktycznie codziennie i rudzielec był dumny z ucznia, tudzież jedynej osoby, która jeszcze mówiła do niego per „pan”. Książę aprobująco ocenił również wielkość rogów blondyna. Co prawda widział je już na początku, ale dopiero teraz spojrzał na demoniczną postać Vina pod kątem... Jakości genów.
Wkrótce przyszedł jednak czas na rozstanie. Powóz stał zapakowany przed domem, oddział Hariatana zwarty i gotowy dosiadał swoich koni, a Lucyfer jeszcze żegnał się z Beelzebubem, który wcześniej wcisnął im tyle prowiantu ile tylko się dało, a do tego ulubione czekoladki Asmodeusza. Azazel stał przy Shemhazaiu, a jego warga drżała niebezpiecznie.
- Wcale mi nie jest smutno - prychnął, kiedy drugi generał zapytał, czy wszystko w porządku. - Niech sobie jadą, co mnie to - po czym wtulił nos w jego rękaw, chowając twarz przed wszystkimi. 
Beelzebub uściskał przyjaciela z całej siły i z troską patrzył, jak ten wsiada do powozu obok swojego służącego. Ten powiedział coś doń, na co - ku zaskoczeniu Lorda - książę odpowiedział lekkim uśmiechem. Nie zdążył jednak podpatrzeć niczego więcej, bo powóz ruszył w drogę. Azazel smarknął głośno, patrząc jak znika za zakrętem.

~***~

- Nicku, list do ciebie! - Lianes, który zazwyczaj rano odbierał pocztę tanecznym krokiem wszedł do gabinetu nadwornego medyka. - Może to twój facet się odezwał?
- Nie mam faceta - warknął Nicholas, zabierając mu kopertę.
- Może to i lepiej dla niego, ty nasz promyczku - wyszczerzył zęby ogrodnik. Lekarz wyrzucił go na korytarz i zatrzasnął drzwi, po czym usiadł w fotelu. Natychmiast rozpoznał pismo, którym zapisane było jego imię. Przez chwilę miał ochotę zgnieść list i wrzucić go w ogień buzujący w kominku, ale coś go powstrzymywało. Z westchnieniem rozciął kopertę i przebiegł oczyma po treści.
- Przepraszam, że znów ci się narzucam? - prychnął do siebie już przy pierwszym zdaniu. - Jakoś ci to wcześniej nie przeszkadzało…
Dalej jednak Serius informował go, że ze względu na wizytę Lucyfera ojciec chwilowo wyrzucił go z domu, a on biedny nie miał gdzie się podziać. Nick miał wielką ochotę wymienić ze cztery miejsca, do których młody szlachcic mógłby się udać, gdyby tylko chciał, lecz z drugiej strony kusiła go perspektywa spotkania z chłopakiem. Nie wiedzieć czemu, jego piegowata twarz i duże, niemalże dziecięce oczy wprowadzały w nudny żywot medyka trochę świeżości. 
Nick zamoczył pióro w atramencie i naskrobał szybką odpowiedź na czystej kartce, obiecując sobie, że zgadza się po raz ostatni.

~***~

Lucyfer zmarszczył nos, kiedy coś połaskotało go w policzki. Przekręcił się na bok, macając na oślep ręką, by pozbyć się drażniącego obiektu, ale jego palce trafiły na ciepły policzek i usta...
- Ah! - wykrzyknął zrywając się i boleśnie zderzając czołem z siedzącym nad nim Asmodeuszem.
- O rany... Lucek, ty jednak jesteś najdelikatniejszą istotą, jaką nosił ten świat - jęknął Pan Rozpusty, masując obolałe miejsce.
- Ja?! Co ty do cholery robisz w moim pokoju o tej porze... - wzrok księcia zjechał na umięśniony tors rudego. - Bez koszuli?!
- Chciałem ci tylko pokazać, jak dobrze wypełniam swoje obowiązki - Mod oblizał się perwersyjnie, przysuwając bliżej.
- Obowiązki...? - mina władcy nie wróżyła niczego dobrego i Lord stwierdził nagle, że chyba lepiej jednak zwiększyć odległość między nimi.
- Pójdę już... Wiesz, gdzie mnie szukać - wyszczerzył zęby i ulotnił się jak najszybciej.
Lucyfer westchnął, przesuwając dłonią po twarzy ze zrezygnowaniem. Od dwóch dni bawili u Pana Rozpusty. Mod przyjął ich w swojej rezydencji bardzo miło i gościnnie, jak to on, ale jego sugestywne komentarze i głupie pomysły męczyły księcia. Po pierwsze - dobrze wiedział, że od jakiegoś czasu rudy patrzy tylko za Lordem Chciwości i wszystkie te podchody są zupełnie nieszczere. Może przez jakiś czas po założeniu państwa ze sobą sypiali, ale żaden nie robił z tego jakiegoś wielkiego związku. A po drugie... Cóż, Vin nie był tego świadom i każde nieprzyzwoite słowo z ust demona kwitował morderczym spojrzeniem.
Książę ubrał się i wyszedł na śniadanie. Asmodeusz miał ich dzisiaj zabrać na wyścig konny w niedawno zbudowanej, ogromnej, krytej hali. Okręg Pana Rozpusty słynął z burdeli zarówno tych wulgarnych, wypełnionych podchmielonymi biedakami jak i eleganckich barów, po których na pierwszy rzut oka nie było widać, czym są w rzeczywistości. Jednak atrakcje na tym się nie kończyły. Obok domów uciechy Mod wzniósł wiele kasyn, gdzie jednej nocy przepuszczano więcej pieniędzy niż w Okręgu Chciwości przez tydzień, teatrów i oper z wybitnymi aktorami oraz filharmonii, na których odbywały się koncerty największych mistrzów Piekła i Limbo. Do tego można tu było znaleźć wiele wystaw rzeźby i obrazów, zaciszne kluby poetyckie i inne miejsca łączące kulturę z subtelną rozrywką. Pan Rozpusty kochał sztukę.
Wyścigi konne też były swego rodzaju sztuką. Wyhodowanie najlepszego wierzchowca wiązało się z latami pracy i treningu, a jedynie prawdziwi koneserzy mogli poprawnie wytypować zwycięzcę wyścigu. Mod obstawił dużą sumę na faworyta - karego Feniksa, który wygrał parę poprzednich gonitw. Wspomniał również, że będzie miał miejsce jakiś debiut, ale nie dawał żółtodziobowi zbyt wielkich szans.
Hala była olbrzymia, a prawie wszystkie miejsca zajęte. Asmodeusz miał wręczyć najlepszemu jego nagrodę - tysiąc koron i złoty puchar, lecz najpierw zaprowadził swoich gości do loży honorowej. Vin przycupnął niepewnie obok księcia, spoglądającego już na tor przez lornetkę teatralną. Dookoła rozlegał się gwar tysiąca rozmów, przez który czasem przebijało się rżenie koni. Czuć było napiętą atmosferę i oczekiwanie, kiedy uczestnicy wyścigu ustawiali się na starcie.
- Spójrz na Feniksa - rudy szturchnął władcę, wskazując na karego wierzchowca o smukłej sylwetce. - Jest stworzony do pędu.
- A ten debiutant? - zapytał Lucyfer, przyglądając się reszcie.
- Nie sprawdzałem. Jakiś idiota postawił na niego niezłą sumkę, jeśli jakimś cudem wygra, gość zgarnie niewyobrażalną kasę - roześmiał się Pan Rozpusty. - Ale nie wygra.
Książę tylko pokręcił głową z rozbawieniem. Asmodeusz zdawał się zapominać, że wyścigi są ruletką. Nieważne, ile by kogo faworyzowano, zawsze jest szansa na niespodziewany obrót sprawy.
Rozległ się strzał i konie ruszyły. Na początku Feniks rzeczywiście wysunął się na prowadzenie, drastycznie zwiększając dystans między sobą a przeciwnikami. Pan Rozpusty zakrzyknął z entuzjazmem, kiedy jego faworyt minął pierwszy zakręt. Wydawało się, że nikt go nie prześcignie, jednak już pod koniec drugiej prostej, pozostałe konie zaczęły się do niego zbliżać.
- Ma świetny start, ale potem słabnie. Wszystko zależy od tego, jak daleko uda mu się wysunąć, zanim zacznie tracić prędkość - skomentował Lucyfer.
- A kto prowadzi między pozostałymi? - zapytał Asmodeusz, marszcząc brwi.
- Numer ósmy, czyli nasz debiutant - książę rozsiadł się wygodniej na fotelu. - Jeszcze się zawiedziesz, Modziu. 
Kiedy Feniks znalazł się zaledwie parę metrów przed rywalem, jeździec debiutanta spiął konia ostrogami mocno. Wierzchowiec wystrzelił do przodu, zrównując się z karym. Przez chwilę jechali bok w bok, aż na zakręcie kary wierzchowiec w końcu zdołał uwolnić się od nacisku drugiego. Zdawałoby się, że zostawi go w tyle, jednak debiutant nie zamierzał się tak łatwo poddać. Przez ostatnią prostą siedział przeciwnikowi na ogonie i tuż przed metą wyprzedził go o długość ciała i pierwszy dotarł do końca wyścigu. Na trybunach zaległa cisza.
- Niech to szlag, Lucek! Musiałeś wykrakać! - warknął Mod. Wrzawa powoli narastała, aż w końcu cała hala wybuchła kakofonią podniesionych głosów, okrzyków podziwu i oburzenia oraz gwizdów.
Kiedy zwycięzcy ustawili się na podium, Pan Rozpusty poszedł wręczyć im nagrody. Zauważył, że jeździec debiutującego wierzchowca miał na twarzy kask, który zasłaniał większą część twarzy. Kostium leżał na jego smukłym ciele wręcz idealnie, opinając uda i pośladki. Asmodeusz stanął przed nim z pucharem, ale nie oddał mu należnej nagrody.
- Zdejmuj kask. Chcę zobaczyć, przez kogo przegrałem pieniądze - powiedział z kpiącym uśmiechem. Dżokej na chwilę zamarł, ale zaraz kąciki jego jasnych ust uniosły się lekko i zgodnie z poleceniem zdjął z głowy kask. Po widowni przebiegł szmer zaskoczenia. Sam Pan Rozpusty stał jak zupełnie wryty w ziemię, patrząc na twarz Mammona, Lorda Chciwości. Szlachcic uśmiechnął się drapieżnie, wykorzystując tą chwilę konsternacji i nachylił Asmodeuszowi do ucha.
- Skoro nie chcesz dać mi nagrody, chętnie przyjmę zapłatę w naturze... - zamruczał zmysłowo. Zaraz jednak jego wzrok padł na złoty puchar. - Ale to sobie wezmę, i kasę też - stwierdził, wyjmując go z rąk rudego i tryumfalnie unosząc do góry.

~***~

- Po co przyjechałeś? - zapytał Lucyfer, kiedy wracali powozem do posiadłości Moda. Mammon opiekuńczo pogładził worek pieniędzy na swoich kolanach ze słodkim uśmiechem osoby, która właśnie zdobyła to, czego pragnęła, przechodząc po trupach największych wrogów. 
- Żeby się wzbogacić, oczywiście - wyjaśnił. - Nikt o zdrowych zmysłach nie postawi na nowicjusza.
- A gdybyś przegrał? - Mod uniósł brwi, wciąż lekko obrażony. Lord Chciwości tylko się roześmiał.
- Modziu, nie złość się tak - powiedział, kładąc głowę na ramieniu rudego. - Twoja mina była bezcenna.
- Jesteś nieznośny - zamruczał Pan Rozpusty, obejmując go w pasie i już po chwili całowali się namiętnie, zupełnie zapomniawszy o obecności księcia i jego służącego. Vin z zakłopotaniem skierował wzrok na Lucyfera, ten jednak nie zdawał się wzruszony nagłym wybuchem uczuć.
- Oni nie są razem - powiedział mu sarkastycznie, unosząc kpiąco brwi. - Ani trochę. 
Blondyn spojrzał przez okno na zaśnieżone pola, a na jego twarzy odmalowała się jakaś dziwna nostalgia.
- Nasza podróż powoli dobiega końca, prawda? - zapytał cicho. Władca położył dłoń na jego dłoni. 
- Nie. Dopóki będziesz przy moim boku - rzekł. Służący kiwnął głową. Trening z Azazelem pomógł mu podjąć decyzję o starciu w turnieju na generała. Nawet jeśli nie uda mu się zajść daleko, to będzie mógł postarać się o miejsce w wojsku i stamtąd próbować awansować na wyższe pozycje. Wojskowy to wciąż lepiej niż lokaj.
- Luciu? - głos Mammona sprawił, że książę szybko cofnął rękę. Para Lordów już przestała zajmować się sobą nawzajem i teraz nieco skonfundowani wodzili wzrokiem od Vina do Lucyfera.
- Moglibyście nie wysysać swoich ust w obecności władcy - mruknął chłodno czarnowłosy, udając, że nic się nie stało.

~***~

Lucyfer właśnie wyszedł spod prysznica, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Usłyszawszy pozwolenie, Mammon wślizgnął się do środka i przycupnął na łóżku. Książę założył koszulę nocną i rozłożył na pościeli przy przyjacielu.
- Nie korzystasz z nocy z Modem? - zapytał, przyglądając mu się uważnie.
- Mod poszedł się kąpać, a ja chciałem z tobą porozmawiać. Mało mamy dla siebie czasu - wyjaśnił Lord Chciwości. - No, to co mi powiesz? - w jego oczach pojawił się figlarny błysk. - Widzę, że twój seksowny lokaj został już zmonopolizowany.
- O czym ty gadasz? - obruszył się Lucyfer.
- Trzymanie się za rączki, a potem trzymanie się za coś innego, Luciu. Nie przejmuj się i działaj - wyszczerzył zęby jego przyjaciel, klepiąc go lekko po plecach.
- Nie żartuj, nie kocham go! - prychnął książę, świadom, że okłamuje samego siebie. 
- A jednak wciąż za nim wodzisz wzrokiem... Martwisz, kiedy znika z pola widzenia, chciałbyś, żeby się zawsze uśmiechał, drżysz, gdy cię dotyka... Znam to... - uśmiech Mammona złagodniał nieco. 
- Wiem, Mon... - westchnął Lucyfer. - Tylko, że... Uh, gdyby dawali nagrodę za hipokryzję, byłbym nominowany jako pierwszy...
- Jaką hipokryzję? Zakochałeś się, to nic złego! Co z tego, że jeden dupek cię wystawił? Masz prawo spróbować jeszcze raz - zaprotestował Lord Chciwości. 
- Myślałem, że już się nauczyłem! Dostałem nauczkę! I postanawiam sobie ciągle, że nigdy więcej, ale jak on się zbliża, to... O tym wszystkim zapominam... - wyszeptał władca, wbijając wzrok w baldachim nad łóżkiem. - I myślę, że chciałbym, by mnie całował, przytulał, patrzył tylko na mnie... Wiem, że mógłbym zdjąć mu tą maskę i pierwszy zobaczyć co jest pod nią, ale z drugiej strony jest mi to obojętne, bo cokolwiek by tam nie było, to niczego nie zmieni, ponieważ go... - urwał, zakrywając usta dłonią i patrząc w bok ze wstydem. Odsłonił się, pokazał, że czegoś pożąda, a pożądanie to przecież słabość. Dlaczego Vin doprowadzał go aż do czegoś takiego...?
Mammon uśmiechnął się ze zrozumieniem. Lucyfer zawsze wspierał go w jego uczuciach i sam nie miał zamiaru być gorszy. Lekko poczochrał włosy przyjaciela.
- Jeśli nie nabrałeś tym mnie, to jego tym bardziej - rzekł. - Więc jak?
- No dobrze... - mruknął książę, chowając twarz w poduszce. - Może i go kocham... - po czym spojrzał na Lorda Chciwości i uniósł brwi, robiąc surową minę. - Ale skoro się przyznałem, to ty idź do Moda i powiedz mu wreszcie, co czujesz.
Złotooki spochmurniał od razu, zaciskając dłoń na pościeli z bólem w oczach.
- Luciu, dobrze wiesz, że jemu chodzi tylko o seks. Czasem się zastanawiam, czy nie lepiej było, kiedy rzucaliśmy się sobie do gardeł… - westchnął ze zrezygnowaniem.

____________________________________________________

WR: Cóż, nowy rozdział jest krótki... Krótki... I trochę przyspieszony jak na moje oko, przyznaję się bez bicia, trochę straciłam motywację ;_; Scarlett majówkę spędza w Niemczech, ale rozdzialik sprawdziła więc powinno być wszystko dobrze. Przedstawiamy wam Asmodeusza i Mammona, parę, o której mnie osobiście pisze się chyba najlepiej ze wszystkich w PnS... Cóż, zobaczycie dalej, do następnej soboty :D

6 komentarzy:

  1. Rozdział bardzo mi się podobał i żałuję, że tak szybko skończyłam go czytać. Z niecierpliwością czekam na następny.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojejku *_* Kocham to opowiadanie:)
    W końcu miałam czas by nadrobić zaległe rozdziały;3 Jestem zachwycona.
    Awww Heriatan i Larf są taaaaacy słodcy<3 A Lucek i Vin *w* OMG. Nie mogę się doczekać ich zbliżenia, bo będzie takowe prawda? :D
    Postaram się dzisiaj coś u siebie skrobnąć i wstawić jutro więc mam nadzieję, że zajrzysz ;3
    Maru;3

    OdpowiedzUsuń
  3. Nadrobiłam ^^ Lubię nadrabiać tu rozdziały, to taka przyjemność czytać to opowiadanie troszkę dłużej ^^ W poprzednim rozdziale było tyle słodkości, że prawie się rozpłynęłam. Moja ulubiona parka w końcu sobie wszystko do końca wyjaśniła. Choć przyznam, że podczas czytania rozdziału zrobiłam się głodna, a takie kwiatki to sama chciałabym dostać ;p
    Ten rozdział też mi się podobał. Strasznie jestem ciekawa jak się potoczą losy lorda chciwości i lorda rozpusty.
    A i prawie zapomniałam o Azazelu, który jest takim cudownym usposobieniem tsundere, ah~~~
    Dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja po prostu... Mogłabym czytać twoje opowiadanie w kółko. Twarz mi się cieszy jak nigdy. Poprawiasz mi regularnie humor. Oni wszyscy są tacy... Mogę ich schrupać? Podoba mi się to jak rozwijasz akcje i osobiście nie wydaje mi się, żebyś ją przyspieszała. Rozdział ląduje ponownie w pliku :) Zbyt cenne, żeby stracić :) Thomas jest typem, który nie działa słowem, a czynem. Nie musiał protestować przy Lilly, on jej udowodni, że ma rację. Wybacz pytanie, ale ja już nie ogarniam inie wiem jak komentować. W-rabbit czy ty sama piszesz to opowiadanie a Scarlet poprawia? Czy nawzajem je piszecie? Czy jest jeszcze inna wersja tej rzeczywistości? :P Nie przejmuj się. Ja uwielbiam "składne i zrozumiałe" komentarze bo najlepiej oddają uczucia targające czytelnikami :) A Oliver... To cały on. Zobaczycie jak to się rozwinie.
    Pozdrawiam
    LM

    OdpowiedzUsuń
  5. Będzie dziś coś nowego? ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten rozdział świetnie pokazuje, jak autorzy (pisarze) muszą świetnie znać sie na wszystkim - na historii, na sportach, na zwierzętach i nazewnictwie ich umaszczenia (ba, w ogóle musza operować nazwami całej palety barw), bogate słownictwo z każdej dziedziny sie przydaje i wzbogaca treść oraz jej czytelnika o nowe informacje, a to jest wspaniałe. Mammon i Mod to zaiste ciekawa para, a Lucyfer... no coż, jest w kropce - biedny, bezradny wobec tego, co się wokoł i wewnątrz niego dzieje. Ale czuję, że niedługo, chcąc-nie chcąc, weźmie sprawy w swoje ręce, w końcu jest kompetentnym władcą.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń