sobota, 10 maja 2014

Rozdział XXI

Pomimo swoich słów, Mammon nie wrócił do własnego pokoju. Właściwie nawet żadnego nie miał, bo Asmodeusz widać z góry założył, że noc spędzą razem i to niekoniecznie na śnie. Wcześniej bywał w posiadłości Pana Rozpusty i zawsze zatrzymywał się w tym samym miejscu.
Kiedy wszedł, Mod siedział na łóżku w samym ręczniku, wycierając wiśniowe włosy. Na widok drugiego szlachcica uśmiechnął się wyczekująco i wyciągnął rękę. Mammon szybko pozbył się marynarki i rzucił ją na fotel, poluzował krawat i usiadłszy na kolanach Pana Rozpusty zaczął rozpinać guziki koszuli. Rudy złapał go za nadgarstki i pocałował namiętnie w usta. Kiedy stracili oddech, odsunęli się od siebie i Mod objął złotookiego ramionami w pasie. 

- Gdzie się błąkałeś? - spytał, opierając brodę na klatce piersiowej Lorda Chciwości. Mammon przeczesał jego włosy palcami z uśmiechem.
- Może byłem u innego przystojnego demona...? - zamruczał zaczepnie. 
-A niby po co miałbyś być, skoro masz tu mnie? - odpowiedział pytaniem Asmodeusz i znów go pocałował. To był argument nie do odrzucenia i zielonowłosy zaśmiał się, drapiąc lekko rudego po głowie. 
- Rozmawiałem z Luckiem - wyjaśnił. - Powiedziałem mu, że nie powinien się tak wzbraniać przed miłością. 
- Jaką miłością? - zdziwił się Pan Rozpusty. - Lucek się zakochał?
Mammon pokręcił głową z politowaniem i oparł czoło na czole kochanka.
- Modziu, jesteś taki krótkowzroczny - westchnął głosem pełnym dziwnego żalu i rozczarowania. Brzmiało to, jakby zupełnie nie chodziło o księcia. Asmodeusz z zaskoczeniem spojrzał w złote oczy drugiego szlachcica, ale ten tylko pokręcił głową i uśmiechnął się kusząco.
- Weź mnie - zamruczał Panu Rozpusty do ucha i zanim ten zdążył zaprotestować, pocałował go, wywracając do tyłu na łóżko. 

~***~ 

Kochali się całą noc i nad ranem Mammon zasnął z głową na ramieniu Pana Rozpusty. Mimo to nie żałował - nie widzieli się od dawna i zaczęło mu już brakować bliskości Asmodeusza. Po buncie Lucyfera przyjeżdżał do niego co miesiąc, chcąc odzyskać pieniądze, które Lord Nieczystości winien był skarbowi państwa, by ustabilizować finanse po wieloletnim kryzysie. Rudy jednak za każdym razem w jakiś sposób zdołał zaciągnąć go do łóżka (nie, żeby wymagało to z jego strony zbyt wiele wysiłku) i kolejnego ranka Mammon wyjeżdżał w pośpiechu, aby zdążyć na jakieś ważne spotkanie. Dopiero niedawno zaczęli spotykać się częściej pod jakimś głupim pretekstem i szybko do tego przywykli. Tak długa rozłąka była wręcz nieznośna.
Mod natomiast zdrzemnąwszy się godzinę, otworzył szmaragdowe oczy i jego spojrzenie spoczęło na Lordzie Chciwości. Wyglądał zupełnie inaczej niż zazwyczaj. W pracy jego włosy były mocno potraktowane żelem, a ciało skrywał elegancki garnitur. Teraz niesforne kosmyki opadały mu na czoło, a usta były delikatnie rozchylone. Zdawał się zupełnie odsłonięty i bezbronny. Asmodeusz pragnął być jedynym, który widzi tą jego stronę, ale... Z drugiej strony wiedział, że ich relacja opierała się tylko na seksie. Mammon nie byłby mu w stanie wybaczyć tych wieków wzajemnej nienawiści i wszystkich raniących słów, które wyszły z ust Pana Rozpusty. Mod zmarnował swoją pierwszą i jedyną miłość bezpowrotnie, zanim jeszcze potrafił ją docenić.
Spojrzał na worek złota stojący na stole. Lord Chciwości pewnie śnił teraz o bogactwach ukrywanych w swym skarbcu, bo na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. Piękny uśmiech, pomyślał szlachcic z westchnieniem. 
- Hej, złoty... Już pora wstawać - wyszeptał we włosy Mammona, z żalem wyrywając go z sennych marzeń. Zielonowłosy zamruczał z protestem, marszcząc brwi. Asmodeusz przewrócił oczyma i delikatnie połaskotał go po brzuchu, w miejscu które odkrył, gdy ostatni raz spędzali razem noc.
- Moood! - miauknął Lord Chciwości, odruchowo łapiąc do za dłoń, by powstrzymać drażniące uczucie. Jego złote oczy spojrzały na Pana Rozpusty z wyrzutem.
- Skoro chciałeś się kochać całą noc, to chociaż ponieś odpowiedzialność - ofuknął go. 
- Ależ nie byłem jedynym, który tego chciał - zauważył z szerokim uśmiechem Asmodeusz. 
- Tym lepiej dla ciebie - Mammon usiadł, przeciągnął się i wstał, by zabrać swoje ubranie, całkiem nagi.
- Jesteś piękny, Monuś - zamruczał z aprobatą Pan Rozpusty, pochłaniając wzrokiem jego smukłe ciało. 
- O rany, nie dziwię się, że wszyscy do ciebie lgną, skoro po seksie tak sypiesz komplementami - Lord Chciwości uniósł brwi, patrząc przez ramię, by zobaczyć jego wyraz twarzy. Czy tylko mu się wydało, że kąciki ust rudego lekko opadły?
- A gdybym ci powiedział, że mówię je tylko tobie? - zapytał zaraz zadziornie.
- Oczywiście bym nie uwierzył... - odparł Mammon, bardzo się starając, by w jego głosie nie było słychać żalu.
- No wiesz? Nie jestem aż takim kłamcą... - Asmodeusz pokręcił głową z westchnieniem. - No nic, chodź, bo Lucek będzie znowu marudził. 

~***~ 

Przez rozmowę z Mammonem Lucyfer przez kolejne parę dni nie potrafił spojrzeć Vinowi w twarz tak, by nie nachodziły go wizje wyznawania sobie uczuć i innych głupich, ckliwych rzeczy. Na szczęście Mod pilnował, aby jego goście się dobrze bawili, przez co książę rzadko miał okazję przebywać z służącym sam na sam. Mimo to pora ich wyjazdu zbliżała się nieubłaganie i władca zdawał sobie sprawę, że wkrótce nie da rady unikać blondyna bez wzbudzania podejrzeń. 
Mieli wyjechać z posiadłości Asmodeusza rano i zatrzymać się na nocleg w Akarosso, Czerwonym Mieście, stolicy okręgu nieczystości. Tam też Pan Rozpusty się od nich odłączał i dalej jechali z samym Mammonem aż do Valuty, położonej niedaleko granicy tych dwóch części Piekła. 
Akarosso okazało się zupełnie inne niż wszystkie miasta, które Vin dotychczas widział. Wysokie, piętrowe budynki z balkonami łączył system mostków w powietrzu. Nad chodnikami górowały zaśnieżone pomniki istot, które przypominały psy zmieszane ze smokami, a wszystko to pomalowano na ceglastoczerwony kolor. Gruba śniegowa pierzyna zdążyła już się zgromadzić na brzegach chodników, a i bliżej środka naruszało ją niewiele śladów przypadkowych przechodniów. Panowała cisza i spokój, jakby miasto spało, oczekując na coś nieuchwytnego. Nie tak Vin wyobrażał sobie Czerwoną Stolicę, która bądź co bądź była centrum okręgu rozpusty.
Wciąż było jasno, kiedy zatrzymali się przy jednym z lokali. Chociaż napis przy drzwiach informował, że jest to hotel, Mod wyraźnie dał im do zrozumienia, że są tam też dostępne inne usługi.
Wieczorem udali się do teatru. Akarosso po zmroku zmieniało się w istny chaos. Ulice roiły się od przechodniów szukających uciechy i sań ciągniętych przez leniwe muły. Czerwone światło lampionów porozwieszanych na balkonach i przy daszkach malowało chodniki i leżące przy nich zaspy śniegu ciepłymi blaskami, dookoła panował hałas i gwar. Przy wejściach do budynków stały wyzywająco poubierane seksowne diablice i delikatne, niezwykle urodziwe demony, gwiżdżąc na co lepiej wyglądających przechodniów. Wystrojeni szlachcice mijali się z obdartymi pijakami, a każdy pędził za swoim interesem. Dopiero teraz zrozumieli, czemu Asmodeusz nalegał, by szli piechotą. W takim tłoku dotarcie do teatru saniami zajęłoby im godzinę. 
Kiedy jakiś demon w obcisłych spodniach i koszuli rozpiętej niemalże do pasa zaczął nawoływać w ich kierunku, Vin odruchowo objął Lucyfera ramieniem. Na pytające spojrzenie księcia uśmiechnął się tylko przepraszająco.
- Nie chcę cię zgubić - rzekł miękko, na co władca spłonił się rumieńcem, znowu wspominając do czego się przyznał Mammonowi. Zauważył, że idący przed nimi Hariatan mocno trzyma Larfa za rękę, Asmodeusz zaś położył dłoń na plecach Lorda Chciwości, kierując go tym samym pomiędzy demonami. Reszta ich obstawy została w hotelu. 
- Puść, bo będą się gapić - mruknął cicho Lucyfer, spoglądając na swego służącego z wyrzutem, ten jednak tylko lekko potarł jego ramię.
- Spokojnie, wszyscy są zajęci sobą - powiedział uspokajająco. 
- Wyglądamy jak para kochanków - książę nerwowo zamachał ogonem, sam niepewien dokąd zmierza ta rozmowa. 
- Tak? A zatem mam szczęście - Vin uśmiechnął się, chyba nieświadom ile czułości było w jego oczach, Lucyfer jednak ją dostrzegł i zadrżał lekko. Mężczyzna przy jego boku go kochał, więc czemu tak bardzo się powstrzymywał?
- Chociaż raz jest mi dane tak przy tobie wyglądać - dodał jeszcze blondyn. - Nikt nie zwraca uwagi na tyle, by dostrzec, że jesteś księciem. 
- To czemu ty zwracasz...? - zapytał cicho władca. - Vin, przecież już ci mówiłem...
- Jesteśmy na miejscu! - zawołał radośnie Mod, zatrzymując się przed wejściem do jednego z budynków. Vin szybko zabrał rękę z ramienia Lucyfera i otworzył przed nim i Lordami drzwi. 
W środku czekali na nich Berethi i Lilith. Na widok Mammona, białowłosy generał Asmodeusza cały się najeżył.
- Co on tu robi? - warknął Panu Rozpusty do ucha, kiedy ten oddawał swój płaszcz do szatni.
- Spokojnie, Rethi, Mon jest ze mną na randce - rzekł rudy na cały głos, szczerząc zęby w stronę ukochanego. Ten tylko uniósł brwi z kpiącym uśmieszkiem. 
- Tylko dlatego, że płacisz, „kochanie” - odparł. 
- Ach, gołąbeczki - westchnęła Lilith. - Miłość jest taka piękna. Cóż, Rethi, chyba niepotrzebnie ubrałeś dziś seksowną bieliznę.
Berethi wyglądał jakby miał ochotę ją udusić, ale Asmodeusz chyba nie dosłyszał tej zaczepki, bo już szedł w stronę Mammona, by jak prawdziwy dżentelmen wziąć jego kurtkę. Złotooki jednak przytrzymał go na chwilę przy sobie.
- Twój generał się w tobie podkochuje? - zapytał zaczepnie, przesuwając dłonią po karku rudego.
- Że Berethi? No coś ty, jesteśmy przyjaciółmi - rudy spojrzał na niego z zaskoczeniem. 
- Czyli z nim sypiasz - przewrócił oczyma Mammon.
- No... Zdarzało się, ale już dawno nie... Hej, jesteś zazdrosny? - Pan Rozpusty wyszczerzył zęby, obejmując Lorda Chciwości od tyłu.
- Oj! - wykrzyknął ten, zaskoczony nagłym gestem Moda. - Nie jestem, po prostu mi go szkoda. Wygląda jakby wciąż robił sobie nadzieję na coś więcej - mruknął, czule bawiąc się włosami drugiego demona. 
- Wiem, że jestem oszałamiający, mój złoty, ale nie każdy musi się we mnie na zabój zakochać - zaśmiał się Asmodeusz. - No chodź, bo zaraz się zaczyna.
Powiedziawszy to, lekko klepnął Mammona w pośladki i wprowadził ich do loży.
Teatr był wypełniony po brzegi. Dziś jeden z najlepszych aktorów miał swój ostatni występ przed zakończeniem kariery i wszyscy fani zapragnęli go pożegnać. Chłopaka wychował właściciel teatru, on też odkrył jego niezwykły talent. Vin musiał przyznać, że w swej roli młodego kochanka rozdartego między tajemniczym, ślepym aniołem uwięzionym w lochach twierdzy swego ukochanego a bogatym narzeczonym, z którym od dzieciństwa łączyła go głęboka więź, demon sprawdzał się wyśmienicie. Za życia blondyn często bywał w teatrze i rzadko kiedy mógł doświadczyć tak wyśmienitej gry. Mimo to trudno mu było skupić się na sztuce, mając obok księcia, a za plecami Hariatana i Larfa szepczących sobie do ucha czułe słówka. Lucyfer obserwował scenę uważnie i w skupieniu, dzięki czemu służący mógł badać wzrokiem detale jego profilu. Ze wszystkich demonów w Piekle musiał się zakochać akurat w najważniejszym, prawda? 
Spektakl skończył się sceną, w której rozwścieczony narzeczony głównego bohatera zabija anioła i swego ukochanego, a ten umierając mu na rękach wyznaje, że pragnął tylko uwolnić skrzydlatego, po czym wróciłby do niego na zawsze. Niestety było już za późno, bo Anioł Śmierci uwalnia duszę demona, zostawiając niedoszłego męża w rozpaczy. 
Po przedstawieniu książę i para Lordów spotkała się z aktorami, by pogratulować im dobrze wykonanej roboty. Davio grający głównego bohatera miał ręce pełne bukietów kwiatów i wyglądał na niezwykle wzruszonego. Szybko jednak otoczyła go kolejna rzesza fanów, głównie młodych demonów i nastoletnich diablic w eleganckich sukienkach. 
- Szkoda, że odchodzi, lubiłem jak grał - skomentował Asmodeusz z uśmiechem. - Jak wam się podobało?
- Nie lubię dramatów - mruknął Lucyfer - Ale rzeczywiście, chłopak ma talent. Wiesz, co chce teraz robić?
- Chyba ktoś coś mówił o przeniesieniu się na łono natury... Nie znam szczegółów - wzruszył ramionami Pan Rozpusty.
- No tak, przecież w łóżku nie rozmawia się o takich głupotach - wyszczerzyła zęby Lilith. 
- Nie spałem z nim przecież! - zaprotestował Mod, rzucając szybkie spojrzenie na Mammona. - Aktorzy są zbyt zajęci, by poświęcać swój czas na seks.
- Myślałem, że ty możesz mieć każdego - mruknął gorzko Berethi.
- No pewnie, gdybym się odpowiednio postarał... - Lord Nieczystości wydawał się zapędzony w kozi róg przez swoich generałów i nie za bardzo wiedział jak z niego wybrnąć, by zachować twarz przed złotookim szlachcicem, który obserwował go uważnie, trzymając pod ramię.
- To czemu się nie postarasz? - Lucyfer postanowił dorzucić swoje dwa grosze, wywołując na policzkach Moda niespodziewany rumieniec. Zaskoczony Mammon położył rękę na jego twarzy.
- No co? - zdziwił się rudy, na co Lord Chciwości zachichotał tylko.
- Nigdy nie widziałem, żebyś się rumienił - powiedział, patrząc na ukochanego z czułym uśmiechem.  

~***~ 

Po powrocie do hotelu Larf szybko się umył i przemknął cicho do pokoju Hariatana. Kapitan musiał się kąpać, bo w pokoju nikogo nie było, a z łazienki dochodził cichy szum wody. Służący z uśmiechem zwinął się na pachnącej pościeli. Hariatan w końcu poprosił go, by spędzili razem noc i do tego w tak luksusowym miejscu. Ciekawe, czy dojdzie do czegoś więcej... Raczej powinno, w końcu co stało na przeszkodzie?
Znudzony miodowooki sięgnął po książkę leżącą na stoliku nocnym i otworzył ją w pierwszym lepszym miejscu. Całą stronę zajmował rysunek przedstawiających parę przystojnych demonów, z czego jeden trzymał... Larf pisnął, dopiero po chwili kojarząc co ma przed sobą i odruchowo odrzucił książkę od siebie. Ukrył twarz w poduszce, czując gorąco uderzające do policzków i próbując uspokoić walące serce. Tego się nie spodziewał. Kiedy jego tętno zwolniło, usiadł prosto i jeszcze raz sięgnął po Kamasutrę. Z wypiekami na twarzy rozpoczął studiowanie kolejnych, coraz to bardziej karkołomnych pozycji. Nigdy wcześniej nie miał czegoś takiego w rękach, bo też nie przyszło mu do głowy, że jego uczucia kiedykolwiek zostaną odwzajemnione. Teraz jednak okazja była niepowtarzalna i stwierdził, iż lepiej przyswoić sobie to i owo, aby Hariatan nie zawiódł się za pierwszym razem.
Nie zauważył nawet, kiedy kapitan wyszedł z łazienki w samym ręczniku i stanął za nim, zaglądając mu przez ramię. Dopiero ciche „oh…” uświadomiło go o obecności kochanka. Odskoczył, gwałtownie zatrzaskując książkę.
- To nie tak... - wyjąkał, chowając twarz w dłoniach.
- N-nie ma problemu, w szafie znalazłem pejcze, obrożę i jakieś lateksowe stroje... - odparł Hariatan, czerwieniąc się. - Widać taki hotel...
- Racja, w końcu to okręg pana Asmodeusza... - przytaknął z zażenowaniem Larf. 
- No dobra, to idziemy spać? - kapitan uśmiechnął się do niego i przez chwilę złotooki patrzył na niego z niedowierzaniem. Spać? Tak po prostu? Nagle zrobiło mu się głupio, że oczekiwał czegoś więcej. Przecież Hariatan na pewno nie chciałby jeszcze seksu, niespodziewane potomstwo byłoby mu nie na rękę...
- Dobranoc - powiedział ciszej niż zamierzał i wślizgnął się pod kołdrę plecami do mężczyzny. 
- Dobranoc... - w głosie kapitana słychać było lekkie zaskoczenie, ale po chwili Larf poczuł, jak materac się porusza, gdy żołnierz próbuje znaleźć najwygodniejszą pozycję. Służący z goryczą zamknął oczy i wtulił twarz w poduszkę. 
- Larfik... - przez chwilę jego serce zabiło szybciej, kiedy Hariatan przytulił go of tyłu, lekko pocierając nosem jego kark, ale kiedy po tym nie nastąpił żaden dalszy bardziej intymny kontakt, zrozumiał, że nie ma na co liczyć. Trochę to bolało, ale najwyraźniej kapitan nie odczuwał żadnego pożądania w stosunku do niego. Z tymi ponurymi myślami zwinął się w kłębek i zasnął. 

~***~ 

Następnego dnia wyjechali z Akarosso, pożegnawszy się z Modem, Lilith i Berethim. Rudy najwyraźniej zafundował Mammonowi bardzo pracowitą noc, bo Lord Chciwości wyglądał, jakby miał problem z utrzymaniem się na nogach. Opadł ciężko na siedzenie w saniach i oświadczył, że dopóki nie dojadą, nie rusza się stamtąd ani na krok. 
- Mod nie chciał jechać z nami? - zapytał go Lucyfer.
- Pewnie ma lepsze zajęcia - westchnął złotooki. - Założę się, że Berethi już nie może się doczekać, by mu pokazać swoją seksowną bieliznę.
- Mon, on cię kocha... - pokręcił głową książę. Twarz Lorda wykrzywił grymas.
- Nie mów tak, Lu. Nie chcę już nigdy więcej robić sobie nadziei, bo... Nie wiem co zrobię, jak znowu się zawiodę.
Władca pokręcił głową, kładąc rękę na ramieniu przyjaciela. W tej samej chwili do środka wszedł Vin.
- Możemy jechać - rzekł pogodnie, siadając obok księcia i okrywając go lepiej futrami. 
- Stęskniłem się za Valutą - powiedział Mammonowi Lucyfer. - Jest taka... Normalna w porównaniu do innych miast. U Lewiatana zawsze pałęta się pełno turystów, u Bela na każdym kroku są jakieś magiczne cuda, Beelzebub w ogóle żyje na wsi, a w miastach wszystko toczy się wokół szkół gastronomicznych... O Modzie nie wspomnę. A u ciebie? Spokojni urzędnicy, codzienne, monotonne życie... 
- I bank - rozmarzył się Mammon. - Oczywiście tam wpadniemy, prawda? Musisz sprawdzić stan Skarbu Państwa?
- Jasne - przytaknął Lucyfer, widząc, że odmowa strasznie by zawiodła złotookiego. - A po Valucie wracamy do domu na turniej... - jego spojrzenie pobiegło do Vina, ale ten tylko się uśmiechnął.
- Jestem gotów, mój książę – zapewnił. W tym samym momencie Larf popędził konie i ruszyli w dalszą drogę.

_________________________________________________

WR: To my z nowym rozdziałem~~ Jestem z niego całkiem zadowolona, Hariatan i Larf chyba jeszcze napotkają trochę problemów w swoim związku, a jak będzie z Vinem i Luckiem? Jak zauważyliście wrzuciłam na bloga ankietę, głosujcie na swoją ulubioną parę i komentujcie, bo nic tak nie zachęca do pracy :D Czuję, że zbliżamy się już do końca tej podróży...

SC: Tak, koniec podróży coraz bliżej, został tylko okręg chciwości i powrót do Lux, a tam dopiero zacznie się dziać... Biedny Mon, zabujał się w niewłaściwym gościu, my poor dragon bby ;__; Aww, Larfik się zawiódł... Jeszcze będą mieli seksu, oj będą, w to akurat nie powinniśmy wątpić~~ Hehe, ja obstawiam, że w ankiecie wygra HarLarf~~ Dziękujemy za komentarze i do zobaczenia w następną sobotę~~!


2 komentarze:

  1. O ! Jestem nawet pierwsza ! To tak : wasz blog zaczelam czytac dzisiaj i po prostu go pochlonelam <3 .. Najbardziej podoba mi sie Lucyfer i jego druga polowka . Bardzo mnie intryguje kto w tym zwiazku bedzie seme a kto uke , gdy mysle ze to rozgryzlam dzieje sie cos niespodziewanego i bec ! Koniec z moja teoria. Zycze weny i nie moge sie doczekac kolejnej soboty ( moj nowy ulubiony dzien tygodnia )
    ~C.C

    OdpowiedzUsuń
  2. Na szczęście Thomas się zakochał i nie uciekł :P Powiedzmy, że miałam podobne myśli do twoich a propo Johna. Oj. Przeszłość i przyszłość lubi kopać. Niestety. Czasem za mocno i za dużo. W końcu moja zagadka rozwiązana! Jak to jest z waszym opowiadaniem :) Bo już nie wiedziałam czy pisać do "was" czy "ciebie" :P I czułam się jakbym miała rozdwojenie jaźni. Czy zamierzacie pisać coś potem?
    Powiem szczerze, wiele blogów czytałam, ale rzadko czekałam u kogoś na rozdział z utęsknieniem. Tak jest u was. Fakt, że ni zaglądam co sobotę, ale zawsze chętnie czytam nowy rozdział. W sobotę zaglądałam chyba o 17-18 to notki nie było więc zostawiłam do dzisiaj :) Wracając do treści. Ah te nie domówienia. Larh i Har są tak słodcy, że aż się człowiek rozczula. A te obawy Lucka, Asmodeusza i Mammona ... Mogę ich kopnąć w tyłek dla przyspieszenia!

    OdpowiedzUsuń