sobota, 17 maja 2014

Rozdział XXII

Zostawiwszy sanie przy niewielkiej posiadłości Mammona za miastem, para Lordów i Vin pojechali konno do stolicy. Valuta rzeczywiście okazała się najzwyklejszym z miast jakie do tej pory odwiedzili. Proste kamienice stały rzędami przy ulicach, nie szczycąc się żadnymi wymyślnymi zdobieniami, eleganckie demony przechadzały się po ulicach, pozdrawiając sąsiadów i przystając czasem, by porozmawiać o bieżących sprawach. W centrum znajdował się piękny, staroświecki rynek z kamienną fontanną w kształcie smoka, z którego paszczy w cieplejsze dni pewnie tryskała woda i wieżą zegarową. Od tego miejsca też ciągnęła się główna ulica miasta prowadząca do olbrzymiego budynku z białego marmuru. To właśnie on zdawał się najbardziej odstawać od zwyczajnej reszty i Vin był bardzo ciekaw, co się w nim znajduje. Mammon szybko go oświecił.
- Czyż nie jest piękny? - zapytał rozmarzonym tonem wpatrując się w bielejącą na tle zachodzącego słońca fasadę. - Nawet ten śnieg wygląda przy nim na brudny... Nasz narodowy bank... Tyle złota, ile się w nim kryje nikt nie widział na oczy...
- Tak, Mon, jutro tam pójdziemy - Lucyfer pokręcił głową z uśmiechem. - Ale chyba miałeś coś do zrobienia w biurze?
- Tak... Będziecie musieli wybaczyć bałagan - rzekł Lord Chciwości, prowadząc ich do wejścia do jednej z kamienic i otwierając drzwi kluczem. Schody prowadziły do niewielkiego holu i paru pokoi, ciasnych lecz całkiem przytulnych z biurkami zawalonymi dokumentami.
- Rany, naprawdę nic nie ogarniają, kiedy mnie nie ma... - skrzywił się szlachcic, układając niesforne kartki w schludne stosiki. Kiedy skończył, wszedł do swego własnego gabinetu w głębi biura i zamarł. Na jego krześle spadł w najlepsze czarnowłosy demon w okularach, pochrapując cicho. Mammon warknął cicho, podszedł i potrząsnął nim mocno.
- Mmm...? Och...! Pan Mammon! - zawołał ten, przytomniejąc od razu, gdy rozpoznał twarz swego pracodawcy.
- Co ty tu robisz, Lavoro?! - rozpoczął tyradę Lord. - Przecież już dawno skończyliście pracę, prawda?
- Czekałem na pana! - czarnowłosy zerwał się, łapiąc go za ręce. - Wyjechał pan i myślałem, że gdyby wrócił pan... Ze złamanym sercem, to ktoś musiałby pana pocieszyć... - spojrzał w bok z lekkim rumieńcem na twarzy.
- Moje serce ma się dobrze, za to twój wuj pewnie umiera z niepokoju. Kto cię w ogóle prosił, żebyś tu zostawał? A gdybym nie przyszedł do jutra? - marudził Mammon, ale mężczyzna zdawał się nie zwracać na to uwagi.
- Khem - chrząknął Lucyfer i dopiero teraz okularnik zwrócił uwagę, że poza nim i Lordem w biurze jest ktoś jeszcze.
- Och! Wasza wysokość! - zawołał, kłaniając się z zażenowaniem.
- To mój sekretarz, Lavoro - przedstawił go niedbale Mammon. - No dobra, zobaczyłeś mnie to bierz konia i wracaj do domu. Ja mam jeszcze parę spraw do omówienia z księciem.
- Tak jest! - przytaknął czarnowłosy, po czym rzucił jeszcze swemu pracodawcy tęskne spojrzenie. - Panie Mammonie...
- Jeszcze tu jesteś? - fuknął Lord i okularnik wyszedł pospiesznie, przepraszając nerwowo.
- Ten dzieciak robi do ciebie maślane oczy - zauważył Lucyfer, unosząc brwi.
- Wiem, to kłopotliwe... - westchnął Mammon. - Ale go przecież nie zwolnię z takiego powodu, zwłaszcza, ze to siostrzeniec Rosendo...
- On? - zdziwił się książę. - To wuj mu nie powiedział, że nie ma szans?
- Mówił, ale trudno do niego dotrzeć - Lord pokręcił głową ze zrezygnowaniem. - Boję się, że może być przez to jakiś dramat... No, nieważne, mam już co chciałem, wracamy.

~***~

Lucyfer siedział na łóżku gotów do snu, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę - zawołał przekonany, że to Mammon, który nabrał ochoty na jakieś przyjacielskie pogaduchy. Do środka jednak zamiast uśmiechniętego Lorda Chciwości wszedł Vin z jakimiś papierami w ręku i bardzo nietęgą miną.
- Pan Mammon poprosił, żebym ci to oddał, książę... - rzekł cicho, usilnie starając się nie patrzeć na niemalże prześwitującą koszulę nocną swego władcy.
- Ach... Połóż na biurku... - Lucyfer zaczerwienił się lekko, ale nie sięgnął, by okryć się kołdrą.
- Masz jeszcze jakieś życzenia, książę? - zapytał Vin, odłożywszy dokumenty na ich miejsce. Chciał się szybko ulotnić z tego pokoju. W dzień czuł się przy księciu dobrze, ale gdy atmosfera była taka... sypialniana, wolał nie wiedzieć jak szybko upadną jego zahamowania.
- Mam - rzekł cicho Lucyfer, a jego czerwone oczy zalśniły w półmroku jakimś dziwnym blaskiem. Serce Vina zabiło szybciej.
- Tak? - zrobił krok w stronę łóżka, nie mogąc się wręcz powstrzymać, by nie robić sobie nadziei. Książę patrzył w dół, tocząc ze sobą wewnętrzną walkę, bo wydobycie z siebie jakichkolwiek próśb zawsze sprawiało mu trudność. W końcu jednak przemógł się i uniósł wzrok na Vina ze zdeterminowaną miną.
- Zostań tu na noc. Mammon oszczędza na ogrzewaniu, a i kołdra nie jest najgrubsza. Chciałbym, żebyś pomógł mi zachować ciepło - rzekł rozkazującym tonem. Blondyn niepewnie usiadł na brzegu łóżka. Serce waliło mu jak oszalałe, w głowie jedna myśl goniła drugą, wątpliwości mnożyły się w zastraszającym tempie, ale oto miał swoją szansę i nie zamierzał jej zmarnować. Pierwszy raz kochał kogoś w taki sposób. Cóż z tego, że jego wybranek był najważniejszym demonem w Piekle? No dobra, może i to był problem, jednak świat znał historie miłosne pokonujące większe trudności… Prawda?
- Vin... Zimno - Lucyfer przerwał jego rozmyślania, machając z zażenowaniem ogonem.
- T-tak jest - służący natychmiast zdjął kamizelkę i krawat, lecz przy koszuli trochę się zawahał. Nie wstydził się swego ciała, wręcz przeciwnie, uważał, że jest dobrze zbudowany, a intensywne treningi jeszcze bardziej ukształtowały jego sylwetkę, ale czy księciu naprawdę o to chodziło?
- No dalej. Nie będziesz przecież spał w ubraniu - zamruczał cicho władca, układając się pod kołdrą. Położywszy głowę na poduszce, obserwował spod półprzymkniętych powiek, jak Vin powoli rozpina guziki koszuli i ściąga ją, odsłaniając ramiona. Po jego skórze przeszedł dreszcz chłodu. Lucyfer wcale nie przesadzał, Mammon oszczędzał na ogrzewaniu. Kołdra jednak raczej ochroniłaby jego ciało przed zimnem nawet bez udziału Vina, lecz o tym blondyn wiedzieć nie musiał.
Mężczyzna zdjął i spodnie, zostając w samej bieliźnie i przez chwilę pozwalając księciu podziwiać swoje plecy i mocne nogi. Nie należał do typu mięśniaka, jak Mod, ale z drugiej strony Lucyfer nigdy w takich nie gustował. Jasne włosy urosły nieco, odkąd Vin pierwszy raz przybył do piekła i nadawały mu bardziej nieokrzesanego wyglądu.
- Chodź tu - rozkazał władca, klepiąc lekko miejsce obok siebie. Blondyn ułożył się na łóżku obok niego i po chwili ręce Lorda Pychy objęły go za szyję, a twarz znalazła się parę milimetrów od jego własnej.
- Jesteś zimny... - wyszeptał Lucyfer, przesuwając delikatnie opuszkami palców po odsłoniętym karku Vina. Służący zadrżał lekko od tego dotyku.
- Sam powiedziałeś, że nie jest za ciepło... - odparł cicho, nieumyślnie przerzucając się na niższy, bardziej zmysłowy ton, którego zawsze używał w łóżku. Książę uśmiechnął się przekornie i przysunął bliżej. Nie był pewien, jak poprowadzić tą sytuację, jednak przy blondynie jego umysł powoli przestawał funkcjonować. Wolał wyrzucić z siebie zbędne myśli, iść na żywioł i zaakceptować to, jak wszystko się potoczy. Może wyznają sobie miłość? Może zaczną się kochać jak Mammon z Modem, namiętnie i do rana? A może po prostu zasną w swoich ramionach? Każde z rozwiązań oznaczało krok do przodu i Lucyfer czuł, że i tak wszystkie skończą się tym samym.
- Lepiej...? - Vin przyciągnął go bliżej do siebie, obejmując mocno. Książę przywarł do niego z westchnieniem. Dawno nie leżał tak w czyichś ramionach. Serius raczej go nie przytulał, czasem nawet nie zostawał do rana. W gestach blondyna zaś była czułość i troska.
- O wiele... - wyszeptał Lord Pychy, pozwalając, by jego ogon owinął się wokół uda mężczyzny.
- Mój słodki książę - zamruczał z uczuciem Vin, chowając nos w czarnych włosach.
- Kiedy wrócimy, zostanie nam miesiąc do Nowego Roku... Podczas kryzysu nie obchodziliśmy tego zbyt hucznie, przynajmniej w zamku, ale to wciąż jedno z ważniejszych świąt... Pierwszy raz od dawna spędzę je z synami... - książę spojrzał w górę z lekkim uśmiechem.
- Może wkrótce spędzisz je również i z braćmi - blondyn zaczął bawić się jego kosmykiem, przekręcając na plecy, by władca ułożył się z głowa na jego ramieniu.
- Nie sądzę... - westchnął Lucyfer. - Ale teraz nie czas na to.
Vin przesunął rękę na tył jego głowy i nachylił się. Przez chwilę książę miał wrażenie, że służący go pocałuje, więc zamknął oczy uniósł lekko brodę, jednak wargi blondyna zamiast ust dotknęły jego czoła. Potem nosa. Potem policzka. Trzymając dłoń na klatce piersiowej Vina, Lucyfer czuł jak szybko bije jego serce i napełniało go to przyjemnym ciepłem. Denerwował się, czyli mu zależało.
- Nie smuć się na zapas - poprosił, przytykając czoło do czoła księcia. - Jestem pewien, że wszystko się między wami ułoży.
Lord Pychy nie odpowiedział, tylko przytulił się do niego mocniej i przymknąwszy szkarłatne oczy zamruczał „dobranoc”.

~***~

Następny poranek przywitał Lucyfera chłodnymi promieniami zimowego słońca, niską temperaturą w pokoju i pustym łóżkiem. I o ile dwa pierwsze książę byłby w stanie przeżyć, trzecie uderzyło go jak grom z jasnego nieba, wywołując w jego głowie burzę wątpliwości i pytań. Pewnym zdawało mu się, że to nie żadna senna jawa przyszła do niego wczoraj wieczorem, ale prawdziwy Vin z krwi i kości składał na książęcej twarzy delikatne, słodkie pocałunki. Tego Vina jednak nie znalazł tam, gdzie być on powinien, mianowicie u swego boku. I chociaż nie doszło między nimi do żadnego znacznego zbliżenia, Lucyferowi mimowolnie przypomniały się poranki, gdy Serius wymykał się z jego sypialni już o świcie, przekonany, że jego kochanek śpi w najlepsze. Czasem nie czekał on nawet do rana, tylko od razu po seksie wychodził cicho, najpewniej by znaleźć kolejną naiwną ofiarę.
Lord Pychy wręcz wyskoczył z łóżka i ubrawszy się prędko, wypadł na korytarz niczym tykająca bomba gotowa w każdej chwili wybuchnąć. To tak się go traktuje? Wieczorem pan milusiński przytula, głaszcze, całuje, ale by z rana zostać przy jego boku to już nie łaska?
Na swoje nieszczęście Vin również właśnie wychodził z pokoju, zupełnie nieświadom, że w jego kierunku zmierza burza z piorunami w postaci księcia Piekła. Ujrzawszy ukochanego prącego ku niemu przez korytarz uśmiechnął się z radością.
- Dzień dobry, mój słodki książę. Jak ci się spało? - zapytał, gdy Lucyfer stanął przed nim z miną nie wróżącą mu długiego żywota.
- Jak mi się spało? Hm, pomyślmy... Może tak, jak tobie wymykało z mojego pokoju? Nie sądziłem, że taki jesteś, ale widać popełniłem błąd - warknął książę, uderzając ogonem powietrze.
- S-słucham? - zająknął się zaskoczony służący. - Książę ja... Myślałem, że będzie kłopot, gdy ktoś zobaczy, że wychodzimy razem rano z twojego pokoju...
- Jestem władcą Piekła i mogę sypiać zarówno z cholernymi królami limbowskimi jak i z pastuchami owiec! Nikomu nic do tego - zjeżył się Lucyfer. - Więc dla mojego dobra, mojej opinii, uciekłeś jak jakiś złodziej, nawet mnie nie budząc? Jeju, dziękuję. Naprawdę, Vin, chyba już się nauczyłeś, że tu obowiązuje trochę inna etykieta niż na Ziemi?
- Nie chciałem, żebyś poczuł się dotknięty, ale wciąż uważam, że dopóki jestem zwykłym lokajem, nie powinienem aż tak spoufalać się z księciem - próbował jeszcze wyjaśnić Vin, ale złość powoli przejmowała nad nim kontrolę. Nie miał pojęcia, o co Lucyfer robi taki dramat. Przecież nie opuścił go na zawsze, poszedł tylko do swego pokoju, gdzie właściwie powinien spędzić całą noc.
- No to może trzeba było o tym myśleć w nocy, kiedy mnie tuliłeś i mruczałeś, jaki to jestem słodki? - syknął władca przez zaciśnięte zęby.
- Przepraszam, to ty kazałeś mi zostać na noc! - obruszył się blondyn. - Ja sam bym nigdy...
- Nigdy byś nie został? Tak? No to świetnie, dobrze, że mnie informujesz! Wybacz, że zmusiłem cię do czegoś, co jest ci takie niemiłe! - książę zacisnął dłonie w pięści, aż zbielały mu knykcie.
- Nie wkładaj mi w usta rzeczy, których nie powiedziałem! - warknął Vin.
- A co, niby nie chciałeś tego powiedzieć? Przecież bardziej cię interesuje moja opinia wśród ludu niż moje uczucia! - krzyknął Lucyfer, już nawet nie próbując się hamować.
- Może by mnie interesowały, gdybyś raczył mi o nich powiedzieć! - wytknął mu służący. - Bo o ile dobrze pamiętam, ostatnim razem stać cię było na więcej niż jakiś lokaj!
- A o ile ja dobrze pamiętam, ostatnim razem obściskiwałeś się za zasłoną z jednym z moich szlachciców i jakoś średnio cię obchodziło, co sobie ktoś pomyśli! - książę wiedział, że to niesprawiedliwe, by wyciągać tą sprawę, ale bądź co bądź Vin przecież sam zaczął wytykać mu jego błędy. Trochę to zabolało, lecz Lord Pychy nie miał zamiaru traktować służącego łagodnie. Był na to zbyt wściekły.
- Przepraszam, że o ciebie dbam bardziej! - syknął blondyn.
- Tak ci się tylko wydaje - warknął gardłowo Lucyfer i obaj zamilkli na chwilę, by złapać oddech. Dopiero wtedy zauważyli, że dzieli ich zaledwie parę centymetrów. Vin poczuł nieodpartą chęć przyciągnięcia władcy do siebie i pocałowania go chaotycznie i agresywnie. Lucyfer chyba odczytał to pragnienie z jego oczu, bo cofnął się i odwróciwszy na pięcie, bez słowa odszedł korytarzem w stronę jadalni.

~***~

Po śniadaniu nawet nie szukał Vina, tylko udał się z Mammonem do miasta. Lord Chciwości zdawał się zaskoczony nieobecnością służącego, ale książę tylko zauważył, że chyba nie chciałby wpuszczać do swego banku jakichś obcych. Złotooki przyznawszy mu rację, postanowił jednak mieć oko na swego przyjaciela.
Przeszli się główną ulicą Valuty, podziwiając wystawy luksusowych sklepów, z których słynęło miasto. Bogate stroje, lśniące wyroby galanteryjne, biżuteria oraz gama innych towarów pyszniły się otoczone ozdobami mającymi przykuć wzrok potencjalnego klienta. Zza szyb uderzały przechodnia kolory i wzory, wręcz hipnotyzując, a plakietki z cenami sprawiały, że Mammonowi robiło się niedobrze. Wydanie takiej sumy na jedną rzecz było dla Lorda Chciwości niepojęte, zresztą gdy raz nieopatrznie udał się na jakąś licytację, zemdlał tam i biedny Lavoro musiał wyprowadzić go z sali.
Ze sklepami przeplatały się biura rozmaitej maści prawników. To w Valucie właśnie można było znaleźć demony będące w stanie rozwiązać każdy spór o ziemię, zakończyć każdą sprawę rozwodową i dojść do sedna każdej zbrodni. Niektórzy szlachcice postanowili wprowadzić w swe nudne życia trochę rozrywki i dla co lepszych z nich bawili się w detektywów, w zamian za drobną opłatę.
Pomiędzy prawnikami panował odwieczny spór, lub trafniej mówiąc, rywalizacja. Adwokaci sprzymierzyli się przeciwko oskarżycielom i niektóre procesy sądowe zmieniały się w grę pomiędzy obroną, a prokuratorem. Wpływało to na ich popularność i często przy bardziej znanych aferach cała sala była wypełniona ciekawskimi demonami.
Lucyfer i Mammon jednak woleli trzymać się z daleka od sądów, z którymi obaj wiązali nieprzyjemne wspomnienia. Spacerowali więc pod otulonymi śniegiem drzewkami rosnącymi wzdłuż deptaka, powoli zbliżając się do białej fasady Książęcego Banku, wymieniając się lakonicznymi komentarzami na temat zmian, jakie zaszły w stolicy od ostatniej wizyty władcy. Tak doszli do końca ulicy.

______________________________________________

WR: I Scarlett przegrała zakład, bo wygrali Vin i Luc, a nie HarLarf... Za to ja zupełnie się nie spodziewałam, że Mod i Mammon zajmą drugie miejsce, a była to dla mnie zdecydowanie wspaniała niespodzianka. Dzięki wszystkim, którzy zagłosowali i do następnej soboty <3

SC: Aww, i się porobiło.... Vin z pewnością nie tego się spodziewał, ale Lucek ma swoje powody ;w; Weźcie komentujcie, bo WR mi się tu demotywuje i poważnie myślała o zawieszeniu opowiadania >,< Gdybym się założyła o kasę, to bym przegrała i mój wewnętrzny Mon by przegrał.... Na szczęście tak się nie stało <3 Trudno się dziwić, że Asmon jest drugi, jak tu ich nie kochać~~ Do zobaczenia do następnej soboty~~

6 komentarzy:

  1. PIERWSZA!
    "- Czyż nie jest piękny?" - Mon, to brzmi, jakbyś mówił o swoim dziecku. Chociaż... Dobra, nie mam pytań.
    Lavoro, hello~ Ty słodziaku, kojarzę cię, ale nie pamiętam. Muszę jeszcze raz przeczytać epizod z narkotykami .3.
    Bosze, bosze, boszeee~ VinLuc tak bardzo, jak ja was kocham za ten fragment >w< wysłałam go znajomym i oni też to pokochali. Awaw, soł macz low <3
    Nowy Rok z aniołkami? Jestem za! Rafcioooo~ >w<
    Właśnie, kiedy wkroczą Rafcio, Gab i Misiek? ><
    Luuuucek no, nie wrzeszcz na niego! Przestańcie obaj! Już, kochać się i seksić na pogodzenie! No weśśście no, oni nie mogą się kłócić ;_;
    "(...)gdy raz nieopatrznie udał się na jakąś licytację, zemdlał tam i biedny Lavoro musiał wyprowadzić go z sali" <- PANIE I PANOWIE, LORD MAMMON! Ten krótki fragmencik opisuje go doskonale >w<
    "Lucyfer i Mammon jednak woleli trzymać się z daleka od sądów, z którymi obaj wiązali nieprzyjemne wspomnienia." Oj tak ;___;

    Te, nawet nie próbujcie mi zawieszać działalności! Bo was wydziedziczę! I siebie też! Kurna no, nie zrobicie mi tego, prawda? ;_;

    OdpowiedzUsuń
  2. To nie sprawiedliwe że zamierzacie zawieszac bloga. ja sie nie zgadam bo opowiadanie jest bardzo kontynuacji za kazdym razem wyczekuje kolejnej soboty zeby

    OdpowiedzUsuń
  3. WR jeśli odważysz się zawiesić bloga to osobiście obiecuję ci nakopać do tyłka :P Nie zgadzam się! Dziewczyno! Piszesz rewelacyjnie. Jesteś jedyną osobą, która "zmusza" mnie do co niedzielnego czytania (a uwierz, że od dawna nie czytam regularnie blogów). No i nie fajnie. Lucek i Vin mają swoje historie. Powytykali sobie wszystkie błędy i co? Dupa. Zachowują się jak idioci. Nie podoba mi się to. Lucek ma swoje powody do nerwów, do tego by nie podobało mu się zachowanie Vina, a jednak... Przykre to strasznie. Ja tam uwielbiam przeskoki o ile są dobrze opisane. Jeśli czytam cos typu łapu capu to wolę przerzucić tekst do przodu. Co do Filipa to się jeszcze okaże :) Może będzie dobrze, a może nie :P Jeszcze nie wiem :P Cieszę się, że będziecie jeszcze pisać PnS ponieważ bardzo je polubiłam. Ja mam pomysł na kolejne a nie mam czasu na realizację. Ani chęci. Ani motywacji :P Nie wspominając o Amnezji :P Dobra poprawię jeszcze pracę na studia i można iść spać.
    A co do twojego zaskoczenia wynikami - ja tam się nie dziwie. Mod i Mammon wygrali, bo ich historia jest najświeższa i są słodcy :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam,
    niedawno tutaj trafiłam, choć jeszcze nie skończyłam czytać całości (brak czasu) to już mogę powiedzieć, ze mi się opowiadanie spodobało i, że będę tutaj zaglądać często...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. No i standardowo - nadrobione. Uwielbiam wszystkie kontakty, powiedzmy "intymne", Hariatana oraz Larfa. Oni są tak cudownie niezgrabni. Chociaż, to Larf wyraża większą chęć obcowania cielesnego, ale tego się właściwie spodziewałam. Dlatego tak bardzo kocham tę niestandardową parkę.
    Uwielbiam także wszystkie spięcie między Vinem a Luckiem. Dwa wyszczekane pieski i żadne nie chce odpuścić. Wiadomo, dobrze to nie wróży przyszłemu związkowi, ale zawsze mogą się "dotrzeć" ;p
    Dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Boze blagam napiszcie cos jeszcze o Lavoro!! <3


    Damiann

    OdpowiedzUsuń