sobota, 28 lutego 2015

RA: Rozdział 2

Na szczęście rana na głowie Rafaela nie była poważna i już wkrótce archanioł wymykał się ze swojego pokoju na zwiedzanie zamku, kiedy Samael siedział w swoim gabinecie. Budowla była wielka, ale Gniewny Pan wyraźnie nie używał większości pokoi. W rogach czaiły się olbrzymie pajęczyny, kurz przykrywał półki szarawą warstwą, spomiędzy grubych zasłon natomiast nie wpadał ani promyczek słońca. Tylko kilka pomieszczeń niedaleko pokoju samego szlachcica było bardziej zadbane. Najwyraźniej tam przyjmował gości. 
Na korytarzach wszędzie wisiały ponure dekoracje, jakby Lord umyślnie chciał wpędzić swoich przybyszy w nastrój grozy. Nigdzie nie było żadnych kwiatów, a wszystko wydawało się surowe i nieprzyjazne. Rafi czasem czuł dreszcze, kiedy wieczorem szedł korytarzem, a zza rogu wyłaniał się ciemny zarys jakiejś zbroi. Było mu smutno, bo myślał, że w tak wielki zamku Sammy musi być bardzo samotny. 
Jakieś trzy dni po swoim przybyciu znalazł korytarz, którego jeszcze nie obejrzał. Wzdłuż niego wisiały obrazy Samaela, pewnie robione za namową Lucka, bo Gniewny Pan nigdy jakoś nie palił się do pozowania. Ostatni jednak był zasłonięty fioletową kotarą i archanioł chwilę przed nim stał, zastanawiając się, czy powinien zajrzeć pod spód. Pewnie nie, mimo to pokusa była zbyt silna i wyciągnął dłoń, by unieść zasłonę.
W tym samym momencie ktoś złapał go za nadgarstek. 
- Miałeś być w swoim pokoju – Lord spoglądał na Pana Uzdrowień swoimi czarnymi jak otchłań oczyma i nie było w nich ani iskierki ciepła. Rafi zadrżał, nieco przestraszony tą nagłą złością ze strony Samaela. 
- Nic mi nie jest, Sammy i trochę się nudziłem... - powiedział przepraszająco.
- Jeśli coś jest zasłonięte, to znaczy, że nikt ma tego nie widzieć. Czy to taka trudna koncepcja? - warknął Lord Gniewu. Archanioł przytulił go mocno, przymykając oczy.
- Przepraszam... Powinienem uszanować twoją prywatność. Nie złość się – powiedział cicho, wtulając głowę pod brodę byłego Anioła Śmierci. Ten zupełnie zapomniał o gniewie, zaskoczony tym gestem. Ciało Rafaela przyciśnięte do jego własnego, miękkie loczki łaskoczące go w nos, przyjemny zapach mydła i trawy... Wszystko to uspokoiło burzę w jego sercu na tyle, że uniósł rękę i przeczesał włosy archanioła palcami.
- Dobrze. Puść mnie – powiedział chłodno, po czym wyszczerzył zęby w paskudnym uśmiechu. - Jeśli będziesz się tak kleił, pomyślę, że chcesz ode mnie czegoś więcej.
- Sammy, jak możesz... - Rafi zarumienił się lekko, nagle zbyt intensywnie świadom ramienia Lorda trzymającego go w miejscu. Samael tymczasem spojrzał na jego twarz i gwałtownie zabrał rękę. Lepiej, żeby nikt go nie widział w takiej pozycji z archaniołem. 
- Nawet gdybyś chciał, to byś tego nie dostał – powiedział chłodno, odwracając się od niego. Musiał wziąć konia i się przejechać. Odkąd ponownie spotkał Rafaela, ten zupełnie nie dawał mu myśleć w swoim towarzystwie.

***

Kiedy wrócił, archanioł był na dziedzińcu i bawił się z Cerberem. Chociaż rodzeństwo trzygłowej bestii wróciło po treningu z Vestarem do swojej jaskini gdzieś w głębi ogrodów Samaela, ich oswojony przez Rafiego brat zdecydował się zostać z Gniewnym Panem i od tamtej pory służył mu za coś w rodzaju psa obronnego. Teraz był bardzo szczęśliwy mogąc znowu zobaczyć swojego ulubionego anioła, a ten wykorzystał okazję, by trochę go rozpieścić. Rafi siedział okrakiem na brzuchu stwora, drapiąc go ze śmiechem.
- Kto jest kochaną psiną? No kto, no kto? - pytał, a Cerber w odpowiedzi szczekał wszystkimi trzema głowami i uderzał wężowym ogonem w ziemię.
- Znalazłem twoją sakwę – powiedział mu Samael, odprowadzając konia do stajni. Do tej pory Pan Uzdrowień chodził w tym, co miał na sobie gdy przybył, zakładając na noc koszulę gospodarza. 
- Naprawdę? Gdzie była? - Rafi zsunął się z Cerbera, drapiąc jeszcze każdą z głów pod brodą i zrównał się z Lordem. Ten tylko wzruszył ramionami.
- Niedaleko miejsca, gdzie cię znalazłem – odparł beznamiętnie. Pan Uzdrowień spojrzał na niego ze smutkiem. Tak bardzo się starał, by Sammy przestał odnosić się do niego z tym przenikliwym chłodem... Może rzeczywiście nie był w stanie nic zmienić? A przecież podczas wojny miał wrażenie, że coś udało mu się osiągnąć... 
- Jeśli ci przeszkadzam, to mogę odjechać... - powiedział cicho. Chciał zostać, ale nie zamierzał się narzucać. 
- Zamek jest wystarczająco duży dla nas dwóch, a przecież nie masz, gdzie się podziać – Samael spojrzał na niego i westchnął. Czuł, że będzie tego żałować. Rafael potrafił obrócić czyjeś życie o sto osiemdziesiąt stopni, a on przywykł do swojej rutyny. Jego poddani, w przeciwieństwie do Pana Uzdrowień bali się groźnego Lorda. On natomiast wciąż nie mógł zrozumieć, czemu archanioł nie podziela ich strachu. W końcu na własnej skórze doświadczył niszczycielskiego, nieopanowanego gniewu Samaela, który niemalże pozbawił go życia. Gdyby nie Leta... Gniewny Pan zadrżał. Wolał nawet nie myśleć... Może i nie był dobrą osobą, ale nie chciał mieć na rękach krwi Rafaela. 
Drgnął, gdy poczuł, że archanioł ujął jego dłoń w swoją. Delikatny uśmiech nadawał jego niebieskim oczom dziwnego blasku.
- Dziękuję, że mnie nie wyganiasz – powiedział Rafi łagodnie, a Samael szybko zabrał rękę.
- W nocy las jest niebezpieczny. W ciemności czają się istoty, które polują po zmroku, korzystając z tego, że ofiara ich nie widzi. Nie chcę, żeby znowu zaczęła się wojna, bo wyrzuciłem cię z zamku i coś ci się stało – powiedział chłodno, ale medyk dalej patrzył na niego, jakby umiał przejrzeć wszystkie pozory, które Gniewny Pan wokół siebie tworzył. - Poza tym Cerber byłby smutny.
- Nie możemy na to pozwolić - zaśmiał się Rafi.

***

- Co robisz, Ganuś? - drzwi do kuchni otworzyły się z hukiem i niezadowolony Lianes wparował do środka. Szukał kucharza w jego pokoju, gdzie o tej porze powinien być, a kiedy go nie znalazł, jego humor gwałtownie się pogorszył. Wiedział, że jego kochanek najpewniej wypróbowuje jakiś nowy przepis i szanował to, ale... Poobiednia sjesta była zarezerwowana dla niego i to odkąd zaczęli być razem. Czyżby Ganderius nagle zdecydował z tym zerwać?
- Wałówkę dla Nicka – kucharz, zupełnie nieświadom swojej gafy, objął Lianesa ramieniem na powitanie i pocałował w piegowaty policzek. To szybko odwiodło ogrodnika od jego planu udawania obrażonego.
- Wałówkę? Wyjeżdża gdzieś? - nastawił uszu, zaciekawiony. Ostatnio nadworny lekarz księcia zachowywał się jakoś... Inaczej. Bujał w obłokach i był odrobinę mniej zgryźliwy, a czasem nawet się uśmiechał. Ortis potwierdził jego podejrzenia, lecz nie miał pojęcia, skąd taka zmiana w jego mistrzu. 
- Mówił coś o zaproszeniu do opery w Rosso – wzruszył ramionami Ganderius. Plotki średnio go interesowały, chyba że chodziło o jakiś niezwykły przepis, co w pałacu zdarzało się stosunkowo rzadko. 
- Do opery? W sensie... Na randkę? - dopytywał się Lianes, a jego oczy błyszczały chytrze. Kucharz spojrzał na niego i pokręcił głową.
- Knujesz coś. Przestań. Nawet jeśli to randka, nic co do tego – powiedział, dźgając go w pierś. Ogrodnik wydał z siebie rozczarowane miauknięcie. 
- Ganuś, nasza stara panna w końcu znalazła sobie amanta, a ciebie to nie interesuje? Ty jaskiniowcu! - powiedział, wydymając wargi dziecinnie. Ganderius przewrócił oczyma. 
- To idź i mu to zanieś, jeszcze nie wyjechał – zaproponował, wciskając mu w ręce schludny pakunek. - Ja będę czekał w pokoju, jeśli... Miałbyś jakiś interes.
- Och, będę miał i to duży – Lianes oblizał się, po czym wspiął na palce i pocałował kochanka w nos. - Dzięki, Ganuś, jesteś najlepszy – zawołał i już go nie było.
Znalazł Nicholasa przed bramą z Ortisem, który wyglądał na zdenerwowanego. 
- ...Jedziesz do Rosso tylko po to, żeby iść do opery... - mówił, gestykulując ze złością. 
- Oczywiście, w Rosso są najlepsze opery - oznajmił jego mistrz, krzyżując ręce na piersi. - I nie ma to nic wspólnego z żadnym romansem. Po prostu się ukulturalniam. 
- Mistrzu, nie mam nic przeciwko twoim wypadom, ale drażni mnie, że nie jesteś w stanie powiedzieć mi prawdy. Przecież to nic wielkiego – pokręcił głową Ortis. Dwadzieścia lat praktyk zbudowało pewną więź między nim, a Nickiem i wydawało mu się, że mistrz mu ufał.
- Jakbyś ty powiedział mi prawdę o Orionie – wytknął medyk, chociaż czuł się z tym źle. Nie winił ucznia z ukrywanie relacji z aniołem, w końcu czasy były, jakie były. 
- Orion jest aniołem! - zaprotestował brunet, wyraźnie dotknięty tą uwagą. - Dobrze, jedź sobie. Skoro tak bardzo się upierasz, że to zwykły wyjazd kulturalny, niech tak będzie. To w końcu nie moja sprawa, prawda? - odwrócił się na pięcie i odszedł korytarzem, a czarny kucyk podskakiwał w rytm jego kroków. 
- Nicky wpadł w kłopoty – zażartował Lianes, wciskając Nicholasowi w ręce pakunek z jedzeniem. - Czemu nie powiesz mu, że jesteś na zabój zakochany w jakimś bogatym ciachu?
- Bo nie jestem! - zawołał nadworny medyk, rumieniąc się na myśl, jak bliski prawdy był ogrodnik. 
- Okłamujesz siebie, jego i cały świat – westchnął teatralnie blondyn. - Jesteś tępy jak Ganuś. Tylko on ma ten plus, że go kocham. 
- Skończyłeś? Spóźnię się na powóz z Lux – warknął Nicholas, chowając jedzenie do torby i wychodząc z pałacu zamaszystym krokiem.
- Totalnie dzisiaj zaliczy – stwierdził pod nosem Lianes, uśmiechając się do siebie.

***

- Mógłbyś przestać wtykać nos w nie swoje sprawy! 
- Nawet nie wiesz, co chciałem zrobić, po co się tak złościsz... - Rafi był zły. Ten dzień zaczął się tak miło, udało mu się namówić Samaela na zjedzenie z nim śniadania i prowadzili całkiem cywilizowaną rozmowę. Potem jednak nieopatrznie mu się wymsknęło, że chciałby zmienić coś w wystroju zamku, by nie był on taki przygnębiający. To wytrąciło Gniewnego Pana z równowagi i wykrzyczał mu w twarz, że nie ma prawa ingerować w jego życie i powinien przestać zachowywać się wszędzie jak u siebie. Chociaż Rafael próbował go uspokoić, tym razem nie poszło to tak gładko. 
- Złoszczę się, bo wytrącasz mnie z równowagi! - warknął Samael, a jego czarne oczy płonęły gniewem. Pan Uzdrowień zaczynał rozumieć, czemu dostał mu się akurat taki tytuł. 
- Może bym cię nie wytrącał, gdybyś jakąś miał! - powiedział buntowniczo i natychmiast zrozumiał, że popełnił błąd. Twarz demona zasnuł jakiś przerażający cień.
- Tak. Jestem niezrównoważonym psycholem, miło że w końcu raczyłeś to zauważyć. Długo ci to zajęło, myślałem, że Michaś wpaja ci to codziennie. Chciałeś się przekonać na własnej skórze, jaki ze mnie psychopatyczny morderca? - syknął jadowicie. Rafi miał wrażenie, że jego rogi nieco urosły, jednak średnio o to dbał, zbyt rozdrażniony wybuchem Samaela.
- Nigdy bym cię tak nie nazwał i mam w nosie, co Michał o tobie sądzi! Przestań przekręcać moje słowa tak, jak ci wygodnie! Tak trudno ci zaakceptować fakt, że jest jeszcze ktoś, kogo nie udało ci się odstraszyć swoim idiotycznym zachowaniem?! - krzyknął, po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł z jadalni, trzaskając drzwiami. W pierwszej chwili chciał iść do stajni po Perłę i wynieść się jak najdalej od Samaela, szybko jednak uznał, że tak tylko udowodni wszystko, co zarzucał mu Gniewny Pan. Zamiast tego zagwizdał na Cerbera, który dołączył do niego w podskokach i ruszył na tyły zamku, gdzie według tego, co mówiła służba, znajdowały się rozległe ogrody pełne drapieżnych bestii gotowych wyssać życie z każdego, kto się odważył postawić stopę w ich domu. 
Pierwsze spojrzenie na to miejsce nieco rozczarowało Rafiego. Roztaczał się przed nim zwyczajny ogród i to nawet całkiem zadbany. Kwiaty nieśmiało wychylały się z pąków, by powitać wiosnę, a liście zieleniły, co nieco tłumiły przygaszone przez zasnuwające niebo chmury promienie słoneczne. Było trochę trawy, na której można było się w ładniejsze dni położyć i wygrzewać, ale żadnego zwierzęcia chociaż trochę pasującego do dramatycznych opisów. Archanioł przechadzał się chwilę między klombami, aż nagle dostrzegł idącą do brzegu ogrodu dróżkę. Zaciekawiony podążył nią i stwierdził, że prowadzi do ogrodzenia, za którym teren przechodził w strome, trawiaste zbocze. Na pewnej wysokości łagodniało ono i przechodziło w morze zieleni, ciągnące się hen daleko, aż do miejsca, gdzie spotykały się góry otaczające kotlinę. Na dół prowadziły strome schodki i Rafi, nie czekając ani chwili, począł tam schodzić. Cerber szedł dzielnie za nim, skamląc nieco, kiedy jego łapa poślizgnęła się na wąskim stopniu. 
Znalazłszy się u podnóża zbocza, zafascynowany Pan Uzdrowień ruszył dalej między drzewa. Panowała tu przyjemna cisza, tylko lekki wiatr czasem szemrał między liśćmi. Z czasem jednak Rafael zaczynał wyłapywać nowe dźwięki, jak śpiew ptaków czy nawoływania nieznanych mu gatunków. Jego twarz mimowolnie rozjaśnił uśmiech. To był dopiero ogród godny uwagi. 
Nie bał się, że się zgubi. Zawsze mógł wejść na drzewo i wypatrzyć górujący nad kotliną zamek, by potem iść w jego kierunku. Wszystko dookoła go fascynowało. Leta wspominał kiedyś coś o żyjących w górach smokach, może mógł jakiegoś tu spotkać? A nawet jeśli nie, kto wie, co kryły ogrody Samaela. 
Po jakichś dziesięciu minutach spaceru drzewa się przerzedziły i Rafi dostrzegł niewielkie, czyste jak kryształ jeziorko. Z zadowoleniem usadowił się za jakimś grubym pniem, by móc wszystko uważnie obserwować, jednocześnie nie strasząc zwierząt przychodzących do wodopoju. Cerber gdzieś pobiegł, co nawet było mu na rękę. Wielki drapieżnik najpewniej odstraszałby obiekty jego obserwacji. 
Nie musiał czekać długo. Wkrótce zza zarośli po drugiej stronie jeziorka wyłoniło się majestatyczne stworzenie przypominające nieco sarnę. Jego pysk kojarzył się jednak bardziej z pyskiem jakiegoś mniejszego gatunku smoka, zaś rogi nie były rozwidlone, ale długie i szpiczaste. Z karku i grzbietu zwierzęcia wyrastała gęsta, czerwona grzywa, a długi, zakończony włochata witką ogon kołysał się na boki niespokojnie. Istota powiodła ciemnymi, bystrymi oczyma dookoła i upewniwszy się, że żaden drapieżnik nie czyha na nią na otwartej przestrzeni, zbliżyła się do wody. Rafi tak się skupił na obserwowaniu tego niezwykłego zjawiska, że nie zauważył, skąd przyszedł piękny, czarny koń, który nagle zbliżył się do zwierzęcia pijącego wodę. Zetknęły się nozdrzami, po czym rumak zaczął wchodzić do jeziora, czasem przystając i oglądając się na drugą istotę. Kiedy woda sięgała im do połowy boku, koń nagle zaczął się zmieniać. Z jego pyska wyrosły kły, na szyi wyodrębniły się czerwone pręgi skrzeli, sierść zabarwiła na zielonkawy kolor. Bestia stanęła dęba i wgryzła się w kark swojej ofiary. Spod wody wystrzeliło drugie takie samo stworzenie i wspólnymi siłami wciągnęły smokopodobną sarnę pod powierzchnię. Pan Uzdrowień wypuścił z płuc powietrze, zupełnie zafascynowany tym, co się właśnie rozegrało przed jego oczyma. Nie dziwił się, że służba panicznie bała się tego miejsca. Skoro były tu drapieżne konie, kto wie, co jeszcze mogło się znaleźć? Zanotował sobie, by poszukać w bibliotece jakiejś informacji o napotkanych stworzeniach, kiedy wróci. Jego uwagę jednak szybko pochłonęło coś innego, bowiem w koronie drzewa obok rozległ się głośny szelest i z dziupli wyszło zwierzę o żółtoczarnej sierści. Dostrzegłszy Rafiego, zamarło i wbiło w niego spojrzenie wielkich jak spodki oczu, ruszając szybko spiczastym noskiem. Najwyraźniej uznało, że archanioł nie stanowi zagrożenia, bo kontynuowało wspinaczkę, przebierając szybko zwinnymi łapkami. Jego długi ogon dyndał na boki, od czasu do czasu zahaczając się o jakąś gałąź. Stworzonko zniknęło w koronie drzewa, gdzie pewnie poszukiwało pożywienia. Archanioł uśmiechnął się do siebie, wstał i ruszył dalej.

***

Samael nie mógł skupić się na pracy. Rafael nie pojawił się ani na obiedzie, ani na kolacji, a on - chociaż uparcie odmawiał przyznania się do tego przed sobą - zaczynał się martwić. Pan Uzdrowień nie okazywał mu do tej pory nic poza sympatią i dobrze wiedział, że potraktował go niesprawiedliwie. Dobroć Rafiego zwyczajnie wytrącała go z równowagi. Nie zasługiwał na nią. Wiedział, że nijak mu się nie odwdzięczy, więc wolał odsunąć go jak najdalej, póki jeszcze mógł.
Co było problematyczne, bo z drugiej strony mimo wszystkich ostrych słów, lubił archanioła. Nic dziwnego, w końcu chyba nie znał osoby, która by go nie polubiła. 
Gniewny Pan wstał, odsuwając krzesło ze zgrzytem i poszedł poszukać medyka. Nie zastał go w jego pokoju, lecz wszystkie jego rzeczy zostały na miejscu, wykluczył zatem możliwość, że Rafael zwyczajnie odjechał. Dla pewności sprawdził jeszcze stajnię i mimowolnie poczuł ulgę, widząc, że Perła nadal jest w swoim boksie. Nie mógł znaleźć Cerbera, co uznał za dobry znak. Gdziekolwiek Rafi poszedł, trzygłowy pies na pewno go przypilnuje, by nie wpakował się w kłopoty. Nie, żeby archanioł nie potrafił bez niczyjej pomocy poradzić sobie z problemami. 
Postanowił poszukać w ogrodzie, lecz między klombami również nie było śladu po Panu Uzdrowień. Tknięty przeczuciem Samael poszedł w stronę ogrodzenia, które oddzielało część pałacową od tej dzikiej, gdzie mieszkały najrozmaitsze zwierzęta. Lord uwielbiał to miejsce, tętniło ono życiem i zawsze mógł tam chwilę odpocząć. Gdzieś w głębi u podnóża góry znajdowało się leże jego cerberów. Tylko ten, którego oswoił Rafi zdecydował dotrzymać mu towarzystwa, zostawiając swoje rodzeństwo.
Tak jak podejrzewał, furtka była otwarta, co znaczyło, że ktoś musiał zejść w dół zbocza. Pewnie archanioł usłyszał plotki o bestiach w ogrodzie i zdecydował zobaczyć je na własne oczy, zawsze miał słabość do niebezpiecznych istot... Ale robiło cię ciemno i zanosiło na kolejną wiosenną burzę. Samael westchnął i wrócił do pałacu po płaszcz dla swojego niesfornego gościa. 

***

Rafi był zachwycony światem, który znalazł za ścianą ogrodu. Im bliżej się przyglądał, tym więcej stworzeń dostrzegał. Kolorowe ptaki o rozmaitych kształtach i rozmiarach, bzyczące owady, liczne gryzonie, węże i jaszczurki. W pewnym momencie spojrzał na niebo i stwierdził, że powoli zaczyna się ściemniać i w sumie powinien wracać, bo nie powiedział Samaelowi gdzie idzie, ale zrezygnował z powrotu. Gniewny Pan pewnie nawet nie zauważył jego nieobecności. Ta myśl dziwnie zabolała i Rafi uparcie kontynuował przemierzanie ogrodu. 
Niebo się chmurzyło i gdzieś w oddali przetoczył się grzmot. Archanioł zadrżał. Zbierało się na kolejną burzę, więc chyba jednak będzie zmuszony powoli iść w stronę zamku. Żałował, że nie zabrał jakiegoś okrycia, bo chłodny wiatr dawał się mu we znaki. 
Nagle rozległ się szelest i Pan Uzdrowień zamarł, nie chcąc spłoszyć jakiegoś ciekawego zwierzęcia, które pewnie się tam ukrywało. Zamiast tego jednak zarośla się rozchyliły i wyszedł z nich Samael. Na widok Rafaela zdeterminowany wyraz jego twarzy złagodniał.
- Tutaj jesteś. Co ty sobie myślisz, chodzić po dworze w taką pogodę? - zdjął z ramion płaszcz i zaoferował go archaniołowi, który ubrał się, zupełnie zaskoczony.
- Dziękuję, Sammy, ale... Co ty tutaj robisz? - zapytał.
- Nie przyszedłeś na obiad i na kolację. Myślałem, że odjechałeś... - Gniewny Pan kiepsko radził sobie z ukrywaniem, że nie chciał, by tak się stało i Rafi nie mógł powstrzymać fali ciepła, które nagle go wypełniła. Więc Sammy jednak dawał mu szansę... 
- Nie odjechałem. Wtedy tylko byś się jeszcze bardziej gnębił – powiedział szczerze, uśmiechając się do niego. Błysnęło, a na jego włosy kapnęła pierwsza kropla deszczu. - Chodźmy, bo zaraz zupełnie zmokniemy.
Lord skinął głową i ruszyli razem w stronę schodów. Kiedy przeszli przez furtkę, zostawiając ją otwartą dla Cerbera, rozpadało się zupełnie i resztę drogi przebyli biegiem. Samael rozłożył czarne skrzydło, by osłonić Rafaela od deszczu, na co ten tylko mocniej złapał rękaw jego płaszcza. Nie mógł powstrzymać cichego chichotu, kiedy w końcu wpadli do holu i Gniewny Pan otrząsnął swoje pióra z wody, krzywiąc się nieco. 
- Jesteś głodny? - zapytał, kiedy w końcu uporał się z tym, a Rafi dopiero teraz uświadomił sobie, że jest i to bardzo. W końcu od śniadania nie miał nic w ustach.
- Nie chciałbym robić kłopotu... - zaczerwienił się lekko. Sammy na pewno już jadł, a to on powinien pilnować, by wrócić na czas. 
- Zostało coś z kolacji. Chodź – były Anioł Śmierci odwiesił jego płaszcz i wskazał głową na korytarz. Rafi uśmiechnął się lekko i podążył za nim, pełen nowej nadziei na odzyskanie przyjaciela.

__________________________________________________________

WR: Wstawianie co dwa tygodnie to dobry pomysł, bo udało nam się wrzucić rozdział punktualnie <3 Scarlett marudzi, że powinien być dłuższy, może i ma rację... Ale u nas też nie jest wesoło, trochę trudno pisać, jak mało kto czyta. No nic, cieszę się, że polubiliście Sama i Rafiego, do zobaczenia za dwa tygodnie :D Namówiłam Scarlett, żeby zaczęła rysować ilustracje do każdego z rozdziałów, więc może w przyszłym tygodniu dostaniecie jakiś dodatek~~

10 komentarzy:

  1. Boże, kocham to. No powoli, ale między Samuelem a Rafaelem zaczyna się coś dziać :) Zastanawia mnie też ten obraz... No nic, teraz czekać 2 tygodnie na kolejny rozdział... Weny i pamiętajcie, że komentarze nie pokazują, ile tak naprawdę osób czyta. Większość nawet się nie uławniła :) Zawsze tak jest, więc nie zniechęcajcie się i piszcie :) Pozdrawiam.

    Fela

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak liczę na to, że Samuel będzie z Rafaelem. Są taki różni, że świetnie do siebie pasują. Ale chyba coś będzie między nimi, bo Samuel trochę inaczej się zachowuje jak jest z nim Rafael. Tak sobie myślę, że za materiałem wisi portret Rafaela, dlatego Samuel tak się zezłościł, gdy ten chciał go zobaczyć.

    OdpowiedzUsuń
  3. Miałam wczoraj dodać komentarz, ale nie dałam rady :n: Rozdział jak zwykle super, czekam na następny, uch... robi się gorąco XD Przez tą wzmiankę o rysunkach przypomniałam sobie, źe sama kiedyś zaoferowałam się ze swoimi ;n; Wybaczcie, że jeszcze tego nie zrobiłam, ale jak tylko przebrnę przez 3 konkursy to coś wam wyślę :3 Powodzenia w pisaniu ! :* Piszę jak zwykle z anonima bo nie mam konta XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałem całość w 2 dni, więc troche trudno mi się pogodzić z tym, że rozdziały maja być wstawiane co dwa tygodnie (powstrzymuje szloch). Jeszcze nie miałem okazji czytać coś osadzonego w takich realiach. Podoba mi się to :D Życzę weny i wiedzcie, że zyskaliście kolejnego czytelnika.

    OdpowiedzUsuń
  5. Rafi jest przedstawicielem świętej cierpliwości, ale złośliwy Gniewny Pan jest wrat poświęcenia ....

    OdpowiedzUsuń
  6. Sorry za brak komentarzy, ale dysk mi w komputerze poszedł, a telefoni ma pękniętą szybke... uzupełnienie komentarze jak będę miała komputere naprawiony :)
    Weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie mam weny na komentarze :c Lecz wiedzcie, że czytam, zachwycam się, rozpływam nad słodkością tego rozdziału i życzę dużo weny. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Taaa znowu zapominam o tym żeby regularnie komentować -,-'' więc: uwielbiam Rafiego i Sammaela, idealne połączenie ^-^ tylko co oni tak wolno :c normalnieczuję t jakbym stała tam obok nich z takim "Now, kiss!!!" wypisanym na twarzy XD błędów nie było, a przynajmniej ja ich niwidziałam. Świetnpoczątek nowej części...liczę że kolejne rozdziały równieżbędą równiesatysfakcjonujące :)
    Pozdrowionka!
    Dark Night

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój telefon. ..podpowiadanie słów włączone. Tag bardzo tworzenie dziwnych zdań bez spacji i powtórzenia. Gomme :c
      DN

      Usuń
  9. Witam,
    oj, oj dawno mnie tutaj nie było (problemy zdrowotne, no i z komputerem później) mam co nadrabiać, i w zasadzie to chyba w moim wypadku lepsze będzie rozwiązanie jak ponownie zacznę wszystko czytać, miej więcej to pamiętam co i jak, ale chyba raczej lepiej sobie wszystko przypomnieć.... mam nadzieję, że w miarę szybko uda mi się to nadrobić...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń