niedziela, 8 lutego 2015

Cheesecake

- Więc mały książę popadł w depresję, bo jego chłopak zapomniał, że był w nim zakochany? - Serius z rozbawieniem pociągnął łyka piwa ze swojego kufla. Naprzeciwko niego Nicholas zmarszczył brwi z niesmakiem, żałując, że cokolwiek mu opowiada. Przez większość czasu młody szlachcic zachowywał się tak, jakby naprawdę dorósł i zmądrzał, ale kiedy lekarz już zaczynał być pod wrażeniem, zawsze mówił coś, co zupełnie psuło całe wrażenie. 
- Ten mały książę to twój syn, którym powinieneś się opiekować, zamiast szwendać się po barach – warknął, nachylając się, by dźgnąć go w pierś. - Naprawdę. Nie masz w sobie odrobiny odpowiedzialności, nawet żeby iść i zwyczajnie przeprosić księcia.
- Lucek nie chce moich przeprosin, chce żebym trzymał się od niego z daleka – wzruszył ramionami Serius. - Poza tym co dobrego by im dało, gdybym do nich wrócił? O ile dobrze słyszałem, to nasz książę znalazł sobie nowego kochasia. A dzieciaki w tym wieku nie potrzebują już ojca.
- Powiedział ten, który jeszcze nie tak dawno płakał, że tatuś jest na niego wściekły – wytknął Nicholas złośliwie. Młody szlachcic zarumienił się lekko. 
- Nie płakałem - mruknął do kufla z piwem. - Po prostu... 
- Po prostu jesteś egoistycznym dupkiem – lekarz rozłożył ręce, kręcąc głową. 
- Skoro tak mnie widzisz, to po co ciągle zgadzasz się ze mną spotykać? - Serius spojrzał na niego znad szkła i Nick stwierdził, że wygląda na naprawdę dotkniętego. Co gorsza, on nie miał na to żadnej odpowiedzi. Może po prostu cieszył się uwagą, którą w końcu dostawał? Czyżby od tak dawna nikt się nim nie interesował, że teraz był w stanie przymknąć oko na wszystkie wady, byleby mieć chociaż namiastkę jakiejś relacji? Uch, świetnie, wychodził na jeszcze bardziej żałosnego, niż mu się wcześniej wydawało. Brzmiał jak stara panna z kryzysem wieku średniego i w sumie zaczynał rozumieć, czemu ciągle słyszy docinki ze strony przyjaciół z pałacu.
- Twoje szczenięce oczy na mnie działają? Nie wiem, sam sobie zadaję to pytanie – mruknął, nalewając sobie więcej trunku do szklanki. 
- Lubię cię, Nick. Jesteś... Taki niezależny. Niezdobyty. Dałeś mi w twarz, jak próbowałem się do ciebie przystawiać. Dałeś mi w twarz, bo zraniłem twojego przyjaciela. To jest... Imponujące – westchnął młody szlachcic, patrząc na towarzysza z powagą.
- Lecisz na to, że cię biję? - Nicholas uniósł brew, niepewien, czy ma być przerażony, czy wybuchnąć śmiechem.
- Kto mówi o leceniu? – Serius odsunął się, cały czerwony na twarzy i lekarz poczuł lekkie ukłucie złości. Zaraz, jaki to nie? Nie, żeby chciał, ale… W sumie powinno go to cieszyć, jednak z jakiegoś powodu czuł się zawiedziony.
- No dobra… To lubisz. Wciąż dziwne – mruknął, starając się nie brzmieć na obrażonego. 
- Nie chodzi o sam fakt bicia – zaprotestował syn Asmodeusza. – Chodzi bardziej o twoją stanowczość. O to, że opierasz się moim wdziękom. 
- Wdziękom? A niby gdzie ty masz te wdzięki? – roześmiał się Nicholas. – Nie jesteś wcale taki specjalny, bycie synem Lorda Rozpusty nie czyni z ciebie boga seksu. 
Teraz to z kolei Serius poczuł się urażony. Gdyby lekarz poszedł z nim do łóżka, z miejsca odszczekałby te słowa. Tutaj nikt nie mógł mu nic zarzucić. Może i nie miał wielu talentów, ale sztukę miłości opanował do perfekcji. 
- Nie jesteś wojownikiem, założę się, że pod tą koszulą nie ma ani grama mięśni. Nie jesteś też jakiś strasznie inteligentny, bo wtedy wiedziałbyś, jak nie dać się złapać na zdradzie… Nie, w ogóle byś nikogo nie zdradzał. Poza tym, twój charakter… Rany, Serius, ile masz lat? Dużo. Urodziłeś się w czasach, kiedy ludzie wierzyli, że Zeus zejdzie z Olimpu, by rzucać w nich błyskawicami. A dalej zachowujesz się jak dziecko – wyliczył Nick, nie mając pojęcia czemu chce dopiec młodemu szlachcicowi. Ten skrzywił się, świadom, że lekarz mówi prawdę. W taki sposób nigdy nie da rady go zdobyć. 
- Gdybym był inny… Czy osoba, którą kocham by mnie zechciała…? – zapytał cicho, patrząc mu w oczy. Medyk spojrzał na niego z niedowierzaniem. Co? Osoba, którą kocha? Nigdy wcześniej o tym nie słyszał. Serius zakochany? Co to ma znaczyć? 
- Ty i miłość? – prychnął kpiąco. – Nawet książę podbojów może się w kimś zakochać? Cóż, jeśli ta osoba zna twoją bogatą historię, to raczej nie masz na co liczyć. Nawet gdybyś mu się podobał, to nie zaryzykowałby związku z tobą. 
- Pewnie masz rację… - westchnął szlachcic. Jego błękitne oczy były pełne smutku i nagle Nick pożałował, że był dla niego taki ostry. 
- Hej, mogę się mylić – powiedział cicho, wyciągając rękę, by położyć ją na dłoni Seriusa. Ten jednak cofnął ją, odwracając wzrok.
- Wybacz, jest późno. Powinienem już iść – rzekł ostro. Zapłaciwszy szybko za ich trunki, zostawił nieco zaskoczonego Nicka samego.

***

Kiedy Serius wrócił do domu, zastał swojego ojca z Mammonem na kanapie. Lord Chciwości siedział z nogami przerzuconymi nad udami Moda i z kocim uśmiechem przeliczał banknoty w trzymanym w ręce pliku. Widząc Seriusa, pomachał mu wesoło, ale kiedy dostrzegł jego skwaszoną minę, zostawił rudemu swoją zdobycz i podszedł.
- Co się stało, młody? Wyglądasz, jakby okazało się, że twój dłużnik umarł i nie ma kto ci zwrócić kasy – zagadnął wesoło. Młody szlachcic posłał mu zmęczony uśmiech. Zanim pogodził się z ojcem, spędził jakiś czas w Valucie w mieszkaniu jego nieoficjalnego wtedy kochanka. Od tamtej pory Mammon był dla niego jak coś w rodzaju rodzica i bardzo chciał, żeby para Lordów w końcu się zeszła. 
- Mon, twoje porównania są urocze – roześmiał się pan Rozpusty, również podchodząc i obejmując drugiego szlachcica ramieniem. – No co jest, Serius? Dostałeś kosza? 
- Tak, jeśli chcesz wiedzieć. Nick wyraźnie dał mi do zrozumienia, że nie ma dla nas szans – warknął, patrząc na ojca spode łba. Nie miał chwilowo ochoty na jego docinki. Kiedy tylko wszedł do swojego pokoju i zamknął za sobą drzwi, Mon szturchnął mocno kochanka w żebra.
- Jesteś cholernym dupkiem, Mod – powiedział karcąco. 
- Skąd mogłem wiedzieć! - zaprotestował nieco obrażony rudy. Było mu głupio z powodu tych słów, w końcu między Seriusem i Nickiem zawsze układało się średnio. Asmodeusz nie sądził, że lekarz widzi jego syna inaczej niż tylko rozpieszczonego dzieciaka, co z jednej strony go złościło, a z drugiej jednak nie było zaskakujące. Mimo że przez ten długi czas, kiedy się nie widzieli, młody szlachcic zdecydowanie dojrzał, wciąż jeszcze czasem zachowywał się jak dzieciak. Nicholas natomiast był szanującym się lekarzem, do tego zgryźliwym i średnio atrakcyjnym. Ale cóż, jego gust zawsze różnił się od gustu Seriusa. Nie każdy mógł być Mammonem. 
- Będziesz musiał go przeprosić – rzeczony Lord Chciwości skrzyżował ręce na piersi, patrząc na kochanka spod grzywki. Ten tylko westchnął i pocałował go przelotnie. 
- Szkoda, że nie może spotkać kogoś takiego jak ty... - powiedział cicho, zaś drugi szlachcic tylko się uśmiechnął. 
- Każdy ma kogoś dla siebie – zapewnił go, pozwalając się mocno przytulić.

***

- Niech mistrz weźmie dodatkowe ubrania, dużo bandaży, skalpel... - wyliczał Ortis, stojąc nad pakującym się Nicholasem i niewysłowienie go irytując. Medyk doskonale wiedział, że jego uczeń cieszył się na trochę czasu wolnego z Orionem, w końcu pod jego opieką musieli się nieźle napracować. Należała im się przerwa, kiedy mistrz wyjedzie z wyprawą wojskową do sprzymierzonego kraju limbowskiego, w którym toczyła się wojna domowa. Jego przynajmniej nie porwą. 
- Postarajcie się, żebym nie musiał odbierać porodu, kiedy wrócę – powiedział znacząco, patrząc to na jednego, to na drugiego. Ortis zarumienił się mocno.
- M-mistrzu... - zaprotestował. Nie, żeby był jakiś cnotliwy, ale przecież się z aniołem pilnowali. Nick tylko klepnął go w ramię, po czym wyszedł, by zanieść rzeczy do sakw. Przechodząc korytarzem, minął otwarte drzwi do gabinetu księcia i przystanął, słysząc podniesione głosy.
- Chcę jechać z nimi! Nie mogę tu ciągle siedzieć, nie mogę mijać go na korytarzu i widzieć, że na mnie patrzy, chociaż w ogóle nie wie, kim jestem! Muszę się stąd wyrwać! Nie wiesz, jak to jest! - och, Lawliet. Nick westchnął. Wiedział, że od wypadku młody książę omijał Kariana szerokim łukiem, co nieco niepokoiło koniuszego. W końcu nie miał pojęcia, co zrobił synowi Lucyfera. 
- Bądź rozsądny, Law, to nie jest żadna wielka wyprawa, żeby trzeba było wysyłać na nią księcia... - głos Lucyfera był spokojny, ale lekarz znał go zbyt długo, by się na to nabrać. Władca musiał strasznie się bać, że ponownie straci jedno ze swoich dzieci.
- Nie rozumiesz. Niedługo po wypadku podszedł do mnie i przeprosił... Przeprosił, że nie wie, co się między nami wydarzyło. To jakby w ciele Kariana była zupełnie inna osoba! Myślałem, że pęknie mi serce… Proszę, nie zmuszaj mnie, bym przeżywał to na nowo… – wyszeptał Lawliet. 
- Będę miał go na oku, książę – rozległ się trzeci głos, w którym Nick rozpoznał Vina. Potem zapadła chwila ciszy, jakby Lucyfer rozważał prośbę syna. W końcu westchnął.
- Dobrze. Ale macie wrócić cali i zdrowi – rozkazał.
Nick ruszył dalej, ściskając rzemień swojej torby. Nie wiedzieć czemu, jego myśli pobiegły do Seriusa. Czy powinien napisać synowi Moda, że wyjeżdża? Nie, pomyślał z determinacją. Niech miłość jego życia go informuje o wszystkim co robi, on jest wolnym demonem. Z resztą Serius i tak pewnie nie chciał o nim słyszeć.

***

Przed wejściem do stajni, Lawliet przystanął na chwilę i przygryzł wargę. Unikał Kariana od wypadku, rozmawiali chyba tylko ze dwa razy i książę zawsze uciekał z podkulonym ogonem. Koniuszy najpewniej nie wiedział, o co chodzi i czuł się zraniony jego zachowaniem, ale on nie umiał inaczej. To spojrzenie, które zupełnie go nie znało za bardzo bolało. Teraz jednak nie miał zbytniego wyboru. Wemknął się cicho do środka, by zastać Kariana czeszącego w zamyśleniu grzywę jego konia. Kiedy usłyszał kroki, podniósł głowę, a na widok Lawlieta uśmiechnął się niepewnie.
- Dzień dobry, książę – powiedział cicho, a syn Lucyfera poczuł ukłucie w sercu. Książę, hm? Jakby byli sobie zupełnie obcy...
- Mój koń jest gotów? - zapytał tylko, nieco bardziej szorstko, niż miał zamiar. Karian przytaknął i podał mu lejce. 
- Książę... - zaczął, kiedy Lawliet już odwrócił się, by odejść. - Nie wiem, jaką mieliśmy relację przed moim wypadkiem. Nie wiem, czy czymś cię uraziłem, ale jeśli tak, to przepraszam. Wiem, że nie chcesz mnie widzieć i ze mną rozmawiać, ale z jakiegoś powodu mnie to martwi... Czuję, że tak nie powinno być. Czuję, że jesteś ważny.
Książę ścisnął wodze wierzchowca, wciąż stojąc tyłem do przyjaciela. Jego serce waliło jak oszalałe. Czyżby jednak była jakaś szansa na to, że Karian nie zapomniał o swoich uczuciach...?
- Przepraszam, pewnie brzmię niesamowicie głupio – westchnął koniuszy, rumieniąc się nieco. Lawliet tylko odwrócił się na pięcie i przytulił go mocno
- K-książę? - wyjąkał zdumiony zielonooki, niepewnie dotykając ramienia syna Lucyfera. 
- To ja cię przepraszam, Karian – westchnął Lawliet drżącym głosem, nie wypuszczając go z objęć. - Wszystko ci opowiem, obiecuję. Ale dopiero jak wrócę. Muszę się z tym wszystkim oswoić. Daj mi trochę czasu, dobrze? - w końcu się od niego odsunął i spojrzał w zielone oczy z czułością, która sprawiła, że serce Kariana nagle zabiło szybciej z niewiadomego powodu. 
- Dobrze – zgodził się cicho. Książę uśmiechnął się łagodnie i był to chyba pierwszy raz, kiedy zrobił to przy koniuszym. Miał on również szczerą nadzieję, że nie ostatni. 

***

Nick słyszał strzały i szczęk mieczy z zewnątrz. Ich krótka misja zmieniła się w Piekło. Kiedy przyjechali, przedstawiciel rodu, z którego pochodził obalony przez ludzi król, przywitał ich z wszystkimi honorami. Podczas uroczystego obiadu jednak, letni pałac został napadnięty przez ludzi drugiej rodziny walczącej o tron. Rozpętała się bitwa, która wkrótce wywiodła wojsko Lucyfera oraz tutejszych żołnierzy na ulice miasta. Teraz Nicholas siedział w jakimś opuszczonym budynku, ściskając w dłoni swój stary pistolet i trzymając się za krwawiący bok. Był lekarzem, do cholery, nie powinien brać udziału w bitwie, ale przeciwnik postanowił zaatakować miejsce, w którym znajdował się improwizowany szpital dla rannych. Teraz siedział tu jak idiota i nawet nie umiał porządnie strzelać. Ileż to lat minęło, odkąd się uczył...
Nagle drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem. Nick przełknął ślinę, wsuwając się głębiej w kąt, by nikt go nie zauważył. Jeśli to żołnierze przeciwnika, to był skończony. W pistolecie został mu jeden nabój, a po krokach słyszał, że osobników było co najmniej trzech. 
Zawsze pozostawało mu kopanie i gryzienie, pomyślał z goryczą, kiedy jeden z intruzów zbliżył się powoli do stołu, za którym się ukrywał i jednym kopniakiem go odsunął. Herb na jego mundurze wyraźnie mówił, że nie ma dobrych zamiarów.
- Proszę proszę... Jakiś doktorek z Piekła... Wygodnie wam tam, co? Rozpieszczonym elegancikom... Nie macie pojęcia, jak wygląda prawdziwy świat... - warknął, szczerząc zęby. Nick ścisnął w dłoni pistolet, po czym wycelował nim w głowę mężczyzny. Zanim jednak zdołał nacisnąć spust, jeden z towarzyszy żołnierza kopnął go w ranny bok, przez co wypuścił broń, która pojechała po podłodze. Demon podniósł ją z pobłażliwym uśmiechem.
- To aż smutne... - stwierdził, wytrząsając z niej nabój. 
- Możemy go zanieść do hrabiego, pewnie chętnie się z nim pobawi – zaproponował drugi.
- Hrabiego stać na lepsze zabawki. Proponuję odciąć mu głowę i przejść się z nią, by jego towarzysze widzieli – stwierdził trzeci, rozkładając ręce. Nick pobladł, trzymając się kurczowo za bok. Musiał stąd uciekać... Przygryzł wargę, by przezwyciężyć ból i zerwał się na nogi, by pognać do wyjścia. Żołnierze jednak zareagowali natychmiast. Dwóch chwyciło go pod ręce i cisnęło na ziemię. Syknął i w odwecie podciął jednego, a ten zwalił się do tyłu. Jego towarzysze nie mieli jednak zamiaru tak łatwo odpuścić. Dowódca złapał Nicholasa za włosy, gdy ten próbował wstać. 
- Wijesz się jak żmi- Ugh! - reszta jego słów została stłumiona, kiedy czyjaś pięść z całej siły wbiła się w jego szczękę. Upadł, uderzając mocno głową w podłogę, co pozbawiło go przytomności. Dwóch jego podwładnych rzuciło się na napastnika, ten zaś jednego zaszedł od tyłu, a drugiego kopnął z całej siły w splot słoneczny. Jego białe włosy opadły na ramiona. 
Białe włosy...
Lawliet?
- Chodź, Nick. Musimy się zbierać – mężczyzna odwrócił się, by spojrzeć na lekarza, a ten dopiero teraz zrozumiał swoją pomyłkę. 
To nie był Lawliet.
To był Serius. 

***

Kolejne piętnaście minut był zupełnie zamazane w jego pamięci. Wiedział, że Serius wziął go na ręce i wyniósł z budynku, wiedział, że stracił dużo krwi, wiedział także, że pewnie mu się to wszystko śni, bo kogo jak kogo, ale syna Lorda Rozpusty nie powinno nigdy być w tym miejscu. A skoro śnił, to mógł zarzucić rękę na ramiona młodego szlachcica i wtulić nos w jego szyję w zupełnie platoniczny sposób.
- Cii... Zaraz będziesz bezpieczny... - wyszeptał na to Serius i Nick już nic nie mówił, kurczowo zaciskając palce na koszuli chłopaka. Chyba musiał wtedy stracić przytomność, bo następnym, co pamiętał było jakieś łóżko i sympatyczna diablica krzątająca się wokół niego.
- Stracił trochę krwi, ale przeżyje. Doprawdy Seriusie, nie sądziłam, że spotkam cię ponownie w takich okolicznościach – mówiła do kogoś, kto chyba siedział na krześle przy łóżku, jednak Nick na razie nie miał ochoty sprawdzać, czy naprawdę tak jest.
- Dzięki, Rovenno. Mam u ciebie dług – głos Seriusa był pełen zmartwienia. Czyżby coś się stało? 
- I to nie jeden, dzieciaku, i to nie jeden – roześmiała się kobieta i wyszła z pokoju. Dopiero wtedy lekarz poruszył się i stwierdził, że nie ma na sobie koszulki, a w pasie jest obwiązany bandażem. 
- Nick! - smukłe dłonie spoczęły na jego ramionach, kiedy napotkał zatroskany wzrok Seriusa. Więc młody szlachcic naprawdę tu był... 
- Co tu robisz...? Przecież się obraziłeś... - zamruczał lekarz, spoglądając na nieco rozmazaną twarz syna Asmodeusza. Ktoś chyba musiał zdjąć mu okulary, bo wszystkie kontury się rozpływały.
- Usłyszałem od ojca o waszej wyprawie... I jak sobie przypomniałem, że twój uczeń został na podobnej schwytany, nie mogłem usiedzieć w domu... - wyznał Serius, czerwieniąc się lekko i mając cichą nadzieję, że bez swoich szkieł Nick nie zauważy.
- Przecież ty nie umiesz walczyć... - zaprotestował medyk, co nieco nie zgadzało się z tym, co przed chwilą widział. W końcu szlachcic sam powalił trójkę żołnierzy, żeby go wyciągnąć z budynku.
- Wiesz, ile bójek wygrałem w dzieciństwie? Nie znam się na szermierce, ani na strzelectwie, ale pięściami potrafię się obronić – zapewnił z uśmiechem białowłosy. 
- Gdzie my w ogóle jesteśmy? - zapytał Nicholas, przytulając twarz do poduszki. 
- W burdelu – odparł Serius, wzruszając ramionami. - Często tu przychodziłem, kiedy opuściłem ojca i jeździłem po Limbo. Bardzo przyjemne miejsce.
- Nie wątpię – sarknął lekarz. - Możesz mi podać okulary? Średnio coś widzę – dodał, macając dookoła w ich poszukiwaniu. Młody szlachcic ściągnął je z szafki i dał mu do ręki.
- Swoją drogą szybko opuściłeś ukochanego, żeby za mną polecieć – stwierdził Nick, kiedy wraz ze wzrokiem wróciła jego zgryźliwość i pewność siebie. Ku jego zaskoczeniu, Serius spuścił wzrok, lekko się rumieniąc.
- Wręcz przeciwnie, Nick. Nie opuściłem go – powiedział cicho. Dopiero po chwili Nicholas zrozumiał, co ma na myśli i jego policzki również się zaczerwieniły.
- Przecież wtedy powiedziałeś, że... Że na mnie nie lecisz... - zauważył. Cholera, chyba naprawdę był mocno ranny i teraz majaczył. Nie mógł uwierzyć, że Serius, ten Serius właśnie praktycznie wyznał mu miłość. 
- Bo widziałem, jak mnie traktujesz... - pokręcił głową syn Asmodeusza. - Ale jak pomyślałem, że mogę cię stracić, to... Wolałem zaryzykować. Żebym niczego nie żałował. 
- Czemu? - zapytał Nick, nie patrząc na niego. - Serius, popatrz na mnie. Jestem zgryźliwym, wrednym sztywniakiem, a do tego cholernym pracoholikiem. Nie uprawiałem z nikim seksu od wieków. Ba, nie jestem nawet atrakcyjny! Co, do cholery, może ci się we mnie podobać? 
- Jesteś zdecydowany – zaczął wyliczać szlachcic. - Nie dajesz sobie wejść na głowę, do tego jesteś inteligentny i kochający. Nie, nie próbuj zaprzeczać – zaprotestował, kiedy lekarz już otwierał usta, by coś powiedzieć. - Zawsze się burzysz, kiedy mówię coś złego o Lucyferze, byłeś załamany, gdy twój uczeń został złapany... Nie dajesz tego po sobie poznać, ale dbasz o wszystkich, chyba nawet bardziej niż o siebie. 
Nick spojrzał na niego z zaskoczeniem. Nigdy jeszcze nie słyszał, by ktoś tak o nim mówił. A ten demon, z którym spędzał parę godzin raz na dwa tygodnie, a czasem nawet na miesiąc zachowywał się, jakby znał go od dawna. 
- Do niczego cię nie zmuszam – zastrzegł Serius. - Po prostu chciałem, żebyś wiedział.
- Serius... - zaczął Nicholas, ale w tej samej chwili drzwi się otworzyły i weszła Rovenna, niosąc tackę z kubkiem mleka i talerzem jedzenia.
- Obudziłeś się! Idealnie. Jedz, musisz nabrać siły, żeby wrócić do swoich – powiedziała radośnie, stawiając lekarzowi tacę na kolanach. - A ty, Serry nie musisz tu już warować. Chodź, pomożesz mi przebierać pościel, ty nieużytku ty.
- J – jasne. Już lecę – Serius wstał, posyłając Nickowi przepraszający uśmiech i wyszedł za diablicą, a lekarz został sam na sam ze swoimi kotłującymi się myślami. 

***

Dopiero kolejnego dnia Rovenna pozwoliła mu wrócić do reszty piekielnych oddziałów. Ubrał swoją zakrwawioną koszulę i korzystając z tego, że walki na chwilę ucichły, wyszedł na ulicę. W drzwiach do burdelu zobaczył stojącego Seriusa, który patrzył za nim tęsknym wzrokiem. Nick zawahał się. Tyle czasu zajmował się wmawianiem sobie, że nie jest zainteresowany chłopakiem... A jego wyznanie zburzyło to wszystko jak dotknięcie różdżki. Syn Asmodeusza mu się podobał i nie dało się temu zaprzeczyć, chociaż bardzo się starał. Ale czy można było mu zaufać? Nie chciał po raz kolejny doświadczyć zdrady, to by za bardzo bolało. Z drugiej strony prostota, z jaką Serius podchodził do ich hipotetycznego przyszłego związku była urocza i ujmująca.
- Nie idziesz? - zapytał go niepewnie, zdecydowawszy wrócić parę kroków. 
- Nie, wrócę swoją drogą do Akarosso – odparł szlachcic przepraszająco. - Nie chcę, żeby kochaś Lucka porachował mi kości.
- W takim razie do zobaczenia... - Nick spojrzał na niego niepewnie. Chciał mu coś powiedzieć, ale nie miał pojęcia, jak może to wyrazić. Nigdy nie był dobry w uczuciach. - Słuchaj, co do tego, co mi powiedziałeś...
- Nick, już ci mówiłem. Po prostu chciałem, żebyś wiedział i nie musisz nic... - usta lekarza na jego wargach skutecznie powstrzymały go przed dalszym mówieniem. Serce Seriusa podskoczyło radośnie, chociaż wciąż nie mógł uwierzyć w to, co się dzieje. Zanim zdołał zareagować, Nicholas już się odsunął, cały czerwony na twarzy.
- Zamknij się, okej? Mówię tylko, że chciałbym spróbować – powiedział, poprawiając sobie nerwowo okulary. 
- Z-ze mną? Naprawdę? Ale ja... Jestem... No, wiesz. Serius – szlachcic spojrzał na niego bezradnie, jakby sądził, że medyk zapomniał o tym jednym, drobnym fakcie. 
- A ja jestem Nicholas. Wcale nie lepiej, co? - westchnął Nick. 
- Chyba jednak lepiej – zaśmiał się niepewnie białowłosy. - Idź już. Pewnie cię wszędzie szukają.

- Do zobaczenia – lekarz klepnął go w ramię, zażenowany, po czym odwrócił się i ruszył opustoszałym miastem w stronę miejsca, gdzie stacjonowały Piekielne wojska.

***


Powrót do domu dwa tygodnie później przebiegł spokojnie i bezpiecznie. Chociaż sytuacji w kraju nie udało się do końca ustabilizować, ród królewski zyskał zdecydowaną przewagę i mógł już radzić sobie sam. Nick cieszył się, bo miał już dosyć tego miasta. Klimat tam był zupełnie inny niż w Lux. Sucho, prawie żadnej roślinności... Wolał trzymać się znajomych puszczy. 
Wszyscy byli w miarę cali i zdrowi. Lawliet w jakimś bohaterskim skoku zarobił ranę na ramieniu, Vin miał rozcięte udo, a Hariatan przez ostatni tydzień leżał z dwoma złamanymi żebrami, lecz jego życiu nic nie zagrażało. Mimo to byli wykończeni i wszyscy chcieli wrócić do domu. 
Zamek w Lux powitał ich wielką ucztą przygotowaną przez Ganderiusa. O dziwo zdołał się ze wszystkim wyrobić, mimo że Lianes bardzo mu to utrudniał. Larf, widząc ukochanego w bandażach, prawie złamał mu kolejne żebra, zaś Orion i Ortis wyglądali na tak zadowolonych i wypoczętych, jak nigdy, chociaż demon upierał się, że nie mieli chwili wytchnienia przez falę wiosennych przeziębień, która nawiedziła Lux. 
Lawliet usiadł przy Karianie i chciał z nim porozmawiać, lecz koniuszy tylko położył mu palec na ustach i zaproponował, by zrobili to, kiedy książę trochę wypocznie. W jego głowie zaczynały majaczyć wspomnienia z dzieciństwa, ale relacja z synem Lucyfera wciąż pozostawała dla niego tajemnicą. Mimo to mieli czas, a białowłosy wyglądał na wykończonego wyprawą wojenną. Koniuszy czuł, że może poczekać, skoro wie, że Lawliet wcale go nie nienawidzi.
Gdy w końcu Nick wyrwał się z tego tłoku i zamieszania, by chwilę pobyć w spokoju i udał do swego gabinetu, miał ochotę zasnąć na stojąco. Zajrzał do pokoju i zlokalizował na biurku stertę papierów, która czekała, aż się nimi zajmie. Warknął z niezadowoleniem i już miał wyjść, kiedy coś zwróciło jego uwagę. Niewielka koperta, zaklejona lakiem w kształcie serca. Lekarz parsknął śmiechem i wziął ją do ręki, bez trudu rozpoznając eleganckie i pochyłe pismo Seriusa. Potem zamknął za sobą drzwi, by udać się do swojej sypialni i w spokoju przeczytać wiadomość.  

_____________________________________________________

WR: No to dzisiaj komentarza jako takiego nie będzie, bo jak już wspominałam, zostałyśmy nominowane do Libster Award, za co serdecznie dziękujemy Ethanowi  <3

Okej, tytułem wstępu...

Libster, to nagroda przyznawana za „dobrze wykonaną robotę”, blogerom o mniejszej publiczności, w celu rozpowszechnienia ich twórczości. Odbierając nagrodę, odpowiada się na jedenaście pytań, po czym zadaje się tak samo, jedenaście pytań i podaje się jedenaście nominowanych przez siebie osób. Odpowiedzi na pytania i nominowane osoby podaje się na swoim blogu. Jedna osoba może być nominowana wielokrotnie, nie można jednak nominować osoby, od której otrzymało się nominację.

No to teraz lecimy z tematem :D


Smoki, magia, rycerze czy wampiry i wilkołaki, czyli stara czy nowa fantastyka? Dlaczego?

WR: Cóż, ja osobiście jestem otwarta na wszelkie rodzaje fantastyki. Jeżeli do opowieści o wampirach, wilkołakach, czy czymś podobnym nie wcisną kiczowatego wątku romantycznego, to nie mam jej nic do zarzucenia. Nie przepadam jedynie za historiami w klimatach szamanistycznych i tym podobnych, ale i od tego są wyjątki. Dlaczego? Ponieważ uważam, że w dobrych rękach każdy temat może być opisany interesująco i rzucić całkiem nowe światło na sprawę :D

SC: SMOKI SMOKI SMOKI. Ale, szczerze - dobra fantastyka nie jest zła. Lubię każdą, która jest na tyle ciekawa, żebym po dwóch stronach nie zasnęła. Najbardziej jednak lubię te, w których głównym wątkiem nie jest romans - takie są najlepsze! Ugh, po prostu nienawidzę, kiedy ktoś przez pierwsze dwa tomy buduje przyjaźń między głównymi bohaterami tylko po to, by w trzecim tomie nagle wyskoczyć z wątkiem miłosnym i próbować go tam na siłę wciskać, fuj.... Niestety, tak się zdarza coraz częściej, nad czym wielce ubolewam =,=

Jakie wartości są dla Ciebie ważne w życiu?

WR: Jakże oryginalne i rzadkie miłość i przyjaźń. No i zdrowie, jeśli można to uznać za wartość. Nie będę się nad tym rozdrabniać, bo chyba wszyscy wiedzą, o co chodzi, prawda?

SC: Uhh.... Wszystko jest ważne, od kasy po relacje międzyludzkie, w których idzie mi zdecydowanie najgorzej ^ ^" Na wartości, które są ważne w życiu każdego człowieka składa się wiele czynników, no i każdy w innym wieku pragnie czegoś innego, więc... Nie wiem, następne pytanie xD"

Tolerancja względem orientacji czy jej brak? Uzasadnij

WR: Trudno, żebym jej nie miała, jak sama jestem bi i piszę opowiadania o gejach... Poza tym tolerancja, to złe słowo, znam mnóstwo ludzi, którzy twierdzą, że są tolerancyjni, a opowiadają pełno idiotycznych, chamskich żartów. W każdym razie nie widzę uzasadnienia dla akceptowania innych orientacji. To tak, jakby ktoś mi kazał uzasadnić, dlaczego każdy zasługuje na odpowiednie warunki do życia i opiekę zdrowotną. Podstawowe prawa człowieka, ludzie.

SC: Popatrz na ten blog.... Przyjrzyj się uważnie jego tematyce.... Mam dziwne wrażenie, że chyba jesteśmy raczej tolerancyjnymi osobami, nieprawdaż? A zresztą, niech każdy ma sobie taką orientację jaką chce, dopóki nie jest niemiły i chamski w stosunku do innych to jest w porządku.

Czy lubisz teksty (fanowskie) pisane w systemie postać x czytelnik? Co o tym sądzisz.

WR: Z jednej strony każdy może pisać i czytać, co mu się żywnie podoba, ale z drugiej... Nie. Nie rozumiem sensu i formy takich tekstów, nigdy żadnych nie czytałam i nie czuję takiej potrzeby. To tak samo jak nie znoszę kanonowych postaci x OC. Po prostu nie wdzię czegoś takiego.

SC: No, jak kogoś to kręci, to okej... Mnie niespecjalnie. Chociaż osobiście uważam, że lepsze to niż postać z kanonu x OC. Brrr, to jest dopiero zło, i pełno tego na internecie...

Współczesne postaci typu” Mary Sue” w książkach? Dostrzegasz obecność?

WR: Wystarczy wejść na dział młodzieżowy w empiku i jest tego tyle, co grzybów po deszczu. Pisanie kobiet chyba umarło śmiercią naturalną, bo ostatnio nie jestem w stanie znaleźć wielu porządnych postaci żeńskich, które dałyby się lubić i nie irytowały na każdym kroku.

SC: Aż sobie wyguglować musiałam... Ah tak, idealizacja postaci, zwłaszcza żeńskich. Cóż, nikt już chyba w tych czasach nie umie napisać normalnej dziewczyny o porządnym charakterze i mocnej osobowości. Najgorzej jest wtedy, gdy laska zostaje stworzona pod postać męską - i tu wracamy do wspomnianego wcześniej wątku miłosnego robionego na siłę. Chyba jedynymi dobrymi żeńskimi postaciami są kucyki pony z MLP:FiM....

WR: I Once Upon a Time. Polecam.

Większa grupa koleżeńska czy bliskie, wąskie grono przyjaciół? Pytanie dotyczy kontaktów bezpośrednich a nie FB itd.

WR: Wąskie, bliskie grono przyjaciół, a i tak zwierzam się tylko dwóm, czy trzem osobom. Oczywiście mam kolegów i koleżanki poza nimi, ale rozmawiam z nimi tylko, jak się nadarzy jakaś okazja, a nie szukam ich towarzystwa. Brzmię jak dupek, prawda? Ugh.

SC: Mała grupa. O ile w ogóle mam jakieś kontakty międzyludzkie.... Nie należę raczej do popularnych osób, wolę się trzymać na uboczu, do tego mam problemy z zaufaniem, dlatego też raczej wskazane jest dla mnie wąskie grono przyjaciół ^ ^".

Mając możliwość wejścia do książki i zajęcia miejsca jednej z postaci, na kogo postawisz i z jakiej pozycji. Zakładając, że koniec książki nie zakończy twojego pobytu w niej ani życia tylko wszystko będzie toczyło się dalej.

WR: Mam dziwne wrażenie, że wszystkie postaci z książek, które czytałam mają generalnie nieźle przesrane i nie wiem, czy chciałabym zająć miejsce którejś... O, kiedy byłam młodsza zawsze chciałam być jednym z Dzieci z Bullerbyn, wydawało mi się to najmniej problematyczne... Mam nadzieję, ze to się liczy ^ ^:"

SC: Mogłabym być smokiem, a pewna osoba mogłaby być moją ukochaną osobą <3 Ale tak na serio, to w Harrym Potterze fajnie by było żyć, tylko jako drugoplanowa postać, która na końcu nie umiera ani nic w tym stylu. Ogólnie każdy świat, który jest fajnie wymyślony, byłby lepszym od tego, w którym obecnie żyjemy, bo każdy człowiek wymyśla go mimowolnie pod siebie.

Heroiczna śmierć czy życie tchórza?

WR: Jeśli to pytanie dotyczy moich postaci, to wybieram heroiczną śmierć, ale jeśli mnie, to chyba niestety wolę życie. W końcu co mi po chwale, kiedy i tak już będę martwa? Natomiast kiedy przeżyję, będę mogła walczyć, by okryć się chwałą w mniej... zabójczy sposób.

SC: Heroiczna śmierć, o ile będę już w bardzo podeszłym wieku. Skoro i tak niedługo umrę, to chciałabym chociaż zejść z tego świata w ciekawszy sposób niż zawał serca czy zaśnięcie i nie obudzenie się.

Kobieta gracz – gra tylko w simsy?

WR: HAHAHAHAHA, nie. Kobieta gracz może grać w co jej się żywnie podoba, poczynając od simsów (co wy w ogóle macie do Simsów? Kiedyś robiłam w Simsach postaci z PnS i to była świetna zabawa), przez przygodówki i fantasy, na strzelankach lub strategiach kończąc. Serio. Płeć osoby, która lubi gry nie robi żadnej różnicy, jak można uważać, że gry są tylko dla facetów?

SC: Serio? To jest pytanie, które nie powinno istnieć. Przecież wiadomo, że aby wiedzieć, w co dana osoba - niezależnie od płci - gra, to wystarczy się jej najzwyczajniej w świecie zapytać. Doprawdy, wpieniają mnie ludzie, którzy z góry oceniają kogoś na podstawie stereotypów. Zazwyczaj nie jestem skora do hejcenia na jakiekolwiek tematy, ale tutaj zdecydowanie nienawidzę i potępiam. A gry nie są tylko dla facetów, każdy może robić co mu się żywnie podoba, niezależnie od płci.

Ulubiony bohater Marvela i uzasadnienie jego wyboru.

WR: To chyba temat na esej, bo ja osobiście nie mam ulubionej postaci Marvela, z prostego powodu - nie mogę wybrać tej jednej. Będziecie musieli zatem trochę poczytać. Mam słabość do Charlesa Xaviera, zwłaszcza jego filmowej kreacji - jest dobry, ale do tego potrafi się postawić i zawsze dostrzega w ludziach to, co najlepsze. Erik, lub Magnus, jak tam kto woli zawsze mnie zadziwia rozdarciem między byciem czarnych charakterem, a przywiązaniem do Charlesa. Pietro to moje bezczelne dziecko i uwielbiam go za te cięte odzywki, tak samo zresztą za Lokiego, Boga Sassu. Nad Bucky'ego chciałabym wyściskać za wszystko, co przeszedł, nad Tonym nawet nie będę się rozwodzić, Steve to mój Kapitan Dobry Człowiek, Thor jest wielkim, kosmicznym labradorem, Kamalę i Carol uwielbiam za czystą badassowskość, Natasha daje mi życie umiejętnościami bojowymi, Wade i Peter to dwa wielkie nerdy... Skończyła mi się para.

SC: O nie, nie każcie mi wybierać pomiędzy moimi dziećmi ;__; Więc tak - Scarlet Witch, bo ma zarąbistą moc, Bucky, bo smutna panda to to, co wszyscy lubią najbardziej, Wiccan bo jest słodki, też ma fajną moc i czytałam z nim tyle Wicclingów, że można go śmiało polubić, Scott Summers, bo to takie grumpy lil shit, Deadpool, bo mi łamie serce przy każdym fanfiku i mam ochotę go przytulić, mimo, że najpewniej odstrzeliłby mi łeb, Peter Quill, bo chociaż nie czytałam w komiksach, w filmie był cholernym dorkiem i trochę widzę w nim siebie, Spider Man, bo jest cholernym sassem... Ogólnie cały Marvel jest kochany. No, z wyjątkiem paru postaci, ale poza tym – MARVEL.

Zdarzyło Ci się przeczytać w całości książkę, która miała więcej niż 500 stron? Ciekawi mnie autor i tytuł oraz ogólne wrażenia.

WR: Jasne, trochę tego było, ale tak od razu na myśl przychodzą mi trzy... "Elantris" Brendana Sandersona, która była niesamowicie wciągająca i świetnie splatała trzy główne wątki - magię, politykę i religię, do tego żeńska postać była porządnie wykreowana i naprawdę dawała się lubić, "Fevre Dream" George'a R.R. Martina, która przywróciła mi wiarę w wampiry, a do tego mała niezapomniany klimat i postaci, które same zapraszały, żeby czytać dalej oraz "Siewcę Wiatru" Mai Lidii Kossakowskiej, która dała zadość mojej miłości do angel fantasy i przekonała Scar, żebyśmy w końcu ruszyły tyłki i wymyśliły porządną, niebiańską część PnSu <3


SC: Hmm, co ja takiego czytałam... "Gra o Tron", jestem w połowie drugiego tomu, czyta się zarąbiście, chociaż teraz nie mam czasu, bo maturka idzie kochana i trzeba zakuć wszystko. "Fevre Dream" - Jak wyżej, chociaż mi się strasznie podobało to, jaki ten cały świat był dopracowany, gościu serio musiał się namęczyć by przeczytać te wszystkie rzeczy o parostatkach i innych takich...  Ja tam "Siewcy Wiatru" nie lubię, bo Rabbito cały czas stamtąd zżyna, chociaż próbuję ją powstrzymać wszelkimi siłami. <3 Jeszcze "Smoczy Jeździec" Cornelii Funke - Ahh tak, moje dzieciństwo, to stąd ten fetysz na smoki i magię... No i od "Smokologii", ale to akurat 500 stron nie miało xD

Okej, to nominujemy następujące osoby:
- Lady Makbet z Amnezji
- Lanna z Lanna fantasies.
- Maru ze Śnij o mnie

To tyle i mam nadzieję, że nikt nie poczuje się poszkodowany, ale już dawno nic nie czytałam i nie znam waszych za bardzo Waszych blogów, zwyczajnie nie ma czasu ;-; A oto nasze 11 pytań:


1. Pizzę z jakimi dodatkami lubisz najbardziej?
2. W jaką grę ostatnio grałaś/łeś? Jakie masz po niej przemyślenia?
3. Czy oglądasz anime, a jeśli tak, to jakie ostatnio widziałeś/aś i jakie są twoje wrażenia po nim?
4. Pisarz/książka, która cię inspiruje do pisania, to...?
5. Czy kiedyś pisałeś/aś fanfiki, czy zostajesz przy własnych postaciach?
6. Smoki? (Przepraszam, po prostu bardzo lubię smoki...)
7. Jakiego koloru masz ściany w pokoju, a jakiego chciałbyś mieć?
8. Pairingujesz? Jeśli tak, to jaki jest twój ulubiony ship i dlaczego?
9. Czym jest dla ciebie muzyka?
10. Marvel czy DC?
11. Disney czy Dreamworks?

Do zobaczenia za tydzień i dzięki za wszystkie komentarze <3

2 komentarze:

  1. Wiedziałam, że napiszecie coś o Seriusie przez co go polubię xD I to serduszko... takie urocze <3


    Fajnie, że w rozdziale pojawiło się tyle parek, nawet jeżeli tylko na moment *3*

    Czekam na rozwinięcie "Koniuszy i Książę" oraz "Lekarz i Szlachcic" :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Po długiej nieobecności u was na blogu w końcu nadganiam po trochu notki ;) Serius... i Nick. Urocza parka, chociaż doprawdy dziwna. To trzeba przyznać. Nie będę komentować każdej notki przy nadganianiu, ale co 2-3 zapewne już tak :) Oooo. Nie widziałam waszej nominacji. Przegapiłam ją, albo coś? W przyszłym tygodniu postaram się na nią odpowiedzieć, chociaż to już dawno, dawno po fakcie :)
    Pozdrawiam
    LM

    OdpowiedzUsuń