sobota, 14 marca 2015

RA: Rozdział 3

Powóz powoli dotaczał się do Akarosso, a Nick nie pamiętał ani trochę z książki, którą czytał przez całą drogę. Za każdym razem kiedy próbował się skupić, przychodziły mu do głowy najrozmaitsze wątpliwości. Co, jeśli Serius tylko sobie z niego żartował? W końcu musi być świetnym aktorem, skoro tyle czasu zdołał oszukiwać Lucka... Może gdy tylko wysiądzie, zobaczy go obściskującego się z kimś innym... Albo dowie o dziesięciu kochankach, którym mówił te same słodkie słówka... Czemu on się na to zgodził? Trzeba było w ogóle nie odpisywać na jego listy... Jaką miał gwarancję, że chłopak się zmienił? Widywali się tylko w Lux. Podczas swojego pobytu w Akarosso, Serius mógł każdej nocy przyjmować kogoś innego do swego łóżka. Nie chciał przeżywać zawodu drugi raz, jeden starczył na całe życie... Pakował się w związek z osobą, która była znana ze swojej niewierności. Czy to czyniło go masochistą? Wyglądało na to, że tak…
A mimo to wciąż jechał przez połowę Piekła na jedno jego zawołanie. Czuł się jak żałosny desperat. I co powie Lucek, kiedy się dowie? Dowie się na pewno, to tylko kwestia czasu... Parę razy Nick miał ochotę wysiąść z powozu jak siedział i wrócić na piechotę do Lux. 
Nie zrobił tego jednak i po ciężkiej, uciążliwej podróży, woźnica zatrzymał konie na przystanku na obrzeżach Czerwonej Stolicy. Medyk wysiadł z westchnieniem, zarzucając torbę na ramię. Teraz będzie musiał iść do mieszkania Asmodeusza, a tam najpewniej zastanie Seriusa w łóżku z jakąś dziwką...
- Nick! - drgnął, słysząc znajomy głos i rozejrzał się, by między demonami, które wysiadły dojrzeć przepychającemu się ku niemu syna Pana Rozpusty. Miał on na sobie wiosenny płaszcz, a włosy związał w wysoki kucyk. Stanął przed okularnikiem, szczerząc się jak dziecko i złapał go za rękę. - Jesteś.
- Jestem. I ty też. Znaczy, tutaj. Na przystanku – stwierdził inteligentnie Nicholas. Przecież Serius miał na niego czekać w mieszkaniu ojca, prawda? 
- Chciałem cię szybciej zobaczyć... - wyznał młody szlachcic, rumieniąc się lekko, na co serce lekarza wywinęło koziołka. Jak mógł nie złapać się na coś takiego? Przecież jemu nie dało się oprzeć.
- Przestań mi tu słodzić i chodźmy – burknął tylko, zdejmując walizkę z tyłu powozu. Serius natychmiast mu ją zabrał i niósł całą drogę do mieszkania Asmodeusza, gadając jak najęty. Nick słuchał go, a na jego ustach błąkał się lekki uśmiech. Nie tak to sobie wyobrażał. Może ich związek rzeczywiście miał jakąś szansę...? Bez słowa wyciągnął rękę i ujął dłoń szlachcica w swoją. Ten urwał w pół słowa i spojrzał na niego z rumieńcem na twarzy. Po chwili wahania oddał uścisk i kontynuował temat, nie puszczając lekarza ani na moment. 
Do budynku wchodziło się przez burdel Ruki, co dla nikogo nie było zaskoczeniem. Zajmował on jednak tylko jedno piętro, na kolejnych znajdowały się prywatne pokoje pracowników, nad nimi apartamenty bogatych mieszkańców miasta. Na samej górze natomiast była elegancka sala balowa, gdzie organizowano bankiety i przyjęcia. Oczywiście każdy z gości miał dostęp do usług seksualnych w przeznaczonych do tego dźwiękoszczelnych pomieszczeniach. Mieszkanie Moda znajdowało się tuż pod najwyższym piętrem. Składało się z dwóch sypialni, salonu z wygodną, zawaloną poduszkami kanapą, wielkiej łazienki z wanną wpuszczoną w podłogę i małej, przytulnej kuchni. Do tego schowek, gdzie Pan Rozpusty trzymał najrozmaitsze zabawki, ale tam Serius wolał zazwyczaj nie zaglądać. 
Zastali Asmodeusza ubranego do wyjścia. Związał włosy w kucyk, co nieco uwydatniało jego niewielkie podobieństwo do syna, a na ramiona zarzucił lekki płaszcz. Poczochrał włosy syna na powitanie, szczerząc zęby do Nicka.
- Nie wierzę, że w końcu cię poderwał – powiedział, szturchając go lekko. - Nie masz pojęcia, ile z Monem się nasłuchaliśmy, że nigdy go nie zechcesz. No, powodzenia, bawcie się dobrze. Kluczyk do schowka jest u mnie w szafce, gdybyś czegoś potrzebował, młody – mrugnął do Seriusa, na co ten przybrał kolor łudząco podobny do koloru włosów ojca. 
- Nie mam zamiaru nic stamtąd używać! - zawołał z oburzeniem, a Mod tylko pocałował go w czoło ze śmiechem i już go nie było. 
- Chcę wiedzieć, co tam jest? - zapytał Nicholas, nieco rozbawiony reakcją chłopaka, kiedy za jego ojcem zamknęły się drzwi.
- Nie – bąknął zaczerwieniony Serius. Nie miał zamiaru nijak zmuszać ani namawiać medyka do seksu. Z każdym innym nie widziałby problemu, ale w tej relacji chciał pokazać, że mu zależy. Nick powinien czuć się dobrze w jego towarzystwie, zanim zrobią kolejny krok. Przecież pocałowali się tylko raz i to przelotnie... 
- Jestem zmęczony po tej jeździe... Mogę się wykąpać? - Nick spojrzał na niego znad okularów i młody szlachcic poczuł kolejne uderzenie gorąca na twarzy. Wykąpać? W jego domu? I czemu brzmiało to tak... Zapraszająco? 
- J-jasne, tutaj... Z kurków lecą różne olejki, wybierz, który ci się spodoba... - pokazał mu łazienkę, starając się nie rozbierać go wzrokiem. Trudno było odejść od dawnych przyzwyczajeń, kiedy jeszcze wyznawał zasadę seksu na pierwszej randce. 
- Dzięki. Śpimy u ciebie? - Nick rzucił mu pytające spojrzenie. Wiedział, że wprawia Seriusa w ogromne zakłopotanie i sprawiało mu to wielką przyjemność. Nie powinien go prowokować, martwił się, co będzie, jeśli pójdą do łóżka, ale chciał tego. Fakt, że odkąd tylko zostali sami, ma ochotę przycisnąć szlachcica do ściany i całować do utraty tchu, aż ten weźmie się w garść i pokaże, czym tak zauroczył połowę Piekła, był przerażający. 
- Możesz spać u mnie, ja wezmę kanapę – powiedział szybko syn Asmodeusza. Medyk uniósł brwi. Albo Serius żałował, że go zaprosił i nie chciał się do niego zbliżyć, albo był zbyt zakłopotany, żeby to zrobić. 
- Myślałem, że zaprosiłeś mnie, abyśmy spędzili ze sobą trochę czasu. Twojego ojca nie ma, więc równie dobrze możemy spać razem – zauważył ostrożnie, bojąc się rozczarowania. Rumieniec na twarzy szlachcica przyniósł mu lekką ulgę.
- Ja... Nie wiedziałem, że byś chciał... Znaczy, dopiero zaczęliśmy być razem, nie chciałem cię popędzać... - wyznał Serius. 
- Nie popędzasz – pokręcił głową Nicholas. Było mu miło, że syn Asmodeusza tak się o niego troszczył, jednak nie miał zamiaru dać mu spać na kanapie. 
- Po prostu nie chcę niczego zepsuć – westchnął Serius, a medyk uśmiechnął się do siebie i lekko go pocałował. 
- Jesteś głupim dzieciakiem, wiesz o tym? - zapytał, wyjmując z walizki ręcznik i idąc do łazienki. Szlachcic został w przedpokoju, szczerząc się głupio do drzwi. 

***

Nicholas ani trochę nie ułatwiał mu wytrwania w decyzji o chwilowym celibacie. Kiedy wyszedł z łazienki w samym ręczniku, jego skóra był zaróżowiona od gorącej wody, a z włosów kapały krople, które potem spływały bezkarnie po szyi i plecach. Do tego medyk zupełnie przypadkiem użył ulubionego olejku Seriusa i teraz otaczała go chmura oszałamiająco pachnącego powietrza. Szlachcic wcisnął twarz w poduszkę, gdy Nick wyjął z walizki świeżą koszulę i spodnie i zaczął się ubierać. Jego wytrzymałość też miała swoje granice. Leżał tak dopóki materac po obu jego stronach się nie ugiął i nie doszedł go słodki zapach wanilii i cynamonu. Odwrócił się, by ujrzeć nad sobą twarz Nicka okoloną mokrymi włosami. 
- Nie chcesz na mnie patrzeć? - zapytał lekarz, unosząc brwi. - Może i nie jestem bardzo atrakcyjny, ale kiedyś będziesz musiał...
- Kiedy na ciebie patrzę, mam ochotę rzucić cię na łóżko i kochać się z tobą przez następne dwa dni, więc może lepiej, żebym tego nie robił – oczy Seriusa pociemniały niebezpiecznie i Nicka przeszedł dreszcz podniecenia. Nigdy nie słyszał, żeby syn Asmodeusza mówił takim tonem. 
- A może lepiej, żebyś to zrobił... - wyszeptał, nachylając się i całując go w usta. Był to zupełnie inny pocałunek niż te, które dzielili wcześniej. Chaotyczny, wygłodniały i drapieżny, przesyłał fale gorąca wzdłuż ich ciał. Medyk już rozumiał, czemu szlachcic był tak pożądanym partnerem, nawet pomimo swoich zdrad. Kiedy jego palce wplotły się we włosy Nicholasa, lekarz nie mógł powstrzymać cichego jęku. Serius drgnął i odsunął się nieco, dysząc.
- Nick, nie byliśmy jeszcze nawet na jednej oficjalnej randce... - powiedział, przesuwając dłoń na plecy okularnika. 
- Wiem... - burknął Nick, nagle zakłopotany swoim zachowaniem. Nie był już nastolatkiem, żeby się tak na kogoś rzucać. Jego policzki płonęły, kiedy usiadł na łóżku tyłem do syna Asmodeusza. Musiał się ogarnąć, bo wszystko zepsuje...
- Hej... Przecież nigdzie ci nie ucieknę... - Serius objął go od tyłu i zaczął całować po karku, przymykając oczy. - Mamy czas, naprawdę. A chciałbym wszystko zrobić porządnie... 
- Niesamowite, że syn Asmodeusza odmawia mi seksu... - pokręcił głową lekarz, odwracając się do niego. 
- Nie odmawiam! Po prostu uważam, że nie musimy się spieszyć – zaprotestował szlachcic. Nick uśmiechnął się i zamknął mu usta krótkim pocałunkiem. 
- Głupi dzieciak. No dobrze, pokaż mi więc miasto, do przedstawienia zostało jeszcze trochę czasu – zaproponował, wstając z łóżka. 

***

Budynek opery mieścił się na jednym z największych placów w mieście. Kontrastował zupełnie z czerwonymi molochami piętrzącymi się dookoła, jak zresztą pozostałe budowle w tym miejscu. Zdobiony freskami dach nad wejściem podtrzymywały kolumny przestawiające demony trzymające różne instrumenty. Przy wielkich, otwartych na oścież, dębowych drzwiach roiło się od elegancko ubranych gości. Serius przywitał się z kilkoma, ale nie zatrzymywał na dłuższą rozmowę, za co Nick był mu bardzo wdzięczny. Czułby się nieswojo, wciągnięty w dyskusję ze szlachtą. 
Kiedy oddali płaszcze do szatni, okularnik stwierdził, że jego towarzysz wygląda olśniewająco w granatowym garniturze szytym na miarę. On przy nim czuł się jak szara myszka, ale pomimo zaciekawionych spojrzeń mijanych osób, Serius patrzył tylko na niego, co zdecydowanie poprawiało mu samopoczucie. 
Wolał nie myśleć, ile z osób obecnych spędziło noc z jego partnerem.
Stali właśnie przed wejściem do sali, czekając na początek przedstawienia, kiedy szlachcic dostrzegł zbliżających się ku nim generałów jego ojca. Lilith ubrana w wydekoltowaną czerwoną suknię wydawała się być w znakomitym humorze, czego nie można było powiedzieć o ciągnącym się za nią Berethim. Ten jednak nigdy nie pokazywał oznak dobrego humoru, a odkąd Asmodeusz oficjalnie zszedł się z Mammonem, wyglądał, jakby chciał kogoś zabić. Trochę mu współczuł, ale jego ojciec i Mon byli parą idealną i cieszył się, że w końcu są razem.
- Serius! - Lilith zauważyła ich i pomachała ręką. Przestała jednak, kiedy zobaczyła, kto towarzyszy szlachcicowi. - Nie wierzę! Nick? Umówiłeś się z tym nieużytkiem?
- Na to wygląda, lady Lilith – Nicholas pocałował wierzch jej dłoni, na co ta pozwoliła z łaskawym uśmiechem. Kiedyś lekarz towarzyszył jej oddziałowi na jednej z wypraw wojennych i stwierdzili, że całkiem nieźle się dogadują.
- Lilith, trochę szacunku – skarcił ją Berethi z poważną miną. 
- Szacunku? Nieużytek i darmozjad nie wzbudza mojego szacunku, Rethi. Co to za facet, który umie się posługiwać tylko mieczem w swoich spodniach? - prychnęła diablica, odrzucając długie, czarne włosy. Serius zaperzył się i skrzyżował ręce na piersi. Nie chciał, żeby Nick tak o nim myślał. Czemu musieli akurat ich tutaj spotkać? 
- Śmiem się nie zgodzić, m'lady. Do szermierza może i mu brakuje, ale potrafi się bić. Uratował mi skórę przed kilkoma żołnierzami na ostatniej wyprawie do Limbo – zaoponował lekarz, lekko ściskając ramię towarzysza. Ten zarumienił się lekko i pocałował go w policzek, nie mogąc się powstrzymać.
- Twój ojciec i Mammon z wami nie przyszli? - zapytał cicho Berethi.
- Nie, tata pojechał do Valuty... - zaczął Serius, ale Lilith zatkała mu usta dłonią i ze złością spojrzała na przyjaciela.
- Jesteśmy tutaj w ramach leczenia cię ze złamanego serca, czy mógłbyś przestać utrudniać mi to zadanie? - warknęła, puszczając chłopaka. 
- Nie prosiłem cię o to – mruknął generał, patrząc na nią spode łba. 
- Ty nie, ale Ruka tak. Bo nam na tobie zależy, mimo, że tak usilnie starasz się to zmienić. Wybaczcie nam, gołąbeczki, pójdziemy już zająć miejsca. Bawcie się dobrze – Lililth ucięła dyskusję, po czym wzięła Berethiego pod rękę i zaciągnęła na widownię. Nick nachylił się do Seriusa z ciekawością.
- Berethi był zakochany w twoim ojcu? - zapytał.
- Odkąd pamiętam. Tragicznie i bez wzajemności – wzruszył ramionami szlachcic. Lubił poważnego generała, ale akurat ta część zawsze go irytowała. Kiedyś nawet po przeczytaniu jakiejś bajki śniło mu się, że jest on jego złą macochą. Asmodeusz musiał go uspokajać przez godzinę, co może zajęłoby krócej, gdyby umiał powstrzymać śmiech. 
- Wejdźmy do środka – Nick pociągnął go lekko za ramię, bo już rozległ się pierwszy dzwonek. Serius skinął głową i poszli zająć miejsca na widowni.
***

Przedstawienie było lekką operetką opowiadającą o perypetiach demona, który przypadkiem odłączył się w Niebie od swojego oddziału i w wyniku zabawnego zbiegu okoliczności został wzięty za limbowskiego ambasadora. Musiał wytrzymać do końca swojego „pobytu” tak, by nie wpaść na prawdziwego ambasadora, co zdecydowanie utrudniał fakt, że obaj zadurzyli się w synu goszczącego ich szlachcica i próbowali zdobyć jego względy. Nick musiał przyznać, że już dawno tak się nie bawił. Powodem tego były przede wszystkim złośliwe komentarze, które Serius szeptał mu do ucha. Kiedy wyszli z loży, medyk nie miał pojęcia, czemu jego towarzysz nie został profesjonalnym krytykiem przedstawień. Gazety w Rosso by go pokochały. 
Chociaż było pół godziny do północy, ulice Czerwonej Stolicy wciąż tętniły życiem. Skąpo ubrane demony i diablice reklamowały usługi burdeli i kasyn, a potencjalni klienci przewijali się stadami, jedni ubrani w wytworne, szlacheckie stroje, inni w obdartych łachmanach szukający taniej uciechy za ostatni grosz. Nick przyglądał się oświetlonym budynkom i pomostom nad ulicami łączącymi ze sobą zadaszone tarasy, z których dobiegały śmiechy i rozmowy. Co za niesamowite miejsce, pomyślał lekarz, chociaż czuł się nieco przytłoczony tym wszystkim. Ciche mieszkanie Asmodeusza pogrążone w półmroku zdawało się przy reszcie miasta zaciszną oazą. Kiedy Serius poszedł się wykąpać, Nick pozbył się garnituru i padł na łóżko z westchnieniem. Długie przebywanie w zatłoczonych miejscach go męczyło. Ta cała sztywność, etykieta, hałas potrafiły zamglić i obciążyć jego umysł, przez co miał ochotę zaszyć się w jakimś cichym miejscu i spać. Najchętniej samotnie, chociaż niedawno stwierdził, że chyba by mu nie przeszkadzało towarzystwo Seriusa. Zwłaszcza, gdy młody szlachcic wyszedł z łazienki i położył się obok, obejmując go od tyłu jedną ręką i całując w kark. Nick odwrócił się, przytulając do niego i pozwolił, by długie palce syna Asmodeusza pieściły czule jego skórę. 
- Jak ci się podobała randka? - zapytał Serius, całując go w czoło. 
- Nie była okropna... - przyznał leniwie lekarz. Powinien teraz siedzieć w pałacu i kończyć papierkową robotę. Cholera, Ortis będzie wściekły, że zwalił wszystko na niego i Oriona, ale... Ta chwila zapomnienia była tego warta. 
- Dzięki za te wylewne komplementy – zaśmiał się szlachcic, odgarniając włosy z czoła kochanka. 
- Po prostu... Demony mnie trochę męczą – wyznał Nick, przymykając oczy. - Wybacz, że jestem trochę nie do życia. 
- Nie przeszkadza mi to. Chodźmy spać – spojrzenie Seriusa złagodniało, kiedy patrzył na taką rozluźnioną twarz lekarza. Już dawno wiedział, że wpadł jak śliwka w kompot, ale dopiero teraz poczuł płynącą z tego radość. Gdyby spotkał Nicka wcześniej i gdyby ten był zainteresowany, to może ten cały burdel z Luckiem nigdy nie miałby miejsca... A może zwyczajnie musiał dojrzeć do tych uczuć. 

***

Samael nie miał pojęcia, czemu dał się namówić na spędzenie popołudnia z Rafaelem, ale w jakiś sposób skończyło się to tym, że obaj siedzieli przy stoliku w bibliotece otoczeni porozkładanymi książkami o faunie okręgu. Podekscytowany Pan Uzdrowień przerzucał strony jakiegoś ilustrowanego atlasu, który Lord musiał kupić gdzieś wieki temu.
- O, to te konie, które widziałem w jeziorze – zawołał radośnie, podsuwając książkę pod nos Gniewnego Pana. Ten rzucił na obrazek przelotne spojrzenie i wzruszył ramionami.
- Kelpie. Zazwyczaj nie wychodzą z wody – powiedział krótko, ale oczy Rafiego zalśniły na tą wzmiankę.
- Możesz powiedzieć mi więcej? - zapytał, przysuwając się bliżej, zupełnie podekscytowany. Samael westchnął. Nie miał chyba zbytniego wyboru, może poza wstaniem i wyjściem z biblioteki. Ta opcja jednak zasmuciłaby jego gościa, a nie wiedzieć czemu nie chciał znowu widzieć łez na jego twarzy. 
- Kelpie. Łączą się w pary na całe życie i w nich polują. Samiec przekształca się, by zwabić ofiarę do wody, a kiedy ta jest już wystarczająco głęboko, wspólnymi siłami wciągają ją pod wodę i topią. A to, co złapały? Z twojego opisu wynika, że to kirin, chociaż miałeś wielkie szczęście, by zobaczyć takiego, który ma dwa rogi. To rzadkość, zazwyczaj mają jeden – wyjaśnił, a Rafael uśmiechnął się ciepło. To niesamowite, że kogoś mogły cieszyć tak podstawowe informacje. W Niebie co prawda nie było kelpii ani kirinów, ale aż roiło się od innych zwierząt charakterystycznych dla tego terenu. Medyk na pewno się nie nudził. 
- Wiesz o tym bardzo dużo – stwierdził archanioł, patrząc na Gniewnego Pana z sympatią. Ten tylko wzruszył ramionami.
- Mieszkam tu od jakiegoś czasu, poza tym to mój ogród, prawda? W lesie jest mnóstwo rzeczy, o których nie mam pojęcia. Na przykład nokturnalne drzewa. Mówią, że są takie same, jak wszystkie inne w dzień, ale w nocy budzą się żyjące na nich istoty i porywają każdego, kto się zbliży do ich kryjówki – powiedział. Te istoty zawsze go ciekawiły. Kiedyś nawet chciał założyć dziennik, gdzie spisywałby wszystkie opowieści demonów, które miały z nimi styczność, ale szybko się zniechęcił. Z Gniewnym Panem i tak nikt by nie chciał rozmawiać, a wypytywanie ludzie wydawało mu się głupie.
Rafi słuchał go ze szczerym uśmiechem. Gdy siedzieli tak we dwóch, można było pomyśleć, że nigdy się nie rozstali. Archanioł miał nadzieję, że nie powie czegoś, co to zepsuje.
- Masz tu naprawdę dużo ciekawych książek – stwierdził, wstając z krzesła, by poprzeglądać tomy na półkach. Samael obserwował, jak wyciąga ogromny album ze złoconymi literami na okładce i siada z powrotem, otwierając go na stoliku. Pierwszym, co zwróciło jego uwagę była napisana czerwonym tuszem dedykacja na pierwszej stronie. 
“Drogiemu Samowi na rocznicę zostania Lordem, chociaż nigdy nie przyznasz, że ci się podoba. Twoja Zara.” 
Rafi drgnął, zaskoczony. Nie znał tego imienia, ale słowa brzmiały tak, jakby kobieta była Gniewnemu Panu bardzo bliska. 
- Sammy... - zaczął, chociaż wiedział, że nie powinien, jednak Samael wyciągnął rękę i przewrócił stronę w milczeniu. Archanioł przygryzł wargę. Czyli nie chciał o tym mówić... Musiał zatem powstrzymać ciekawość. Tajemnicza dziewczyna szybko poszła w zapomnienie, kiedy spojrzał na to, co znajdowało się dalej. Historie zdobione kolorowymi obrazami malowanymi wprawną ręką anonimowego artysty aż prosiły, by się w nich zagłębić. 
- Niektóre znam na pamięć – Rafi spojrzał na Lorda z zaskoczeniem, a ten odwrócił wzrok, jakby zawstydzony swoim wyznaniem. Nie chciał powiedzieć tego na głos, nie był miękki ani sentymentalny. I nienawidził tego uśmiechu, który rozjaśnił twarz Pana Uzdrowień.
- Możemy je poczytać? - zapytał z entuzjazmem i Samael nie umiał mu odmówić. Archanioł otworzył spis treści i zaczął jechać palcem po tytułach.
- Ta jest o dwóch braciach, którzy zgubili się w lesie. A to o przedwiecznych bestiach, które rządziły tym krajem przed Lucyferem. A ta o magu stworzenia, który tworzył skrzydła z różnych materiałów. A to legenda Trzech Gracji – mówił Lord, kiedy Rafi zatrzymywał się przy jakimś. W końcu wybrał którąś z opowieści i pogrążył się w lekturze. Po chwili kątem oka zauważył, że Gniewny Pan wstaje.
- Sammy, co robisz? - zapytał, nieco rozczarowany.
- To nie tak, że mnie potrzebujesz do czytania – zauważył Samael, unosząc brwi. - Jestem Lordem, mam swoje obowiązki, a siedzenie z tobą w czytelni do nich nie należy.
- Och... No tak, wybacz... - archanioł spuścił wzrok, gładząc nerwowo stronice książki i Gniewny Pan poczuł ukłucie złości. Rafi był jego gościem, a nie miał znowu tak dużo do zrobienia... Czemu chciał stąd uciec? Czemu ten znajomy uśmiech tak wytrącał go z równowagi?
- To do zobaczenia na kolacji – rzucił i zaklął w duchu, kiedy nawet tak mało znaczące słowa sprawiły, że Pan Uzdrowień radośnie się rozpromienił.


WR: No to macie kolejny rozdział... Tytuł Rafi's Adventures jest teraz trochę nieadekwatny, jako że za dużo SamRafiego to nie było, ale... Dobry Sernik nie jest zły <3 Jesteśmy zachwycone falą komentarzy pod poprzednim rozdziałem, nie macie pojęcia, jak to motywuje do roboty :D Macie też arta z Samem i Rafaelem od Scarlett :D


SC: Proszę, oto i mój rysunek do tego rozdziału. Proszę nie hejcić na niego zbyt mocno... ;w; Zastanawiamy się z W-rabbito nad założeniem fanpage/deviantarta PnS. Co o tym sądzicie? Ktoś by tam w ogóle zaglądał...? Also, postaram się w następnym rozdziale zrobić raczej arta w grafice 

komputerowej - niby nie jestem w niej zbyt dobra, ale mam tam więcej możliwości ;w; Tak więc, do zobaczenia za dwa tygodnie <3
@EDIT: Macie bardzo fabulous gifa xD (Tak, późne godziny nie działają na mnie zbyt dobrze)

9 komentarzy:

  1. Ciekawi mnie czy Serius jednak zajrzy do schowka. :> Zakochałam się w rysunku i chcę więcej. <3 Na fanpage/deviantarta z chęcią bym zaglądała.
    Pozdrawiam serdecznie i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudne, ciekawa jestem ile jeszcze Gniewny Pan wytrzyma:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Samuel na pewno jest zakochany w Rafaelu, to widać. Ciekawe ile będą trwać te podchody. Na pewno to będzie ciekawa scena, jak zaczną się całować, tulić czy coś XD. Syriusza jakoś nie lubię, nie chodzi o to jak potraktował Lucjusza, tak po prostu z wszystkiego nie pasuje XD Ale przynajmniej dorasta.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zacny to rozdział :3 Teraz to mi się wydaję, że ten obraz co go Samael chowa nie przedstawia Rafaela ( jak większość osób zapewne podejrzewało, choć moim zdaniem to było by już dziwne i trochę naciągane... no bo po co mu on skoro go widział w dzieciństwie i później tylko na wojnie ? XD ), ale Zarę.

    Tak, Zara odeszła i założyła własną markę ubrań " ZARA " XD

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobra, czas zacząć z powrotem komentować :P W końcu odzyskałam komputer :D
    Rozdział jak zwykle świetny :) Nie mogę się doczekać kiedy Samuel i Rafael się zejdą. I ciekawe kim była Zara? Zastanowia mnie to. Widać, że niewyżyty gówniarz, który skrzywdził Lucka (Reila Suzu też go nie lubię) zaczął dorastać... I faktycznie ciekawe, czy jednak skorzystają z propozycji Asmodeusza :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastanawia*
      PS. Życzę weny i dużo wolnego czasu :P
      Pozdrawiam :D

      Usuń
  6. Jestem dopiero po pierwszej serii i kilku one-shotach, więc z jakimiś bardziej merytorycznymi komentarzami wstrzymam się, dopóki nie przeczytam całości, a na razie trochę wam posłodzę (ale uprzedzam, że krytykować też lubię).
    Po pierwsze nie mam pojęcia jakim cudem wcześniej nie wyłapałam tego bloga, biorąc pod uwagę, że regularnie przeczesuję internety w poszukiwaniu Lucyferów, Gabrielów, Samaelów i innych Rafaelów. Kiedy ostatnio zobaczyłam ile tu macie rozdziałów myślałam, że padnę z radości.
    Bardzo podoba mi się wykorzystanie motywu siedmiu grzechów głównych oraz to, że po ich patronach rzeczywiście te mankamenty charakteru widać. Z lordów chyba Belphegor najbardziej przypadł mi do gustu, a jego relacje z Beelzebubuem w pierwszej serii są po prostu przesłodkie. W zasadzie cały czas się zastanawiałam czy oni są razem czy nie, bo zachowują się jak pełnoprawna para, jednak oficjalnie nic na ten temat powiedziane chyba nie zostało.
    W każdym razie mam nadzieję, że jeśli jeszcze się w drugiej serii nie zeszli to niedługo to zrobią. Z resztą ja ich obu uwielbiam w jakiej postaci by się nie pojawili.
    To samo się tyczy Samaela. Jeszcze nie czytałam Samaela, którego bym nie polubiła, a u was to już wyjątkowo jest rozkoszny. Na tle togo co sobie z ostatnich rozdziałów spojlerówałam to jego wymiana zdań z Serafinem w jedenastym rozdziale:
    "- Rafael mówi, że twoje serce jest skute lodem i ktoś po prostu musi go roztopić [...]
    - Tak? Zapraszam, niech próbuje." - wprawiła mnie w istną euforię, spiszczałam się jak głupia.
    No i ta Zara nieszczęsna - była generał Samaela o ile dobrze pamiętam. Ona w ogóle żyje? I było coś między nią i Samaelem? I ona jest lesbijką czy bi? Bo przecież żonę ma. Mam nadzieję, że jej ta żona nie zostawiła i nie wróci babka do Sama. W ogóle z jakiegoś nie do końca jasnego dla mnie powodu ja uwielbiam parować Rafaela z Samaelem. W praktyce tutaj zobaczyłam to po raz pierwszy (bo liczę, że oni rzeczywiście się zejdą), ale ta para łaziła mi po głowie już od dość dawna, więc radość z aktualnej sagi podwójna :D No i nie mogę się doczekać, kiedy Sam Rafałka zbruka XD
    Wracając do początku - Asmodeusz z Mammonem - moja ulubiona para w całej historii do tej pory, uwielbiam ich po prostu i szczerzę się do komputera na każdą wzmiankę o którymś. Wyścig konny, scena kiedy Mammon odbierał nagrodę od Asmo była bezbłędnie opisana. Aczkolwiek, żeby nie być aż tak bezkrytyczną, to jednak uważam, że Mammon trochę za bardzo dramatyzował, kiedy mu Asmo dogadał, zwłaszcza, że sam z tym synem koszmarnie pojechał. No ale zakończenie tej ich miłosnej afery idealne było. I tylko mam nadzieję, że ich wątek na tym się nie skończy.
    Lewiatan jest fajny i kochany, i żal mi, że na razie tak mało go było. Scena na turnieju jak się na Azazela rzucił przesłodka była po prostu. Wzmianka o Behemocie i Zizie (tak go się odmienia?) też bardzo miła, ale niedosyt pozostał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lucyfer - lubię go. Tyłka mi nie urwał, ale zdecydowanie go lubię, a akurat srogo zepsutych Lucyferów miałam okazję czytać i wasz zdecydowanie się do nich nie zalicza. Jak na mój gust co prawda jest trochę za stary i zbyt doświadczony, żeby się tak rumienić na każde spojrzenie Vina. Poza tym za miły i za bardzo się przejmuje, co nie zmienia faktu, że to tylko moje subiektywne odczucia, a obiektywnie rzecz biorąc to konsekwentnie zrobiona postać, która ma swoje lepsze i gorsze momenty, ładnie uzasadnione psychologicznie. Do tego w tej dobroci nie jest ciepłą kluską, słodką lukrową babeczką ani nie ma mentalności upośledzonego pięciolatka, na co szczerze powiedziawszy nastawiałam się z początku.
      Jeśli chodzi o Vinraela to jest to postać wobec, której czuję chyba największy niedosyt. Bo pal licho trzecioplanowe postacie, jednak Vin to główny bohater, a w sumie niewiele jestem w stanie o nie powiedzieć, poza tym, że kocha Lucka, robi pyszną herbatę i potrafi świetnie walczyć. Nie wiem jak dalej, ale w pierwszej serii prawie nic nie było o jego życiu na ziemi, jak zawarł kontrakt z Dantalianem, jakiej jest narodowości ani nawet z jakich czasów pochodzi, o rodzinie czy czemu taką rozpustę uskuteczniał też nie, a to ciekawe by było, bo faceta też da się lubić. I te jego kompleksy też zdają się jakieś głębsze dno mieć.
      Z trochę innej beczki - o ile nie mam wątpliwości, że turniej rzeczywiście mógł spokojnie wygrać, to to pasowanie na generała jakoś takie na wyrost mi się wydało. Bo co Vin - taki szermierz z ulicy, że tak to ujmę, może wiedzieć o dowodzeniu wojskiem? Z tego co widziałam, będzie miał okazję błysnąć w drugiej serii, poza tym piekło przymierza się do pokoju z niebem, więc to pasowanie żółtodzioba, kiedy nie zanosi się na żadną wojnę też nie jest takie bez sensu, no ale... aj tam, marudzę.
      Żałuję trochę, że nie pokusiłyście się o mezalians jednak, bo mezalianse to ja kocham i taki Lucio z lokajem to romans wymarzony. Niemniej to ich przeciągające zejście się było absolutnie wiarygodne i dobrze, że nie zwaliłyście tego na jakieś wyimaginowane, z pupy wzięte problemy, tylko normalne, kulturalne różnice w stanie społecznym. Co prawda jak się uprzeć to można by to spokojnie olać (no kto by śmiał władcy pod kołdrę zaglądać), ale nie da się ukryć, że jak się chce normalnego, pełnoprawnego związku to mezalians jest problematyczny.
      Bełkoczę strasznie, przepraszam.
      Żeby jeszcze trochę pokrytykować - ci czarnowłosi, blondyni, białowłosi nie brzmią w tekście zbyt fortunnie i w wielu miejscach spokojnie można by ich normalnymi imionami zastąpić. Nie ma ich jakoś tragicznie dużo, jednak bez nich byłoby lepiej.
      Poza tym błąd, który się powtarza raz na jakiś czas - "ubrał" zamiast "włożył", np. "Ubrał swoją zakrwawioną koszulę" w zasadzie znaczy tyle, że facet wziął swoją zakrwawioną koszulę i ubrał ją w płaszczyk, spodnie i buty czy to tam innego.

      Usuń
    2. Trzeci komentarz =_=" ja się nigdy nie potrafię ograniczać.
      A przechodząc do par pobocznych to jako fanka wszelkiej patologii w literaturze uwielbiam Leara od pierwszego kopnięcia ^o^ A jak o Dantalianie zaczęłam czytać to byłam niemal pewna, że będzie totalnym dupkiem wciskającym się na siłę między Lucyfera a Vina i to takie cudowne, że jednak ma też tę lepszą stronę. I cieszę się, że nie lubi Lucyfera, bo nie znoszę, kiedy wszystkie postacie lubiące głównych bohaterów to ci dobrzy, a jak ktoś niedajboże powie na głównych złe słowo to jest dziadem najgorszym i zaraz trzeba go wyeliminować.
      Ogólnie ten powszechny brak złych charakterów bardzo sympatyczny tutaj jest i wcale przez to nie wieje nudą, co się jeszcze bardziej chwali.
      Poza tym Orion z Ortisem też bardzo mi się razem podobają.
      One-shot z Felixem i Nevio też był świetny, mimo że niby taki normalny. Oni obaj są jacyś tacy rozkosznie nieporadni, a przy tym chyba najszybciej ze wszystkich par się ogarnęli (albo mi się tylko wydaje, bo ich mało było).
      Nad związkami to się jeszcze później bardziej będę rozwodzić, jak doczytam do końca.
      A tak nie o romansach to wielowątkowość tej historii to dla mnie ogromny plus i niby dużo tego wszystkiego, a człowiek i tak by więcej chciał poczytać. Poza tym prolog był doskonały, Kossakowską mi na myśl przywiódł i takie obyczajowe wstawki tego typu, czy wspomnienia z nieba (to co tam Samael wspominał) mogłoby być częściej, bo wypada naprawdę ekstra i jest fajną równowagą dla ciągłych rozterek miłosnych.
      Poza tym całość napisana jest tak, że się w mgnieniu oka pochłania, bez żadnych zgrzytów niemalże.
      Pozdrawiam i dużo weny życzę.

      Usuń