sobota, 22 lutego 2014

Rozdział X

Rano ziemię pokrywała cienka warstwa śniegu, a z nieba wciąż spadały jakieś zabłąkane, drobne płatki. Kiedy Dan wyszedł z gospody, Lear już czekał z końmi przed bramą. Na pytające spojrzenie, które mu rzucił, blondyn tylko pokręcił głową.
- To bez sensu – westchnął. - Przykro mi, Lear, ale znalezienie jednego anioła, który i tak na pewno ukrywał swoją tożsamość w tym burdelu graniczy z niemożliwością. Nawet nie mamy pewności, czy żyje.
Jeszcze parę dni temu anioł pewnie by go za coś takiego uderzył, jednak teraz tylko posmutniał. Jednym ruchem wskoczył na grzbiet swojego wierzchowca.
- Jedźmy dalej – powiedział. Serce szlachcica ścisnęło się niespodziewanie na żal słyszalny w jego głosie. Bez słowa ruszyli w dalszą drogę.
Milczeli przez dłuższy czas. Dan zastanawiał się, co mógłby powiedzieć, by podnieść go na duchu, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Oblicze generała pozostawało grobowe i można było poznać, że jego silna wola zaczyna kruszeć.
- Kiedy mnie opuścisz, będę szukał dalej – rzekł, spoglądając na swego towarzysza z powagą. Odpowiedziało mu zaskoczone spojrzenie zielonych oczu.
- Czemu zakładasz, że to zrobię? - zapytał Dan.
- A czemu miałbyś zostać? - Lear uniósł brwi. Nie widział absolutnie żadnego powodu, dla którego demon miałby dotrzymywać mu towarzystwa z własnej woli. Przymusił go do pomocy, próbował zgwałcić i ciągał bez celu po całym okręgu. Do tego nieraz nieźle go poobijał. Odejście Dantaliana byłoby naturalną koleją rzeczy.
- Powiem ci, że dopiero co dostałem kosza od faceta, z którym spędziłem ostatnie osiem lat i naprawdę nie uśmiecha mi się wracać do domu, żeby sobie przypominać jaki wcześnie byłem samotny - mruknął blondyn. - Wolę odwlec ten moment spędzając trochę czasu chociażby z takim dupkiem jak ty.
- Widzę, że oceniasz mnie bardzo wysoko - zauważył ironicznie generał, na co blondyn tylko wzruszył ramionami.
- Liczę, że pokażesz mi się teraz od lepszej strony – wyjaśnił.
Rudy odpowiedział mu milczeniem.

~***~

Lucyfer z obstawą zatrzymali się na noc w domu jakiegoś pomniejszego szlachcica o bardzo długim imieniu. Mężczyzna wydał się Vinowi raczej niesympatyczny, może dlatego, że cały wieczór sugerował księciu, jaki pożytek dla państwa miałoby polityczne małżeństwo z jednym z Limbowskich władców. Były archanioł jednak nie zdawał się przywiązywać do tego wagi i rano arystokrata nie rzekł już ani słowa na ten temat.
Służącemu najbardziej podobał się czas, który spędzał z Lucyferem w powozie. Książę znużony jednostajnością podróży często opowiadał mu o Piekle i swoich doświadczeniach. Blondyn uwielbiał go słuchać. Kraj, którym rządził był dla niego fascynujący i czuł się w nim lepiej niż kiedykolwiek w ojczystej Anglii.
Kiedy jednak Vin spędzał upojne chwile w towarzystwie swego władcy, Larf na koźle jechał praktycznie z sercem w gardle. Z niewiadomego powodu Hariatan cały czas trzymał się tuż koło niego i służący nie mógł się powstrzymać, by czasem na niego nie zerknąć. To zerknięcie często niebezpiecznie się wydłużało, przez co parę razy prawie zboczyli z kursu. Larf parę razy miał ochotę coś powiedzieć kapitanowi, ale za każdym razem jak otwierał usta, demon rzucał mu pytające spojrzenie i zarumieniony woźnica wbijał wzrok z powrotem w końskie grzbiety. Czuł się beznadziejnie. Od balu nie zrobili w swoim kierunku żadnego kroku. Nawet deser, który Larf tak przeżywał, był po prostu przyjacielską przysługą ze strony kapitana. W końcu wszyscy wiedzieli, że tarta z miodem należy do jego ulubionych ciast. Teraz nie potrafił nawet z Hariatanem porozmawiać, chociaż zazwyczaj usta mu się nie zamykały.
- Larf? - odezwał się nagle dowódca, na co służący mało nie spadł z kozła.
- T-t-tak? - zapytał, prostując się i starając się wyglądać jak najbardziej reprezentacyjnie.
- Nie lubisz mnie? - Hariatan unikał jego wzroku i zdawał się nieco zmartwiony. Larf spłonił się gwałtownie.
- D-dlaczego tak myślisz....? - spytał.
- Nigdy się do mnie sam nie odezwiesz i czasem nawet uciekasz jak zaczynamy rozmawiać. Jadę obok ciebie cały dzień, a ty nie pisnąłeś jeszcze słówka. Chciałbym wiedzieć, co zrobiłem nie tak – wyjaśnił kapitan z goryczą.
- Wszystko zrobiłeś tak! - zaprotestował gorąco woźnica. - Znaczy nic nie zrobiłeś źle! To nie chodzi o ciebie, tylko o mnie, znaczy w sumie o ciebie też, ale nie tak jak myślisz i właściwie to chodzi i o ciebie i o mnie i...Ojej... - schował twarz w dłoniach. - Lubię cię, naprawdę, tylko po prostu... Zawsze cię podziwiałem i trochę wstydzę się z tobą rozmawiać... Znaczy nie wstydzę się ciebie tylko wstydzę się, że zrobię coś głupiego... Jak teraz... Rozumiesz?
- Chyba tak...? - w oczach Hariatana zamigotały iskierki rozbawienia. Larf przygryzł wargę.
- To dobrze - stwierdził.
- Tak, zaczynałem się martwić, że jakoś cię obraziłem... - zmieszał się kapitan. - Ale wiesz, nie musisz się wstydzić, bo... No, ja ciebie też lubię i to jest słodkie jak się tak denerwujesz.
- S-słodkie? - powtórzył służący, czując że chyba zaraz zemdleje. Czy miłość jego życia właśnie powiedziała mu, że jest słodki?
- Bardzo - Hariatan uśmiechnął się nieśmiało, lekko czerwony na twarzy.
- Dz-dzięki - wyjąkał Larf, ściskając lejce drżącymi dłońmi.

~***~

Gdyby Dan nie był tak spostrzegawczy, ukryta między drzewami gospoda zupełnie umknęłaby ich uwadze. Dach niewysokiej budowli z cegły i solidnego drewna pokrywał dywanik z mchu, a wjazd zupełnie zasłoniły gęste zarośla. Zdradził ją jednak szary dym wylatujący z komina.
- Możemy tam spróbować - powiedział demon Learowi, a ten tylko skinął głową z powątpiewaniem. W tylu miejscach już pytali, niby dlaczego to miało być inne?
W środku unosił się zapach pieczonego mięsa. Było wcześnie i niewielu gości zajmowało stoliki. Za barem brodaty mężczyzna wycierał kufle do czysta. Dan usiadł przed nim, uśmiechając się kusząco i niby przypadkiem rozpinając górny guziczek koszuli.
- Jak tu gorąco, panie gospodarzu - westchnął teatralnie. - Aż przyjemnie wejść z tego mrozu na szklaneczkę czegoś mocniejszego.
- Tja - mruknął demon, mierząc go wzrokiem od stóp do głów. - Skoro tak mówisz, mały. Jakieś życzenia?
- Napiję się piwa - wzruszył ramionami blondyn. Gospodarz nalał mu trunku z wielkiej, dębowej beczki i wrócił do polerowania kolejnych kufli. Dan wziął kilka łyków, odczekując chwilę. W końcu odstawił piwo i splótł palce dłoni ze sobą.
- Wie gospodarz... - zaczął głosem ciekawskiego turysty. - Krążą plotki, że macie w okolicy jakiegoś anioła. Takiego prawdziwego, z niebieskimi skrzydłami i w ogóle.
- Anioła? Tutaj? Psy by go zjadły, a Samael dokończył robotę - zaśmiał się chrapliwie brodacz. - A potem jego piór użył do wypchania poduszki. Nie ma żadnych aniołów, chłopcze. Boją się wytknąć nos ze swojego Nieba.
- Pan strasznie ciężko stąpa po ziemi - wydął wargi szlachcic.
- A ty za bardzo wierzysz w plotki. Jak żyję, nie było tu żadnego cholernego skrzydlatego. I nie będzie – gospodarz odłożył naczynie na bok i wytarł ręce. - Dwie korony za to.
Dan westchnął, podając mu monety. Kolejne bezowocne poszukiwanie. Wypił piwo duszkiem do końca i już miał wyjść, kiedy z jednego ze stolików dobiegło go wołanie.
- Hej, blondasie! - jakiś demon kiwał w jego stronę znad kufla. Szlachcic zmarszczył brwi i po chwili wahania podszedł do niego.
- Słyszałem, że szukasz anioła - rzekł nieznajomy. - Można wiedzieć, po co?
Dan milczał, rozważając możliwe wyjścia. Mógł powiedzieć prawdę, ale nie był pewien, czy nie zaszkodzi tym Learowi i jego bratu. Z drugiej strony, gdyby podał niewłaściwy powód, nie uzyskałby informacji, która mogła wpłynąć na powodzenie ich poszukiwań. W końcu zdecydował się podjąć ryzyko.
- Jego brat chce go odnaleźć – powiedział, siadając naprzeciwko demona i nachylając się do niego konspiracyjnie. - A ja mu pomagam. Proszę, jeśli coś wiesz, pomóż mi. To ważne. Mogę ci nawet zapłacić.
- Mój pan płaci mi wystarczająco za moją robotę - wzruszył ramionami tamten. - Powiem ci szczerze, polubiłem to niebożę i nie chciałbym, żeby wpadł w łapy naszego jakże dobrego Lorda Samaela. Pan znalazł go w lesie. Bardzo przypadli sobie do gustu, ale skoro mówisz, że szuka go brat, to chyba powinienem ci powiedzieć. Znasz Vestara?
Blondyn chwilę się zastanawiał. Oczywiście pamiętał byłego generała Lucyfera, wysokiego i tajemniczego osobnika, zupełnie różnego od jego partnera, Narcynusa. Niestety, gdy Vestar odszedł, ślad po nim zaginął i Dan nie miał pojęcia, gdzie teraz przebywa.
- Znam go – rzekł powoli długowłosy, ważąc każde słowo.
- Mieszka niedaleko – powiedział służący, po czym wyjaśnił mu jak dotrzeć do posiadłości jego pana. - Anioł jest u niego.
- Bardzo dziękuję – szlachcic wstał od stołu z nową energią i czym prędzej wyszedł do czekającego z końmi Leara.
- Dowiedziałeś się czegoś? - zapytał z nadzieją generał, widząc jego rozpromienioną twarz.
- Jest niedaleko, u Vestara – wyjaśnił Dan z uśmiechem, a kiedy oczy anioła wypełniły się strachem, klepnął go uspokajająco w ramię. - Spokojnie. On jest w porządku, nie sądzę, by go skrzywdził. To dawny generał księcia.
- Och, to nie ma co się martwić - sarknął rudy przez zęby. - Wszystko pod kontrolą.
- Nie zachowuj się jak baba, twój mały braciszek to chyba nie dziecko, prawda? - przewrócił oczyma szlachcic.
- Serafin jest starszy – mruknął Lear.
- Widzę, że jesteś tragicznym przypadkiem... - blondyn przejechał dłonią po twarzy, po czym wskoczył na grzbiet swego wierzchowca. - No już, jedziemy, jak się pospieszymy to będziemy tam przed wieczorem.
Generał mruknął coś o rozkazujących mu demonach, ale posłusznie wsiadł na konia i pojechał za swoim przewodnikiem.

~***~

Vestar spacerował z Serafinem po ośnieżonych ścieżkach w ogrodzie. Ich rozmowa po jakimś czasie zeszła na rodzinę. Medyk opowiadał mu o Learze, wspominając z uśmiechem ich wspólne chwile. Przez moment demon poczuł żal, że jego przyjaciel prawdopodobnie już więcej nie zobaczy się z bratem. Zaraz jednak błękitnoskrzydły chwycił go pod rękę z uśmiechem.
- A ty? Zawsze mieszkałeś tu sam? Jesteś takim mrukiem, jak się wszystkim wydaje? - zapytał żartobliwie. Generał zasępił się nieco.
- Właściwie powinienem ci powiedzieć, skoro masz tu zostać. Niedawno wybrałem sobie ucznia. Jest on teraz w Limbo i ćwiczy u jednego z tamtejszych mistrzów, ale powinien niebawem wrócić - powiedział. Serafin uniósł brwi.
- Wiesz, że nie mam nic przeciwko - zapewnił. - Ale czemu nie powiedziałeś mi wcześniej?
- On ma trzynaście lat, Serafinie. Myślałem, że nie będziesz chciał mieszkać z dzieciakiem na głowie...A on ma tylko mnie, przygarnąłem go z ulicy - wyjaśnił czarnowłosy. Jego przyjaciel przez chwilę patrzył na niego z zagadkowym wyrazem twarzy, po czym oparł głowę o jego ramię, uśmiechając się lekko.
- To słodkie, Vestarze. Spokojnie, ani trochę nie będzie mi przeszkadzał – rzekł uspokajająco. Vestar objął go ręką w pasie, przyciągając bliżej. Serafin spojrzał mu w oczy, a jego policzki lekko się zarumieniły. Czarnowłosy już miał nachylić się i go pocałować, kiedy przybiegł służący. Był to młody chłopiec o dużych oczach i kończynach chudych jak patyki. Teraz wyglądał na zupełnie przerażonego i anioł musiał go chwilę uspokajać, zanim w końcu zrozumieli o czym mówił.
- P-p-pan Samael przyjechał - wyjąkał młody demon, kurczowo chwytając rękaw Serafina. - I chce się widzieć z panem Vestarem i z jego aniołem!
Były generał pobladł gwałtownie. Nie spodziewał się wizyty Samaela, Gniewny Pan zazwyczaj nie ingerował w sprawy swojej szlachty, ani jej nie odwiedzał. Jego przybycie nie wróżyło niczego dobrego.
- Vestarze, skąd on o mnie wie? - fioletowe oczy Serafina usilnie szukały w twarzy demona jakiegoś pocieszenia. Ten położył tylko rękę na jego dłoni i zacisnął wagi, kręcąc głową.
- Nie wiem, mój drogi, ale nie oddam cię mu - zapewnił. - Nie bój się.
Delikatnie musnął wargami palce anioła i ruszył w stronę domu z zaciętą miną. Błękitnoskrzydły podążył za nim.
Samael siedział w salonie, rozparty w fotelu. Jego szare włosy spadały na ramiona, a miedziane wargi wykrzywiły się w uśmiechu, kiedy gospodarz wszedł do pokoju.
- Witaj, Vestarze. Jak dawno się nie widzieliśmy - powitał go lekkim skinieniem głowy. - I spójrz tylko, co złapałeś w lesie. Prawdziwy okaz. Piękny anioł, doprawdy.
Wzrok jego czarnych oczu spoczął na Serafinie, który stał w cieniu generała. Anioł zadrżał, bo były one jak dwie dziury ziejące pustką, gotowe pochłonąć wszystko, co nazbyt się zbliży. Jeśli w sercu tego demona zostało jeszcze jakieś dobro, to skryło się tak głęboko, że chyba nikt nie byłby w stanie do niego dotrzeć.
- Owszem, jest piękny - zgodził się Vestar. - Przyjechałeś tu tylko, by mi to powiedzieć?
- Bezczelny, jak zwykle - Gniewny Pan splótł długie palce pod brodą, a w jego głosie słychać było groźbę ukrytą pod powłoką spokoju. - Ale jeśli chcesz wiedzieć, to nie. Jesteś chyba świadom, że Jego Wysokość niedługo zawita w te okolice, prawda? I chyba nie byłoby wskazane, by dowiedział się, że jego drogi generał, który tyle lat wiernie mu służył, teraz ukrywa wroga pod swoim dachem?
- Nie jestem już jego generałem, a Serafin to nie mój wróg - odparł lodowato demon. - Nie ma nic wspólnego z porachunkami Lucyfera.
- Och, jestem pewien, że to niewinna ptaszyna, ale jako podwładny Jego Książęcej Mości jestem zobowiązany poinformować go o twoich poczynaniach. W końcu wszyscy jeńcy należą do księcia, a Lordowie powinni dostarczyć ich na sąd – były archanioł był zupełnie spokojny, lecz jego głos powodował gęsią skórkę na ciele.
- Nie oddam go - zaprotestował Vestar. - Lucyfer nie kazałby zrobić mu krzywdy!
- W takim razie masz pecha, ponieważ nie jesteś już podległy jemu, tylko mnie. A wiesz dobrze, jak ja karzę nieposłuszeństwo - Samael przesunął powoli palcem po swojej szyi, a szlachcic zasłonił Serafina instynktownie.
- Dostaniesz go. Po moim trupie - warknął. Gniewny Pan tylko wzruszył ramionami.
- Skoro tak wolisz – i zanim Vestar zdołał nawet sięgnąć po miecz, Lord rozłożył czarne skrzydła i znalazł się tuż przy nim. Czarne ostrze wbiło się między żebra demona, mijając serce o parę centymetrów. Serafin krzyknął, wyciągając ręce do upadającego przyjaciela, ale Samael złapał go w pasie i odciągnął.
- Ty idziesz ze mną, aniołku. Potrzebuję trochę twojej krwi - syknął mu do ucha i uderzył mocno w brzuch, pozbawiając przytomności.
- Vestar... - wyszeptał anioł, osuwając się bez siły w jego ramiona.

~***~

Lear i Dan zatrzymali się przed posiadłością Vestara jeszcze przed zachodem słońca. Anioł z bijącym sercem zeskoczył ze swojego konia, jak zahipnotyzowany wpatrując się w bramę. Blondyn położył mu rękę na ramieniu, lekkim uśmiechem dodając odwagi, po czym pchnął furtkę. Podeszli do wejścia i demon zapukał w wielkie drewniane drzwi prowadzące do posiadłości.
Gdy tylko służący otworzył im drzwi, zauważyli, że coś było nie tak. Blady i zdenerwowany, mężczyzna powiedział im, że pan Vestar obecnie nie jest w stanie się z nikim zobaczyć i już miał ich wyprosić, kiedy Lear chwycił go za ramię z desperacją w oczach.
- Powiedz mu tylko, że chodzi o Serafina. Proszę - powiedział z naciskiem. Demon powoli skinął głową i zniknął w środku, zostawiając ich na progu. Generał przygryzł wargę.
- Jeśli go tu nie będzie... - zaczął.
- To poszukamy dalej - uciął zdecydowanie blondyn.
Anioł nie zdążył mu odpowiedzieć, bo służący wrócił i wpuścił ich do środka, ale jego mina nie wróżyła nic dobrego. Podążyli za nim przez korytarz aż do pokoju, który musiał być pokojem szlachcica.
Vestar leżał na łóżku w samych spodniach, blady jak śmierć. Jego klatka piersiowa obwiązana była bandażem, na którym kwitła czerwona plama. Oddychał płytko, nierówno, a zaniepokojony lokaj poił go wodą.
- Panie, oto oni - zaanonsował ich przewodnik. Były generał Lucyfera odwrócił się z wyraźnym wysiłkiem.
- Dantalianie... - powitał blondyna. - Co cię sprowadza? Jak widzisz, nie jestem w najlepszej kondycji...
Dan chciał coś powiedzieć, lecz Lear mu przerwał.
- Doszły mnie słuchy, że ukrywasz pod swoim dachem błękitnoskrzydłego anioła. Jeśli to prawda, proszę, pozwól mi się z nim zobaczyć. Jestem jego bratem i chcę go zabrać do domu - rzekł, skłaniając lekko głowę. Na twarzy Vestara odmalował się gwałtowny ból.
- Och, aniele. Gdybyś tylko przybył odrobinę wcześniej... - jego ciałem wstrząsnął napad kaszlu, a krwawy kwiat na opatrunku nieco się powiększył. - Serafina zabrał Samael. Nie sądzę, byś jeszcze mógł zobaczyć go żywego. Nie udało mi się go ochronić... - zacisnął palce na kołdrze.
Lear cofnął się o krok. W jego oczach widać było szczątki nadziei rozbitej w jednej chwili na tysiące kawałków.
- Nie... - wyszeptał, kręcąc głową. - To nie może być prawda...
Głos mu się załamał i schował twarz w dłoniach. Każdy anioł znał historię wygnania Samaela i wiedział, że Gniewny Pan to bezlitosna bestia, której praktycznie nie da się kontrolować. Gdyby sam jeden udał się do jego zamku, demon tylko by go wyśmiał i poszczuł którymś ze swoich paskudnych stworów. Serafin pewnie już nawet nie żył.
- Możesz go zobaczyć żywego - odezwał się nagle Dan, łapiąc go za rękaw. Zaskoczony generał uniósł głowę, by spojrzeć na swego przewodnika. Vestar również wbił w niego wzrok.
- Co masz na myśli? - spytał.
- Lucyfer może kazać go uwolnić. Jest gdzieś niedaleko, prawda? Miał objeżdżać Piekło gdzieś o tej porze - wyjaśnił blondyn. - Jeśli Lear się do niego uda...
- Na prawdę myślisz, że książę Piekła pomoże aniołowi? - prychnął skrzydlaty.
- Nie sądzę, by pomógł nawet któremuś z nas - powiedział gorzko czarnowłosy.
- Nie mów tak! - Dantalian zacisnął dłonie w pięści. - Ja nigdy go nie lubiłem... Nigdy nie szanowałem, obwiniałem za ten cały kryzys, ale... Ugh, on nie jest złym władcą. I jeśli okażesz pokorę, Lear, na pewno cię wysłucha!
- Nie uklęknę przed Lucyferem za żadne skarby tego świata - warknął rudy.
- Stawiasz swój cholerny honor nad brata?! - szlachcic złapał go za kołnierz i potrząsnął mocno. - Ogarnij się trochę! A już zaczynałem myśleć, że stać cię na więcej!
Lear chwycił jego ręce w swoje i delikatnie odsunął. W jego fiołkowych oczach odbijała się walka, jaką toczył. Widząc to, twarz Dana złagodniała.
- Wiem, że pewnie nie tego uczyli cię w wojsku - powiedział miękko. - Nie to mówi napuszona szlachta i inni nadęci aniołowie, ale tak trzeba. Nie staniesz się gorszy od nich, chcąc uratować kogoś, kogo kochasz.
Generał chwilę stał zaszokowany jego słowami. Tyle czasu obracał się wśród arystokratów czekających na każdy jego błąd, że praktycznie zapomniał jaki był kiedyś, gdy mieszkał razem z bratem i archaniołami. Czego uczyli go Rafael, Gabriel, Razjel i przede wszystkim Michał.
- Tak... Masz rację... - rzekł, patrząc na jego dłonie ukryte w swoich. - Ale gdzie znajdę Lucyfera? Musimy wyruszyć natychmiast!
- Ja wiem, gdzie jest... - wychrypiał Vestar. - Jeździłem z nim wiele lat zanim odszedłem... Udaje się teraz do Samaela. Jeśli wyruszył jak zwykle, powinien niedługo przejeżdżać traktem niedaleko mojego domu. Idźcie... Proszę, uratujcie Serafina...
- Vestarze, ty umierasz, prawda...? - zapytał cicho Dan - Nie chcesz go jeszcze zobaczyć?
- Nie. Wystarczy mi wiedzieć, że będzie bezpieczny z Learem - uśmiechnął się słabo były generał. - Idźcie. I nie mówcie mu, co się ze mną stało. Niech się nie smuci.
Blondyn nie wyglądał na przekonanego, ale ruszył za rudym, który już stał przy drzwiach. Zanim wyszedł, usłyszał tylko, jak czarnowłosy znów zaniósł się kaszlem.

_____________________________________________________

WR: Ha, w końcu udało nam się zamieścić rozdział bez opóźnienia <3 Posiadanie bety w domu jest bardzo... Motywujące, że tak to ujmę xD Wybaczcie opóźnienia w komentarzach, ale wszystko przeczytamy już niedługo. Sammy trochę nabroił, ciekawe co zrobi Lucek... Cóż, tego się dowiecie dopiero za tydzień :D

SC: No i się porobiło, drama everywhere... Biedny Lear, szukał brata, a tu dupa... Uwielbiam męczyć postacie <3 Dobrze, dobrze, dobre motywowanie nie jest złe, rozdział musi być -3- Czy Lucek pomoże aniołowi? Czy Samael dostanie za swoje? To i jeszcze więcej - już za tydzień <3

8 komentarzy:

  1. Ooo... biedny Vester T^T On nie może umrzeć.. ;( I jeszcze jego ostatnie słowa to było takie słodkie..
    A Samael jest głupi ! Jak on mógł tak potraktować Vestera i aniołka ! Nie lubię go ..
    No ale od początku. Bardzo podobała mi się rozmowa Larfa z Hariatanem.. była taka słodka. *-* Dan i Lear też widzę dogadują się coraz lepiej ;) Szkoda tylko, że tak mało napisałyście o Vinie i Lu... ale mam nadzieję, że w kolejnym rozdziale będzie więcej. ;D
    Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam już swoją ukochaną parę. Larf i Hariatan. Chociaż Lucek i jego służący...
    Za dużo tych słodkich, kochanych par, trudno się zdecydować :( Niech Vestar nie umiera. Samael to dupek. Porwał anioła i jeszcze chce mu zrobić krzywdę. Coś czuję, że Dan znalazł nową miłość ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nieeeeeee, Vester! Nie umieraj, nie rób tego błękitkowi Q_Q
    Samael dupku, pałka ci w odwłok ><
    Larf i Hariatan są tacy uroczo niezdarni w uczuciach, uwielbiam ich <3 Szkoda, że tak mało było o Lucku i Vinie, ale wiem, że więcej ich będzie w przyszłym tygodniu, więc wybaczam ^^
    Weny dziewczyny!

    OdpowiedzUsuń
  4. Mój dzień od razu stał się lepszy kiedy przeczytałam o Hariatanie i Larfie ^^ Cudownie było czytać, jak Larf zapomniał od czego jest mózg i jak wyglądają podstawowe zasady komunikacji, ach ta nieśmiała miłość ^^ W ogóle w piekle mają czeską walutę xD
    Cóż mam nadzieję, że Lu coś tak wskóra w sprawie tego anioła, za którym nie przepadam ;p Szkoda by mi było jego brata, dlatego tak... ;p Mam także nadzieję, że Vestar się jakoś wywinie, silną wolą można zdziałać cuda, nawet kiedy się umiera ;)
    Dużo weny ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Em...Korony są nie tylko w Czechach. Są również w np. Szwecji.

      Usuń
  5. Jestem zachwycona tym opowiadaniem! Dopiero zaczęłam czytać i co? Skończyły mi się rozdziały xD No to straszne no!
    Hariatan i Larf to urocza parka :) Zgadzam się, troszku mało było o naszym władcy Lucku, ale i tak było wspaniale :D Tyle się tam dzieję, że po prostu jestem w niebie,, nie, poczekajcie,, albo w piekle xD Uwielbiam takie historie o piekle, niebie a do tego YAOI <3 OMG.
    Vester!! To nie fair, nie umieraj :( Mam nadzieję, że rudzielec i Dan zdążą na czas.
    Pozdrawiam i weny życzę :)
    Maru;3

    PS: Czy mogłabym być informowana o notkach? Baaaaaardzo ładnie proszę :)
    na moim blogu lub na gg: 10136531

    OdpowiedzUsuń
  6. Komentuje, bo inaczej mnie zjecie.
    NIE ZABIJAJCIE GO!!! ;^;
    No i fangirluję, bo Sammy <3 kocham go, dajcie mi go więcej.
    Krótko bo krótko, ale wińcie za to szkołę, nie mnie <3
    Pozdrawiam i życzę weny~

    OdpowiedzUsuń
  7. Miło mi, że rozdział ci się podobał. Charlotte trochę namiesza... To tak na zaostrzenie "apetytu". :) Już w niedzielę rozdział :)

    OdpowiedzUsuń