niedziela, 16 lutego 2014

Rozdział IX

Larf pomógł Vinowi zapakować na powóz wielką walizkę, w której znajdowało się wszystko, czego potrzebowali na czas podróży. Służący szybko przekonał się, że Lucyfer potrzebuje mniej więcej tyle strojów co ludzka hrabina szczycąca się podążaniem za najnowszymi trendami. Jego synowie musieli usiąść na bagażu, by blondyn zdołał z wielkim wysiłkiem w końcu go dopiąć.

Hariatan i paru innych żołnierzy, którzy mieli im towarzyszyć jako gwardia stali z boku ze swymi wierzchowcami, kiedy książę przekazywał Bastienowi ostatnie instrukcje dotyczące prowadzenia państwa. Czarnowłosy kiwał głową w skupieniu, zaś jego brat tylko szeroko ziewał. Vin uśmiechnął się lekko na ten widok.

- Podoba ci się – szturchnął go Larf.

- Co? Kto? - blondyn szybko odwrócił wzrok udając, że nie ma pojęcia, o co chodzi jego przyjacielowi, jednak mniejszy demon tylko wyszczerzył zęby.

- Książę, oczywiście - oznajmił. Vin zatkał mu usta ręką.

- Zaraz powiem Hariatanowi, że chcesz pomacać go po klacie - warknął śmiejącemu się Larfowi do ucha.

- Oddał mi swój deser - służący rozpłynął się na samo wspomnienie imienia dowódcy i zupełnie stracił kontakt z rzeczywistością.

- Dobra, jedziemy! - przerwał tę rozmowę Lucyfer i wspiął się do powozu. Vin wszedł za nim, a Larf usiadł na koźle.

- Uważajcie na siebie! - zawołał Lawliet, machając za nimi, kiedy konie ruszyły. Wkrótce opuścili mury pałacu i ruszyli przez Lux na wyprawę dookoła Piekła.

- Dokąd wybieramy się najpierw? - zapytał Vin, kiedy bramy się za nim zamknęły i minęli pierwsze bogate dworki mieszkańców stolicy.

- Do Samaela - westchnął książę. - Chcę to mieć za sobą.

Blondyn przypomniał sobie nienaturalnie blade oblicze Gniewnego Pana, jego czarne skrzydła i zakręcone rogi. Ze wszystkich Lordów to właśnie on wyglądał najgroźniej i służący miał cichą nadzieję, że długo u niego nie zabawią.

- Samaela boi się większość moich poddanych - powiedział Lucyfer, patrząc w okno z zamyśloną miną. - Krążą plotki, że w lochach jego zamku czają się stwory, jakich nawet w Tartarze nie widziano, a przed bramami wiszą ciała nabite na pale jako ostrzeżenie dla tych, którzy mu się sprzeciwią. Sam osobiście nigdy nie wpadłem na coś takiego, ale jestem świadom, że Samael potrafi być bezlitosny. Jeśli nikt nie miesza się w jego sprawy, pozostaje całkiem bezpieczny, ale im bliżej niego, tym łatwiej źle skończyć.

- Nie możesz czegoś z tym zrobić? - Vin wyglądał na zaskoczonego. Był przekonany, że władca panuje nad swoją szlachtą i nie pozwala jej robić co dusza zapragnie.

-To bardziej skomplikowana sprawa – pokręcił głową Lucyfer. - Samael nigdy mi się otwarcie nie sprzeciwił, ale dobrze wiem, że to nie kwestia szacunku. On po prostu wybiera bycie po mojej stronie. Tak mu na rękę. Myślę, że gdyby się zbuntował, dałbym radę go powstrzymać, ale nie mam pewności, bo nikt tak naprawdę nie zna siły Anioła Śmierci. Samael obserwuje granice i zajmuje się częścią Piekła, która jest najbardziej dzika i niebezpieczna. Poza tym moce Lordów, którymi jesteśmy obdarzeni są ze sobą połączone i nie mogę tak po prostu komuś ich odebrać. Ale muszę się z nim rozmówić, po buncie Mephisto nie znalazł sobie nowego generała i praktycznie nie ma wojska...

Urwał, bo zauważył, że jego służący jest nieco zdezorientowany natłokiem informacji.

- Wciąż nie nauczyłeś się wszystkiego o tym miejscu, prawda? Nie martw się, to przyjdzie z czasem, między innymi dlatego zabrałem cię ze sobą na ta wycieczkę - powiedział, kładąc nogi na siedzeniu i opierając głowę o ścianę powozy tak, że zajmował całe swoje miejsce.

- Między innymi? Więc jakie są inne powody? - podchwycił z łobuzerskim uśmiechem Vin.

- Może żebyś mi nie zapłodnił wszystkich w pałacu, kiedy mnie nie będzie? - prychnął były archanioł, krzyżując ręce na piersi.

- Wiesz dobrze, że pośród twojej służby nie ma nikogo mną zainteresowanego - wytknął jego lokaj, na co książę tylko bardziej się zaczerwienił.

- Nie lubię zostawiać swoich rzeczy bez opieki -burknął, machając nerwowo ogonem.

- Tęskniłbyś? - wyszczerzył zęby Vin.

- Tak. Za twoją herbatą - Lucyfer odwrócił się plecami do niego, by nie widział jego rumieńców i rozpoczął uparte ignorowanie kolejnych zaczepek.



~***~



Od tego pamiętnego wieczoru, Lear nie próbował więcej tknąć Dana. Zrobił się ponury i milczący, a w jego fiołkowych oczach widać było jakąś tęsknotę, pragnienie, którego demon nie potrafił określić. Obserwował generała często, bo podczas długiej jazdy nie miał nic innego do roboty. Zauważył, że nie zmienia on opatrunku na rannym skrzydle, ale na tym, który miał nie było żadnych śladów krwi. Dostrzegł delikatne piegi na jego policzkach, absolutnie niewidoczne, jeśli się dłużej nie przyglądało. Poza tym, w jego ruchach było coś sztucznego, jakby pióra na jego plecach służyły tylko do ozdoby. Nie rozkładał ani nie poruszał nawet tym zdrowym i szlachcic parę razy miał ochotę sprawdzić, czy to nie zwyczajna atrapa.

Mimo to całokształt był bardzo atrakcyjny i Dan miał pewność, że gdyby anioł nie był największym dupkiem jakiego Niebo nosiło, mógłby mu się podobać. No i oczywiście, gdyby nie był zajęty pędzeniem za swoim ukochanym. Blondyn nie chciał kolejnego gorzkiego rozczarowania.

Jechali teraz przez gęste bory drogami, na które od dawna nikt się nie zapuszczał. Czasem w nocy, kiedy w głuszy słychać było głos jakiegoś zwierzęcia, demona przebiegały dreszcze. Nie wiedział i nie chciał wiedzieć, co może wyskoczyć z zarośli i ile czasu zajęło by mu rozprawienie się z osiłkami Leara. Tego, co zaszło tego wieczoru jednak nie spodziewał się wcale.

Była noc i zatrzymali się pod jakąś skałą na spoczynek. Dan spał w najlepsze, bo noc nie była zimna i mógł wygodnie umościć się pod kocem bez kombinowania jak zachować najwięcej ciepła. W pewnym momencie jednak rozległy się krzyki i coś upadło ciężko tuż koło niego. Otworzył oczy i parę milimetrów od swojej twarzy ujrzał martwe oblicze jednego z najemników. Wydał cichy okrzyk przerażenia i dopiero wtedy uświadomił sobie, że Lear w środku namiotu walczy sam jeden otoczony osiłkami, którzy najwyraźniej próbowali go zabić. Szlachcic rozejrzał się rozpaczliwie. Anioł może i był generałem, ale nawet generał może nie być w stanie poskromić ośmiu mężczyzn jednocześnie go atakujących w miejscu, skąd droga ucieczki jest bardzo ograniczona. Na szczęście przy nodze blondyna leżała maczuga, którą upuścił martwy zbir. Dan złapał ją i dźwignął z wielkim wysiłkiem, po czym spuścił ciężko na łańcuch trzymający go w miejscu. Po dwóch uderzeniach ogniwa pękły i demon był wolny. W samą porę, bo jeden z najemników właśnie zachodził anioła od tyłu, a ten go nie zauważył, zbyt zajęty walką z dwoma innymi. Szlachcic ścisnął maczugę w rękach i pchnął nią napastnika z całych sił. W tej samej chwili Lear pozbawił głów swoich dwóch przeciwników i odwrócił się, by ujrzeć ostatniego z osiłków podnoszącego się z ziemi ze złowrogą miną. Zanim jednak demon zdążył zamierzyć się na Dana, anioł odepchnął szlachcica poza jego zasięg i wbił mu miecz w pierś aż po samą rękojeść. Mężczyzna kaszlnął krwią jakby zaskoczony tym, co się stało i zwiotczał zupełnie.

Generał jednym szarpnięciem wyciągnął ostrze z jego ciała i wytarł je z krwi. Jego spojrzenie spoczęło na więźniu, który wciąż trzymał maczugę opartą o ziemię w drżących dłoniach. Lear delikatnie złapał go za nadgarstek i zmusił do puszczenia broni.

- C-co to było? - wyjąkał Dan, patrząc na trupy leżące dookoła.

- Moi ludzie stwierdzili, że mają dość bezsensownego błąkania się i że najlepszym wyjściem będzie mnie zabić we śnie, zabrać pieniądze i się zmyć - odparł anioł, wzruszając ramionami. - Niestety w wojsku nauczono mnie, że przy osobach, którym się nie ufa, nigdy nie zasypia się całkowicie, a oni byli dalecy od godnych zaufania. Zagapiłem się jednak i gdyby nie ty, pewnie to moje ciało by tu teraz leżało. Czemu to zrobiłeś?

- Myślisz, że co by się ze mną stało, gdyby ciebie już zadźgali? - burknął blondyn, krzyżując ręce na piersi. - Od początku mieli ochotę na mój tyłek.

- Ja również mogę poderżnąć ci gardło - zauważył Lear.

- Możesz, ale wtedy nie znajdziesz swojego kochasia - odparł beztrosko Dan. - A teraz zdejmij mi z nogi to świństwo, nie mam zamiaru uciekać. Dotrzymuję danego słowa.

Anioł przez chwilę przyglądał mu się, jakby oceniając, czy może mu wierzyć, po czym wyciągnął z kieszeni klucz i rzucił. Demon zdjął kajdany i westchnął z ulgą.

- No, tak od razu lepiej. Proponuję zostawić ciała zwierzątkom na pożarcie i ruszyć grzecznie dalej. Nikt nie będzie płakał za tymi typkami.

Z tymi słowami opuścił namiot, bo od widoku zwłok robiło mu się niedobrze. Kiedy przysiadł przy wygasłym ognisku, usłyszał, że Lear podążył jego śladem.

- Jak ci na imię, demonie? - zapytał, stojąc w bezpiecznej odległości od swego więźnia.

- Dantalian – odparł blondyn, odwracając się do anioła.



~***~



Wzięli dwa najsilniejsze konie, a resztę puścili wolno. Lear zarzucił na siebie płaszcz z kapturem, kryjąc pod nim ciasno złożone na plecach skrzydła. Schowali namiot do juk razem z jedzeniem i paroma kocami, resztę zostawili jak była, by natura zrobiła z nią co chciała. Kiedy wyruszyli, zaczynał padać gęsty śnieg i Dan stwierdził, że następną noc lepiej będzie spędzić w gospodzie. Na szczęście znalazł swoje pieniądze schowane w sakwie jednego z osiłków, a także odkopał w jakimś namiocie szablę, którą mu zabrali.

Kiedy wyruszali, powoli zaczynało świtać. Szlachcic ziewał raz po raz, starając się zakrywać usta dłonią. Wyglądał przy tym jak mały kot, marszcząc lekko nos. Pod wieczór dotarli do gospody, a on niemalże zasypiał na koniu, jednak myśl o nocy w ciepłym łóżku dodawała mu sił. Odstawiwszy wierzchowce do stajni poszedł wykupić pokój, a okutany ciasno peleryną Lear podążył za nim. Gospodarz spojrzał na nich podejrzliwe, kiedy Dan poprosił o pokój dla dwoje, ale nie skomentował tego.

Ich sypialnia znajdowała się na piętrze. Był to malutki, przytulny pokoik z dwoma łóżkami i dywanem ze skóry niedźwiedzia na środku. Niewielkie drzwi prowadziły do ciasnej łaźni, a nad oknem z rzeźbionym okiennicami wisiały grube zasłony. Całość sprawiała bardzo przytulne i ciepłe wrażenie.

Generał rozpiął pelerynę i zrzucił ją z siebie z westchnieniem, siadając ciężko na jednym z łóżek. Jego skrzydła pozostały nieruchome, jakby nie przeszkadzało mu to, że przez tyle godzin mocno ściskał je ze sobą. Dan natomiast szybko pozbył się płaszcza, zostając w samej luźnej koszuli z szerokimi rękawami i obcisłych spodniach z wysoki stanem. Jego złociste loki opadały na plecy lśniącą kaskadą, kiedy sięgnął do guzików i zaczął je rozpinać.

- Co ty robisz? - zapytał Lear, lekko zdezorientowany. Po tym jak go zaatakował, demon byłby głupi, by się przed nim odsłaniać.

- Idę się umyć, a coś ty myślał? - prychnął Dan, rzucając mu rozeźlone spojrzenie. - Śmierdzę jakbym w życiu nie widział wody, fuj.

Z tymi słowami cisnął koszulę na pościel i zamaszystym krokiem udał się w stronę łaźni. Kiedy wyszedł, anioł polerował swój miecz. Jego wzrok był skupiony, ale uniósł głowę, usłyszawszy skrzypienie drzwi. Blondyn stał przed wejściem do łazienki, a jego nagie ciało okrywał jedynie ręcznik owinięty wokół bioder. Przysiadł na swoim łóżku i rozejrzał się, marszcząc brwi.

- I tak oto nie mam w czym spać - mruknął bardziej do siebie niż do Leara, ale generał i tak usłyszał. Ze swoich juk wyjął zapasową koszulę i rzucił ją demonowi.

- Masz. Nie będę patrzył, jak śpisz nago - powiedział chłodno.

- Ostatnio moja nagość wcale ci nie przeszkadzała - blondyn prychnął kpiąco, ale założył na siebie ubranie i przewiesił ręcznik przez oparcie krzesła, by wysechł. Strój sięgał mu do połowy uda, a rękawy musiał sobie podwinąć, jednak nie krępowało go to. Niech Lear sobie popatrzy.

- Twój chłopak pewnie wyglądałby w niej lepiej - rzekł zaczepnie, rozkładając się na pościeli i krzyżując ręce pod głową.

- Mój chłopak? - powtórzył generał, unosząc brwi pytająco.

- No, nasz błękitnoskrzydły anioł - odparł Dan, jakby to było oczywiste.

- Serafin jest moim bratem - pokręcił głową Lear.

- B-bratem?! - blondyn mało nie spadł z łóżka. - Rany, przepraszam, nie spodziewałem się tego. Bratem... - sam nie wiedział czemu, kąciki jego ust mimowolnie uniosły się do góry. Przeciągnął się jak kot z szerokim uśmiechem.

- Co cię tak cieszy? Jesteś dziwny – mruknął anioł.

- Może trochę - przyznał Dan, przytulając policzek do miękkiej poduszki.



~***~



Był śliczny poranek i płatki śniegu coraz śmielej opadały na ziemię. Serafin przeciągnął się w łóżku w swoim małym pokoiku i otworzył okno. Zimowy wiatr uderzył go w twarz i wtargnął pod luźną koszulę nocną, tańcząc chłodnymi ukłuciami na skórze. Anioł uśmiechnął się, kiedy pod swoim oknem ujrzał Vestara w skupieniu ćwiczącego pchnięcia i flinty. Szlachcic poruszał się jak pantera, miękko, płynnie i drapieżnie. Nie był typem mięśniaka i raczej czerpał swą siłę ze zwinności. Miecz zdawał się przedłużeniem jego ręki, niebezpiecznym pazurem gotowym sięgnąć do ofiary i rozerwać jej gardło. Serafin musiał przyznać, że jego wybawca był wyjątkowo atrakcyjny w takiej odsłonie.

W końcu demon wsunął broń z powrotem do pochwy i ruszył w stronę domu, jednak zatrzymał się, zauważywszy w oknie błękitnoskrzydłego. Uzdrowiciel mógłby przysiąc, że kąciki jego ust lekko się uniosły.

- Witaj, mój aniele - powiedział, kłaniając się lekko. - Widzę, że zimowe powietrze nie jest ci straszne.

- Nie kiedy pod moim oknem czeka przystojny wojownik - odparł Serafin z uśmiechem, opierając się na parapecie. - Któż mógłby się oprzeć?

- Czy dotrzymasz temu wojownikowi towarzystwa na śniadaniu? - zapytał Vestar, na co anioł tylko roześmiał się dźwięcznie.

- Jeśli odprowadzi mnie do jadalni, to dlaczego nie? - i zniknął w pokoju, by szybko zrzucić z siebie koszulę nocną, by ubrać coś bardziej eleganckiego. W końcu zdecydował się na bluzkę z żabotem, którą zawiązał granatową wstążką pod szyją i obcisłe spodnie. Włosy pozostawił rozpuszczone, świadom, że jego przyjaciel bardzo lubi się bawić niebieskimi kosmykami. Ledwo skończył, kiedy rozległo się pukanie.

- Proszę - zawołał, odwracając się na pięcie w stronę drzwi i uśmiechając się najładniej jak umiał. Vestar wszedł do środka, a jego zazwyczaj surowe spojrzenie złagodniało, gdy spoczęło na aniele.

- Przyszedłem, jak prosiłeś - rzekł, podając mu ramię. Serafin ujął je i pozwolił zaprowadzić się na śniadanie.

Jadalnia była wielka, jednak posilali się przy małym stole koło okna, w sam raz dla dwóch osób. Służba demona starała się przygotowując każde danie, bo widziała, że ich pracodawca zawsze traktuje ich dobrze i sprawiedliwie. Mogli przecież trafić do zamku Lorda Samaela, a taka opcja wydawała się równoznaczna z karą śmierci, bo Gniewny Pan nie miał litości dla swych podwładnych, a plotki krążące na jego temat odstraszały nawet największych śmiałków. Vestar osobiście wolał po prostu nie wchodzić mu w drogę, co było o tyle łatwe, że były Anioł Śmierci rzadko kiedy opuszczał swe włości.

- Vestarze, czy służysz w wojsku? - zagadnął Serafin. Wiedział, że demon nie mówi zbyt wiele o sobie, ale naprawdę chciał się czegoś dowiedzieć. Miał nadzieję, że skłoni go do chociaż lekkiego otwarcia się.

- Służyłem - odparł krótko czarnowłosy. Widząc rozczarowaną minę anioła, nie mógł się powstrzymać od uśmiechu. - Kiedyś byłem jednym z dwóch generałów Lucyfera. Niestety po odejściu jego synów zaczął zaniedbywać państwo, więc próbowałem mu przemówić do rozsądku. Pokłóciliśmy się bardzo i odszedłem, żeby tu zamieszkać. Od tamtej pory raczej nie bywam na dworze.

- Generał, co? - zadumał się Serafin. - Mój brat również jest generałem, ale... Pewnie będzie beze mnie bardzo samotny... - westchnął cicho, a jego fiołkowe oczy wypełnił smutek. Vestar wyciągnął dłoń i delikatnie pogładził go po policzku.

- Jestem pewien, że da sobie radę - powiedział. Anioł położył dłoń na jego i przytulił do niej policzek.

- Nie chciałbym jednak stąd odchodzić - wyznał z lekkim uśmiechem.

- To zostań.



~***~



Gdzieś dalej w tym samym okręgu, smukła dłoń ozdobiona pierścieniami i ostro zakończonymi paznokciami przesunęła się nad misą wypełnioną po brzegi anielską krwią. Ta najbardziej nadawała się do obserwowania zakątków Piekła, ponieważ w krwi demonów obraz był mętny i niewyraźny. Samael wiele czasu spędził próbując go jakoś ulepszyć, a później długo szukał odpowiedniego zastępstwa. W końcu udało mu się. Czysta posoka młodych, niewinnych aniołów, które błąkały się na obrzeżach państwa, stanowiła znakomity materiał. Poza tym, była słodka jak miód. Skrzydlaty, którego właśnie ujrzał nie należał do szczeniąt, ale Gniewny Pan nie miał wątpliwości, że jego krew była krystaliczna jak górski potok. Swoją drogą, kto dałby wiarę, że były generał Jego Książęcej Mości może za jego plecami ukrywać taki klejnocik. Idealnie, bo właśnie na tą rutynową obserwację były Anioł Śmierci przeznaczył ostatni flakonik pozostały po jeńcu, który już dawno zakończył swój żywot w lochach.

Obraz rozmył się, gdy Lord wyszeptał zakończenie zaklęcia. Uderzenia jego obcasów o kamienną posadzkę potoczyły się echem po korytarzu, kiedy opuścił tajemną komnatę w podziemiach. Nie miał wiele służby, a jej członkowie często kończyli martwi, ale i tak nie chciał, by ktoś przeszkadzał mu w ciemnych praktykach.

Był biegły w czarnej magii i często sięgał po najstarsze i nie zawsze etyczne zaklęcia. Grube księgi z inkantacjami zapychały połowę półek w bibliotece, chociaż demon trzymał się paru wypróbowanych czarów. Nie był pasjonatem jak Razjel, ani tym bardziej nie był nekromantą. Nienawidził, kiedy go za takiego brano, bo jako Anioł Śmierci wiedział najlepiej, że zabawa w przywracanie życia może się skończyć bardzo źle.

Uzyskiwanie krwi do zaklęcia pozwalającego obserwować najróżniejsze zakątki Piekła może i nie było humanitarne, ale na tym właśnie polegała czarna magia. Teoretycznie każdy rodzaj posoki się nadawał – w praktyce jednak, niektóre po prostu były bardziej efektywne. W obecnych czasach coraz trudniej było znaleźć jakieś zabłąkane anielskie pisklę, które mogłoby posłużyć za źródło na jakiś czas, dlatego Samael nie zamierzał pozwolić, by klejnocik Vestara mu uciekł. Wystarczyło tylko czekać na odpowiednią chwilę.

__________________________________________________

WR: Nastąpiło drobne opóźnienie, za które serdecznie przepraszamy ^ ^" Wiecie, ferie, te sprawy, bety zmęczone podróżą i tak dalej D: Mam nadzieję, że nam wybaczycie i że nowy rozdział przypadnie wam do gustu :D

SC: Witamy w drugi dzień ferii zimowych~~ Za obsunięcie w planach przepraszamy, wiecie, nadpobudliwe autorki chcące łazić po całym mieście za rączkę, te sprawy.... -3- Gejstafin w pełnej krasie wita, tylko co knuje ten niedobry Samael...? Czy VinLuc dojdzie w końcu do skutku? Czy Lear odnajdzie brata? To i wiele więcej, już w następną sobotę~~

7 komentarzy:

  1. Powiem szczerze. W niektórych momentach gubiłam się z imionami. Ale prawie wszystkich ogarniam. Podoba mi się wasz pomysł na opowiadanie. Wciągnęło mnie. A to, że musiałam je czytać z przerwami tylko mnie niepotrzebnie denerwowało.
    Opisujecie demony zupełnie inaczej niż się je na co dzień przedstawia. Jako takie, które potrafią kochać, szanować się nawzajem, które mają swoją moralność. I chyba to mi się najbardziej podoba w waszym tekście. Nie jako potwory bez serca, ale po prostu stworzenia trochę inne. Niezależne.

    Wybaczcie, że dopiero teraz odpisuje na komentarz z rozdziału 6, ale przez tydzień ledwo żyłam i chyba odchorowywałam egzaminy. Tak. Między Thomasem, a Oliverem nie będzie tak super prosto. Dlatego wstęp się tak rozwleka, bo potem akcja będzie bardziej dynamiczna. Tak Kathleen jest trochę biedna. Ale nie martwcie się o nią ;) Tylko tyle mogę na razie powiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i przepraszam za "spam" prawie przy każdym rozdziale ;)

      Usuń
  2. Nie. Nienienienienienie. Samael nie zrobi nic Błękitkowi nie? Prawda? Powiedzcie, że nic mu nie zrobi Q_Q Polubiłam chłopaczka jest taki słodki! Zresztą ta parka jest słodka...
    Dan debilu zakochałeś się w tym generale...Larf mnie zabił, tym rozpływaniem się nad deserem <3
    A VinLuc to taka słodka parka, oczywiście, że dojdzie do skutku (spróbujcie nie to znajdę i wychłostam! >< ).
    Chyba w tym "komentarzu" użyłam za dużo słowa słodka....
    Ja chce już nowy rozdział ;-;

    OdpowiedzUsuń
  3. Lu poprzestał na jednej walizie? Niemożliwe! )
    ,,- Nie lubię zostawiać swoich rzeczy bez opieki -burknął, machając nerwowo ogonem” – hehe Lu jest niemożliwy, sam nie chce nic dać, ale pilnuje Vina jakby rzeczywiście należał do niego.
    Z Dana i Leara coraz lepszy duet, najwyraźniej się skumplowali, może to i dobrze. Demon w końcu znalazł kogoś, kto go poskromi. W kusej koszuli demon musiał nieźle wyglądać. Co ten anioł taki ślepy?
    Serafin jest uroczy kiedy tak klei sie do demona. Ale chyba ta idylla długo nie potrwa.
    Ktoś powinien zgiąć butny kark Samuela.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wyczuwam zderzenie wszystkich bardzo ważny postaci, Samael, Lucyfer, Lear, Serafin (za którym nie przepadam). Za to Lear jest cudowny, mam słabość do generałów i tyle xd Ja chcę więcej, nie wiem, jak ja wytrzymam ten tydzień ;p Cóż nad cudownością tego, jak to wszystko jest pisane, mogłabym się rozwodzić w nieskończoność.
    Ale, to co przebiło dzisiaj wszystko, to małe wspomnienie o mojej ukochanej dwójce. Hariatan i Larf <3 Śmiałam się chyba przez dobre pięć minut wyobrażając sobie scenę, w której Hariatan oddaje swój deser Larfowi. Mniej więcej wyglądało to tak
    - To wcale nie tak, że chcę oddać ci swój deser...masz i ma ci smakować! :D:D:D Więcej, błagam, dajcie mi ich więcej ^^ Pomnik postawię, obiecuję! ;p

    OdpowiedzUsuń
  5. Lucyfer w tym rozdziale spodobał mi się jeszcze bardziej (nigdy bym nie pomyślała, że to w ogóle możliwe) Ja go uwielbiam ! ;D Ma naprawdę genialny charakter.
    Co do Dana i Leara... coraz bardziej mi się podobają... fajnie by było, jakby byli razem. Na swój dziwny sposób pasują do siebie. ( a przynajmniej tak mi się wydaje) Mimo wszystko moją ulubioną parą zostają Lu i Vin.
    Dużo weny !!

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja czuje, ze Dantalian i Lear do siebie cholernie pasuja.
    Ten ciety jezyk bardziej by pasowal mi do Lucyfera, bo Vin wydaje sie byc takim aniolkiem ^^
    Tesknie juz za Larfem i jego kochasiem :(
    Um.. Serafin uciekl od Leara czy sie zgubil, bo juz sie troche pogubilem ?
    Pozdrawiam



    Damiann

    OdpowiedzUsuń