sobota, 28 czerwca 2014

Chase me

Lianes biegł przed siebie, z rozbawieniem spoglądając przez ramię na każdym zakręcie. Wszystko poszło zupełnie nie tak, jak to planował. Miał tylko wkraść się do kuchni i nieco podrażnić Ganderiusa, udając, że próbuje zepsuć mu ten wyśmienity suflet, który kucharz zawsze przygotowywał z olbrzymią dbałością. Niebieskowłosy jednak krzyknął na blondyna o ton za głośno i deser rzeczywiście opadł jak pęknięty balon. Ogrodnik musiał przyznać, że dawno już nie widział szefa kuchni tak wściekłego. Demon złapał za swoją wierną chochlę i puścił się w pogoń za winowajcą, wykrzykując najrozmaitsze pogróżki, które toczyły się echem po ścianach pałacu. 
Lianes jakoś za bardzo się tym nie przejmował. Wiele razy przerabiał już taką ucieczkę i jeszcze nigdy niezgrabny w swoich ruchach kucharz nie dał rady go dogonić. Może to i lepiej, bo ogrodnik obiecał sobie, że jeśli mężczyzna kiedyś wymyśli jakiś sposób, by to osiągnąć, zielonooki w końcu wyzna mu swoje uczucia. 
Nie pamiętał, kiedy właściwie zakochał się w tym gruboskórnym idiocie. Początki jego pobytu w zamku nie były różowe. Próbował zakraść się do komnaty księcia by ukraść trochę kosztowności, jednak został złapany i zaprowadzony przed oblicze Lucyfera. Lord Pychy spytał go, czego szukał w zamku, a on nie mając żadnej sensownej wymówki odrzekł, że szukał ziaren jakiegoś rzadkiego kwiatu, bo jest zapalonym ogrodnikiem. Takie kłamstwo przejrzałby nawet głupi. Władca Piekła z pewnością do takich nie należał. 
“Skoro tak bardzo kochasz rośliny, to akurat zwolniło się miejsce nadwornego ogrodnika”, poinformował go ze złośliwym uśmieszkiem. „Nalegam, żebyś przyjął tą posadę.”
Lianesowi nie pozostawiono żadnego wyboru i tak skończył, zajmując się trochę już zapyziałym ogródkiem Jego Wysokości. Jako, że nie miał zielonego pojęcia o roślinach, wypożyczył z pałacowej biblioteki całą stertę książek na ten temat i przez parę nocy wertował je bez wytchnienia. Z zaskoczeniem uznał ogrodnictwo za temat o wiele bardziej interesujący niż przypuszczał wcześniej i wkrótce pałac książęcy stał się dla niego domem. 
Z Ganderiusem pierwsze spotkanie miał jakieś dwa tygodnie po swoim przybyciu. Gdzieś w krzakach znalazł małe, wygłodniałe kocię i postanowił zdobyć dla niego trochę mleka. Słyszał już wcześniej plotki o groźnym kucharzu, który niczym smok strzeże swojego małego królestwa, więc kulturalne proszenie nie wchodziło w grę. Lianes zakradł się do spiżarni i zwędził trochę jedzenia dla puchatej przybłędy. Powtarzał to przez kilka kolejnych nocy i w końcu niebieskowłosy przyłapał go na gorącym uczynku. Gestykulując chochlą wyłuszczył mu, czemu nie powinien kraść jedzenia, po czym wyrzucił z kuchni i zatrzasnął drzwi na klucz. Już wtedy ogrodnik był zainteresowany, ale chodziło jedynie o pożartowanie z temperamentnego kucharza. Nigdy nie przypuszczał, że może z tego wyrosnąć coś więcej. 
Wpadał więc częściej, raz by coś podkraść, raz by dokuczyć Ganderiusowi, raz by poprzyglądać się jego pracy, a musiał przyznać - było na co patrzeć. Chociaż kucharz swoją gracją kojarzył się ze słoniem w składzie porcelany, to gdy gotował, przechodził całkowitą przemianę. Jego niezgrabne palce wyprawiały cuda ze składnikami, dekorowały piękne ciasta, doprawiały potrawy idealną ilością pieprzu czy bazylii. Mimo, że Lianes nigdy nie był w operze, sądził, że gdyby kiedyś do niej poszedł, dyrygent zachowywałby się bardzo podobnie do Ganderiusa. Grupka podległych mu kuchcików wodziła za nim wzrokiem z nieukrywanym podziwem i była na wszystkie jego rozkazy. Ogrodnik lubił oglądać ten pokaz i o dziwo akurat co do tego kucharz nie miał żadnych zastrzeżeń.
Pierwszy raz swoje uczucia zauważył, gdy Ganderius przygotowywał wielki udziec na ogniu. Od paleniska buchał nieznośny żar i demon zdjął swój fartuch, zostając z odsłoniętym torsem. Po jego czekoladowej skórze spływał pot, a granatowe włosy przykleiły się do policzków. Wyglądał tak cholernie seksownie, że Lianes przez chwilę wiercił się niekomfortowo na swoim miejscu, obserwując szerokie plecy mężczyzny i przeklinając fakt, że może się podniecić takimi głupotami. Potem już wszystko potoczyło się samo. Przyczyniła się do tego niedługa, ale znacząca nieobecność ogrodnika na zamku po przypadkowym spotkaniu z mężczyzną, dla którego kiedyś pracował (to brzmi o wiele lepiej niż „kradł”, prawda?). Podczas tego okresu uświadomił sobie, że przywykł do książęcego złośnika i tęskni nawet za tym jego stronami, których przecież wcale nie lubił. Kucharz jednak nie był nawet bliski uświadomieniu sobie jego uczuć, a blondyn nie chciał mu tego ułatwiać, trochę przez własną dumę, a trochę ze strachu przed odrzuceniem. Miał całą wieczność i mógł śmiało czekać, aż ten głupi młotek przejrzy na oczy. 
Wieczność jednak trochę się ciągnęła i w końcu zmęczony oczekiwaniem Lianes podjął postanowienie, że kiedy Ganderiusowi uda się go schwytać za jakieś złośliwe przewinienie, on wyzna mu miłość. Uważał ten pomysł za całkiem bezpieczny, bo był zwinny jak antylopa, a kucharz, cóż... Niekoniecznie. 
Blondas zatrzymał się gdzieś przy którymś z wejść na strych, przekonany, że niebieskowłosy już dawno zrezygnował z pościgu na rzecz przyrządzania kolejnego sufletu, którego tym razem będzie bronił do ostatniej kropli krwi. Ta zabawa w kotka i myszkę nigdy nie przestawała go bawić, lecz nie potrafił stłamsić tej iskierki żalu pojawiającej się po każdym nieudanym pościgu. Coraz częściej zaczynał się zastanawiać, czy może zamiast czekać wieczność na niemożliwe, powinien najzwyczajniej w świecie powiedzieć Ganderiusowi, co do niego czuje, ale szybko odsuwał od siebie te myśli. Głupi pomysł. Nie w jego stylu. 
Nagle ni z tego, ni z owego czyjeś ręce złapały go za ramiona i przygwoździły do ściany.
- Mam cię! - krzyknął kucharz, z furią wpatrując się w swą zdobycz. - To był suflet dla ważnych dostojników i nie odpuszczę ci go tak łatwo!
- Gan... - Lianes zamrugał z niedowierzaniem, zupełnie nie słuchając tyrady, jaką wyrzucał z siebie demon. Na jego usta powoli wpływał dziwny, nieco zrezygnowany uśmieszek. - No cóż, słowo się rzekło...
Nachylił się bez ostrzeżenia i delikatnie pocałował Ganderiusa. Zaszokowany kucharz umilkł, a blondyn wykorzystał okazję i uwolnił się z jego uścisku. Nie uciekł jednak, tylko objął mężczyznę za szyję, wsuwając zwinny język między jego rozchylone wargi. 
- Mph… - zaprotestował niebieskowłosy, chcąc chyba odsunąć Lianesa, ale zamiast tego jego ręce spoczęły na wąskich biodrach drugiego demona. Ogrodnik nie zdołał się niestety nacieszyć tym uczuciem, bo Gan po chwili odzyskał przytomność i odsunął go gwałtownie, wycierając sobie usta ze złością.
- Co to do cholery ma znaczyć?! - warknął na blondyna, ale ten tylko uśmiechnął się lekko.
- Kocham cię, Ganuś - powiedział smutno, po czym puścił się biegiem przed siebie zanim kucharz zdążył przyswoić sobie sens tych słów.  

~***~ 

Chociaż Ganderius bardzo starał się zapomnieć o tym zdarzeniu, po prostu nie mógł zepchnąć go w niepamięć. Zachowanie Lianesa ani trochę się nie zmieniło. Może trzymał się odrobinę na dystans, ale kucharz nie był tego pewien, bo z jakiegoś powodu nagle stał się bardzo wrażliwy na obecność blondyna. Irytująca pchła znienacka okazała się bardzo socjalną osobą, świetnie dogadującą się z praktycznie całym dworem. Czy to był flirt? Czy Gan po prostu sobie za dużo wyobrażał? A może ogrodnik wcale nie miał tego na myśli? Może chodziło mu o „kocham twoje jedzenie, Ganuś”, albo „lubię cię, ale jak kumpla, Ganuś”? W końcu to przebiegła bestia, kto wie jak odczytywać jego głupie pomysły? Pewnie zastosował jakiś skrót myślowy, którego Ganderiusowi nie udało się wychwycić i nawet nie wiedział, jaką burzę wywołał w głowie kucharza. To na pewno o to chodziło. 
Był już gotów zostać przy takim wyjaśnieniu, kiedy pewnego wieczora po kolacji złapał go Karian. Koniuszy zawsze był blisko z Lianesem, bo obaj dużo czasu spędzali na zewnątrz, ale do Ganderiusa rzadko kiedy się odzywał. Teraz jednak wydawał się zmartwiony.
- Gan, możemy porozmawiać? - zapytał, odciągając mężczyznę na bok. Kiedy znaleźli się w bocznym, mało uczęszczanym korytarzu, Karian ścisnął jego rękę z poważną miną.
- Co się stało między tobą, a Lianesem? - kucharz aż zamrugał. Co, teraz on był winny?
- Nic, tylko jego głupi żart - wzruszył ramionami, a oczy Kariana pociemniały z troski.
- Udało ci się go złapać? - dociekał jeszcze, ale jego mina nie wróżyła niczego dobrego.
- Tak! Przez niego suflet całkiem mi opadł i musiałem go przygotowywać od nowa na szybko! - warknął niebieskowłosy, na wszelki wypadek gotów się bronić.
- I powiedział ci, prawda? Och, rany, Ganderiusie, coś ty narobił?! - jęknął koniuszy, chowając twarz w dłoniach.
- Ja?! Ja nic nie zrobiłem, on... - skóra kucharza przybrała jeszcze ciemniejszy odcień. - Pocałował mnie i uciekł...
- I nic mu nie powiedziałeś? - zdziwił się Karian. 
- Zapytałem co to ma znaczyć, ale już go nie było! O co tu chodzi, czy ktoś może mnie oświecić?! - oburzył się Gan, coraz bardziej zagubiony w całej sytuacji. Brązowowłosy przez chwilę mu się przyglądał, po czym westchnął.
- Widzisz, Lianes nie robił sobie z ciebie żartów. Naprawdę jest w tobie zakochany i obiecał, że jeśli kiedyś uda ci się go dogonić, to wyzna ci swoje uczucia. No i ci się udało... 
Ciemnoskóry demon zamrugał z niedowierzaniem. Teraz to już w ogóle nie wiedział co myśleć. Ta mała, złośliwa pchła nie robiła sobie z niego żartów? I go... Głęboki rumieniec pokrył jego policzki, kiedy zrozumiał w końcu, czego się właśnie dowiedział. 
- Ja... Ja... - wyjąkał, zupełnie zażenowany. Świetnie. Teraz nie będzie mógł przejść koło Lianesa bez tych głupich reakcji.
- A ty co do niego czujesz? - Karian uniósł brwi niczym matka próbująca skłonić dziecko, by przyznało się do winy. Gan, o ile to było możliwe, spłonił się jeszcze bardziej.
- Nie wiem - wyznał szczerze. - Nigdy się nad tym nie zastanawiałem.
- Ojej... - koniuszy wyglądał na bardzo zafrasowanego i kucharzowi niemalże zrobiło się go szkoda. 
- Ale się zastanowię! Nie mogę tak tego zostawić... - zapewnił, chociaż wiedział, że trudno mu będzie podjąć jakąkolwiek decyzję. Nie, żeby nie lubił Lianesa... Ale żeby tak związek?
- No! To wszystko z mojej strony - rozpromienił się koniuszy. - Będę leciał, robota czeka!
Pomachał mu na pożegnanie i pobiegł korytarzem, zostawiając biednego kucharza z mętlikiem w głowie. 

~***~ 

Dawniej Ganderius miał przed sobą jeden cel i to na jego osiąganiu skupiał się całym sercem. Pochodził z okręgu Beelzebuba i właśnie tam narodziła się jego pasja do gotowania. Jako mały smyk podkradał się do okien posiadłości Lorda Obżarstwa i z parapetu podglądał, jak szlachcic przygotowywał najróżniejsze dania. Podczas jednej z takich wypraw złapał go Lucyfer i bez ogródek postawił przed obliczem podziwianego kucharza. Beelzebub nie miał pojęcia, co zrobić z niesfornym maluchem. Wypytawszy go o dom i rodzinę i stwierdziwszy, że żadnych nie ma, nie mógł pozwolić mu od tak sobie odejść, a wysłanie do którejś z prestiżowych szkół kucharskich również nie wchodziło w grę. Po pierwsze dzieciak nie miał żadnych podstawowych umiejętności, po drugie był za młody na naukę. Z pomocą przyszedł książę, który zaoferował, że weźmie Ganderiusa do siebie i uczyni kuchcikiem, by mógł opanować podstawy, a kiedy chłopiec dorośnie, będzie mógł wyjechać do szkoły. 
Mały demon pracował z całych sił, chłonąc wszystkie informacje, jakich udzielali mu starsi kucharze, niczym przysłowiowa gąbka. Marzył o wielkiej akademii, gdzie będzie mógł się rozwijać pośród innych utalentowanych uczniów. W miarę jak rósł, jego talent zaczął się ujawniać i wkrótce sam stał się szefem książęcej kuchni. Do tej pory, pomimo tendencji do szybkiego wpadania w złość, zaprzyjaźnił się z mieszkańcami zamku i gdy przyszedł czas na wyjazd, podjął decyzję, nad którą myślał bardzo długo.
Podziękował Beelzebubowi serdecznie za wszystko, co ten dla niego zrobił i odmówił. Do tej pory pamiętał swoje słowa, bo każde z nich wychodziło z jego ust z olbrzymim trudem.
- Uświadomiłem sobie, że tu jest mój dom. Moje potrawy dają tym demonom radość i są dla nich niezwykłe. Gdy wyjadę, stanę się tylko jednym z wielu renomowanych kucharzy, z których pewnie połowa i tak będzie lepsza ode mnie. Dlatego zostanę i będę się uczył sam. Przykro mi, że uczyniłem panu kłopot.
Spodziewał się, że Lord Obżarstwa go skrzyczy, jednak nic takiego nie nastąpiło. Beelzebub spokojnie zaakceptował jego decyzję. Co więcej, przy każdej następnej wizycie, wpadał do kuchni, by spróbować najnowszych dań swego ucznia i czasem przyrządzić jakieś razem z nim. 
Celem Gana było wypełnianie podjętego obowiązku i nigdy nie przyszło mu do głowy, że mógłby poświęcić się też czemuś innemu. A teraz Lianes wyskoczył mu z czymś takim... I to akurat on...
Ganderius wszystkich na zamku traktował tak samo. Byli przyjaciółmi, dopóki nie zbliżali się zbytnio do jego zapasów. Vin był wyjątkiem, bo co rano schodził do kuchni zaparzyć Lucyferowi herbatę, jednak tu niebieskowłosy miał pewność, że żadna konspiracja w celu zbezczeszczenia spiżarni nie wchodzi w grę. A Lianes... Cóż. Przed nim kucharz zawsze miał się na baczności. Pilnował, by ogrodnik nie położył swoich łap na jakimś wyjątkowo cennym cieście, ani nie przemieszał przypraw. Z drugiej strony jednak wiele razy widział, jak blondyn daje skradzione jedzenie bezpańskim zwierzakom, które przypałętały się gdzieś z lasu, albo buduje karmniki dla zmarzniętych ptaków. Lubił również czuć na sobie jego zaciekawione, pełne podziwu spojrzenie, gdy wyjątkowo sprawnie przygotował jakąś potrawę. Czy to liczyło się jako zakochanie? 
Ganderius musiał przyznać, że ten raz, kiedy Lianes musiał odpracowywać u jakiegoś podejrzanego mężczyzny swoje stare przewinienia i przez jakiś czas nie było go w pałacu, dookoła zapanowała dziwna pustka. Nikt mu nie dogryzał, nie włamywał się w nocy do spiżarni, nie witał go na cały głos z tym głupkowatym, irytującym uśmiechem na twarzy. Kiedy ogrodnik w końcu wrócił, kucharz nawet dał mu jedną ze swoich cennych babeczek, tych czekoladowych z jagodowym kremem i złotymi perełkami z cukru na wierzchu. No dobrze, może i miał słabość do tej złośliwej pchły. 
Postanowił następnego ranka złapać Lianesa i z nim o tym porozmawiać.  

~***~ 

Ogrodnik właśnie dosypywał ziarna do niewielkiego karmnika, który postawił gdzieś w głębi książęcych ogrodów. Dookoła wszystko pokrywała gruba śniegowa czapa i biedne ptaki nie dałyby rady znaleźć sobie pożywienia. Kiedy skończył, szybko założył grube rękawiczki i potarł zmarznięte dłonie o siebie. Tak samo jak rośliny, którymi się zajmował, nie znosił zimna. Jego i tak blada skóra traciła wtedy wszelki kolor, a pozostałości po chorobie przebytej, gdy jeszcze był ubogim złodziejaszkiem uwidaczniały się i nie było sposobu, by je zasłonić. Choroba nie była poważna i Lianes szybko z niej wyszedł, ale nie leczona poprawnie zostawiała po sobie ślady w postaci niewielkich plamek na twarzy. U blondyna pokrywały one nos i policzki i wyglądały - przynajmniej w jego opinii - paskudnie. Próbował nawet w lecie się trochę opalić, ale nawet wtedy znamiona nie zbladły, a jasna karnacja przy zbyt dużej dawce słońca przybierała różowy kolor, który bezsprzecznie kojarzył się z prosiakiem. Wszystko to razem strasznie irytowało ogrodnika i miał ochotę iść śladem eleganckich szlachcianek i najzwyczajniej w świecie skryć swoje niedoskonałości pod warstwą pudru. 
Podciągnął gruby, wełniany szalik, który wydziergał mu Karian na sam nos i wcisnął ręce głęboko w kieszenie płaszcza. Przynajmniej dopóki nie musiał ich znowu wyciągnąć, by otworzyć drzwi do niewielkiego domku, gdzie zawsze na zimę chował sprzęt. Już sięgał do klamki, kiedy czyjaś dłoń złapała go za nadgarstek i odwróciła gwałtownie do siebie. 
- W końcu cię złapałem, głupia pchło - fuknął Ganderius, marszcząc brwi, na których osiadło kilka niesfornych płatków śniegu. Ogrodnik miał ochotę się roześmiać. 
- Już raz to zrobiłeś, o ile dobrze pamiętam - rzekł przyjaźnie, splatając ręce za plecami. Policzki kucharza pociemniały o parę tonów.
- Tak... Co do tego - zaczął, drapiąc się po głowie. - Czemu udajesz, że nic się nie stało?
- No bo się nie stało - wzruszył ramionami blondyn. - Zrobiłem to, co sobie obiecałem, że zrobię. Nie wymagam od ciebie żadnych zobowiązań. 
- Myślisz, że od tak mogę o tym zapomnieć? - warknął na niego ciemnoskóry demon. 
- Nie wiem, co możesz, a czego nie - Lianes spojrzał gdzieś w bok i po raz pierwszy Gan mógł stwierdzić, że ogrodnik czuje się niekomfortowo. Pokręcił głową ze zrezygnowaniem i złapał blondyna za ramiona, zmuszając do spojrzenia na siebie.
- Słuchaj, nigdy wcześniej nie zastanawiałem się nad żadnymi związkami, okej? - rzekł dobitnie. - Twoje wyznanie na początku wziąłem za żart, ale teraz widzę, że jesteś poważny. Nie wiem, co z tego będzie, lecz chciałbym… Spróbować. 
- Nie musisz - blondyn uważnie spojrzał w oczy kucharza, ale dostrzegł w nich tylko szczerość. - Ty prostolinijny głupku...
- M-może i jestem prostolinijny, co z tego? - nadął się Gan, ale Lianes tylko wspiął się na palce i pocałował go w policzek. 
- No dobrze, to spróbujmy. 

~***~ 

Na początku owe próby nie przyniosły żadnego efektu. Może byli ze sobą formalnie, ale fizycznie żadne z nich nie poczyniło żadnych kroków w stronę jakiegokolwiek zbliżenia. Lianes zaczynał żałować, że w ogóle coś mówił, bo teraz za każdym razem, kiedy widział Ganderiusa, miał nadzieję na jakiś czuły gest, miłe słowo, czy chociaż najmniejszą oznakę tego, że coś się między nimi zmieniło. Nie otrzymywał ich jednak, a nawet gdy przychodził popatrzeć jak kucharz przygotowuje obiad, ten zaczynał się plątać i w końcu wyprosił blondyna, prawie uciąwszy sobie wcześniej palec, bo ogrodnik nachylił się, by popatrzeć bliżej. 
- Jak tak dalej pójdzie, to po prostu z nim zerwę - zwierzył się Karianowi, a ten z zafrasowaną miną pokręcił głową. Miał szczerą nadzieję, że kiedy tych dwoje już się zejdzie, to wszystkie problemy będą za nimi. Najwyraźniej jednak się mylił. 
- Daj mu szansę, może po prostu jest zawstydzony... - poprosił, kładąc przyjacielowi rękę na ramieniu.
- Spójrzmy prawdzie w oczy - westchnął Lianes. - Nigdy o tym nie myślał, a zgodził się tylko dlatego, że głupio m było odmówić.
- To na prawdę idiotyczne, nie wydaje ci się? - koniuszy wydął wargi ze złością. 
- Może. Ale prawdziwe - ogrodnik wzruszył ramionami i pożegnał go. W drodze do zamku wpadł na niosącego całą stertę gratów książęcego wynalazcę, Felixa. 
- Pomóc ci? - zawołał za nim, ale chłopak nawet go nie słuchał. Blondyn pokręcił głową z lekkim uśmiechem i udał się do jadalni. Usiadł z dala od reszty, co dla niego było raczej niezwykłe i chciał zjeść samotnie, ale niestety nie było mu to dane.
- Krwawisz - Ganderius rozłożył się na ławie po drugiej stronie stołu i kciukiem wytarł Lianesowi z policzka kroplę posoki. 
- Och? - zaskoczony blondyn dotknął tego miejsca. - Faktycznie. Pewnie to przez którąś z zabawek Felixa. Wpadł na mnie jak biegł przez dziedziniec.
- Tia. Słuchaj, Lianes, mam z tobą do pogadania - rzekł kucharz z powagą, a ogrodnik uśmiechnął się gorzko pod nosem. A jednak, co?
- Rozumiem - wzruszył ramionami, udając obojętność. - Ja... To chyba rzeczywiście nie ma sensu. Nie chcę cię do niczego zmuszać. To miłe, że chciałeś spróbować, ale... Widać nie wyszło.
Po tych słowach zabrał swój talerz i zostawił oniemiałego Ganderiusa przy stole, nie dając mu nic powiedzieć. 

~***~ 

Kucharz nie był pewien, o co chodziło, ale czuł, że powinien jakoś zareagować. Dał Lianesowi odsapnąć trochę do następnego ranka (może coś go po prostu zdenerwowało i zaraz mu przejdzie), lecz gdy nazajutrz nigdzie nie mógł go znaleźć, zaczął się na poważnie martwić. Zdawał sobie sprawę, że nie był najlepszym kochankiem, a jego wybuch w kuchni mógł zranić ogrodnika. Wciąż jednak zaparł się w swoim postanowieniu, by próbować i nie podobało mu się, że blondyn tak łatwo się poddawał. Bo się poddał, prawda? Tyle Ganowi udało się zrozumieć. Jego nowo zdobyty partner po kilku dniach stwierdził, że nie ma sensu i jeśli jeszcze go nie rzucił, to prawdopodobnie się do tego zabierał. Tak nie mogło być, przynajmniej dopóki kucharz miał coś do powiedzenia. 
Jednak Lianesa nie było ani w ogrodzie, ani nigdzie indziej i niebieskowłosy zaczął zupełnie panikować. A jeśli ten idiota odszedł ze służby? Albo jeszcze gorzej... Nie, przecież by tego nie zrobił, prawda? Był zbyt przywiązany do tego miejsca i zbyt leniwy, by narażać się na trudy poszukiwania nowej pracy.
Rozmyślając nad możliwym miejscem pobytu blondyna, Gan wpadł na najbanalniejszy z pomysłów, który wcześniej nie przyszedł mu do głowy. Przecież można było sprawdzić pokój Lianesa! Wiedział nawet, gdzie on się znajdował, wystarczyło tylko wparować do środka bez pardonu, a jeśli ogrodnika nie było i tam... To naprawdę nie miał już pojęcia, dokąd ta głupia pchła mogła poleźć.
Kiedy zapukał, odpowiedziała mu cisza, jednak niebieskowłosy nie był typem, który łatwo daje za wygraną. Nacisnął klamkę i bezceremonialnie wprosił się do komnaty blondyna. 
Na pierwszy rzut oka w środku nikogo nie było. Przez lekko otwarte okno wpadało chłodne, zimowe powietrze, firanka falowała od wiatru, pościel na niewielkim łóżku została pozostawiona w nieładzie. Ganderius zmarszczył brwi, przyglądając się uważnie. Czy mu się wydawało, czy spod kołdry rzeczywiście wystawała jasna czupryna...? 
Jednym ruchem odciągnął nakrycie, wbrew wzburzonemu okrzykowi chowającemu się pod nim Lianesa. Ogrodnik natychmiast przeturlał się tak, by leżeć plecami do niego i zwinął w kłębek, chowając twarz w dłoniach.
- Lianes, do cholery! Co ty wyprawiasz!? Szukam cię cały dzień! - warknął kucharz, wchodząc na łóżko, by odwrócić go do siebie. Blondyn skorzystał z okazji, by ponownie naciągnąć kołdrę aż po sam nos. 
- I-idź sobie… - burknął głosem stłumionym przez materiał. 
- Co cię ugryzło? - zdziwił się Gan, siadając na piętach, by mu się bliżej przyjrzeć. 
- Nic! Po prostu mam gorszy dzień! 
- No widzę... - kucharz mocno pociągnął nakrycie w swoją stronę, odsłaniając twarz Lianesa. Zdołał tylko zauważyć, że plamki, które zazwyczaj były tylko parę tonów ciemniejsze od skóry, teraz mocno się zaczerwieniły. Blondyn szybko zasłonił policzki dłońmi z zażenowaniem. 
- Co się stało? - zapytał zdumiony Ganderius. - Iść po Nicka?
- Nie... Tak zawsze się robi, kiedy zranię się na twarzy... - westchnął ogrodnik. - To niegroźne, ale wygląda paskudnie... Uch... 
- Nie wygląda! Przestań się wygłupiać! - warknął kucharz, łapiąc go za nadgarstki i odsuwając jego dłonie od zaczerwienionych znamion. 
-Jak to nie? To jest obrzydliwe! - zaprotestował Lianes, wyrywając mu się. - I nie udawaj, że ci zależy, proszę! Naprawdę cię kocham, ale nie chcę litości! 
- Jesteś najgłupszą pchłą, jaką w życiu spotkałem! - Gan po chwili siłowania wywrócił go na plecy i przygwoździwszy za nadgarstki do łóżka, nachylił nisko. - Spójrz mi w oczy, okej? Nie wyglądasz obrzydliwie. Nie odtrąca mnie twoja twarz. Dotarło? - Na potwierdzenie swoich słów zaczął delikatnie całować pokryty plamkami nos i policzki blondyna. Ogrodnik zamarł jak sparaliżowany, po czym zaczął chichotać cicho, bo wargi ciemnoskórego demona odnalazły wrażliwe miejsca i lekko je łaskotały, przesyłając wzdłuż ciała Lianesa przyjemne dreszcze. 
- Gan, zostaw... - wyjąkał w końcu, odpychając kucharza delikatnie. 
- Wiesz, chciałem cię wczoraj przeprosić, że cię wyrzuciłem z kuchni, ale sobie poszedłeś... Po prostu trudno mi przyzwyczaić się do bycia z kimś, bo nigdy o tym nie myślałem i trochę mnie to krępuje, okej? To nie tak, że się do czegoś zmuszam... - wyjaśnił Ganderius, drapiąc się z zakłopotaniem po głowie.
- Czyli nie chciałeś mnie zostawić...? - wyszeptał zdumiony blondyn. - Ale... Nawet mnie nie dotknąłeś przez ten czas, ani nic...
- Daj mi trochę czasu na przyzwyczajenie - poprosił niebieskowłosy z powagą. - Lubię cię, na prawdę. 
- No dobrze... - Lianes nerwowo owinął się kołdrą. Czuł się jak idiota. Wyciągnął pochopne wnioski, zamiast po prostu porozmawiać z Ganem. Czemu od razu musiał spisywać wszystko na straty? 
- Hej - kucharz uniósł się na kolanach i przytulił zawiniętego w okrycie niczym naleśnik blondyna. - Nie patrz jak taki zbity szczeniak, okej? To mnie nie rusza.
- Ależ wcale - zachichotał Lianes i zimnym nosem wtulił się w szyję mężczyzny.  

~***~ 

Parę dni później ogrodnik po cichu zakradł się do kuchni. Już z daleka czuć było, że Gan przygotowuje coś pysznego, bo zapach wypełniał cały korytarz. Lianes szybko przekonał się, że jeśli zdenerwuje kucharza i da mu się złapać, doprowadzi do bardzo namiętnej i agresywnej serii pocałunków, po której niemalże drżał z rozkoszy i pożądania. Do niczego więcej jeszcze nie doszło, ale ogrodnik wiedział, że wszystko nastąpi w swoim czasie i nie popędzał Ganderiusa. 
Teraz niebieskowłosy najwyraźniej zszedł na dół do spiżarni, a jego wypiek, przykryty elegancką serwetką stał na parapecie przy kracie. Niestrzeżony, bo wszyscy podwładni ciemnoskórego demona już dawno poszli do siebie. Lianes wyszczerzył zęby i porwał ciasto, bezgłośnie wymykając się z kuchni. Był w połowie korytarza, gdy dobiegł go wściekły okrzyk Gana. Wtedy puścił się pędem.
Zwolnił dopiero przy drzwiach na strych, gdzie miał wiele kryjówek pośród zapomnianych skrzyń i mebli. Przycupnął niedaleko okna, przy starej kołysce księcia Bastiena i powąchał wypiek. Ciasto cytrynowe. Jego ulubione. Z zadowoleniem odsunął serwetkę i wciągnął głośno powietrze ze zdumienia. Na środku placka znajdowała się gruszkowa galaretka, zaś dookoła niej Gan białym lukrem napisał eleganckie litery układające się w słowa „Kocham cię”. Lianes uśmiechnął się, mając wielką ochotę przytulić ciasto do siebie.
Gdzieś w kuchni Ganderius z uśmiechem zaparzał dwie filiżanki herbaty, idealne do cytrynowego wypieku.


__________________________________________

WR: I witamy z pierwszym z serii one-shotów... Właściwie to nie tylko, bo chyba ze dwa będą miały więcej kawałków... Ale nie tak dużo, jak właściwe opowiadania xD Mam nadzieję, że wam się spodoba i bez dłuższego gadania zapraszam do komentowania :D

SC: I tak oto zaczyna się seria one shotów~~ Będą one dotyczyły głównie tych pairingów, które już wszyscy zdążyliście dobrze poznać, ale na razie nic nie zdradzam <3 Jak zawsze zachęcamy jednak do czytania i oczywiście komentowania, no i do następnej soboty~~

7 komentarzy:

  1. ,,- Daj mi trochę czasu na przyzwyczajenie - poprosił niebieskowłosy z powagą. - Lubię cię, na prawdę." ,,naprawdę".
    Koncowka, przeslodka! Az sie wzruszylem :c
    Ja czekam na Kariana, Mammona i Lavoro. Moi ulubieni ^ ^
    Pozdrawiam



    Damiann

    OdpowiedzUsuń
  2. Moją reakcją na to co czytałam było jedno wielkie :D Ja wyłapałam "Spójrzmy prawdzie w oczy - westchnął Lianes. - Nigdy o tym nie myślał, a zgodził się tylko dlatego, że głupio m było odmówić.". Powinno być mu:) Nie napiszę nic konstruktywnego. Gorączka znów mnie rozwala na łopatki. Miłego poranka :)
    Tak, Filip wyrwa Lilly i masz rację WR że Thomas i Oliver się nacierpieli. Powodzeniena sesji jak najbardziej sie przyda. Nie dziękuję :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak Wy to robicie, że wszystko wam wychodzi.? Chyba zacznę być zazdrosna xD
    W każdym razie bardzo mi się podobało, przez co podczas czytania ciągle się uśmiechałam, mimo że nie mogę zaliczyć dzisiejszego dnia do najlepszych ;p
    Nie mogę się doczekać kolejnego ;D
    Pozdrawiam ;***

    OdpowiedzUsuń
  4. co mogę powiedzieć...boskie i niesamowicie słodkie. Teraz uwielbiam ich jeszcze bradziej. Nie mogę się doczekać o kim będzie w tą sobote <3 zyczę dużo weny i zapału :*
    Pozdrawiam OfeliaRose
    P.S. Nie wiem czy widziałaś ale oprócz one-shota dodałam również X rozdział ;) . Wspominam wrazie gdybyś pominęła *.*

    OdpowiedzUsuń
  5. Kyay! To było takie słodkie *°*
    Cały czas szzerzyłem twarz do telefonu xD
    Nie mogę się już doczekać Asmodeusza i Mammona, Razjela (bo to mój osobisty tró loff... ale mogę go Miachaelowi odpuścić :P), a przede wszystkim Rafała i Samaela, bo to mnie najbardziej intryguje ^^
    Oby ta sobota nadeszła szybciej niż poprzednia xD
    Psycheś pozdrawia ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Tyle słodkości~ :3 <3 Bardzo mi się podobało i czekam na więcej. :)
    Pozdrawiam i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  7. To było takie słodkie, że prawie się rozpłynęłam. Tyle słodyczy w jednym rozdziale, że chyba będę musiała przejść na dietę ;p

    OdpowiedzUsuń