sobota, 14 czerwca 2014

Rozdział XXVI

Vin zamarł. Co to miało znaczyć? Czy generał chciał z nim walczyć? Czyżby jeszcze nie mógł świętować?
- Wyzywam Vinraela Cainza na pojedynek! - zawołał gromkim głosem Narcynus, śmiało patrząc na Lucyfera. - Skoro ma być moim partnerem, sam muszę zadecydować, czy się nadaje. 
- Masz do tego absolutne prawo - zgodził się książę. 
- To będzie test, Vinraelu Cainz - rzekł do Vina generał, a jego złote oko zabłysło. Blondyn ścisnął miecz w dłoniach z przestrachem. Ta walka miała być ważniejsza niż cały turniej, a on był już zmęczony. Co dobrego mogło wyniknąć z takiego pojedynku? Czy Narcynus chciał go pognębić? 
- Walczymy za piętnaście minut. Do pierwszej krwi. To już nie pokaz fechtunku, chłopcze. Na wojnie nikt nie ocenia twojej techniki. Musisz przeżyć. Myśleć. Oceniać sytuację. Na twoich barkach spoczywa życie wielu. Jeśli nie jesteś na to gotów, możesz się nie stawić - jednooki generał wsunął swój miecz do pochwy i odwrócił się plecami do służącego.
- Jestem gotowy! - zawołał za nim Vin.
- W takim razie widzimy się za moment - odparł Narcynus i powolnym krokiem odszedł z areny.  

~***~ 

Przez piętnaście minut Ortis szybko opatrzył rany blondyna. Młody medyk, odkąd Orion nie mógł już do niego przylatywać swoją zgorzkniałością niemalże dorównywał mistrzowi. Bywały chwile, kiedy był łagodny i pomocny, ale potrafił strasznie szybko wpaść w złość o byle głupotę. Vin bardzo mu współczuł, lecz nie miał pojęcia co powiedzieć, by nie narazić się na nagły wybuch.
- Narcynus nie oczekuje niemożliwego - odezwał się czarnowłosy, po dobrej chwili dezynfekowania skaleczeń służącego w całkowitej ciszy. - Chce, byś udowodnił, że się nadajesz. Pokaż mu się od najlepszej strony i nie panikuj, kiedy okaże się, że nie jesteś w stanie go pokonać. On ma za sobą stulecia doświadczenia. 
- Nie znam go. Jak on walczy? - chciał wiedzieć Vin. Poza krótkim spotkaniem, gdy Hariatan przedstawiał go Narcynusowi, nigdy nie widział generała w akcji i wolał mieć jakikolwiek obraz jego stylu. Ortis zastanowił się.
- Drapieżnie. Jakby nie miał nic do stracenia. Niczym rozwścieczony smok - powiedział w końcu, chociaż jego mina dawała do zrozumienia, że nie jest pewien, czy jego wyjaśnienie będzie miało dla blondyna sens. Vin co prawda nie spotkał się nigdy wcześniej z rozwścieczonym smokiem, ale dawało mu to pewien obraz. Podziękował medykowi i udał się na arenę, nerwowo gładząc głowicę miecza. Narcynus już na niego czekał. Stanęli naprzeciwko siebie, blondyn w pełnym skupieniu, a generał szczerząc zęby drapieżnie. Rozległy się trąbki ogłaszające początek walki. 
Już w pierwszych minutach Vin zrozumiał, jak bardzo poziom złotookiego różni się od jego własnego. Demon się nim najzwyczajniej w świecie bawił i blondyn czuł, że regulaminowa pierwsza krew by się już dawno pojawiła, gdyby Narcynus tylko tego chciał. To wcale nie pomagało mu zachować zimnej krwi. Jego ruchy stawały się nerwowe i desperackie, atakował na ślepo, bez namysłu. W jego głowie kołatała się myśl, że musi się skupić, ale nie umiał jej uchwycić i zatrzymać. Czubek miecza generała przemknął tuż przy jego szyi, a na widzowie gwałtownie wciągnęli powietrze. 
- Spanikował - jęknął Lawliet. - Cholera, niedobrze!
- I tak by nie wygrał, z całym szacunkiem do jego umiejętności, Narcynus to zupełnie inna klasa - westchnął jego starszy brat. 
- Generał musi radzić sobie w każdej sytuacji - rzekł cicho Lucyfer, nie odrywając wzroku od rozpaczliwie walczącego Vina. - Nie może zostać nim dla mnie, a ja nie mogę dać mu forów, tylko dlatego, że się zakochałem. Niech się dowie, co robi. 
- Ty to wymyśliłeś?! - zawołał z niedowierzaniem Bastien. - Przecież jak przegra, to już w ogóle zamknie się gdzieś w swojej skorupie i nigdy nie będziecie razem!
- To, czy przegra, czy wygra zależy jedynie od niego, Basty - książę położył mu rękę na ramieniu. - Nie mogę podkładać pod niego przyszłości kraju. Muszę wiedzieć, że się nadaje.
Bracia spojrzeli po sobie z zaskoczeniem i wymienili uśmiechy. Ich ojciec stawiał swe państwo ponad własne dobro. Nic więc dziwnego, że nawet podczas długiego kryzysu większość podanych nie odwróciła się do niego plecami.
Vin tymczasem zebrał się w sobie i spróbował pomyśleć. Już po kilku chwilach dotarło do niego, że coś było nie tak. Narcynus odpowiadał idealnie nawet na te jego ruchy, których nie powinien być w stanie odczytać. Zupełnie jakby widział więcej. Jakby nie znajdował się na arenie przed swym przeciwnikiem, ale obejmował ją wzrokiem gdzieś z góry...
Może demony miały jakąś dziwną umiejętność, o której Vin nie miał pojęcia? Może generał był magiem? Bo skąd mógł widzieć, gdzie uderzy miecz blondyna, kiedy ten znajdował się za jego plecami? W życiu mu się nie uda, to musiała być sprawka magii. Nic innego nie wchodziło w grę... 
- Chyba zauważył - rzekł cicho Lucyfer. - Teraz dopiero zaczyna panikować.
Blondyn tymczasem wypadł zupełnie z rytmu i mógł tylko desperacko blokować agresywne ataki Narcynusa. Ortis miał rację, demon był niczym smok, a każdy cios mieczem wydawał się językiem ognia wystrzeliwanym w stronę ofiary. W złotym oku generała widać było czystą radość z walki. Przytłaczał Vina i przerażał tym upiornym jasnowidzeniem, które pozwalało mu przewidywać jego ruchy. Nie było szans na zwycięstwo. Wszystko, co udało mu się osiągnąć w tym cholernym turnieju, przepadło...
Nie.
Może i przeciwnik nad nim przeważał. Może i miał w rękawie asa, którego blondyn nie był w stanie rozgryźć. Ale generał nie ma prawa tak łatwo się poddać. Któż jak nie on będzie swoją postawą zapewniał oddział o jego sile, nawet w krytycznej sytuacji? Kto ich zmotywuje do walki? Czy naprawdę jego pragnienie jest aż tak słabe? Czy naprawdę chciał zostać dowódcą, by zdobyć Lucyfera, czy jednak było w tym coś więcej?
Wściekle zacisnął zęby i z całej siły odepchnął miecz Narcynusa. Na twarzy mężczyzny odbiła się ciekawość i natychmiast zaatakował znów. Tym razem Vin nie dał się osaczyć, odpowiedział na atak bez wahania, pewnie. Zaczęli wymieniać ciosy z coraz większym zapamiętaniem, tańcząc dookoła siebie w skupieniu. Służący wiedział, że przegra, ale walczył, by wygrać.
Ich starcie mogło trwać parę minut albo nawet godzinę, blondyn nie umiał stwierdzić. Jego ciało błagało o przerwę, lecz umysł nie pozwalał się zatrzymać. 
Nagle nadarzyła się szansa i Vin znalazł się tuż za Narcynusem. Demon znał jego ruchy. Z tą świadomością, blondyn skierował miecz w lewo, a gdy generał już się odwracał, gwałtownie go przekręcił, celując w drugą stronę. Chwila zaskoczenia nie wystarczyła i już ułamek sekundy później służący mógł powiedzieć, że zostanie zablokowany. Rzeczywiście, ich ostrza się zderzyły i blondyn musiał odskoczyć. Próbował jeszcze kilka razy, ale za każdym został zablokowany.
Czuł, że coraz bardziej opada z sił i zaczynał robić głupie błędy wynikające z wyczerpania, a jego miecz wciąż nie mógł dosięgnąć Narcynusa. 
- Możesz się poddać! - zawołał generał, szczerząc swoje białe zęby w iście diabelskim uśmiechu.
- Nie! - odparł jednym tchem, podejmując kolejną desperacką próbę zranienia go. Jego ostrze przemknęło tuż koło policzka generała, nie czyniąc mu krzywdy. Kiedy odwrócił się, by kontynuować, stwierdził, że czubek broni żółtookiego jest tuż przy jego szyi. 
- Hehe - Narcynus lekko dźgnął kawałek odsłoniętej skóry blondyna i na białym kołnierzu powoli wykwitła niewielka plama spływającej z rany krwi. - Wygrałem.
Vin spojrzał na niego, starając się nie okazywać żalu. Generał był o niebo lepszy od niego w szermierce, nic więc dziwnego, że pilnował, by jego partner odznaczał się wybitnymi zdolnościami. Pierwsza krew. Czy to naprawdę tak wiele? Raczej nie, ale widać nawet to nie leżało w jego możliwościach. 
- Jaki jest twój werdykt, Narcynusie? - głos księcia przedarł się przez tą zasłonę ponurych myśli. Vin natychmiast poderwał wzrok, by spojrzeć na Lucyfera. 
- Ma talent - rzekł generał, obchodząc blondyna dookoła. - Ale jeszcze nie rozwinięty tak, jak to możliwe. Nie dał się też ogłupić panice, gdy okazało się, że coś przewyższa jego siły. To ważna cecha. Będzie z niego dowódca jak się patrzy.
- C-co? Ale... Przecież przegrałem... - zaczął Vin, unosząc dłonie w obronnym geście.
- Ani przez chwilę nie chodziło tu o twoją wygraną. Chciałem sprawdzić twoje reakcje na nieprzewidziane okoliczności oraz ile trzeba, żebyś się poddał - wyjaśnił Narcynus. - Zdałeś test, chłopcze. Możesz być moim partne... Hej!
Przerwał, bo kiedy tylko w oczach blondyna pojawiła się ulga, upadł on na kolana i stracił przytomność. 

~***~ 

- Cholerny idiota, nie zna swoich granic... - z odrętwienia wyrwał go rozeźlony głos mówiącego do kogoś Ortisa. Poruszył się, otwierając jedno oko, ale promienie bólu od każdego mięśnia w jego demonicznym ciele skutecznie powstrzymały go od dalszych prób wstania.
- Leż - przekręcił głowę, by ujrzeć nad sobą twarz księcia, pełną politowania i rozbawienia. - Nieźle się wczułeś, co?
- Nie śmiej się ze mnie - poprosił, samemu nie mogąc powstrzymać uśmiechu. 
- Z mojego dzielnego, przystojnego generała? Jakżebym śmiał - Lucyfer przysiadł na brzegu pryczy, gdzie ktoś położył służącego, a Ortis wyszedł na zewnątrz, przewracając oczyma.
- Nie jesteś już zły? - blondyn spoważniał, wyciągając dłoń, by położyć ją na policzku księcia.
- Powiedzmy, że zostałeś rozgrzeszony, ale musisz jeszcze zadośćuczynić... - wyszeptał były archanioł, powoli nachylając się do niego.
- Jak...? - zapytał Vin. Kiedy Lucyfer nie odpowiedział, świeżo upieczony generał przymknął oczy, oczekując dotyku książęcych warg na swoich własnych, ale nic takiego nie nastąpiło.
- Sam musisz na to wpaść. Postaraj się szybko pozbierać, Narcynus czeka na ciebie z bratem - rzekł z lekkim rumieńcem, po czym zeskoczył z pryczy i wyszedł z namiotu, machając ogonem.  

~***~ 

Rzeczywiście, przed wejściem do sanitarnego namiotu generał już na niego czekał. Przy jego boku zaś stał mężczyzna z twarzy niemalże identyczny, jednak jego oka nie zasłaniała opaska, a długie włosy opadały mu na plecy. Wydawał się również spokojniejszy i dopiero wtedy Vin przypomniał sobie, że Hariatan kiedyś wspominał coś o tym, iż Narcynus ma bliźniaka. 
- To on, Neru - rzekł generał z dumą, klepiąc blondyna w ramię.
- Zaimponowałeś mojemu bratu - długowłosy wziął twarz służącego w dłonie, by uważnie spojrzeć mu w oczy. - Niewielu to się udaje. Jestem Nerafed, książęcy strateg. Pewnie się już widzieliśmy, ale raczej rzadko ostatnio bywałem w pałacu. 
- Vinrael Cainz - Vin skłonił się lekko, na co Narcynus parsknął głośnym śmiechem.
- Hej, okazuje mi szacunek w przeciwieństwie do ciebie, ty kołku - zaperzył się strateg, krzyżując ręce na piersi. 
- Jasne, nie gniewaj się - wyszczerzył zęby jego bliźniak. - Widzisz, chłoptasiu, ja i Neru mamy połączenie telepatyczne. Możemy słyszeć swoje myśli. Dlatego wiedziałem, co zaraz zrobisz, nawet kiedy byłeś poza zasięgiem mojego wzroku. 
- Nawet nie masz pojęcia, o czym może czasem myśleć taki osiłek - Neru zmrużył oczy i Vin natychmiast pomyślał, że cieszy się z tej niewiedzy. 
- Nieważne! W każdym razie, zabieramy cię do naszej posiadłości pod miastem do czasu twojego pasowania podczas balu noworocznego - poinformował radośnie Narcynus. Na te słowa mina blondyna nieco zrzedła. Wiedział, że Nowy Rok jest w Piekle celebrowany jak Boże Narodzenie na Ziemi, wiedział też, że te obchody wypadają dokładnie za dwa tygodnie. Miał na tyle czasu opuścić pałac? Zostawić księcia teraz, kiedy już prawie udało mu się go zdobyć? A on głupi myślał, że wszystkie trudności już mają za sobą. 
- Hej, przecież książę ci nie ucieknie - uśmiechnął się Neru. - To tylko dwa tygodnie, a mówią, że rozłąka pogłębia uczucia. 
- S-skąd...? - zapytał zdumiony blondyn, rumieniąc się lekko pod maską.
- Mam swoje sposoby - wyjaśnił strateg z uśmieszkiem, a Vin w myślach przeklął plotkarską służbę z zamku Lucyfera. 

~***~ 

Książę czekał na niego przed bramą, kiedy wyjeżdżali. Dwójka jego synów pożegnała go z szerokimi, triumfalnymi uśmiechami, ale Lucyfer jak zwykle nie dawał się ponieść emocjom. 
- Znowu musisz na mnie czekać - Vin spojrzał na niego przepraszająco. Władca jednak tylko pokręcił głową.
- Wiesz, ile mam lat? - zapytał, unosząc brwi, a jego świeżo upieczony generał tylko zaprzeczył. Dużo, to na pewno. Ale dokładnie nie miał pojęcia. - Cóż, nie musisz. Ale pamiętaj, że w porównaniu do tego, dwa tygodnie są jak mrugnięcie okiem.
- Mm, ale mojej herbaty nie posmakujesz - zauważył z zadowoleniem blondyn.
- A to rzeczywiście szkoda - zaśmiał się Lord Pychy. Vin nie wytrzymał, nachylił się i lekko pocałował go w policzek. Ogon księcia napiął się jak struna.
- Phi - mruknął, spoglądając w bok z rumieńcem na twarzy. - Idź już. Ja... Będę na ciebie czekał.
Na te słowa oczy blondyna rozjaśnił uśmiech. Uściskał zdumionego Lucyfera z całej siły, skinął głową jego synom i odszedł z bliźniakami do ich rezydencji.

____________________________________________________

WR: Oto i rozdział, krótki, co prawda, ale dosyć treściwy <3 Scarlett się trochę o niego czepiała, więc musiałam to i owo pozmieniać, ale w końcu doszłam do tej, zadowalającej ją postaci. Przed nami jeszcze tylko epilog, znaczy nie taki zupełny, bo PnS się absolutnie nie kończy, ale zamykamy na pewno pewien rozdział. Do następnej soboty :D

SC: Tia, PnS nie posiada końca.... Jednak tutaj kończymy część wprowadzającą do tego świata, dopiero teraz zaczną się prawdziwe jaja, mówię wam <3 Vin wreszcie został generałem, hell yeah, hallelujah.... Myślicie, że to happy end? - No co wy, to dopiero początek~~ Planujemy po zakańczającym rozdziale zrobić trochę one-shotów z pairingami, bo do dalszej części potrzebujemy, żeby parę osób wreszcie się zeszło. Czeka nas dużo roboty, but totally worth it~~ Do zobaczenia w następną sobotę~~!

3 komentarze:

  1. Rozdział świetny. Vin musi znieść rozłąkę z Luciem, biedactwo. Z niecierpliwością będę wyczekiwać one-shotów. ^_^

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak *.* Vin był świetny. Ciesze się, że Lucyfer nareszcie zaczyna pokazywać swoje uczucia no i że wybaczył nowemu generałowi. Jej >.< okropne jest to, że przez następne dwa tygodnie będą z daleka od siebie :/ no ale coż. Już czekam na następny rozdział. Pozdrawiam OfeliaRose

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo się cieszę, że to jeszcze nie koniec. Byłoby mi strasznie szkoda, gdybyś to tak skończyły. Fajnie, że Vin zwyciężył. W inny sposób niż chciał, ale jednak. Cieszę sie, że bracia go zaakceptowali, chociaż szkoda, że opuści Lucyfera. Szok Lucka z powodu całusa w policzek i uścisku... Rewelacja :) Fakt. Ulga, że Tom nie kocha Charlotty. Może ogarną Olivera. Musi się im udać. :)

    OdpowiedzUsuń