Vin
zamarł. Co to miało znaczyć? Czy generał chciał z nim walczyć?
Czyżby jeszcze nie mógł świętować?
- Wyzywam Vinraela Cainza
na pojedynek! - zawołał gromkim głosem Narcynus, śmiało patrząc
na Lucyfera. - Skoro ma być moim partnerem, sam muszę zadecydować,
czy się nadaje.
- Masz do tego absolutne prawo - zgodził
się książę.
- To będzie test, Vinraelu Cainz - rzekł
do Vina generał, a jego złote oko zabłysło. Blondyn ścisnął
miecz w dłoniach z przestrachem. Ta walka miała być ważniejsza
niż cały turniej, a on był już zmęczony. Co dobrego mogło
wyniknąć z takiego pojedynku? Czy Narcynus chciał go pognębić?
-
Walczymy za piętnaście minut. Do pierwszej krwi. To już nie pokaz
fechtunku, chłopcze. Na wojnie nikt nie ocenia twojej techniki.
Musisz przeżyć. Myśleć. Oceniać sytuację. Na twoich barkach
spoczywa życie wielu. Jeśli nie jesteś na to gotów, możesz się
nie stawić - jednooki generał wsunął swój miecz do pochwy i
odwrócił się plecami do służącego.
- Jestem gotowy! -
zawołał za nim Vin.
- W takim razie widzimy się za moment -
odparł Narcynus i powolnym krokiem odszedł z
areny.
~***~
Przez piętnaście minut
Ortis szybko opatrzył rany blondyna. Młody medyk, odkąd Orion nie
mógł już do niego przylatywać swoją zgorzkniałością niemalże
dorównywał mistrzowi. Bywały chwile, kiedy był łagodny i
pomocny, ale potrafił strasznie szybko wpaść w złość o byle
głupotę. Vin bardzo mu współczuł, lecz nie miał pojęcia co
powiedzieć, by nie narazić się na nagły wybuch.
- Narcynus nie
oczekuje niemożliwego - odezwał się czarnowłosy, po dobrej chwili
dezynfekowania skaleczeń służącego w całkowitej ciszy. - Chce,
byś udowodnił, że się nadajesz. Pokaż mu się od najlepszej
strony i nie panikuj, kiedy okaże się, że nie jesteś w stanie go
pokonać. On ma za sobą stulecia doświadczenia.
- Nie znam
go. Jak on walczy? - chciał wiedzieć Vin. Poza krótkim spotkaniem,
gdy Hariatan przedstawiał go Narcynusowi, nigdy nie widział
generała w akcji i wolał mieć jakikolwiek obraz jego stylu. Ortis
zastanowił się.
- Drapieżnie. Jakby nie miał nic do stracenia.
Niczym rozwścieczony smok - powiedział w końcu, chociaż jego mina
dawała do zrozumienia, że nie jest pewien, czy jego wyjaśnienie
będzie miało dla blondyna sens. Vin co prawda nie spotkał się
nigdy wcześniej z rozwścieczonym smokiem, ale dawało mu to pewien
obraz. Podziękował medykowi i udał się na arenę, nerwowo gładząc
głowicę miecza. Narcynus już na niego czekał. Stanęli
naprzeciwko siebie, blondyn w pełnym skupieniu, a generał szczerząc
zęby drapieżnie. Rozległy się trąbki ogłaszające początek
walki.
Już w pierwszych minutach Vin zrozumiał, jak bardzo
poziom złotookiego różni się od jego własnego. Demon się nim
najzwyczajniej w świecie bawił i blondyn czuł, że regulaminowa
pierwsza krew by się już dawno pojawiła, gdyby Narcynus tylko tego
chciał. To wcale nie pomagało mu zachować zimnej krwi. Jego ruchy
stawały się nerwowe i desperackie, atakował na ślepo, bez
namysłu. W jego głowie kołatała się myśl, że musi się skupić,
ale nie umiał jej uchwycić i zatrzymać. Czubek miecza generała
przemknął tuż przy jego szyi, a na widzowie gwałtownie wciągnęli
powietrze.
- Spanikował - jęknął Lawliet. - Cholera,
niedobrze!
- I tak by nie wygrał, z całym szacunkiem do jego
umiejętności, Narcynus to zupełnie inna klasa - westchnął jego
starszy brat.
- Generał musi radzić sobie w każdej
sytuacji - rzekł cicho Lucyfer, nie odrywając wzroku od
rozpaczliwie walczącego Vina. - Nie może zostać nim dla mnie, a ja
nie mogę dać mu forów, tylko dlatego, że się zakochałem. Niech
się dowie, co robi.
- Ty to wymyśliłeś?! - zawołał z
niedowierzaniem Bastien. - Przecież jak przegra, to już w ogóle
zamknie się gdzieś w swojej skorupie i nigdy nie będziecie
razem!
- To, czy przegra, czy wygra zależy jedynie od niego,
Basty - książę położył mu rękę na ramieniu. - Nie mogę
podkładać pod niego przyszłości kraju. Muszę wiedzieć, że się
nadaje.
Bracia spojrzeli po sobie z zaskoczeniem i wymienili
uśmiechy. Ich ojciec stawiał swe państwo ponad własne dobro. Nic
więc dziwnego, że nawet podczas długiego kryzysu większość
podanych nie odwróciła się do niego plecami.
Vin tymczasem
zebrał się w sobie i spróbował pomyśleć. Już po kilku chwilach
dotarło do niego, że coś było nie tak. Narcynus odpowiadał
idealnie nawet na te jego ruchy, których nie powinien być w stanie
odczytać. Zupełnie jakby widział więcej. Jakby nie znajdował się
na arenie przed swym przeciwnikiem, ale obejmował ją wzrokiem
gdzieś z góry...
Może demony miały jakąś dziwną
umiejętność, o której Vin nie miał pojęcia? Może generał był
magiem? Bo skąd mógł widzieć, gdzie uderzy miecz blondyna, kiedy
ten znajdował się za jego plecami? W życiu mu się nie uda, to
musiała być sprawka magii. Nic innego nie wchodziło w grę...
-
Chyba zauważył - rzekł cicho Lucyfer. - Teraz dopiero zaczyna
panikować.
Blondyn tymczasem wypadł zupełnie z rytmu i mógł
tylko desperacko blokować agresywne ataki Narcynusa. Ortis miał
rację, demon był niczym smok, a każdy cios mieczem wydawał się
językiem ognia wystrzeliwanym w stronę ofiary. W złotym oku
generała widać było czystą radość z walki. Przytłaczał Vina i
przerażał tym upiornym jasnowidzeniem, które pozwalało mu
przewidywać jego ruchy. Nie było szans na zwycięstwo. Wszystko, co
udało mu się osiągnąć w tym cholernym turnieju,
przepadło...
Nie.
Może i przeciwnik nad nim przeważał. Może
i miał w rękawie asa, którego blondyn nie był w stanie rozgryźć.
Ale generał nie ma prawa tak łatwo się poddać. Któż jak nie on
będzie swoją postawą zapewniał oddział o jego sile, nawet w
krytycznej sytuacji? Kto ich zmotywuje do walki? Czy naprawdę jego
pragnienie jest aż tak słabe? Czy naprawdę chciał zostać
dowódcą, by zdobyć Lucyfera, czy jednak było w tym coś
więcej?
Wściekle zacisnął zęby i z całej siły odepchnął
miecz Narcynusa. Na twarzy mężczyzny odbiła się ciekawość i
natychmiast zaatakował znów. Tym razem Vin nie dał się osaczyć,
odpowiedział na atak bez wahania, pewnie. Zaczęli wymieniać ciosy
z coraz większym zapamiętaniem, tańcząc dookoła siebie w
skupieniu. Służący wiedział, że przegra, ale walczył, by
wygrać.
Ich starcie mogło trwać parę minut albo nawet godzinę,
blondyn nie umiał stwierdzić. Jego ciało błagało o przerwę,
lecz umysł nie pozwalał się zatrzymać.
Nagle nadarzyła
się szansa i Vin znalazł się tuż za Narcynusem. Demon znał jego
ruchy. Z tą świadomością, blondyn skierował miecz w lewo, a gdy
generał już się odwracał, gwałtownie go przekręcił, celując w
drugą stronę. Chwila zaskoczenia nie wystarczyła i już ułamek
sekundy później służący mógł powiedzieć, że zostanie
zablokowany. Rzeczywiście, ich ostrza się zderzyły i blondyn
musiał odskoczyć. Próbował jeszcze kilka razy, ale za każdym
został zablokowany.
Czuł, że coraz bardziej opada z sił i
zaczynał robić głupie błędy wynikające z wyczerpania, a jego
miecz wciąż nie mógł dosięgnąć Narcynusa.
- Możesz
się poddać! - zawołał generał, szczerząc swoje białe zęby w
iście diabelskim uśmiechu.
- Nie! - odparł jednym tchem,
podejmując kolejną desperacką próbę zranienia go. Jego ostrze
przemknęło tuż koło policzka generała, nie czyniąc mu krzywdy.
Kiedy odwrócił się, by kontynuować, stwierdził, że czubek broni
żółtookiego jest tuż przy jego szyi.
- Hehe - Narcynus
lekko dźgnął kawałek odsłoniętej skóry blondyna i na białym
kołnierzu powoli wykwitła niewielka plama spływającej z rany
krwi. - Wygrałem.
Vin spojrzał na niego, starając się nie
okazywać żalu. Generał był o niebo lepszy od niego w szermierce,
nic więc dziwnego, że pilnował, by jego partner odznaczał się
wybitnymi zdolnościami. Pierwsza krew. Czy to naprawdę tak wiele?
Raczej nie, ale widać nawet to nie leżało w jego możliwościach.
-
Jaki jest twój werdykt, Narcynusie? - głos księcia przedarł się
przez tą zasłonę ponurych myśli. Vin natychmiast poderwał wzrok,
by spojrzeć na Lucyfera.
- Ma talent - rzekł generał,
obchodząc blondyna dookoła. - Ale jeszcze nie rozwinięty tak, jak
to możliwe. Nie dał się też ogłupić panice, gdy okazało się,
że coś przewyższa jego siły. To ważna cecha. Będzie z niego
dowódca jak się patrzy.
- C-co? Ale... Przecież przegrałem...
- zaczął Vin, unosząc dłonie w obronnym geście.
- Ani przez
chwilę nie chodziło tu o twoją wygraną. Chciałem sprawdzić
twoje reakcje na nieprzewidziane okoliczności oraz ile trzeba, żebyś
się poddał - wyjaśnił Narcynus. - Zdałeś test, chłopcze.
Możesz być moim partne... Hej!
Przerwał, bo kiedy tylko w
oczach blondyna pojawiła się ulga, upadł on na kolana i stracił
przytomność.
~***~
- Cholerny idiota, nie
zna swoich granic... - z odrętwienia wyrwał go rozeźlony głos
mówiącego do kogoś Ortisa. Poruszył się, otwierając jedno oko,
ale promienie bólu od każdego mięśnia w jego demonicznym ciele
skutecznie powstrzymały go od dalszych prób wstania.
- Leż -
przekręcił głowę, by ujrzeć nad sobą twarz księcia, pełną
politowania i rozbawienia. - Nieźle się wczułeś, co?
- Nie
śmiej się ze mnie - poprosił, samemu nie mogąc powstrzymać
uśmiechu.
- Z mojego dzielnego, przystojnego generała?
Jakżebym śmiał - Lucyfer przysiadł na brzegu pryczy, gdzie ktoś
położył służącego, a Ortis wyszedł na zewnątrz, przewracając
oczyma.
- Nie jesteś już zły? - blondyn spoważniał,
wyciągając dłoń, by położyć ją na policzku księcia.
-
Powiedzmy, że zostałeś rozgrzeszony, ale musisz jeszcze
zadośćuczynić... - wyszeptał były archanioł, powoli nachylając
się do niego.
- Jak...? - zapytał Vin. Kiedy Lucyfer nie
odpowiedział, świeżo upieczony generał przymknął oczy,
oczekując dotyku książęcych warg na swoich własnych, ale nic
takiego nie nastąpiło.
- Sam musisz na to wpaść. Postaraj się
szybko pozbierać, Narcynus czeka na ciebie z bratem - rzekł z
lekkim rumieńcem, po czym zeskoczył z pryczy i wyszedł z namiotu,
machając ogonem.
~***~
Rzeczywiście,
przed wejściem do sanitarnego namiotu generał już na niego czekał.
Przy jego boku zaś stał mężczyzna z twarzy niemalże identyczny,
jednak jego oka nie zasłaniała opaska, a długie włosy opadały mu
na plecy. Wydawał się również spokojniejszy i dopiero wtedy Vin
przypomniał sobie, że Hariatan kiedyś wspominał coś o tym, iż
Narcynus ma bliźniaka.
- To on, Neru - rzekł generał z
dumą, klepiąc blondyna w ramię.
- Zaimponowałeś mojemu bratu
- długowłosy wziął twarz służącego w dłonie, by uważnie
spojrzeć mu w oczy. - Niewielu to się udaje. Jestem Nerafed,
książęcy strateg. Pewnie się już widzieliśmy, ale raczej rzadko
ostatnio bywałem w pałacu.
- Vinrael Cainz - Vin skłonił
się lekko, na co Narcynus parsknął głośnym śmiechem.
- Hej,
okazuje mi szacunek w przeciwieństwie do ciebie, ty kołku -
zaperzył się strateg, krzyżując ręce na piersi.
-
Jasne, nie gniewaj się - wyszczerzył zęby jego bliźniak. -
Widzisz, chłoptasiu, ja i Neru mamy połączenie telepatyczne.
Możemy słyszeć swoje myśli. Dlatego wiedziałem, co zaraz
zrobisz, nawet kiedy byłeś poza zasięgiem mojego wzroku.
-
Nawet nie masz pojęcia, o czym może czasem myśleć taki osiłek -
Neru zmrużył oczy i Vin natychmiast pomyślał, że cieszy się z
tej niewiedzy.
- Nieważne! W każdym razie, zabieramy cię
do naszej posiadłości pod miastem do czasu twojego pasowania
podczas balu noworocznego - poinformował radośnie Narcynus. Na te
słowa mina blondyna nieco zrzedła. Wiedział, że Nowy Rok jest w
Piekle celebrowany jak Boże Narodzenie na Ziemi, wiedział też, że
te obchody wypadają dokładnie za dwa tygodnie. Miał na tyle czasu
opuścić pałac? Zostawić księcia teraz, kiedy już prawie udało
mu się go zdobyć? A on głupi myślał, że wszystkie trudności
już mają za sobą.
- Hej, przecież książę ci nie
ucieknie - uśmiechnął się Neru. - To tylko dwa tygodnie, a mówią,
że rozłąka pogłębia uczucia.
- S-skąd...? - zapytał
zdumiony blondyn, rumieniąc się lekko pod maską.
- Mam swoje
sposoby - wyjaśnił strateg z uśmieszkiem, a Vin w myślach
przeklął plotkarską służbę z zamku Lucyfera.
~***~
Książę
czekał na niego przed bramą, kiedy wyjeżdżali. Dwójka jego synów
pożegnała go z szerokimi, triumfalnymi uśmiechami, ale Lucyfer jak
zwykle nie dawał się ponieść emocjom.
- Znowu musisz na
mnie czekać - Vin spojrzał na niego przepraszająco. Władca jednak
tylko pokręcił głową.
- Wiesz, ile mam lat? - zapytał,
unosząc brwi, a jego świeżo upieczony generał tylko zaprzeczył.
Dużo, to na pewno. Ale dokładnie nie miał pojęcia. - Cóż, nie
musisz. Ale pamiętaj, że w porównaniu do tego, dwa tygodnie są
jak mrugnięcie okiem.
- Mm, ale mojej herbaty nie posmakujesz -
zauważył z zadowoleniem blondyn.
- A to rzeczywiście szkoda -
zaśmiał się Lord Pychy. Vin nie wytrzymał, nachylił się i lekko
pocałował go w policzek. Ogon księcia napiął się jak struna.
-
Phi - mruknął, spoglądając w bok z rumieńcem na twarzy. - Idź
już. Ja... Będę na ciebie czekał.
Na te słowa oczy blondyna
rozjaśnił uśmiech. Uściskał zdumionego Lucyfera z całej siły,
skinął głową jego synom i odszedł z bliźniakami do ich
rezydencji.
____________________________________________________
WR: Oto i rozdział, krótki, co prawda, ale dosyć treściwy <3 Scarlett się trochę o niego czepiała, więc musiałam to i owo pozmieniać, ale w końcu doszłam do tej, zadowalającej ją postaci. Przed nami jeszcze tylko epilog, znaczy nie taki zupełny, bo PnS się absolutnie nie kończy, ale zamykamy na pewno pewien rozdział. Do następnej soboty :D
SC: Tia, PnS nie posiada końca.... Jednak tutaj kończymy część wprowadzającą do tego świata, dopiero teraz zaczną się prawdziwe jaja, mówię wam <3 Vin wreszcie został generałem, hell yeah, hallelujah.... Myślicie, że to happy end? - No co wy, to dopiero początek~~ Planujemy po zakańczającym rozdziale zrobić trochę one-shotów z pairingami, bo do dalszej części potrzebujemy, żeby parę osób wreszcie się zeszło. Czeka nas dużo roboty, but totally worth it~~ Do zobaczenia w następną sobotę~~!
Rozdział świetny. Vin musi znieść rozłąkę z Luciem, biedactwo. Z niecierpliwością będę wyczekiwać one-shotów. ^_^
OdpowiedzUsuńTak *.* Vin był świetny. Ciesze się, że Lucyfer nareszcie zaczyna pokazywać swoje uczucia no i że wybaczył nowemu generałowi. Jej >.< okropne jest to, że przez następne dwa tygodnie będą z daleka od siebie :/ no ale coż. Już czekam na następny rozdział. Pozdrawiam OfeliaRose
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że to jeszcze nie koniec. Byłoby mi strasznie szkoda, gdybyś to tak skończyły. Fajnie, że Vin zwyciężył. W inny sposób niż chciał, ale jednak. Cieszę sie, że bracia go zaakceptowali, chociaż szkoda, że opuści Lucyfera. Szok Lucka z powodu całusa w policzek i uścisku... Rewelacja :) Fakt. Ulga, że Tom nie kocha Charlotty. Może ogarną Olivera. Musi się im udać. :)
OdpowiedzUsuń