niedziela, 21 czerwca 2015

RA: Rozdział 7

Słowa Samaela były dla Rafiego bardzo nieprzyjemną pobudką. Przyłapał się na tym, że szuka towarzystwa Gniewnego Pana, kiedy tylko ma okazję, chcąc przed wyjazdem spędzić z nim jak najwięcej czasu. Skracał również wycieczki z Letą do lasu, co na początku trochę łucznika martwiło, ale kiedy tylko jego przyjaciel bąknął coś o Samusiu, uniósł brwi z pełnym zrozumienia uśmiechem.
Wieczorami archanioł przesiadywał z Lordem na kanapie w salonie. On czytał książki z zamkowej biblioteki, Samael zaś zajmował się sprawami okręgu, złożywszy wcześniej potrzebne papiery na stoliku. Nie było to najwygodniejsze, ale obecność Rafiego wynagradzała wszelkie niedogodności. Pan Uzdrowień czasem czytał mu na głos jakiś fragment, który wydawał mu się ciekawy i nawet jeśli Lord tylko dał mu pomrukiem do zrozumienia, że to zarejestrował, Rafael wtulał się bardziej plecami w jego bok, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Czasem czuł spojrzenie Samaela wędrujące leniwie po nim, kiedy demon myślał, że nie widzi. Często odwracał się wtedy, ale Lord już był skupiony wyłącznie na swoim zajęciu.
Dużo myślał o Samaelu. W łóżku przed zaśnięciem, wracał do momentów z minionego dnia, przeżywając je w głowie na nowo. Wspominał, jak Gniewny Pan wrócił z lasu z sarną zaplątaną w sidła i opatrzyli ją razem, wypuszczając potem do ogrodów, gdzie miała wydobrzeć. Wspominał, jak oblizywał palce z kremu do ciasta, które Rafi z nim przygotowywał i jak dokuczał mu, kiedy się zaczerwienił. Wspominał, jak nakrył go skrzydłem, kiedy podczas spaceru złapało ich wiosenne oberwanie chmury. Czarne pióra pięknie lśniły w słońcu, które wyszło niedługo
potem, chociaż krople deszczu wciąż jeszcze spadały na ziemię. Pamiętał, jak lekko się czuł, gdy czekali pod drzewem, aż ulewa chociaż trochę ustanie, a na twarzy Samaela zagościła niemalże taka sama łagodność, jaką widywał za czasów spędzonych razem w Niebie.
Raz jednak, jego myśli zupełnie niezależnie od niego popełzły dalej. Wyobraził sobie, że czekając na koniec oberwania chmury, przysuwa się bliżej do Gniewnego Pana i zaplata ręce na jego szyi. Niemalże widział drapieżny błysk w czarnych oczach, gdy Samael wplatał palce w jego pióra, ciągnąc je nieco i korzystając z tego, że Rafi odchylił głowę z przyjemności, zaczynał całować jego odsłoniętą szyję. Srebrzyste włosy opadały po jego nagich ramionach, a on nachylał się, by przycisnąć wargi do warg Pana Uzdrowień i posiąść go całego...
Och.
Rafi gwałtownie otworzył oczy. Jego serce waliło jak oszalałe, ale nie był pewien, czy to przez te śmiałe wyobrażenia, czy raczej przez uświadomienie sobie, co znaczyły. Prawdopodobnie oba te czynniki miały udział w zaskoczeniu, jakie ogarnęło archanioła. Nie tak miało być. Chciał tylko odzyskać przyjaciela, a nie się w nim zakochać. Mimo to jakiś napastliwy głosik w jego głowie kazał mu się zastanowić, czy naprawdę się tego nie spodziewał?
Przekręcił się na plecy, wbijając wzrok w sufit. Nie uważał, że jego uczucia były w jakimkolwiek stopniu złe, czy nie na miejscu. Sammy o niego dbał, co udowodnił nieraz przez ostatnich parę miesięcy. Niejeden gorszy typ w przeciągu wieków próbował zdobyć serce Pana Uzdrowień. Czy jednak Lord odwzajemniał jego uczucia? Tego nie był w stanie powiedzieć, chociaż wracając myślami do minionych dni, miał wrażenie, że tak faktycznie jest. Mimo to wolał się upewnić, zanim zrobi jakiś krok. W końcu Samael wydawał się mieć wystarczająco dużo zepsutych relacji w swoim życiu, skoro tak unikał zbudowania kolejnej.

***


Nazajutrz Rafael znalazł Gniewnego Pana w stajni, gdzie ten zajmował się swoją ulubioną klaczą. Czesał jej grzywę i sierść, czyścił kopyta, karmił i zmieniał wodę bez pomocy służby, co ani trochę nie dziwiło archanioła. Jeszcze kiedy mieszkali w Niebie zauważył, że Samael uwielbia konie, co też skrzętnie wykorzystał, by się nieco bliżej z nim zaprzyjaźnić. Wtedy byli dziećmi i nigdy nie myślał o swym przyjacielu jako potencjalnym partnerze. Dorastając, widział, jak otaczające go anioły zakochują się, łączą w pary i zakładają rodziny, jednak on sam nigdy nie czuł takiej potrzeby. Miał wokół siebie kochającą go rodzinę, po co więc na siłę szukać jeszcze więcej miłości?

Może, jeśli Samael nie zostałby wygnany, wszystko potoczyłoby się inaczej. Może już dawno byliby razem, albo też Gniewny Pan związałby się z kimś innym... To też była jakaś możliwość, nieważne jak bardzo się Rafiemu nie podobała.
Lord tymczasem poklepał konia po szyi z zadowoleniem i odwrócił się. Dopiero teraz zauważył, że jego gość stoi przy wejściu do boksu i się mu przygląda. Rafael najwyraźniej też nie był tego świadom, bo gdy Samael na niego spojrzał, drgnął i spuścił wzrok z lekkim rumieńcem.
- Przyszedłeś zobaczyć Perłę? - zapytał Gniewny Pan, wychodząc z boksu i zamykając go za sobą. Rafi pokręcił głową w odpowiedzi.
- Właściwie, to przyszedłem do ciebie. Perli jest dobrze pod twoją opieką, nigdy byś nie dopuścił, by jakiś koń był zaniedbywany – odparł, uśmiechając się łagodnie.
- Już słyszałem, że bardziej dbam o konie niż ludzi – mruknął Samael, a w jego głosie dało się słyszeć skrywaną gorycz. Pan Uzdrowień przez chwilę poczuł ochotę, by kogoś uderzyć.
- Moim zdaniem to urocze, że tak o nie dbasz. To, jak traktuje zwierzęta dużo mówi o osobie – powiedział zamiast tego.
- Doprawdy? Po co mnie szukałeś? - Lord opuścił rękawy koszuli, które były podciągnięte podczas pracy przy zwierzęciu i zdjął rękawice, niedbale rzucając je na półkę przy wejściu.
- Chciałem cię zobaczyć. Patrzenie, jak pracujesz jest takie uspokajające. Mam wrażenie, że jestem w domu – wyjaśnił Rafi, kiedy ruszyli powoli przez dziedziniec. Samael uniósł brwi z niedowierzaniem.
- Ach tak. Cóż, skoro mowa o domu... Wiem, że pewnie spieszysz się z powrotem do Nieba, już i tak tu długo zabawiłeś, ale mówiłeś, że chciałbyś zobaczyć coś, co lubię tutaj najbardziej. To, co powiedziałem jest prawdą, nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale są rzeczy, które podobają mi się bardziej niż inne. Jeśli zostaniesz jeszcze parę dni, chętnie ci jedną z nich pokażę – chociaż czarne jak dwa węgle oczy dla wielu były pozbawione emocji, w tamtej chwili Rafael dostrzegł w nich nadzieję, która zaparła mu dech w piersiach. Jaką różnice mogło zrobić mu parę dni? Przecież nie zamierzał wyjeżdżać jeszcze dzisiaj.
- Bardzo chętnie, Sammy – odparł, zadowolony, że Lord w końcu chociaż trochę się przed nim otwiera.

***


Wyruszyli następnego dnia bladym świtem z sakwą wypakowaną ciepłymi ubraniami. Rafi nie wiedział, po co były im one potrzebne, skoro wiosna tego roku była wyjątkowo ciepła, ale nie sprzeczał się. W końcu to Samael znał ten obszar lepiej.

Nieco się zdziwił, kiedy zamiast jechać skalną drogą w dół, w stronę lasu, Gniewny Pan zakręcił na wspinającą się obok murów ścieżkę. Rafi szybko zrozumiał, czemu Samael nalegał, by wziął jednego z jego koni. Perła była przyzwyczajona do płaskich niebiańskich terenów. Jazda na niej mogłaby się źle skończyć.
Trzymali się na tyle blisko siebie, na ile pozwalała im droga. Przez większość czasu Rafael podziwiał krajobrazy, które im wyżej się znaleźli, tym bardziej spektakularne się wydawały. Gdy droga skręciła, prowadząc ich na drugą stronę góry, wyraźnie zobaczył w dole dolinę za zamkiem oraz jego pnące się ku niebu wieże.
- Pięknie tu – powiedział, patrząc na Samaela z wdzięcznością. Ten jednak tylko spiął konia piętami, zmuszając do ponownego ruszenia z miejsca.
- To jeszcze nic – zapewnił tajemniczo.
Nie rozmawiali ze sobą zbyt wiele. Czasem Rafi pytał o coś, na przykład, kiedy mijali jakąś wioskę położoną na podniebnej równinie, gdzie trafili, pokonawszy most linowy. Samael udzielał mu wyczerpującej odpowiedzi i znowu zapadła cisza, jednak była ona przyjemna. Lord wiedział, że archanioł całym sobą chłonie to, co widzi i to mu wystarczyło, by uznawać tą wycieczkę za dobry pomysł. Dłuższa rozmowę przeprowadzili dopiero, kiedy po południu zatrzymali się na skalnym tarasie w celu zjedzenia przygotowanego przez Rafaela prowiantu. Pozwolili koniom swobodnie się paść, a sami usiedli jakimś kamieniu.
- To niesamowite, Sammy. Tu jest tak cicho, tak spokojnie. Mam wrażenie, że sama natura do mnie przemawia. Kiedy wchodzimy gdzieś wyżej, wydaje mi się, że chmury są tak blisko... - Pan Uzdrowień przysunął się bliżej swego towarzysza i oparł głowę na jego ramieniu. Samael zamarł, ale go nie odsunął, co Rafi uznał za mały sukces.
- Mówią, że jeśli zgubisz się w górach, lub zagrozi ci niebezpieczeństwo, tajemniczy wędrowiec wyłoni się z mgły i wskaże ci drogę. Podobno towarzyszy mu bestia, która czai się w cieniach – powiedział Gniewny Pan, wbijając zęby w kanapkę z mięsem i przeżuwając ją w zamyśleniu. Archanioł uniósł brwi. Mgła? Czy to nie zbyt dramatyczne? Cóż, ludowe historie zawsze były trochę podkolorowane, to zwyczajnie lepiej brzmiało.
- Widziałeś go kiedyś? - zapytał z ciekawością.
- Nie. To pewnie jakiś pustelnik mieszkający w górach – wzruszył ramionami Samael. - Jest mnóstwo demonów, które z różnych powodów żyją poza społeczeństwem, albo samotnie, albo zbierając się w całe plemiona. Szczególnie na samym początku, kiedy jeszcze państwo się formowało, było ich wiele. Generał Mammona dowodził jedną taką grupę, a moja dawna generał należała do innej.
Zamilkł, a Rafi czuł, jak bicie jego serca nieco przyspiesza. Pierwszy raz Sam powiedział coś o swoich dawnych generałach. Nie wiedział, co się z nimi stało i czemu Vestar musiał ich zastąpić, chociaż między żołnierzami chodziło dużo plotek. Jeden z nich podobno był zdrajcą, ale Lucek mówił, że każdy poza Belphegorem i Mammonem miał dwóch dowódców do dyspozycji.
- Zara? - zaryzykował niepewnie. Słyszał to imię od żołnierzy, ale dopiero widząc je na książce w bibliotece Samaela, skojarzył fakty. Lord tylko skinął głową.
- Jej rodzina mieszkała w wiosce wysoko w górach, jednak została ona spalona przez feniksy. Ona jedyna przeżyła i została przygarnięta przez wędrowne plemię, w którym dorastała. Ja i Mephisto znaleźliśmy ją podczas jednej z naszych wypraw. Poszła z nami, dopiero kiedy obiecałem jej, że jej lud zostanie oficjalnie uznany za mieszkańców naszego okręgu i będzie mógł gdzieś osiąść – wyjaśnił, patrząc w zamyśleniu na horyzont.
- Co się z nią stało? - zapytał Rafi niepewnie. Samael tylko wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Wyjechała ze swoją żoną i tyle ją widziałem. Nie dała mi znaku życia, nie powiedziała, gdzie się znajduje. Nie odezwała się nawet do swojego syna. Po tym jak odeszła Mephisto zaczął się ode mnie oddalać. Zawsze wiedziałem, że nie jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, ale nie uświadamiałem sobie, że tylko ona trzymała nas razem. Kiedy został sam, Mephisto zdecydował się zdradzić nas wszystkich. Wszczął bunt, a kiedy udało nam się go stłumić, Lucyfer musiał wygnać jego i jego popleczników. Tak mniej więcej wygląda doniosła historia moich przyjaźni – powiedział z goryczą, krzyżując ręce na piersi. Pan Uzdrowień położył rękę na jego dłoni ze współczuciem.
- Myślisz, że odjadę do Nieba o tobie zapomnę? - zapytał cicho. Samael prychnął pogardliwie.
- Nie zapomnisz. Po prostu... - zaczął, ale urwał, kiedy napotkał zdeterminowane spojrzenie archanioła.
- No dalej. Po prostu co? Na prawdę wierzysz, że chciałbym cię umyślnie zranić?
Gniewny Pan westchnął, spuszczając wzrok na ziemię. Nie, Rafi nie byłby do tego zdolny. Jego intencje nie miały żadnego drugiego dna. Chciał tylko odzyskać przyjaciela i wszystkich innych, których stracił przez bunt.
- Nie, Rafaelu. Chodź, musimy ruszać dalej, żeby dotrzeć do miasta zanim zapadnie noc.

***


Stąpanie po śniegu, kiedy jeszcze paręset metrów w dół trawa była soczyście zielona i upstrzona wyrastającymi gdzieniegdzie kwiatkami wydawało się Rafiemu magiczne. Bardziej jednak zachwyciło go miasto wybudowane na skalnym zboczu i ozdobione bielącym się w słońcu zamkiem. Demony pędziły po wąskich ścieżkach ociężałe woły o długim, puszystym, białym włosiu i dziwnych, zakręconych rogach, czasem podróżowały na krępych, umięśnionych konikach i niewielkich kopytach, które mogły oprzeć się na nawet najmniejszych występach, a czasem szły na piechotę ze skórzanymi torbami i sękatymi kijami pomagającymi im sprawdzić, czy droga jest bezpieczna. Każdy z podróżników na widok Samaela przystawał, by go przypuścić i pozdrawiał z uśmiechem. Obecność Rafiego kwitowali ciekawskimi spojrzeniami, ale nie okazali ani śladu wrogości. Coś w ich zachowaniu wydawało się archaniołowi zaskakujące, lecz dopiero, kiedy zobaczył, jak łagodnie wyglądała twarz Gniewnego Pana, uświadomił sobie, o co chodzi.

- Oni się ciebie nie boją – powiedział na głos. - Wszyscy, których spotykaliśmy w dolnej części okręgu co najmniej mieli się na baczności, a tutaj wszyscy są tacy... Przyjaźni.
- Tak. Większość z nich to lud Thoi i Zary. Tutaj znaleźli swoje miejsce w tym kraju, nie musieli się już tułać bez celu narażeni na ciągłe ataki. Pamiętają to i są wdzięczni – przyznał Samael.
- Cieszę się, że jest miejsce, gdzie się rozluźniasz – uśmiechnął się Rafael, ale nic więcej nie powiedział, pochłonięty widokiem opartych na skałach budowli. Dopóki nie dotarli do zamku, milczenie przerywali jedynie, by pozdrowić mijające ich demony.
Strażnik powitał ich entuzjastycznie, wpuszczając do środka. Służący zabrał ich konie do stajni, a Samael poprowadził Rafiego korytarzem, którego zewnętrzna ściana była zastąpiona balustradą z kolumnami podtrzymującymi dach. Spomiędzy nich rozciągał się wspaniały widok na góry. Trzy Gracje z tej perspektywy wydawały się o wiele bliższe i większe niż z pałacu Gniewnego Pana. Wkrótce wyszli na coś w rodzaju wewnętrznego dziedzińca. Na środku przy przykrytej śniegiem, niedziałającej fontannie stał młodzieniec. W dłoni trzymał miecz i płynnie, powoli wykonywał kolejne pozycje bojowe. Usłyszawszy kroki, drgnął niespokojnie i odwrócił twarz w ich kierunku, jednak jego wzrok prześlizgnął się po nich, jakby w ogóle ich tam nie było.
- To ja, Kinshiganie – powiedział Samael, zanim demon zdołał się odezwać. Na te słowa ten rozpromienił się i schował miecz do pochwy.
- Panie Samaelu. Dawno cię tu nie było – rzekł, wyciągając ręce, kiedy Gniewny Pan do niego podszedł. Samael uściskał go, po czym wypuścił z objęć szybko, jakby zawstydzony tym gestem. Kinshigan uśmiechnął się, wyraźnie rozbawiony.
- Tak. Miałem na głowie wojnę i to wszystko... - przyznał Lord. - Ale teraz jestem.
- I to nie sam. Kim jest twój towarzysz? - młodzieniec zwrócił się w stronę, gdzie stał Rafael, przekrzywiając lekko głowę.
- Poznaj Rafaela, Pana Uzdrowień. Zażyczył sobie zobaczyć to, co lubię najbardziej w okręgu, więc go tu zabrałem – Samael skinął na archanioła, a ten podszedł niepewnie. Kinshigan wyciągnął rękę, ale w połowie drogi zatrzymał się, lekko zakłopotany.
- Ja... Mogę? - zapytał niepewnie.
- Proszę – Rafi przełknął ślinę, patrząc na niego z łamiącym serce współczuciem. Samael wiedział, że bardzo pragnie coś zrobić, jakoś pomóc, ale nie jest pewien, czy wypada mu zapytać. Pozwolił, by palce Kinshigana błądziły powoli po jego twarzy, badając z uwagą jej detale.
- Zawsze zastanawiałem się, jacy są archaniołowie. Ty wydajesz się... Dobry – rzekł młody szlachcic po chwili, zabierając ręce.
- Twoje oczy... Czy... Mógłbym coś zrobić? - zapytał Rafi, ale szlachcic tylko uśmiechnął się smutno.
- Nic, co już nie zostało zrobione – powiedział. - Podczas walki ze smokami z północnego stada, do moich oczu dostał się jad. Od tamtej pory nie widzę, ale przyzwyczaiłem się. Dziękuję jednak za propozycję. Chodźcie, pewnie jesteście zmęczeni podróżą. Służba pokaże wam pokoje i coś zjemy przed wieczorem.


_______________________________________________


WR: Ten rozdział jest krótki oraz pozbawiony sensu i konkluzji, ale jest. Uf. Nie mam pojęcia, czemu tak ciężko mi się teraz pisze. Mam nadzieję, że te przerwy nie zniechęcą do końca naszych i tak niewielu czytelników ;-; Pamietamy o tym blogu, nie martwcie się o to ;-; Macie Rafika na pocieszenia i do zobaczenia za dwa tygodnie <3


SC: Cóż, wreszcie udało nam się to wrzucić. Miejmy nadzieję, że za dwa tygodnie też nam się uda... Wakacje bardzo rozleniwiają człowieka niestety... Widzimy się za dwa tygodnie <3

3 komentarze:

  1. Jakieś pocieszenie jest szkoda że tak krótko i tak długo przyjdzie czekać, ale warto-:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Słodziutkie <3 Dobrze, że Rafi w końcu sobie uświadomił co czuje do Sama. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Halo kiedy rozdział >.< przecież ja tu zaraz telefon zniszcze xd. Samael taki awww *w* . I chciałam powiedzieć że twój blog został mi polecony przez mą koleżanke z klasy która to wciągneła mnie w nałóg zwany YAOI <3 ale to nie ważne. Ważne jest to że jesteś zajebista ale to też już każdy wie xd przeczytałam wszystko za jednym razem czyli w jakąś godzine :D no i wiadomo co sie ze mną stało xd (Orgazm) jdhfjdjjsjsjjfnsbzkaks to jest takie kawaii *o* i wogóle to życzę ci duuużo weny i fajnej zabawy w tym co robisz, więcej czytelników, jedzenia, pomysłów, jedzenia, pieniądzów, jedzenia itd. XD
      ~Julia N.

      Usuń