niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział II

Po wypadku z Camio, Vinrael postanowił najpierw wypytać Larfa o wszystkie związki, które mogłyby zagrozić jego zdrowiu. Demon śmiał się z niego, kiedy jedli kolację i szybko poinformował, że nawet jeśli w pałacu znajdzie się ktoś wolny, szanse na nawiązanie z nim szybkiego, przelotnego romansu nie są zbyt duże, bo prawdopodobnie już ma kogoś na oku.
- Widzisz, my demony nie jesteśmy jak ludzie - wyjaśnił, gestykulując kromką chleba. - Jeśli nie szukasz zaangażowania, możesz wynająć sobie dziwkę, ale miłość bierzemy naprawdę na poważnie. Myślę, że to z powodu historii, którą książę i inni przynieśli jeszcze z Nieba. Podobno starsi aniołowie wierzyli, że każda dusza jest połączona z drugą i pewnego dnia, kiedy ich drogi się przetną, nieustannie będą zmierzać do bycia ze sobą. Może im to zająć wieki, ale w końcu tak się stanie.
- Wierzycie w to? - spytał z powątpiewaniem Vin.
- Hm... Myślę, że choć wielu pewnie zaprzeczy, to tak, jest to w nas głęboko zakorzenione - uśmiechnął się Larf. - Dlatego małżeństwa tutaj to raczej poważna sprawa. Nie są dyktowane płcią, bo u aniołów i demonów płeć jest dosyć względna. Demon płci męskiej może urodzić dziecko, chociaż zajście w ciążę jest dla nas trudniejsze, bo istnieje pięćdziesiąt procent szansy na to, że do zapłodnienia w ogóle nie dojdzie.
- Znasz się na tym - stwierdził Vin, na co twarz drugiego demona pokryła się głębokim rumieńcem.
- Po prostu Camio mi kiedyś to wyjaśniał... - burknął wymijająco.
- Ale...Rany, trudno w to uwierzyć... - wzrok blondyna zaczął błądzić po sali, aż w końcu spoczął na księciu siedzącym przy swoim stole w towarzystwie jakichś ważnych osobistości. Lucyfer prowadził ożywioną rozmowę, której tematu jego sługa nie potrafił odgadnąć.
- Miałeś rację - powiedział do Larfa, nie odrywając wzroku od czarnowłosego. - Nie jest taki zły. Naprawdę dba o swój kraj.
- Oddał serce za jego powstanie - uśmiechnął się demon. - przez długi czas mieliśmy wielki kryzys, który dopiero niedawno się skończył. Myślę, że książę chce odpokutować za dopuszczenie do niego.
- Wszystko brzmi bardzo pięknie, dopóki nie musisz go rano budzić - westchnął Vinrael i wstał, chcąc odnieść swój talerz. Kiedy tylko się odwrócił, niemalże wpadł na wysokiego, postawnego demona, o pociągłej twarzy i przenikliwym spojrzeniu.
- Hariatan… - Larf spłonił się jeszcze większym rumieńcem, wbijając wzrok w drewniany blat.
- Cześć, mały - przywitał go mężczyzna, po czym zwrócił się do blondyna. - Nazywam się Hariatan, jestem dowódcą jednego z oddziałów generała Nerafeda. Książę poprosił mnie, żebym nadzorował twój trening w wolnych chwilach.
- Rozumiem... - rzekł niepewnie Vin, nieco zdezorientowany nagłą propozycją.
- Więc widzimy się jutro po obiedzie na placu głównym w koszarach. Lepiej weź ze sobą apteczkę -wojskowy odwrócił się na pięcie i odszedł zamaszystym krokiem. Larf schował twarz w dłoniach, widząc znaczące spojrzenie blondyna.
- Nic nie mów - jęknął.
- Chciałem tylko zapytać, czy zaprowadzisz mnie do koszar - odparł niewinnie Vin.

~***~

Koszary okazały się być nieco oddalonym od pałacu budynkiem położonym u stóp zamkowego wzgórza, na skraju lasu. Vinrael i Larf musieli przebyć całe miasto, zanim do nich dotarli. Była to pierwsza wizyta blondyna poza pałacem. Gdy tylko wyjechali poza mury, ujrzeli pyszniące się przy drodze rzędy budynków z jasnego marmuru. Za ich pozłacanymi bramami widać było rozległe ogrody, pełne kwitnących kwiatów i równo poprzycinanych krzewów. Po chodnikach przechadzały się demony w drogo wyglądających strojach, wymieniając krótkie powitania, lub przystając na chwilę rozmowy. Dorożki i powozy zaprzężone w dorodne konie o lśniącej sierści toczyły się po bruku. Im niżej schodzili, tym mniej było rezydencji. Zastępowały je kamienice o pięknie rzeźbionych fasadach i dużych oknach. Parter zdobiły wystawy luksusowych sklepów.
- Witaj w Lux Titulari, stolicy Piekła, Mieście Pychy - zaanonsował żartobliwie Larf.
- Czy wszystkie miasta w Piekle są takie burżujskie? - zapytał Vin, rozglądając się z podziwem.
- Nie, nie! To zależy od okręgu. Poza tym podczas kryzysu wiele miast podupadło, dlatego teraz przeznaczają dużo czasu na odbudowę - wyjaśnił drugi demon.
Blondyn skinął głową w zamyśleniu. Chciał wiedzieć, na czym właściwie polegał kryzys, ale czuł, że to nie Larf powinien mu o tym opowiedzieć. Chociaż miał być „zaufanym” służącym Lucyfera, wiedział, że książę nieprędko podzieli się z nim swoimi sekretami. Na początku pewnie by go to nie obeszło, jednak po tym krótkim czasie spędzonym u jego boku zaczynał czuć do niego pewną sympatię i szacunek.
W końcu wyjechali z miasta i ich oczom ukazały się szare, otoczone murem baraki koszar. Za nimi widać było drzewa, między którymi, jak poinformował Vina Larf, znajdowało się mnóstwo pól treningowych. W bramie już czekał na nich Hariatan, a jego mina wyraźnie mówiła co myśli o całym przedsięwzięciu.
- Tylko nie zmarnuj mojego czasu - prychnął, wprowadzając ich do środka.
Weszli na plac, gdzie grupa wojskowych podobieranych w pary ćwiczyła szermierkę. Inni niedaleko strzelali z łuków. Vin zmarszczył brwi na ten widok.
- Po co łuki, skoro można mieć pistolet? - zapytał. Hariatan skrzywił się tylko.
- Większość z nas woli tradycyjną broń. Istnieją jednak szkolenia w użyciu broni palnej. Lord Mammon na przykład nie rozstaje się ze swoim pistoletem – wyjaśnił, dając Vinowi miecz. - Lepiej się rozbierz, szkoda ładnej koszuli. Krew trudno doprać.
Sam rozpiął swoją, odsłaniając ukształtowaną treningami klatkę piersiową. Jego mocne mięśnie były wyraźnie widoczne i blondyn mógł przysiąc, że obok niego Larf właśnie zachłysnął się powietrzem.
- Mogę wam popilnować ubrań - zaproponował, całkiem czerwony. Hariatan uśmiechnął się do niego łagodnie.
- Dzięki, mały. To miłe z twojej strony.


~***~

Ich trening przebiegał gładko, poza momentem, w którym jakiś nieznany Vinowi demon dosiadł się do przycupniętego pod murem Larfa z gwiazdkami w oczach obserwującego walczących, a konkretniej ich odsłonięte klaty. Po krótkiej rozmowie zaczął on niebezpiecznie ograniczać przestrzeń osobistą służącego Lucyfera. Kiedy Hariatan to zauważył, opuścił miecz, wyciągnął z kabury przy pasie smukłego kolta i strzelił idealnie nad głowę żołnierza, który odskoczył w bok z bardzo niemęskim piskiem.
- Chyba powinieneś wracać do treningu, Yuvulusie? Twój miecz ostatnio bywa tępy - dowódca schował broń z powrotem, a nieszczęsny zalotnik poczłapał w stronę koszar, morderczym wzrokiem odpowiadając na docinki kolegów.
- Tradycyjne metody, co? - Vinrael uniósł brwi znacząco, na co Hariatan tylko wzruszył ramionami.

~***~

Po treningu dowódca zaprowadził ich do generała Narcynusa. Był to postawny demon o rubasznym śmiechu i krótko ściętych, fioletowych włosach. Jedno z żółtych oczu miał zasłonięte opaską. U jego boku stał jego brat bliźniak, smuklejszy i poważniejszy strateg Nerafed. Z tego co Vin zapamiętał, mieli ze sobą kontakt telepatyczny, co bardzo ułatwiało współpracę podczas bitew.
Tych znowu nie było za wiele, bo zarówno Lucyfer jak i Regent Nieba, Gabriel, zmęczeni bezustanną wojną postanowili podpisać traktat pokojowy. Pertraktacje szły powoli, czasem jakiś bezpański oddział skrzydlatych zapuścił się niby przypadkiem na obce tereny. Zdarzały się też potyczki w Limbo – neutralnym obszarze granicznym pełnym małych, samodzielnych państewek i wielkich, bezpańskich połaci ziemi, o które ciągle toczyły się spory.
Kiedy Vinrael wszedł do gabinetu z dzbankiem herbaty i ciastkiem na talerzyku, Lucyfer zajęty był podpisywaniem jakichś papierów. Hebanowe loki opadały mu na policzki i wydawał się nieco znużony.
- Jak spotkanie, książę? - zagadnął z uśmiechem blondyn, stawiając filiżankę na biurku i nalewając do niej brązowego płynu.
- Możni z północy uparcie chcą się odłączyć i założyć niepodległe państwo - miasto. Tak to jest, jak zbierze się jakieś plemię i zacznie myśleć, że uda mu się przetrwać samodzielnie - warknął Lucyfer ze złością. - Cóż za bezsens! Po góra roku wrócą i będą błagać o przyjęcie z powrotem. A za tydzień jeszcze spotkanie Lordów...
- Lordów? - podchwycił Vin, zbierając z biurka gotowe dokumenty i układając je w osobny stosik.
- Tak, Lordów. - mruknął książę, obserwując swego służącego. - Musisz uważać, żeby przy nich nie palnąć czegoś głupiego. Jeśli zrobisz coś, co im się nie spodoba... Obaj jesteśmy skończeni.
- Więc może poprosisz Larfa by ci służył podczas tych rozmów? - zaproponował blondyn, gdyż perspektywa zwrócenia przeciwko sobie sześciu trzymających kraj żelazną ręką, potężnych, wpływowych demonów nie wydawała mu się zbyt kusząca.
- To nic nie da - westchnął Lucyfer. - Jeśli im cię nie pokażę, sami cię znajdą.
Vin chyba pierwszy raz cieszył się, że maska chodź trochę zakrywa jego twarz. Nie chciał, by książę widział, jak pod nią pobladł.

~***~

Kiedy Vinrael przyszedł obudzić księcia tego sądnego dnia, Lucyfer już był na nogach. Przeglądał szafę ze skupioną miną, stojąc boso na chłodnej podłodze. Dopiero widząc go z całej siły próbującego sięgnąć eleganckich butów z klamra na najwyższej półce, blondyn uświadomił sobie, że czarnowłosy jest raczej niski. Uśmiechnął się lekko do siebie i sięgnął nad głową Lucyfera po wybraną przez niego parę obuwia.
- Proszę, wasza wysokość - powiedział żartobliwym tonem, kładąc szczególny nacisk na ostatnie słowo. Czarnowłosy tylko prychnął w odpowiedzi, ale Vin mógłby przysiąc, że jego policzki lekko poczerwieniały.
- Zaczekaj, masz piórko we włosach... - równocześnie sięgnęli, by je wyjąć i ich dłonie zetknęły się przelotnie. Lucyfer szybko cofnął dłoń.
- Na powitanie Lordów ubiorę mój najlepszy płaszcz. Dodaj do tego pelerynę z gronostajem, jest u Tristana, miał do niej doszyć zapięcie. Wszystko ma być gotowe po obiedzie, żebym mógł osobiście ich powitać - nakazał, nie pozwalając, by zapadła między nimi niezręczna cisza, po czym założył buty i wyszedł pospiesznie. Blondyn spojrzał na swoją dłoń, zastanawiając się, co się właściwie przed chwilą stało.

~***~

Po obiedzie Lucyfer przebrał się w przygotowany strój i z Vinem u boku ruszył do sali konferencyjnej. Blondyn musiał przyznać, że książę wyglądał zachwycająco. Gdy szedł, dumnie unosząc brodę i patrząc pewnie przed siebie, był jak królowie na portretach, które Vinrael widywał podczas swego ziemskiego życia – majestatyczny i władczy. Otwierając przed nim drzwi, służący był przekonany, że siedzący przy podłużnym stole Lordowie jeszcze nigdy nie widzieli swego pana w takim splendorze.
Kiedy Lucyfer zniknął w sali konferencyjnej, blondyn wrócił do swoich obowiązków. Wiedział, że o trzeciej miał całej siódemce przynieść herbatę i obiecał sobie do tej pory poskromić ciekawość. Parząc napój, wyobrażał sobie swojego drobnego księcia siedzącego u szczytu stołu ze stanowczą miną, a po jego obu stronach wysokich i potężnych niczym stuletnie dęby wojów. Ich oczy były niczym szczeliny ziejące pustką, rogi grube jak ramię, a dłonie tak szerokie, że jedną mogliby zrobić z czaszki krwawą miazgę. Musieli być bezwzględni, jak grzechy, które sobą reprezentowali. Skupieni tylko na sobie, gotowi zrobić wszystko, by znaleźć swoją rozkosz.
Kiedy wybiła trzecia, Vin już stał przed drzwiami do sali obrad i z bijącym szaleńczo sercem uniósł rękę, by zapukać. Nie miał pojęcia, co zastanie w środku, mimo to odczuwał ekscytację, która w pewnym stopniu zagłuszała strach. W pełnej napięcia ciszy, odgłos uderzeń zabrzmiał nienaturalnie głośno i pusto.
- Wejść - rozległ się ze środka miękki głos Lucyfera i Vin poczuł ulgę. Sam nie wiedział czemu, ale nieco martwił się o księcia. Nacisnął klamkę i pchnął drzwi, przygotowując się by ujrzeć siedem najpotężniejszych istot w Piekle.
Byli zupełnie inni, niż się spodziewał. Nie ziało od nich mrokiem, nie sprawiali, że człowiek czuł się mały i nieważny na sam ich widok. Pomijając nieziemską urodę, którą posiadał chyba każdy demon, nie różnili się wiele od swoich braci pracujących w pałacu. Najbliżej blondyna siedział Lord na samym końcu stołu, po prawej stronie. Jego popielate włosy sięgały aż za pas, a spomiędzy nich wyrastały zakręcone rogi. Twarz miał bladą jak śmierć, a pod podobnymi dwóm węglom oczami głębokie cienie. Wargi w kolorze miedzi zaciskały się w wąską linię. Ale najdziwniejsza w nim była para pokrytych czarnymi piórami skrzydeł.
Z miejsca, gdzie siedział, Vin wywnioskował, że jest to Samael, Lord Gniewu. Obok niego siedział Lord Zazdrości, Lewiatan. Burzę złocistych włosów upinał muszlą, a jego rysy miały w sobie jakiś egzotyczny akcent, który trudno było określić. Krzesło najbliżej Lucyfera zajmował Lord Chciwości, Mammon, który wydawał się zwykłym urzędnikiem ze swoim garniturem w brązowo-złote pasy i zaczesaną na bok fryzurą ułożoną z malachitowych kosmyków. Z naprzeciwka czarujące uśmiechy rzucał mu rudy Pan Rozpusty, Asmodeusz. Przy jego boku zaś z tłustym udźcem w ręku siedział nieco pulchny Beelzebub o sympatycznej, okrągłej twarzy. Na ramieniu Lorda Obżarstwa uciął sobie drzemkę chudy Belphegor, którego falujące, brązowe włosy zdawały się nigdy wcześniej nie widzieć fryzjera.
Sam książę chodził po pokoju, mówiąc o czymś z zapałem. Kiedy jego sługa wszedł przystanął i skinął mu głową.
- Jesteś, Vinraelu. Proszę, nalej Lordom herbaty - powiedział.
- Tak jest - Vin ukłonił się krótko i postawił na stole przy każdym miejscu filiżanki, po czym napełnił je brązowym napojem. Starał się ignorować ukradkowe spojrzenia, które posyłał mu każdy z możnych. Gdy skończył, zorientował się, że Lucyfer nie kontynuował swojej mowy, ale patrzy na niego, usadowiwszy się na parapecie.
- Czy potrzebujesz czegoś jeszcze, książę? - zapytał.
- Nie. Dziękuję, możesz odejść - demon zeskoczył na podłogę i podjął przerwany wątek, przynajmniej dopóki za Vinem nie zatrzasnęły się drzwi. Wtedy zamilkł i powiódł wzrokiem po swoich Lordach.
- No, no, ma niezły tyłek, Luciu - stwierdził Mammon, rzucając księciu znaczący uśmiech.
- O co w ogóle chodzi z tą maską? - mruknął Asmodeusz, opierając głowę na ręce ze znudzoną miną.
- Ma ją od przemiany. Widać jest potrzebna - wzruszył ramionami Lucyfer.
- Ale tak na poważnie, Luciu, chyba nie zamierzasz się angażować? - Beelzebub rzucił mu zmartwione spojrzenie. Szybko zrozumiał, że popełnił błąd. Wyraz twarzy księcia stał się lodowaty.
- Beelz, rozumiem, że się obawiacie. Ale dostałem już swoją nauczkę. Chcieliście, żebym miał kogoś, komu mogę zaufać, proszę bardzo. Więc nie ostrzegajcie mnie teraz. Przyjąłem go, bo się martwiliście. Myślicie, że jestem idiotą? Że nie umiem wyciągać wniosków? Nigdy więcej nie dopuszczę, by mój kraj podupadł. Nieważne, czy będę zakochany, umierający, czy zamknięty w najciemniejszym lochu. - kiedy skończył, Lordowie wyglądali na nieco zakłopotanych. Tylko Samael wyprostował się i wbił w niego spojrzenie czarnych oczu.
- Cóż, Lucyferze, skoro jesteś tak pewien, że nie zaczniesz darzyć swojego nowego psa kłopotliwymi uczuciami, czemu nie wrócimy do miejsca, w którym nam przerwał?
- Tak. Dziękuję, Samaelu - westchnął książę i dalej poprowadził zebranie.

__________________________________________________________________

WR: Ta-dam, oto dobiłyśmy do drugiego rozdziału, co było trudne, bo Scarlett jest czepialską betą~~ Mam nadzieję, że święta minęły Wam dobrze. Dziękuję wszystkim za komentarze z całego serca, to bardzo zachęca do pisania. Mam nadzieję, że o tym rozdziale też wyrazicie swoją opinię <3 A jeśli by się ktoś pogubił, to zrobiłyśmy dział z bohaterami, którzy się dotychczas pojawili.


SC: No i się zaczęła prawdziwa akcja.... Uwielbiam Larfa z tym swoim fetyszem wojskowych klat. A Har się poczuł zazdrosny.... Wreszcie przybyli nasi kochani Lordowie, Maaka, masz swojego Mona~~ Teraz to się dopiero zacznie gejoza, feelsy gwarantowane. Nie jestem czepialska, tylko ty nie umiesz pisać ;__;
A, tak, wesołych świąt, chociaż teraz to już bliżej do Nowego Roku, tak więc, niech ten 2014 będzie dla was jak najlepszy, nasi drodzy czytelnicy~~

14 komentarzy:

  1. Jak tylko zobaczyłam, że jest nowy rozdział zaczęłam piszczeć. Dziewczyny kocham was! Rozdział świetny, chcę więcej!
    Maakę ukocham, za pokazanie mi was. Boże jak ja kocham Lucka <3
    Mam nadzieję, że wena was nie opuści, bo szkoda by było...

    OdpowiedzUsuń
  2. Megu, wyjdź. Ja chciałam dać pierwszy komentarz akurat pod TYM rozdziałem ;w;'
    Laaaaaaaaaaaaaaaarf~ <3 moje kochane bubu <3 kocham go i wielbię. Za niego dostaniecie ode mnie czekoladę. Kiedyś...
    Yuvulus wyjdź. I have no fucking idea who you are but go away. Przeszkadzasz Hariatanowi popisywać się przed swoim uke, z którym się utożsamiam, bo też kocham wojskowych (właśniedlategojesthetardkąalecii)
    TTTTTTTTAAAAAAAAAAAAKKKKKKKK, SPOTKANIE LOOOOOOOORDÓW >w< ASFKJGADKAJGSGH!
    Pierwszy kontakt zaliczony, teraz tylko czekać na seksy <3
    SAAAAAAMAAAAAAAEEEEEEL! MOOOOOOOOOOD I MOOOOOOOON~ NO I LEEEEEEEEWIATAAAAAN, BEELZ I BEL! Nawet nie wiecie, jak zaczęłam piszczeć, kiedy tylko przeczytałam ten fragment <3 <3 <3
    Mammon, ty się lepiej interesuj tyłkiem Moda, a nie paczysz na seme Lucka. Już, sio do swoich pieniędzy.
    ... właśnie, po co ta maska? Ma tyle pryszczy, ze wstydzi się pokazywać bez niej? A może ma jedną brew? Albo wcale? :'D
    "chyba nie zamierzasz się angażować" hjohjohjo~ =w=

    O, w końcu zakładka z bohaterami. Poukładajcie ich jeszcze alfabetycznie, to już w ogóle będzie cud i miód~
    Tag, dziękuję za Mona >w< Ale ja i tak cały czas czekam na akcję z sądem i narkotykami w okręgu Moda i zakutym Monem w więzieniu~ Gimme it jak najprędzej!
    Już nie mogę doczekać się niedzieli! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maaka...Za ten spojler to masz w ciry...

      Usuń
    2. Maaka, Y U SPOIL ;__;
      Nie tak cię mamusia wychowała, such disgrace, so disappointed ;___;

      Usuń
    3. Nie napisałam przecież dokładnie jak będzie ;;'

      Usuń
    4. Ale zawsze napisałaś COŚ

      Usuń
    5. ... to już nic nie napiszę ;_; tatusiu, mamusiu, pożegnajcie się z komentarzami ode mnie~

      Usuń
    6. Oh no tak...To zamykam biznes...Zbieram swojego worda i idę do domu...

      Usuń
    7. Nieeee! To ja będę komentować jednak T^T

      Usuń
  3. No, no..
    Tak czytam i czytam i z każdym coraz bardziej docierał do mnie fakt, że zakochuje się w tym opowiadaniu. <3
    Wielkie spotkanie lordów.. przyznam, że troche inaczej to sobie wyobrażałam, ale wyszło super. ;D
    Lucek jeszcze bardziej mi się spodobał ;*
    Już nie mogę doczekać sie kolejnych rozdziałów..
    Życzę dużo weny !! ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Zajrzałam jak obiecałam w dzisiaj dodanej u mnie notce. Muszę przyznać, że bardzo ciekawe jest to opowiadanie i nie mogę doczekać się dalszej części. Ciekawi mnie co będzie się dalej działo, czy Lucek będzie z Vinem i mimo swoich słów na prawdę go pokocha, czy Vin nie zostanie zamordowany przypadkiem przez krawca. Niecierpliwie wypatruję kolejnego rozdziału. Pozdrawiam, życzę dużo zdrówka, czasu na pisanie oraz weny giganta. A do tego wszystkiego szczęśliwego i udanego roku konia (chodzę na japoński i nauczyciel na ostatnich zajęciach kazał nam robić kartki noworoczne na rok konia xD) :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Zakochany Larf? Ten Hariatan wygląda na groźnego i chyba nie zauważa biedaka. Wygląda na to, że Vin ma zamiar pobawić się w swatkę.
    Popilnować ubrań? Haha. Świetny pomysł, oby tylko Larf tam na zawał lub coś innego nie zszedł.
    Chyba jednak mały czart ma szansę na miłość.
    Wielcy Lordowie ciekawi nowego służącego Lucyfera? O co tu chodzi?
    Czy to był flirt z tym piórkiem? Słodko!
    Vin wyraźnie ma cykora przed wielkimi Lordami. Wygląda na to, że to banda przystojnych obwiesi z Piekła rodem. :))
    Zdaje się, że ten cały kryzys dotyczył nie tylko kraju, ale także sfery uczuciowej księcia.
    Wspaniały rozdział, wciągną mnie jeszcze bardziej niż poprzedni.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wszystko ładnie, tylko (with all the respect) pogońcie swoją betę, bo pominięcie błędów jak "chodź", gdzie powinno być "choć" i "ubrać", zamiast "ubrać się" lub "założyć" jest karygodne - to jak rysa na kamieniu szlachetnym. Błagam.
    Oprócz tego - bardzo dobra robota, akcja prężnie się rozwija. Opowiadanie ma charakter - i to lubię!

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak ja nie lubię ciągłych przerw w czytaniu...
    No to poznałam przypuszczalny powód kłopotów państwa. Co raz bardziej mnie intryguje ta historia.

    OdpowiedzUsuń