sobota, 24 maja 2014

Rozdział XXIII

Mon nalegał, by zjechać do skarbca na samym dole. Lucyfer podejrzewał, że powodem tego była burza uczuć, jaką wywoływało w Lordzie Chciwości spotkanie z Modem. Góry złota piętrzące się w przypominającym smoczą jaskinię pomieszczeniu uspokajały złotookiego. Zawsze chował się tutaj, kiedy Pan Rozpusty wyjątkowo mu dopiekł w ich kłótniach i tylko Belphegor był w stanie wyciągnąć przyjaciela z jego zacisza. Dlatego też Lord Lenistwa krzywo patrzył na Asmodeusza i w razie czego miał zamiar sprawić, by ten pożałował jakiejkolwiek krzywdy wyrządzonej Mammonowi.
Jednak Lucyferowi widok pieniędzy nie poprawiał nastroju, przez co wyszedł ze skarbca tak samo nachmurzony jak wcześniej. Jego myśli nieustannie zbaczały w kierunku Vina, wypełniając umysł na podobieństwo dławiącego dymu podczas pożaru. Książę wiedział, że nie potraktował go sprawiedliwie, w końcu skąd mężczyzna mógł wiedzieć, jakie skojarzenia wywoła w jego ukochanym poranna ucieczka z łóżka? Blondyn był przekonany o słuszności swojego czynu i nie spodziewał się takiego wybuchu. Mimo to nie musiał przecież od razu zaczynać kłótni. Myślałby kto, że wierny książęcy szczeniaczek zrobił się taki wyszczekany... 
- Więc Luciu, porozmawiajmy o tym, co zrobiłeś dziś rano - przerwał jego rozmyślania Mammon, a Lord Pychy poczuł chłodny dreszcz przechodzący wzdłuż kręgosłupa. Czyżby Mon wszystko słyszał...?
- A co zrobiłem? - zapytał, jak gdyby nigdy nic.
- Ty mi to powiedz. Od rana przypominasz najeżoną błyskawicami chmurę burzową - złotooki pokręcił głową. Nie dał się złapać na grę przyjaciela, zbyt długo już się znali. 
- Bo oszczędzasz na miękkich materacach i jestem cały obolały - wzruszył ramionami Lucyfer, na co Mammon uniósł sceptycznie brwi. Władca prychnął, machając ogonem wściekle. - Dobra, pokłóciłem się z nim.
- Przysłałem ci go na noc, żebyś się z nim przespał, a nie kłócił! - jęknął Lord Chciwości, przesuwając dłonią po twarzy z zupełnym zrezygnowaniem. Jego plan był genialny, jak można było go popsuć?!
- Spałem z nim! Znaczy, bez seksu, ale i tak prawie nic na sobie nie miał... - policzki Lucyfera z każdym słowem płonęły głębszym szkarłatem. - Ale potem obudziłem się rano i go nie było! Wiesz, jak się poczułem?!
- Oj, Lu... - westchnął Mammon. Rzeczywiście, nie mógł winić księcia za jego złość.
- Jak tylko go zobaczyłem, to wygarnąłem mu wszystko w twarz... Zdenerwował się i trochę sobie powspominaliśmy... Rany, raz powiedziałem, że stać mnie na więcej niż służący i od tamtej pory trzyma się na dystans, drażni mnie to! Przeprosiłem go już, a on dalej robi wielki dramat, bo jest tylko służącym i co inni pomyślą... - wybuchnął Lucyfer, zaciskając dłonie w pięści z bezsilności. 
- Przeprosiłeś go, Lucek? Jesteś tego pewien? - Lord Chciwości domyślał się, że dla przyjaciela przeprosiny oznaczały jakąś pokrętną próbę wytłumaczenia, iż wcale nie miał na myśli tego, co powiedział. Władca Piekła nie przepraszał, to stało poniżej jego godności.
- Przeprosiłem! - upierał się książę. - I nie zrobię tego drugi raz. Miałem pełne prawo się zdenerwować.
- A on miał pełne prawo nie wiedzieć, o co się wściekasz - przewrócił złotymi oczyma Mammon. - Oj Luciu, tylko naważysz sobie piwa.
- Nie piję piwa. Tylko wino, albo herbatę - burknął Lucyfer, w głębi duszy świadom, że Lord Chciwości jak zwykle ma rację.

~***~

W biurze zastali Lavoro, tym razem w towarzystwie mężczyzny o białych włosach posplatanych w miliony cieniutkich warkoczyków zebranych w kucyk i dziwnych, rdzawych oczach. Poza tym korytarz roił się od innych urzędników, którzy najwyraźniej mieli przerwę i wykorzystali ją, by napić się herbaty lub kawy. Sekretarz Mammona natomiast nawet nie ruszył się od swojego biurka i uparcie przekładał papiery, a jego mina mówiła, że średnio cieszy się z wizyty rdzawookiego. 
- Dzień dobry, Lavoro, witaj, Kalathielu - rzekł Lord Chciwości, uśmiechając się do nich. Okularnik natychmiast rozbłysł szczęściem.
- Panie Mammonie, brakowało nam pana - zawołał, przechodząc obok towarzysza, by ścisnąć rękę przełożonego. - Och, i wasza wysokość oczywiście! - skłonił się pospiesznie, jakby dopiero co zauważył Lucyfera.
- Dziękuję - Mammon klepnął go lekko w ramię i spojrzał na białowłosego. - A ciebie co tu sprowadza, Kal?
- Szukałem ciebie, oczywiście - demon uśmiechnął się zawadiacko. Był generałem Lorda Chciwości, jednym z aniołów, które razem z księciem opuściły Niebo, ale odłączyły się od niego i żyły w lasach, unikając całego zamieszania związanego z budową państwa. Mammon jednak odnalazł Kalathiela wraz z towarzyszącą mu grupą i po jakimś czasie udało mu się ich przekonać, by przyłączyli się do niego. 
- Mnie? A o co chodzi? - zdumiał się zielonowłosy. Generał szybko wyjaśnił mu jakąś sprawę, którą Lucyfer średnio zrozumiał. Wychodziło na to, że jakiś szlachcic odbił innemu jego narzeczoną i przez to rozpoczęła się wojna między nimi. Jednego z nich znaleziono rano martwego, zaś drugi był najbardziej podejrzany. 
- Chcesz, żebym przydzielił im prawnika, tak? Kal, jak nie ma wojny to chyba się strasznie nudzisz - Mammon uśmiechnął się pod nosem i na kartce zapisał jakiś adres. - Proszę, on da sobie radę. A jak odmówi, zawsze możesz poprosić Rosendo o pomoc.
- Wuj wyjechał - wtrącił Lavoro. - Ale myślę, że jest paru innych, którzy mogą pomóc. Co pan na to, żebyśmy się przeszli i popytali... Albo poszli potem na kawę... - jego policzki pokryły się lekkim rumieńcem, a wzrok pobiegł gdzieś w bok. Lucyfer zmarszczył brwi. Nie podobały mu się zaloty tego dzieciaka.
- Obawiam się, że Lord Mammon, mając gości nie może tak po prostu marnować czasu. Kalathiel świetnie poradzi sobie z szukaniem prawnika, mam rację? - zapytał białowłosego, a ten potwierdził. - W takim razie pora na nas, Mon, trzeba jeszcze odebrać moje nowe buty od szewca. 
Mon skinął głową, dziękując w duchu za zaradność przyjaciela i wyszli zanim biedny Lavoro miał szansę coś powiedzieć. 
Kiedy drzwi się za nimi zamknęły, rdzawooki spojrzał na sekretarza z chytrym uśmieszkiem.
- Oj, chyba dostałeś kosza - zauważył złośliwie. Lavoro zbył go, układając jakieś dokumenty w milczeniu. - Słuchaj, też przez to przechodziłem. Nie masz szans u Mammona. On był zakochany w Asmodeuszu od pierwszego wejrzenia i jestem pewien, że twój wuj już nie raz cię o tym informował. Jego uczucia są starsze niż ty.
- Tylko, że kiedy ten dupek się na niego wypnie to ja będę go pocieszał. Wtedy zrozumie, kto jest naprawdę go wart - syknął czarnowłosy, wściekły, że Kalathiel wtrąca się w nie swoje sprawy. Dobrze wiedział, że demon był kiedyś zakochany w Mammonie, a jego próby zniechęcania odbierał jako chęć pozbycia się rywala. 
- Mówię to dla twojego dobra, żebyś się nie zawiódł jak ja! - zawołał generał, łapiąc go za ramię ze złością. - Jak możesz być taki dziecinnie ślepy!? Tylko wprawiasz go w zakłopotanie, bo nie chce cię zranić, ale też nie jest zainteresowany!
- Skąd ty możesz to wiedzieć?! - warknął Lavoro.
- Bo znam go dłużej, niż ty jesteś na świecie! Jeśli go tak kochasz, to przestań samolubnie sprawiać mu kłopot. Mammon jest dorosły, więc pozwól mu rozwiązać jego sprawy jak dorosłemu - Kalathiel zabrał z jego biurka karteczkę od Lorda Chciwości i wyszedł z biura, trzaskając drzwiami. 

~***~ 

Vin siedział w salonie u Mammona, leniwie wciskając klawisze pianina. Na zewnątrz śnieg jakby poszarzał, a niebo zasnuły ciemne chmury. Może nadchodziła burza? Co z tego, skoro on własną już przeżył? Dlaczego książę się tak wściekł? Czyżby miał już dość tego wycofywania się? Fakt, odkąd uświadomił sobie, że jako służący nie powinien mieć romansu z władcą, oddalił się od Lucyfera. Czy to frustracja z tym związana gromadziła się w Lordzie Pychy i w końcu wybuchła przez ten jeden głupi wybryk? Gdyby tylko wiedział, zostałby na pewno...
- Hej - rozległ się ponury głos od drzwi. Zaskoczony blondyn obserwował, jak Larf siada obok niego przy instrumencie, zupełnie zasępiony.
- Co ci? - zapytał, kładąc przyjacielowi rękę na ramieniu.
- Uciekam przed Hariatanem - wyznał miodowooki, podciągając kolana pod brodę. 
- Czemu? - Vin nie mógł uwierzyć w to, co słyszy. Wiedział, że niesforna dwójka w końcu się zeszła, dlaczego więc Larf miałby nagle unikać ukochanego?
- Wiesz, u Asmodeusza mieliśmy wszystko co było nam potrzebne do seksu, spaliśmy prawie nadzy, a on i tak nawet mnie nie dotknął... Mówiłem sobie, że to nic, w końcu dopiero zaczęliśmy być razem, a on pewnie wolałby nie zaliczyć jakiejś wpadki... Wiesz, dziecko czy coś... Ale w końcu skończyło się na tym, że unikam go jak idiota - westchnął służący.
- No patrz... A ja pokłóciłem się z księciem - wyznał Vin, chcąc trochę podnieść przyjaciela na duchu. - Więc obaj mamy przerąbane. 
- Znowu poszło o twoją pozycję? - zdziwił się Larf, na co blondyn tylko wzruszył ramionami. 
- Tak trochę. Wściekł się, bo spaliśmy razem... Och, nie, do niczego nie doszło - zapewnił szybko, widząc minę przyjaciela. - Ale ja wyszedłem o świcie, żeby nikt nie wdział, że tam byłem. 
- Zostawiłeś go? - jęknął mniejszy demon, już zupełnie pochłonięty problemem Vina. - Jeju, przecież on musiał się poczuć jakby znowu był z Seriusem! Myślisz, że on zostawał z księciem, aż ten się obudził?
Mężczyzna zbladł pod maską. Więc to o to chodziło? Jak mógł być taki ślepy? Teraz zdawało się to oczywiste, ale wcześniej nawet nie przyszło mu do głowy. 
- Cholera, jestem ostatnim debilem! - zawołał, zrywając się. - Muszę z nim porozmawiać!
- Przydałoby się. Może chociaż tobie coś wyjdzie - Larf spojrzał na niego spode łba. Vin położył przyjacielowi rękę na ramieniu.
- Słuchaj. Myślę, że Hariatan nie tyle nie chce się z tobą kochać, co po prostu uznał waszą relację za zbyt młodą, by się do ciebie dobierać. Powinieneś z nim o tym porozmawiać, na pewno się martwi, że przed nim uciekasz - rzekł, lekko tarmosząc jego ładnie ułożone włosy.
- Myślisz...? - szepnął niepewnie Larf, podnosząc na niego lśniące oczy. 
- Jasne! W końcu sam miałem na ciebie ochotę, pamiętasz? - Vin szturchnął go z uśmiechem. - Ja wyjaśnię sobie wszystko z księciem, kiedy tylko wróci z miasta, ale tobie radzę pójść natychmiast i znaleźć Hariatana.  

~***~ 

Larf znalazł kapitana w jego pokoju. Mężczyzna właśnie drzemał w najlepsze, leżąc wygodnie na łóżku i obejmując jedną ręką poduszkę. W ogóle nie wyglądał jak wielki wojownik i służący pomyślał, że tą jego stronę chciałby oglądać częściej. Wdrapał się na łóżko i przycupnął obok kochanka, bawiąc się jego włosami z zafrasowaną miną. Czy mieliby szansę założyć rodzinę? Jak Hariatan sprawdziłby się w roli męża? W końcu całe życie spędził na wydawaniu rozkazów, co gdyby okazał się taki również w życiu prywatnym? Larf zrozumiał nagle, że nie spędzili ze sobą dużo czasu, a ten, który spędzili składał się głównie z dukania pojedynczych słów i nieporozumień. Trudno było zbudować na tym jakiś sensowny związek. 
- Larf? - nawet nie zauważył, kiedy oczy żołnierza się otworzyły, ale ku swemu zdumieniu nie zareagował gwałtownie, tak jak zwykle. - Och, Larf - Hariatan usiadł prosto i wziął go za ręce, patrząc w miodowe oczy. - Myślałem, że mnie unikasz.
- Bo unikałem - potwierdził służący. - Ale koniec z tym. Przyszedłem zapytać cię, czemu nie chciałeś się ze mną kochać, kiedy byliśmy u Asmodeusza. Teraz jednak chyba rozumiem...
- Nie, to nie tak, że nie chciałem! - zaprotestował kapitan. - Po prostu... Myślałem, że cię wystraszę. Przecież nigdzie się nam nie spieszy, a mi zależy na tym, żebyś się czuł dobrze.
Larf przez chwilę patrzył na niego, zupełnie zaskoczony. Nie spodziewał się, że Hariatan wyjaśni mu wszystko tak... Bez ogródek. Bez jąkania się. Bez zakłopotania. To było urzekające, ale w zupełnie inny sposób niż piękna sylwetka i bojowe umiejętności wysokiego rangą wojskowego.
- Dziękuję - uśmiechnął się, biorąc twarz kapitana w ręce i delikatnie całując go w czoło. - To słodkie. 
- Jestem poważny, Larf - Hariatan musnął wargami wierzch jego dłoni. - Nie poddam się tak łatwo.
- Więc stwórzmy coś trwałego, dobrze? - Larf wpakował mu się na kolana i oparł głowę o jego ramię, przymykając oczy. Kapitan schował nos w jego włosach, pozwalając sobie na lekki uśmiech.

~***~ 

Vin czekał, aż książę wróci, ale po kolacji nie miał okazji go złapać. Położył się zatem, lecz sen uparcie nie przychodził. Zaczął układać w głowie najrozmaitsze scenariusze, według których mogła przebiec ich rozmowa, jedne kończące się pogodzeniem, inne zaś kolejną kłótnią, jeszcze gorszą od poprzedniej. Miał ochotę iść do Lorda Pychy i porozmawiać z nim w tej chwili, ale dobrze wiedział, że senny Lucyfer to niezadowolony Lucyfer i lepiej jednak poczekać do rana. Rano zdawało się jednak okropnie daleko, gdy leżąc na plecach wsłuchiwał się w monotonne tykanie zegara. 
W końcu, kiedy ledwie udało mu się zasnąć, znajomy głos na powrót pociągnął go do rzeczywistości.
- Vinraelu. Vinraelu, zbudź się. - Lucyfer całkiem rozbudzony szarpał jego ramię. Na widok niepokoju w szkarłatnych oczach księcia, blondyn natychmiast otrząsnął się z sennego otępienia.
- Co się stało? - spytał, kładąc rękę na ramieniu władcy, by go chociaż trochę uspokoić.
- W pałacu złapano anioła - rzekł cicho Lord Pychy. - Zaraz tam wyruszam. Biorę ze sobą Hariatana, więc to ty jesteś odpowiedzialny za oddział i sanie.
- Pojadę z tobą! - zaprotestował Vin, z trudem przetrawiając te wszystkie informacje. Skąd anioł w pałacu? Czy komuś coś się stało?
- Nie. Sam będę podróżował szybciej. Ty jesteś potrzebny tu - warknął książę, zamaszystym krokiem opuszczając pokój.
Przecież bierzesz ze sobą Hariatana, pomyślał z goryczą blondyn, ale posłusznie się ubrał i podążył za władcą na dziedziniec.
Tam już czekał Mammon, trzymając w dłoniach lejce tego samego konia, na którym zwyciężył wyścig.
- Dolar jest moim najszybszym wierzchowcem - zapewnił przyjaciela, pomagając mu wsiąść na grzbiet ogiera. - Przyzwyczaiłem go też do dłuższych dystansów, więc będziecie na miejscu w mgnieniu oka. Masz w ogóle pojęcie, skąd anioł w pałacu?
Książę sposępniał nieco. W liście, którzy przyniósł rano kruk było napisane, że skrzydlatego wpuścił Ortis, ale trudno było w to uwierzyć. Czemu uczeń Nicka miałby współpracować ze skrzydlatym? Co anioł w ogóle miałby robić w Piekle? Przecież przygotowywali się do podpisania pokoju, a każde podejrzane działanie mogło zaważyć na decyzji o jego zawarciu. Czyżby Gabriel mu nie ufał?
- Jak dojadę, to zobaczę, Mon - rzekł wymijająco. - Hariatanie!
- Jestem gotów, książę - kapitan zatrzymał konia u boku Lorda Pychy. Mammon kazał otworzyć bramy posiadłości i dwa wierzchowce wystrzeliły do przodu, zostawiając po sobie jedynie ślady podków na ubitym śniegu.

___________________________________________________

WR: Ojej, nie gryźcie, z tym zawieszaniem bloga to tylko takie myśli, Scarlett za Chiny by mi nie dała tego zakończyć ^ ^" Ale cieszę się, że komuś zależy, żeby to czytać : D Coraz bardziej zbliżamy się do turnieju, a co potem... Hm, kto wie~~

SC: Biedny Lavoro, he wants to be noticed by his senpai.... Po prostu mała ilość komentarzy Rabitto demotywuje i mi tutaj jęczy, że nie chce jej się pisać, no to co poradzić =3= Mammon i jego fetysz pieniędzy, nawet konia nazwał Dolar xD HarLarf jest słodkii.... A Ortis będzie musiał przedstawić Luckowi swojego chłopaka.... Ale to w przyszłą sobotę~~

5 komentarzy:

  1. O moj boze. Ja chce Lavoro! Kocham go po prostu no! Jestem pewny, ze on bedzie z tym typkiem :D
    W ogole fajny rozdzial, ale ja uwielbiam Lavoro i chce tylko jego <3
    Pozdrawiam



    Damiann

    OdpowiedzUsuń
  2. Moje dwa słodziaki. Pomimo tego, iż Hariatan jest zaprawionym w boju generałem, nie mogę na niego patrzeć inaczej, jak w kategorii najsłodszych pluszowych misiów xD
    Więc Ortis i anioł wpadli, no cóż zdarza się. Teraz Lucek leci na złamanie karku tylko po to, żeby usłyszeć o kolejnych perypetiach miłosnych swoich poddanych xd Może coś go po tej akcji tknie i uzna, że miłość nie zna granic? Chociaż to bardziej Vin powinien przekonać się co do tego stwierdzenia. No ale poczekamy, zobaczymy :)
    Dużo weny ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. O rany *.* wpadłam na tego bloga przez przypadek i jestem zachwycona<3 Bardzo mi się podobają perypetje miłosne demonów I pierzastych :* Uwielbiam Lucyfera i Vina tak samo Jak naszego Lorda Rozpusty i Lorda Chciwości no i oczywiście...tak właściwie to wszystkie part bez wyjądku są genialne!!! Czekam już na kolejny rozdział >3
    Pozdrawiam OfeliaRose
    * a I zapraszam na mojego bloga ofeliaroseopyaoi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Hariatan jest taki słodziutki *.* Nie mogę się doczekać dotarcia Lucyfera do pałacu. To może być ciekawe. Życzę dużo weny.

    OdpowiedzUsuń
  5. HarfLarf są tak słodcy, że to jest straszne. Vin chciał dobrze, a tu znów wyszły cuda. Niech on się w końcu pogodzi z Lucyferem, a ten niech mu zdejmie maskę :( Oprócz tego współczuję Otisowi, złapali jego aniołka. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży. Dobry masz nos skoro wyczuwasz katastrofę. Może nie będzie zbyt duża, ale...:)
    Pozdrawiam
    LM

    OdpowiedzUsuń