Mon
nalegał, by zjechać do skarbca na samym dole. Lucyfer podejrzewał,
że powodem tego była burza uczuć, jaką wywoływało w Lordzie
Chciwości spotkanie z Modem. Góry złota piętrzące się w
przypominającym smoczą jaskinię pomieszczeniu uspokajały
złotookiego. Zawsze chował się tutaj, kiedy Pan Rozpusty wyjątkowo
mu dopiekł w ich kłótniach i tylko Belphegor był w stanie
wyciągnąć przyjaciela z jego zacisza. Dlatego też Lord Lenistwa
krzywo patrzył na Asmodeusza i w razie czego miał zamiar sprawić,
by ten pożałował jakiejkolwiek krzywdy wyrządzonej
Mammonowi.
Jednak Lucyferowi widok pieniędzy nie poprawiał
nastroju, przez co wyszedł ze skarbca tak samo nachmurzony jak
wcześniej. Jego myśli nieustannie zbaczały w kierunku Vina,
wypełniając umysł na podobieństwo dławiącego dymu podczas
pożaru. Książę wiedział, że nie potraktował go sprawiedliwie,
w końcu skąd mężczyzna mógł wiedzieć, jakie skojarzenia wywoła
w jego ukochanym poranna ucieczka z łóżka? Blondyn był przekonany
o słuszności swojego czynu i nie spodziewał się takiego wybuchu.
Mimo to nie musiał przecież od razu zaczynać kłótni. Myślałby
kto, że wierny książęcy szczeniaczek zrobił się taki
wyszczekany...
- Więc Luciu, porozmawiajmy o tym, co
zrobiłeś dziś rano - przerwał jego rozmyślania Mammon, a Lord
Pychy poczuł chłodny dreszcz przechodzący wzdłuż kręgosłupa.
Czyżby Mon wszystko słyszał...?
- A co zrobiłem? - zapytał,
jak gdyby nigdy nic.
- Ty mi to powiedz. Od rana przypominasz
najeżoną błyskawicami chmurę burzową - złotooki pokręcił
głową. Nie dał się złapać na grę przyjaciela, zbyt długo już
się znali.
- Bo oszczędzasz na miękkich materacach i
jestem cały obolały - wzruszył ramionami Lucyfer, na co Mammon
uniósł sceptycznie brwi. Władca prychnął, machając ogonem
wściekle. - Dobra, pokłóciłem się z nim.
- Przysłałem ci go
na noc, żebyś się z nim przespał, a nie kłócił! - jęknął
Lord Chciwości, przesuwając dłonią po twarzy z zupełnym
zrezygnowaniem. Jego plan był genialny, jak można było go
popsuć?!
- Spałem z nim! Znaczy, bez seksu, ale i tak prawie nic
na sobie nie miał... - policzki Lucyfera z każdym słowem płonęły
głębszym szkarłatem. - Ale potem obudziłem się rano i go nie
było! Wiesz, jak się poczułem?!
- Oj, Lu... - westchnął
Mammon. Rzeczywiście, nie mógł winić księcia za jego złość.
-
Jak tylko go zobaczyłem, to wygarnąłem mu wszystko w twarz...
Zdenerwował się i trochę sobie powspominaliśmy... Rany, raz
powiedziałem, że stać mnie na więcej niż służący i od tamtej
pory trzyma się na dystans, drażni mnie to! Przeprosiłem go już,
a on dalej robi wielki dramat, bo jest tylko służącym i co inni
pomyślą... - wybuchnął Lucyfer, zaciskając dłonie w pięści z
bezsilności.
- Przeprosiłeś go, Lucek? Jesteś tego
pewien? - Lord Chciwości domyślał się, że dla przyjaciela
przeprosiny oznaczały jakąś pokrętną próbę wytłumaczenia, iż
wcale nie miał na myśli tego, co powiedział. Władca Piekła nie
przepraszał, to stało poniżej jego godności.
- Przeprosiłem!
- upierał się książę. - I nie zrobię tego drugi raz. Miałem
pełne prawo się zdenerwować.
- A on miał pełne prawo nie
wiedzieć, o co się wściekasz - przewrócił złotymi oczyma
Mammon. - Oj Luciu, tylko naważysz sobie piwa.
- Nie piję piwa.
Tylko wino, albo herbatę - burknął Lucyfer, w głębi duszy
świadom, że Lord Chciwości jak zwykle ma rację.
~***~
W
biurze zastali Lavoro, tym razem w towarzystwie mężczyzny o białych
włosach posplatanych w miliony cieniutkich warkoczyków zebranych w
kucyk i dziwnych, rdzawych oczach. Poza tym korytarz roił się od
innych urzędników, którzy najwyraźniej mieli przerwę i
wykorzystali ją, by napić się herbaty lub kawy. Sekretarz Mammona
natomiast nawet nie ruszył się od swojego biurka i uparcie
przekładał papiery, a jego mina mówiła, że średnio cieszy się
z wizyty rdzawookiego.
- Dzień dobry, Lavoro, witaj,
Kalathielu - rzekł Lord Chciwości, uśmiechając się do nich.
Okularnik natychmiast rozbłysł szczęściem.
- Panie Mammonie,
brakowało nam pana - zawołał, przechodząc obok towarzysza, by
ścisnąć rękę przełożonego. - Och, i wasza wysokość
oczywiście! - skłonił się pospiesznie, jakby dopiero co zauważył
Lucyfera.
- Dziękuję - Mammon klepnął go lekko w ramię i
spojrzał na białowłosego. - A ciebie co tu sprowadza, Kal?
-
Szukałem ciebie, oczywiście - demon uśmiechnął się zawadiacko.
Był generałem Lorda Chciwości, jednym z aniołów, które razem z
księciem opuściły Niebo, ale odłączyły się od niego i żyły w
lasach, unikając całego zamieszania związanego z budową państwa.
Mammon jednak odnalazł Kalathiela wraz z towarzyszącą mu grupą i
po jakimś czasie udało mu się ich przekonać, by przyłączyli się
do niego.
- Mnie? A o co chodzi? - zdumiał się
zielonowłosy. Generał szybko wyjaśnił mu jakąś sprawę, którą
Lucyfer średnio zrozumiał. Wychodziło na to, że jakiś szlachcic
odbił innemu jego narzeczoną i przez to rozpoczęła się wojna
między nimi. Jednego z nich znaleziono rano martwego, zaś drugi był
najbardziej podejrzany.
- Chcesz, żebym przydzielił im
prawnika, tak? Kal, jak nie ma wojny to chyba się strasznie nudzisz
- Mammon uśmiechnął się pod nosem i na kartce zapisał jakiś
adres. - Proszę, on da sobie radę. A jak odmówi, zawsze możesz
poprosić Rosendo o pomoc.
- Wuj wyjechał - wtrącił Lavoro. -
Ale myślę, że jest paru innych, którzy mogą pomóc. Co pan na
to, żebyśmy się przeszli i popytali... Albo poszli potem na
kawę... - jego policzki pokryły się lekkim rumieńcem, a wzrok
pobiegł gdzieś w bok. Lucyfer zmarszczył brwi. Nie podobały mu
się zaloty tego dzieciaka.
- Obawiam się, że Lord Mammon, mając
gości nie może tak po prostu marnować czasu. Kalathiel świetnie
poradzi sobie z szukaniem prawnika, mam rację? - zapytał
białowłosego, a ten potwierdził. - W takim razie pora na nas, Mon,
trzeba jeszcze odebrać moje nowe buty od szewca.
Mon skinął
głową, dziękując w duchu za zaradność przyjaciela i wyszli
zanim biedny Lavoro miał szansę coś powiedzieć.
Kiedy
drzwi się za nimi zamknęły, rdzawooki spojrzał na sekretarza z
chytrym uśmieszkiem.
- Oj, chyba dostałeś kosza - zauważył
złośliwie. Lavoro zbył go, układając jakieś dokumenty w
milczeniu. - Słuchaj, też przez to przechodziłem. Nie masz szans u
Mammona. On był zakochany w Asmodeuszu od pierwszego wejrzenia i
jestem pewien, że twój wuj już nie raz cię o tym informował.
Jego uczucia są starsze niż ty.
- Tylko, że kiedy ten dupek się
na niego wypnie to ja będę go pocieszał. Wtedy zrozumie, kto jest
naprawdę go wart - syknął czarnowłosy, wściekły, że Kalathiel
wtrąca się w nie swoje sprawy. Dobrze wiedział, że demon był
kiedyś zakochany w Mammonie, a jego próby zniechęcania odbierał
jako chęć pozbycia się rywala.
- Mówię to dla twojego
dobra, żebyś się nie zawiódł jak ja! - zawołał generał,
łapiąc go za ramię ze złością. - Jak możesz być taki
dziecinnie ślepy!? Tylko wprawiasz go w zakłopotanie, bo nie chce
cię zranić, ale też nie jest zainteresowany!
- Skąd ty możesz
to wiedzieć?! - warknął Lavoro.
- Bo znam go dłużej, niż ty
jesteś na świecie! Jeśli go tak kochasz, to przestań samolubnie
sprawiać mu kłopot. Mammon jest dorosły, więc pozwól mu
rozwiązać jego sprawy jak dorosłemu - Kalathiel zabrał z jego
biurka karteczkę od Lorda Chciwości i wyszedł z biura, trzaskając
drzwiami.
~***~
Vin siedział w salonie u
Mammona, leniwie wciskając klawisze pianina. Na zewnątrz śnieg
jakby poszarzał, a niebo zasnuły ciemne chmury. Może nadchodziła
burza? Co z tego, skoro on własną już przeżył? Dlaczego książę
się tak wściekł? Czyżby miał już dość tego wycofywania się?
Fakt, odkąd uświadomił sobie, że jako służący nie powinien
mieć romansu z władcą, oddalił się od Lucyfera. Czy to
frustracja z tym związana gromadziła się w Lordzie Pychy i w końcu
wybuchła przez ten jeden głupi wybryk? Gdyby tylko wiedział,
zostałby na pewno...
- Hej - rozległ się ponury głos od drzwi.
Zaskoczony blondyn obserwował, jak Larf siada obok niego przy
instrumencie, zupełnie zasępiony.
- Co ci? - zapytał, kładąc
przyjacielowi rękę na ramieniu.
- Uciekam przed Hariatanem -
wyznał miodowooki, podciągając kolana pod brodę.
-
Czemu? - Vin nie mógł uwierzyć w to, co słyszy. Wiedział, że
niesforna dwójka w końcu się zeszła, dlaczego więc Larf miałby
nagle unikać ukochanego?
- Wiesz, u Asmodeusza mieliśmy wszystko
co było nam potrzebne do seksu, spaliśmy prawie nadzy, a on i tak
nawet mnie nie dotknął... Mówiłem sobie, że to nic, w końcu
dopiero zaczęliśmy być razem, a on pewnie wolałby nie zaliczyć
jakiejś wpadki... Wiesz, dziecko czy coś... Ale w końcu skończyło
się na tym, że unikam go jak idiota - westchnął służący.
-
No patrz... A ja pokłóciłem się z księciem - wyznał Vin, chcąc
trochę podnieść przyjaciela na duchu. - Więc obaj mamy
przerąbane.
- Znowu poszło o twoją pozycję? - zdziwił
się Larf, na co blondyn tylko wzruszył ramionami.
- Tak
trochę. Wściekł się, bo spaliśmy razem... Och, nie, do niczego
nie doszło - zapewnił szybko, widząc minę przyjaciela. - Ale ja
wyszedłem o świcie, żeby nikt nie wdział, że tam byłem.
-
Zostawiłeś go? - jęknął mniejszy demon, już zupełnie
pochłonięty problemem Vina. - Jeju, przecież on musiał się
poczuć jakby znowu był z Seriusem! Myślisz, że on zostawał z
księciem, aż ten się obudził?
Mężczyzna zbladł pod maską.
Więc to o to chodziło? Jak mógł być taki ślepy? Teraz zdawało
się to oczywiste, ale wcześniej nawet nie przyszło mu do głowy.
-
Cholera, jestem ostatnim debilem! - zawołał, zrywając się. -
Muszę z nim porozmawiać!
- Przydałoby się. Może chociaż
tobie coś wyjdzie - Larf spojrzał na niego spode łba. Vin położył
przyjacielowi rękę na ramieniu.
- Słuchaj. Myślę, że
Hariatan nie tyle nie chce się z tobą kochać, co po prostu uznał
waszą relację za zbyt młodą, by się do ciebie dobierać.
Powinieneś z nim o tym porozmawiać, na pewno się martwi, że przed
nim uciekasz - rzekł, lekko tarmosząc jego ładnie ułożone
włosy.
- Myślisz...? - szepnął niepewnie Larf, podnosząc na
niego lśniące oczy.
- Jasne! W końcu sam miałem na
ciebie ochotę, pamiętasz? - Vin szturchnął go z uśmiechem. - Ja
wyjaśnię sobie wszystko z księciem, kiedy tylko wróci z miasta,
ale tobie radzę pójść natychmiast i znaleźć
Hariatana.
~***~
Larf znalazł
kapitana w jego pokoju. Mężczyzna właśnie drzemał w najlepsze,
leżąc wygodnie na łóżku i obejmując jedną ręką poduszkę. W
ogóle nie wyglądał jak wielki wojownik i służący pomyślał, że
tą jego stronę chciałby oglądać częściej. Wdrapał się na
łóżko i przycupnął obok kochanka, bawiąc się jego włosami z
zafrasowaną miną. Czy mieliby szansę założyć rodzinę? Jak
Hariatan sprawdziłby się w roli męża? W końcu całe życie
spędził na wydawaniu rozkazów, co gdyby okazał się taki również
w życiu prywatnym? Larf zrozumiał nagle, że nie spędzili ze sobą
dużo czasu, a ten, który spędzili składał się głównie z
dukania pojedynczych słów i nieporozumień. Trudno było zbudować
na tym jakiś sensowny związek.
- Larf? - nawet nie
zauważył, kiedy oczy żołnierza się otworzyły, ale ku swemu
zdumieniu nie zareagował gwałtownie, tak jak zwykle. - Och, Larf -
Hariatan usiadł prosto i wziął go za ręce, patrząc w miodowe
oczy. - Myślałem, że mnie unikasz.
- Bo unikałem - potwierdził
służący. - Ale koniec z tym. Przyszedłem zapytać cię, czemu nie
chciałeś się ze mną kochać, kiedy byliśmy u Asmodeusza. Teraz
jednak chyba rozumiem...
- Nie, to nie tak, że nie chciałem! -
zaprotestował kapitan. - Po prostu... Myślałem, że cię
wystraszę. Przecież nigdzie się nam nie spieszy, a mi zależy na
tym, żebyś się czuł dobrze.
Larf przez chwilę patrzył na
niego, zupełnie zaskoczony. Nie spodziewał się, że Hariatan
wyjaśni mu wszystko tak... Bez ogródek. Bez jąkania się. Bez
zakłopotania. To było urzekające, ale w zupełnie inny sposób niż
piękna sylwetka i bojowe umiejętności wysokiego rangą
wojskowego.
- Dziękuję - uśmiechnął się, biorąc twarz
kapitana w ręce i delikatnie całując go w czoło. - To słodkie.
-
Jestem poważny, Larf - Hariatan musnął wargami wierzch jego dłoni.
- Nie poddam się tak łatwo.
- Więc stwórzmy coś trwałego,
dobrze? - Larf wpakował mu się na kolana i oparł głowę o jego
ramię, przymykając oczy. Kapitan schował nos w jego włosach,
pozwalając sobie na lekki uśmiech.
~***~
Vin
czekał, aż książę wróci, ale po kolacji nie miał okazji go
złapać. Położył się zatem, lecz sen uparcie nie przychodził.
Zaczął układać w głowie najrozmaitsze scenariusze, według
których mogła przebiec ich rozmowa, jedne kończące się
pogodzeniem, inne zaś kolejną kłótnią, jeszcze gorszą od
poprzedniej. Miał ochotę iść do Lorda Pychy i porozmawiać z nim
w tej chwili, ale dobrze wiedział, że senny Lucyfer to
niezadowolony Lucyfer i lepiej jednak poczekać do rana. Rano zdawało
się jednak okropnie daleko, gdy leżąc na plecach wsłuchiwał się
w monotonne tykanie zegara.
W końcu, kiedy ledwie udało mu
się zasnąć, znajomy głos na powrót pociągnął go do
rzeczywistości.
- Vinraelu. Vinraelu, zbudź się. - Lucyfer
całkiem rozbudzony szarpał jego ramię. Na widok niepokoju w
szkarłatnych oczach księcia, blondyn natychmiast otrząsnął się
z sennego otępienia.
- Co się stało? - spytał, kładąc rękę
na ramieniu władcy, by go chociaż trochę uspokoić.
- W pałacu
złapano anioła - rzekł cicho Lord Pychy. - Zaraz tam wyruszam.
Biorę ze sobą Hariatana, więc to ty jesteś odpowiedzialny za
oddział i sanie.
- Pojadę z tobą! - zaprotestował Vin, z
trudem przetrawiając te wszystkie informacje. Skąd anioł w pałacu?
Czy komuś coś się stało?
- Nie. Sam będę podróżował
szybciej. Ty jesteś potrzebny tu - warknął książę, zamaszystym
krokiem opuszczając pokój.
Przecież bierzesz ze sobą
Hariatana, pomyślał z goryczą blondyn, ale posłusznie się ubrał
i podążył za władcą na dziedziniec.
Tam już czekał Mammon,
trzymając w dłoniach lejce tego samego konia, na którym zwyciężył
wyścig.
- Dolar jest moim najszybszym wierzchowcem - zapewnił
przyjaciela, pomagając mu wsiąść na grzbiet ogiera. -
Przyzwyczaiłem go też do dłuższych dystansów, więc będziecie
na miejscu w mgnieniu oka. Masz w ogóle pojęcie, skąd anioł w
pałacu?
Książę sposępniał nieco. W liście, którzy
przyniósł rano kruk było napisane, że skrzydlatego wpuścił
Ortis, ale trudno było w to uwierzyć. Czemu uczeń Nicka miałby
współpracować ze skrzydlatym? Co anioł w ogóle miałby robić w
Piekle? Przecież przygotowywali się do podpisania pokoju, a każde
podejrzane działanie mogło zaważyć na decyzji o jego zawarciu.
Czyżby Gabriel mu nie ufał?
- Jak dojadę, to zobaczę, Mon -
rzekł wymijająco. - Hariatanie!
- Jestem gotów, książę -
kapitan zatrzymał konia u boku Lorda Pychy. Mammon kazał otworzyć
bramy posiadłości i dwa wierzchowce wystrzeliły do przodu,
zostawiając po sobie jedynie ślady podków na ubitym śniegu.
___________________________________________________
WR: Ojej, nie gryźcie, z tym zawieszaniem bloga to tylko takie myśli, Scarlett za Chiny by mi nie dała tego zakończyć ^ ^" Ale cieszę się, że komuś zależy, żeby to czytać : D Coraz bardziej zbliżamy się do turnieju, a co potem... Hm, kto wie~~
SC: Biedny Lavoro, he wants to be noticed by his senpai.... Po prostu mała ilość komentarzy Rabitto demotywuje i mi tutaj jęczy, że nie chce jej się pisać, no to co poradzić =3= Mammon i jego fetysz pieniędzy, nawet konia nazwał Dolar xD HarLarf jest słodkii.... A Ortis będzie musiał przedstawić Luckowi swojego chłopaka.... Ale to w przyszłą sobotę~~
O moj boze. Ja chce Lavoro! Kocham go po prostu no! Jestem pewny, ze on bedzie z tym typkiem :D
OdpowiedzUsuńW ogole fajny rozdzial, ale ja uwielbiam Lavoro i chce tylko jego <3
Pozdrawiam
Damiann
Moje dwa słodziaki. Pomimo tego, iż Hariatan jest zaprawionym w boju generałem, nie mogę na niego patrzeć inaczej, jak w kategorii najsłodszych pluszowych misiów xD
OdpowiedzUsuńWięc Ortis i anioł wpadli, no cóż zdarza się. Teraz Lucek leci na złamanie karku tylko po to, żeby usłyszeć o kolejnych perypetiach miłosnych swoich poddanych xd Może coś go po tej akcji tknie i uzna, że miłość nie zna granic? Chociaż to bardziej Vin powinien przekonać się co do tego stwierdzenia. No ale poczekamy, zobaczymy :)
Dużo weny ^^
O rany *.* wpadłam na tego bloga przez przypadek i jestem zachwycona<3 Bardzo mi się podobają perypetje miłosne demonów I pierzastych :* Uwielbiam Lucyfera i Vina tak samo Jak naszego Lorda Rozpusty i Lorda Chciwości no i oczywiście...tak właściwie to wszystkie part bez wyjądku są genialne!!! Czekam już na kolejny rozdział >3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam OfeliaRose
* a I zapraszam na mojego bloga ofeliaroseopyaoi.blogspot.com
Hariatan jest taki słodziutki *.* Nie mogę się doczekać dotarcia Lucyfera do pałacu. To może być ciekawe. Życzę dużo weny.
OdpowiedzUsuńHarfLarf są tak słodcy, że to jest straszne. Vin chciał dobrze, a tu znów wyszły cuda. Niech on się w końcu pogodzi z Lucyferem, a ten niech mu zdejmie maskę :( Oprócz tego współczuję Otisowi, złapali jego aniołka. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży. Dobry masz nos skoro wyczuwasz katastrofę. Może nie będzie zbyt duża, ale...:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
LM