Pomimo
swoich słów, Mammon nie wrócił do własnego pokoju. Właściwie
nawet żadnego nie miał, bo Asmodeusz widać z góry założył, że
noc spędzą razem i to niekoniecznie na śnie. Wcześniej bywał w
posiadłości Pana Rozpusty i zawsze zatrzymywał się w tym samym
miejscu.
Kiedy wszedł, Mod siedział na łóżku w samym
ręczniku, wycierając wiśniowe włosy. Na widok drugiego szlachcica
uśmiechnął się wyczekująco i wyciągnął rękę. Mammon szybko
pozbył się marynarki i rzucił ją na fotel, poluzował krawat i
usiadłszy na kolanach Pana Rozpusty zaczął rozpinać guziki
koszuli. Rudy złapał go za nadgarstki i pocałował namiętnie w
usta. Kiedy stracili oddech, odsunęli się od siebie i Mod objął
złotookiego ramionami w pasie.
- Gdzie się błąkałeś? -
spytał, opierając brodę na klatce piersiowej Lorda Chciwości.
Mammon przeczesał jego włosy palcami z uśmiechem.
- Może byłem
u innego przystojnego demona...? - zamruczał zaczepnie.
-A
niby po co miałbyś być, skoro masz tu mnie? - odpowiedział
pytaniem Asmodeusz i znów go pocałował. To był argument nie do
odrzucenia i zielonowłosy zaśmiał się, drapiąc lekko rudego po
głowie.
- Rozmawiałem z Luckiem - wyjaśnił. -
Powiedziałem mu, że nie powinien się tak wzbraniać przed
miłością.
- Jaką miłością? - zdziwił się Pan
Rozpusty. - Lucek się zakochał?
Mammon pokręcił głową z
politowaniem i oparł czoło na czole kochanka.
- Modziu, jesteś
taki krótkowzroczny - westchnął głosem pełnym dziwnego żalu i
rozczarowania. Brzmiało to, jakby zupełnie nie chodziło o księcia.
Asmodeusz z zaskoczeniem spojrzał w złote oczy drugiego szlachcica,
ale ten tylko pokręcił głową i uśmiechnął się kusząco.
-
Weź mnie - zamruczał Panu Rozpusty do ucha i zanim ten zdążył
zaprotestować, pocałował go, wywracając do tyłu na
łóżko.
~***~
Kochali się całą noc i
nad ranem Mammon zasnął z głową na ramieniu Pana Rozpusty. Mimo
to nie żałował - nie widzieli się od dawna i zaczęło mu już
brakować bliskości Asmodeusza. Po buncie Lucyfera przyjeżdżał do
niego co miesiąc, chcąc odzyskać pieniądze, które Lord
Nieczystości winien był skarbowi państwa, by ustabilizować
finanse po wieloletnim kryzysie. Rudy jednak za każdym razem w jakiś
sposób zdołał zaciągnąć go do łóżka (nie, żeby wymagało to
z jego strony zbyt wiele wysiłku) i kolejnego ranka Mammon wyjeżdżał
w pośpiechu, aby zdążyć na jakieś ważne spotkanie. Dopiero
niedawno zaczęli spotykać się częściej pod jakimś głupim
pretekstem i szybko do tego przywykli. Tak długa rozłąka była
wręcz nieznośna.
Mod natomiast zdrzemnąwszy się godzinę,
otworzył szmaragdowe oczy i jego spojrzenie spoczęło na Lordzie
Chciwości. Wyglądał zupełnie inaczej niż zazwyczaj. W pracy jego
włosy były mocno potraktowane żelem, a ciało skrywał elegancki
garnitur. Teraz niesforne kosmyki opadały mu na czoło, a usta były
delikatnie rozchylone. Zdawał się zupełnie odsłonięty i
bezbronny. Asmodeusz pragnął być jedynym, który widzi tą jego
stronę, ale... Z drugiej strony wiedział, że ich relacja opierała
się tylko na seksie. Mammon nie byłby mu w stanie wybaczyć tych
wieków wzajemnej nienawiści i wszystkich raniących słów, które
wyszły z ust Pana Rozpusty. Mod zmarnował swoją pierwszą i jedyną
miłość bezpowrotnie, zanim jeszcze potrafił ją docenić.
Spojrzał
na worek złota stojący na stole. Lord Chciwości pewnie śnił
teraz o bogactwach ukrywanych w swym skarbcu, bo na jego twarzy
pojawił się lekki uśmiech. Piękny uśmiech, pomyślał szlachcic
z westchnieniem.
- Hej, złoty... Już pora wstawać -
wyszeptał we włosy Mammona, z żalem wyrywając go z sennych
marzeń. Zielonowłosy zamruczał z protestem, marszcząc brwi.
Asmodeusz przewrócił oczyma i delikatnie połaskotał go po
brzuchu, w miejscu które odkrył, gdy ostatni raz spędzali razem
noc.
- Moood! - miauknął Lord Chciwości, odruchowo łapiąc do
za dłoń, by powstrzymać drażniące uczucie. Jego złote oczy
spojrzały na Pana Rozpusty z wyrzutem.
- Skoro chciałeś się
kochać całą noc, to chociaż ponieś odpowiedzialność - ofuknął
go.
- Ależ nie byłem jedynym, który tego chciał -
zauważył z szerokim uśmiechem Asmodeusz.
- Tym lepiej dla
ciebie - Mammon usiadł, przeciągnął się i wstał, by zabrać
swoje ubranie, całkiem nagi.
- Jesteś piękny, Monuś -
zamruczał z aprobatą Pan Rozpusty, pochłaniając wzrokiem jego
smukłe ciało.
- O rany, nie dziwię się, że wszyscy do
ciebie lgną, skoro po seksie tak sypiesz komplementami - Lord
Chciwości uniósł brwi, patrząc przez ramię, by zobaczyć jego
wyraz twarzy. Czy tylko mu się wydało, że kąciki ust rudego lekko
opadły?
- A gdybym ci powiedział, że mówię je tylko tobie? -
zapytał zaraz zadziornie.
- Oczywiście bym nie uwierzył... -
odparł Mammon, bardzo się starając, by w jego głosie nie było
słychać żalu.
- No wiesz? Nie jestem aż takim kłamcą... -
Asmodeusz pokręcił głową z westchnieniem. - No nic, chodź, bo
Lucek będzie znowu marudził.
~***~
Przez
rozmowę z Mammonem Lucyfer przez kolejne parę dni nie potrafił
spojrzeć Vinowi w twarz tak, by nie nachodziły go wizje wyznawania
sobie uczuć i innych głupich, ckliwych rzeczy. Na szczęście Mod
pilnował, aby jego goście się dobrze bawili, przez co książę
rzadko miał okazję przebywać z służącym sam na sam. Mimo to
pora ich wyjazdu zbliżała się nieubłaganie i władca zdawał
sobie sprawę, że wkrótce nie da rady unikać blondyna bez
wzbudzania podejrzeń.
Mieli wyjechać z posiadłości
Asmodeusza rano i zatrzymać się na nocleg w Akarosso, Czerwonym
Mieście, stolicy okręgu nieczystości. Tam też Pan Rozpusty się
od nich odłączał i dalej jechali z samym Mammonem aż do Valuty,
położonej niedaleko granicy tych dwóch części Piekła.
Akarosso
okazało się zupełnie inne niż wszystkie miasta, które Vin
dotychczas widział. Wysokie, piętrowe budynki z balkonami łączył
system mostków w powietrzu. Nad chodnikami górowały zaśnieżone
pomniki istot, które przypominały psy zmieszane ze smokami, a
wszystko to pomalowano na ceglastoczerwony kolor. Gruba śniegowa
pierzyna zdążyła już się zgromadzić na brzegach chodników, a i
bliżej środka naruszało ją niewiele śladów przypadkowych
przechodniów. Panowała cisza i spokój, jakby miasto spało,
oczekując na coś nieuchwytnego. Nie tak Vin wyobrażał sobie
Czerwoną Stolicę, która bądź co bądź była centrum okręgu
rozpusty.
Wciąż było jasno, kiedy zatrzymali się przy jednym z
lokali. Chociaż napis przy drzwiach informował, że jest to hotel,
Mod wyraźnie dał im do zrozumienia, że są tam też dostępne inne
usługi.
Wieczorem udali się do teatru. Akarosso po zmroku
zmieniało się w istny chaos. Ulice roiły się od przechodniów
szukających uciechy i sań ciągniętych przez leniwe muły.
Czerwone światło lampionów porozwieszanych na balkonach i przy
daszkach malowało chodniki i leżące przy nich zaspy śniegu
ciepłymi blaskami, dookoła panował hałas i gwar. Przy wejściach
do budynków stały wyzywająco poubierane seksowne diablice i
delikatne, niezwykle urodziwe demony, gwiżdżąc na co lepiej
wyglądających przechodniów. Wystrojeni szlachcice mijali się z
obdartymi pijakami, a każdy pędził za swoim interesem. Dopiero
teraz zrozumieli, czemu Asmodeusz nalegał, by szli piechotą. W
takim tłoku dotarcie do teatru saniami zajęłoby im godzinę.
Kiedy
jakiś demon w obcisłych spodniach i koszuli rozpiętej niemalże do
pasa zaczął nawoływać w ich kierunku, Vin odruchowo objął
Lucyfera ramieniem. Na pytające spojrzenie księcia uśmiechnął
się tylko przepraszająco.
- Nie chcę cię zgubić - rzekł
miękko, na co władca spłonił się rumieńcem, znowu wspominając
do czego się przyznał Mammonowi. Zauważył, że idący przed nimi
Hariatan mocno trzyma Larfa za rękę, Asmodeusz zaś położył dłoń
na plecach Lorda Chciwości, kierując go tym samym pomiędzy
demonami. Reszta ich obstawy została w hotelu.
- Puść, bo
będą się gapić - mruknął cicho Lucyfer, spoglądając na swego
służącego z wyrzutem, ten jednak tylko lekko potarł jego ramię.
-
Spokojnie, wszyscy są zajęci sobą - powiedział uspokajająco.
-
Wyglądamy jak para kochanków - książę nerwowo zamachał ogonem,
sam niepewien dokąd zmierza ta rozmowa.
- Tak? A zatem mam
szczęście - Vin uśmiechnął się, chyba nieświadom ile czułości
było w jego oczach, Lucyfer jednak ją dostrzegł i zadrżał lekko.
Mężczyzna przy jego boku go kochał, więc czemu tak bardzo się
powstrzymywał?
- Chociaż raz jest mi dane tak przy tobie
wyglądać - dodał jeszcze blondyn. - Nikt nie zwraca uwagi na tyle,
by dostrzec, że jesteś księciem.
- To czemu ty
zwracasz...? - zapytał cicho władca. - Vin, przecież już ci
mówiłem...
- Jesteśmy na miejscu! - zawołał radośnie Mod,
zatrzymując się przed wejściem do jednego z budynków. Vin szybko
zabrał rękę z ramienia Lucyfera i otworzył przed nim i Lordami
drzwi.
W środku czekali na nich Berethi i Lilith. Na widok
Mammona, białowłosy generał Asmodeusza cały się najeżył.
-
Co on tu robi? - warknął Panu Rozpusty do ucha, kiedy ten oddawał
swój płaszcz do szatni.
- Spokojnie, Rethi, Mon jest ze mną na
randce - rzekł rudy na cały głos, szczerząc zęby w stronę
ukochanego. Ten tylko uniósł brwi z kpiącym uśmieszkiem.
-
Tylko dlatego, że płacisz, „kochanie” - odparł.
-
Ach, gołąbeczki - westchnęła Lilith. - Miłość jest taka
piękna. Cóż, Rethi, chyba niepotrzebnie ubrałeś dziś seksowną
bieliznę.
Berethi wyglądał jakby miał ochotę ją udusić, ale
Asmodeusz chyba nie dosłyszał tej zaczepki, bo już szedł w stronę
Mammona, by jak prawdziwy dżentelmen wziąć jego kurtkę. Złotooki
jednak przytrzymał go na chwilę przy sobie.
- Twój generał się
w tobie podkochuje? - zapytał zaczepnie, przesuwając dłonią po
karku rudego.
- Że Berethi? No coś ty, jesteśmy przyjaciółmi
- rudy spojrzał na niego z zaskoczeniem.
- Czyli z nim
sypiasz - przewrócił oczyma Mammon.
- No... Zdarzało się, ale
już dawno nie... Hej, jesteś zazdrosny? - Pan Rozpusty wyszczerzył
zęby, obejmując Lorda Chciwości od tyłu.
- Oj! - wykrzyknął
ten, zaskoczony nagłym gestem Moda. - Nie jestem, po prostu mi go
szkoda. Wygląda jakby wciąż robił sobie nadzieję na coś więcej
- mruknął, czule bawiąc się włosami drugiego demona.
-
Wiem, że jestem oszałamiający, mój złoty, ale nie każdy musi
się we mnie na zabój zakochać - zaśmiał się Asmodeusz. - No
chodź, bo zaraz się zaczyna.
Powiedziawszy to, lekko klepnął
Mammona w pośladki i wprowadził ich do loży.
Teatr był
wypełniony po brzegi. Dziś jeden z najlepszych aktorów miał swój
ostatni występ przed zakończeniem kariery i wszyscy fani zapragnęli
go pożegnać. Chłopaka wychował właściciel teatru, on też
odkrył jego niezwykły talent. Vin musiał przyznać, że w swej
roli młodego kochanka rozdartego między tajemniczym, ślepym
aniołem uwięzionym w lochach twierdzy swego ukochanego a bogatym
narzeczonym, z którym od dzieciństwa łączyła go głęboka więź,
demon sprawdzał się wyśmienicie. Za życia blondyn często bywał
w teatrze i rzadko kiedy mógł doświadczyć tak wyśmienitej gry.
Mimo to trudno mu było skupić się na sztuce, mając obok księcia,
a za plecami Hariatana i Larfa szepczących sobie do ucha czułe
słówka. Lucyfer obserwował scenę uważnie i w skupieniu, dzięki
czemu służący mógł badać wzrokiem detale jego profilu. Ze
wszystkich demonów w Piekle musiał się zakochać akurat w
najważniejszym, prawda?
Spektakl skończył się sceną, w
której rozwścieczony narzeczony głównego bohatera zabija anioła
i swego ukochanego, a ten umierając mu na rękach wyznaje, że
pragnął tylko uwolnić skrzydlatego, po czym wróciłby do niego na
zawsze. Niestety było już za późno, bo Anioł Śmierci uwalnia
duszę demona, zostawiając niedoszłego męża w rozpaczy.
Po
przedstawieniu książę i para Lordów spotkała się z aktorami, by
pogratulować im dobrze wykonanej roboty. Davio grający głównego
bohatera miał ręce pełne bukietów kwiatów i wyglądał na
niezwykle wzruszonego. Szybko jednak otoczyła go kolejna rzesza
fanów, głównie młodych demonów i nastoletnich diablic w
eleganckich sukienkach.
- Szkoda, że odchodzi, lubiłem jak
grał - skomentował Asmodeusz z uśmiechem. - Jak wam się
podobało?
- Nie lubię dramatów - mruknął Lucyfer - Ale
rzeczywiście, chłopak ma talent. Wiesz, co chce teraz robić?
-
Chyba ktoś coś mówił o przeniesieniu się na łono natury... Nie
znam szczegółów - wzruszył ramionami Pan Rozpusty.
- No tak,
przecież w łóżku nie rozmawia się o takich głupotach -
wyszczerzyła zęby Lilith.
- Nie spałem z nim przecież! -
zaprotestował Mod, rzucając szybkie spojrzenie na Mammona. -
Aktorzy są zbyt zajęci, by poświęcać swój czas na seks.
-
Myślałem, że ty możesz mieć każdego - mruknął gorzko
Berethi.
- No pewnie, gdybym się odpowiednio postarał... - Lord
Nieczystości wydawał się zapędzony w kozi róg przez swoich
generałów i nie za bardzo wiedział jak z niego wybrnąć, by
zachować twarz przed złotookim szlachcicem, który obserwował go
uważnie, trzymając pod ramię.
- To czemu się nie postarasz? -
Lucyfer postanowił dorzucić swoje dwa grosze, wywołując na
policzkach Moda niespodziewany rumieniec. Zaskoczony Mammon położył
rękę na jego twarzy.
- No co? - zdziwił się rudy, na co Lord
Chciwości zachichotał tylko.
- Nigdy nie widziałem, żebyś się
rumienił - powiedział, patrząc na ukochanego z czułym
uśmiechem.
~***~
Po powrocie do
hotelu Larf szybko się umył i przemknął cicho do pokoju
Hariatana. Kapitan musiał się kąpać, bo w pokoju nikogo nie było,
a z łazienki dochodził cichy szum wody. Służący z uśmiechem
zwinął się na pachnącej pościeli. Hariatan w końcu poprosił
go, by spędzili razem noc i do tego w tak luksusowym miejscu.
Ciekawe, czy dojdzie do czegoś więcej... Raczej powinno, w końcu
co stało na przeszkodzie?
Znudzony miodowooki sięgnął po
książkę leżącą na stoliku nocnym i otworzył ją w pierwszym
lepszym miejscu. Całą stronę zajmował rysunek przedstawiających
parę przystojnych demonów, z czego jeden trzymał... Larf pisnął,
dopiero po chwili kojarząc co ma przed sobą i odruchowo odrzucił
książkę od siebie. Ukrył twarz w poduszce, czując gorąco
uderzające do policzków i próbując uspokoić walące serce. Tego
się nie spodziewał. Kiedy jego tętno zwolniło, usiadł prosto i
jeszcze raz sięgnął po Kamasutrę. Z wypiekami na twarzy rozpoczął
studiowanie kolejnych, coraz to bardziej karkołomnych pozycji. Nigdy
wcześniej nie miał czegoś takiego w rękach, bo też nie przyszło
mu do głowy, że jego uczucia kiedykolwiek zostaną odwzajemnione.
Teraz jednak okazja była niepowtarzalna i stwierdził, iż lepiej
przyswoić sobie to i owo, aby Hariatan nie zawiódł się za
pierwszym razem.
Nie zauważył nawet, kiedy kapitan wyszedł z
łazienki w samym ręczniku i stanął za nim, zaglądając mu przez
ramię. Dopiero ciche „oh…” uświadomiło go o obecności
kochanka. Odskoczył, gwałtownie zatrzaskując książkę.
- To
nie tak... - wyjąkał, chowając twarz w dłoniach.
- N-nie ma
problemu, w szafie znalazłem pejcze, obrożę i jakieś lateksowe
stroje... - odparł Hariatan, czerwieniąc się. - Widać taki
hotel...
- Racja, w końcu to okręg pana Asmodeusza... -
przytaknął z zażenowaniem Larf.
- No dobra, to idziemy
spać? - kapitan uśmiechnął się do niego i przez chwilę złotooki
patrzył na niego z niedowierzaniem. Spać? Tak po prostu? Nagle
zrobiło mu się głupio, że oczekiwał czegoś więcej. Przecież
Hariatan na pewno nie chciałby jeszcze seksu, niespodziewane
potomstwo byłoby mu nie na rękę...
- Dobranoc - powiedział
ciszej niż zamierzał i wślizgnął się pod kołdrę plecami do
mężczyzny.
- Dobranoc... - w głosie kapitana słychać
było lekkie zaskoczenie, ale po chwili Larf poczuł, jak materac się
porusza, gdy żołnierz próbuje znaleźć najwygodniejszą pozycję.
Służący z goryczą zamknął oczy i wtulił twarz w poduszkę.
-
Larfik... - przez chwilę jego serce zabiło szybciej, kiedy Hariatan
przytulił go of tyłu, lekko pocierając nosem jego kark, ale kiedy
po tym nie nastąpił żaden dalszy bardziej intymny kontakt,
zrozumiał, że nie ma na co liczyć. Trochę to bolało, ale
najwyraźniej kapitan nie odczuwał żadnego pożądania w stosunku
do niego. Z tymi ponurymi myślami zwinął się w kłębek i
zasnął.
~***~
Następnego dnia wyjechali
z Akarosso, pożegnawszy się z Modem, Lilith i Berethim. Rudy
najwyraźniej zafundował Mammonowi bardzo pracowitą noc, bo Lord
Chciwości wyglądał, jakby miał problem z utrzymaniem się na
nogach. Opadł ciężko na siedzenie w saniach i oświadczył, że
dopóki nie dojadą, nie rusza się stamtąd ani na krok.
-
Mod nie chciał jechać z nami? - zapytał go Lucyfer.
- Pewnie ma
lepsze zajęcia - westchnął złotooki. - Założę się, że
Berethi już nie może się doczekać, by mu pokazać swoją seksowną
bieliznę.
- Mon, on cię kocha... - pokręcił głową książę.
Twarz Lorda wykrzywił grymas.
- Nie mów tak, Lu. Nie chcę już
nigdy więcej robić sobie nadziei, bo... Nie wiem co zrobię, jak
znowu się zawiodę.
Władca pokręcił głową, kładąc rękę
na ramieniu przyjaciela. W tej samej chwili do środka wszedł Vin.
-
Możemy jechać - rzekł pogodnie, siadając obok księcia i
okrywając go lepiej futrami.
- Stęskniłem się za Valutą
- powiedział Mammonowi Lucyfer. - Jest taka... Normalna w porównaniu
do innych miast. U Lewiatana zawsze pałęta się pełno turystów, u
Bela na każdym kroku są jakieś magiczne cuda, Beelzebub w ogóle
żyje na wsi, a w miastach wszystko toczy się wokół szkół
gastronomicznych... O Modzie nie wspomnę. A u ciebie? Spokojni
urzędnicy, codzienne, monotonne życie...
- I bank -
rozmarzył się Mammon. - Oczywiście tam wpadniemy, prawda? Musisz
sprawdzić stan Skarbu Państwa?
- Jasne - przytaknął Lucyfer,
widząc, że odmowa strasznie by zawiodła złotookiego. - A po
Valucie wracamy do domu na turniej... - jego spojrzenie pobiegło do
Vina, ale ten tylko się uśmiechnął.
- Jestem gotów, mój
książę – zapewnił. W tym samym momencie Larf popędził konie i
ruszyli w dalszą drogę.
_________________________________________________
WR: To my z nowym rozdziałem~~ Jestem z niego całkiem zadowolona, Hariatan i Larf chyba jeszcze napotkają trochę problemów w swoim związku, a jak będzie z Vinem i Luckiem? Jak zauważyliście wrzuciłam na bloga ankietę, głosujcie na swoją ulubioną parę i komentujcie, bo nic tak nie zachęca do pracy :D Czuję, że zbliżamy się już do końca tej podróży...
O ! Jestem nawet pierwsza ! To tak : wasz blog zaczelam czytac dzisiaj i po prostu go pochlonelam <3 .. Najbardziej podoba mi sie Lucyfer i jego druga polowka . Bardzo mnie intryguje kto w tym zwiazku bedzie seme a kto uke , gdy mysle ze to rozgryzlam dzieje sie cos niespodziewanego i bec ! Koniec z moja teoria. Zycze weny i nie moge sie doczekac kolejnej soboty ( moj nowy ulubiony dzien tygodnia )
OdpowiedzUsuń~C.C
Na szczęście Thomas się zakochał i nie uciekł :P Powiedzmy, że miałam podobne myśli do twoich a propo Johna. Oj. Przeszłość i przyszłość lubi kopać. Niestety. Czasem za mocno i za dużo. W końcu moja zagadka rozwiązana! Jak to jest z waszym opowiadaniem :) Bo już nie wiedziałam czy pisać do "was" czy "ciebie" :P I czułam się jakbym miała rozdwojenie jaźni. Czy zamierzacie pisać coś potem?
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, wiele blogów czytałam, ale rzadko czekałam u kogoś na rozdział z utęsknieniem. Tak jest u was. Fakt, że ni zaglądam co sobotę, ale zawsze chętnie czytam nowy rozdział. W sobotę zaglądałam chyba o 17-18 to notki nie było więc zostawiłam do dzisiaj :) Wracając do treści. Ah te nie domówienia. Larh i Har są tak słodcy, że aż się człowiek rozczula. A te obawy Lucka, Asmodeusza i Mammona ... Mogę ich kopnąć w tyłek dla przyspieszenia!