Zostawiwszy
sanie przy niewielkiej posiadłości Mammona za miastem, para Lordów
i Vin pojechali konno do stolicy. Valuta rzeczywiście okazała się
najzwyklejszym z miast jakie do tej pory odwiedzili. Proste kamienice
stały rzędami przy ulicach, nie szczycąc się żadnymi wymyślnymi
zdobieniami, eleganckie demony przechadzały się po ulicach,
pozdrawiając sąsiadów i przystając czasem, by porozmawiać o
bieżących sprawach. W centrum znajdował się piękny, staroświecki
rynek z kamienną fontanną w kształcie smoka, z którego paszczy w
cieplejsze dni pewnie tryskała woda i wieżą zegarową. Od tego
miejsca też ciągnęła się główna ulica miasta prowadząca do
olbrzymiego budynku z białego marmuru. To właśnie on zdawał się
najbardziej odstawać od zwyczajnej reszty i Vin był bardzo ciekaw,
co się w nim znajduje. Mammon szybko go oświecił.
- Czyż nie
jest piękny? - zapytał rozmarzonym tonem wpatrując się w
bielejącą na tle zachodzącego słońca fasadę. - Nawet ten śnieg
wygląda przy nim na brudny... Nasz narodowy bank... Tyle złota, ile
się w nim kryje nikt nie widział na oczy...
- Tak, Mon, jutro
tam pójdziemy - Lucyfer pokręcił głową z uśmiechem. - Ale chyba
miałeś coś do zrobienia w biurze?
- Tak... Będziecie musieli
wybaczyć bałagan - rzekł Lord Chciwości, prowadząc ich do
wejścia do jednej z kamienic i otwierając drzwi kluczem. Schody
prowadziły do niewielkiego holu i paru pokoi, ciasnych lecz całkiem
przytulnych z biurkami zawalonymi dokumentami.
- Rany, naprawdę
nic nie ogarniają, kiedy mnie nie ma... - skrzywił się szlachcic,
układając niesforne kartki w schludne stosiki. Kiedy skończył,
wszedł do swego własnego gabinetu w głębi biura i zamarł. Na
jego krześle spadł w najlepsze czarnowłosy demon w okularach,
pochrapując cicho. Mammon warknął cicho, podszedł i potrząsnął
nim mocno.
- Mmm...? Och...! Pan Mammon! - zawołał ten,
przytomniejąc od razu, gdy rozpoznał twarz swego pracodawcy.
-
Co ty tu robisz, Lavoro?! - rozpoczął tyradę Lord. - Przecież już
dawno skończyliście pracę, prawda?
- Czekałem na pana! -
czarnowłosy zerwał się, łapiąc go za ręce. - Wyjechał pan i
myślałem, że gdyby wrócił pan... Ze złamanym sercem, to ktoś
musiałby pana pocieszyć... - spojrzał w bok z lekkim rumieńcem na
twarzy.
- Moje serce ma się dobrze, za to twój wuj pewnie umiera
z niepokoju. Kto cię w ogóle prosił, żebyś tu zostawał? A
gdybym nie przyszedł do jutra? - marudził Mammon, ale mężczyzna
zdawał się nie zwracać na to uwagi.
- Khem - chrząknął
Lucyfer i dopiero teraz okularnik zwrócił uwagę, że poza nim i
Lordem w biurze jest ktoś jeszcze.
- Och! Wasza wysokość! -
zawołał, kłaniając się z zażenowaniem.
- To mój sekretarz,
Lavoro - przedstawił go niedbale Mammon. - No dobra, zobaczyłeś
mnie to bierz konia i wracaj do domu. Ja mam jeszcze parę spraw do
omówienia z księciem.
- Tak jest! - przytaknął czarnowłosy,
po czym rzucił jeszcze swemu pracodawcy tęskne spojrzenie. - Panie
Mammonie...
- Jeszcze tu jesteś? - fuknął Lord i okularnik
wyszedł pospiesznie, przepraszając nerwowo.
- Ten dzieciak robi
do ciebie maślane oczy - zauważył Lucyfer, unosząc brwi.
-
Wiem, to kłopotliwe... - westchnął Mammon. - Ale go przecież nie
zwolnię z takiego powodu, zwłaszcza, ze to siostrzeniec
Rosendo...
- On? - zdziwił się książę. - To wuj mu nie
powiedział, że nie ma szans?
- Mówił, ale trudno do niego
dotrzeć - Lord pokręcił głową ze zrezygnowaniem. - Boję się,
że może być przez to jakiś dramat... No, nieważne, mam już co
chciałem, wracamy.
~***~
Lucyfer siedział na łóżku
gotów do snu, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę -
zawołał przekonany, że to Mammon, który nabrał ochoty na jakieś
przyjacielskie pogaduchy. Do środka jednak zamiast uśmiechniętego
Lorda Chciwości wszedł Vin z jakimiś papierami w ręku i bardzo
nietęgą miną.
- Pan Mammon poprosił, żebym ci to oddał,
książę... - rzekł cicho, usilnie starając się nie patrzeć na
niemalże prześwitującą koszulę nocną swego władcy.
- Ach...
Połóż na biurku... - Lucyfer zaczerwienił się lekko, ale nie
sięgnął, by okryć się kołdrą.
- Masz jeszcze jakieś
życzenia, książę? - zapytał Vin, odłożywszy dokumenty na ich
miejsce. Chciał się szybko ulotnić z tego pokoju. W dzień czuł
się przy księciu dobrze, ale gdy atmosfera była taka...
sypialniana, wolał nie wiedzieć jak szybko upadną jego
zahamowania.
- Mam - rzekł cicho Lucyfer, a jego czerwone oczy
zalśniły w półmroku jakimś dziwnym blaskiem. Serce Vina zabiło
szybciej.
- Tak? - zrobił krok w stronę łóżka, nie mogąc się
wręcz powstrzymać, by nie robić sobie nadziei. Książę patrzył
w dół, tocząc ze sobą wewnętrzną walkę, bo wydobycie z siebie
jakichkolwiek próśb zawsze sprawiało mu trudność. W końcu
jednak przemógł się i uniósł wzrok na Vina ze zdeterminowaną
miną.
- Zostań tu na noc. Mammon oszczędza na ogrzewaniu, a i
kołdra nie jest najgrubsza. Chciałbym, żebyś pomógł mi zachować
ciepło - rzekł rozkazującym tonem. Blondyn niepewnie usiadł na
brzegu łóżka. Serce waliło mu jak oszalałe, w głowie jedna myśl
goniła drugą, wątpliwości mnożyły się w zastraszającym
tempie, ale oto miał swoją szansę i nie zamierzał jej zmarnować.
Pierwszy raz kochał kogoś w taki sposób. Cóż z tego, że jego
wybranek był najważniejszym demonem w Piekle? No dobra, może i to
był problem, jednak świat znał historie miłosne pokonujące
większe trudności… Prawda?
- Vin... Zimno - Lucyfer przerwał
jego rozmyślania, machając z zażenowaniem ogonem.
- T-tak jest
- służący natychmiast zdjął kamizelkę i krawat, lecz przy
koszuli trochę się zawahał. Nie wstydził się swego ciała, wręcz
przeciwnie, uważał, że jest dobrze zbudowany, a intensywne
treningi jeszcze bardziej ukształtowały jego sylwetkę, ale czy
księciu naprawdę o to chodziło?
- No dalej. Nie będziesz
przecież spał w ubraniu - zamruczał cicho władca, układając się
pod kołdrą. Położywszy głowę na poduszce, obserwował spod
półprzymkniętych powiek, jak Vin powoli rozpina guziki koszuli i
ściąga ją, odsłaniając ramiona. Po jego skórze przeszedł
dreszcz chłodu. Lucyfer wcale nie przesadzał, Mammon oszczędzał
na ogrzewaniu. Kołdra jednak raczej ochroniłaby jego ciało przed
zimnem nawet bez udziału Vina, lecz o tym blondyn wiedzieć nie
musiał.
Mężczyzna zdjął i spodnie, zostając w samej
bieliźnie i przez chwilę pozwalając księciu podziwiać swoje
plecy i mocne nogi. Nie należał do typu mięśniaka, jak Mod, ale z
drugiej strony Lucyfer nigdy w takich nie gustował. Jasne włosy
urosły nieco, odkąd Vin pierwszy raz przybył do piekła i nadawały
mu bardziej nieokrzesanego wyglądu.
- Chodź tu - rozkazał
władca, klepiąc lekko miejsce obok siebie. Blondyn ułożył się
na łóżku obok niego i po chwili ręce Lorda Pychy objęły go za
szyję, a twarz znalazła się parę milimetrów od jego własnej.
-
Jesteś zimny... - wyszeptał Lucyfer, przesuwając delikatnie
opuszkami palców po odsłoniętym karku Vina. Służący zadrżał
lekko od tego dotyku.
- Sam powiedziałeś, że nie jest za
ciepło... - odparł cicho, nieumyślnie przerzucając się na
niższy, bardziej zmysłowy ton, którego zawsze używał w łóżku.
Książę uśmiechnął się przekornie i przysunął bliżej. Nie
był pewien, jak poprowadzić tą sytuację, jednak przy blondynie
jego umysł powoli przestawał funkcjonować. Wolał wyrzucić z
siebie zbędne myśli, iść na żywioł i zaakceptować to, jak
wszystko się potoczy. Może wyznają sobie miłość? Może zaczną
się kochać jak Mammon z Modem, namiętnie i do rana? A może po
prostu zasną w swoich ramionach? Każde z rozwiązań oznaczało
krok do przodu i Lucyfer czuł, że i tak wszystkie skończą się
tym samym.
- Lepiej...? - Vin przyciągnął go bliżej do siebie,
obejmując mocno. Książę przywarł do niego z westchnieniem. Dawno
nie leżał tak w czyichś ramionach. Serius raczej go nie przytulał,
czasem nawet nie zostawał do rana. W gestach blondyna zaś była
czułość i troska.
- O wiele... - wyszeptał Lord Pychy,
pozwalając, by jego ogon owinął się wokół uda mężczyzny.
-
Mój słodki książę - zamruczał z uczuciem Vin, chowając nos w
czarnych włosach.
- Kiedy wrócimy, zostanie nam miesiąc do
Nowego Roku... Podczas kryzysu nie obchodziliśmy tego zbyt hucznie,
przynajmniej w zamku, ale to wciąż jedno z ważniejszych świąt...
Pierwszy raz od dawna spędzę je z synami... - książę spojrzał w
górę z lekkim uśmiechem.
- Może wkrótce spędzisz je również
i z braćmi - blondyn zaczął bawić się jego kosmykiem,
przekręcając na plecy, by władca ułożył się z głowa na jego
ramieniu.
- Nie sądzę... - westchnął Lucyfer. - Ale teraz nie
czas na to.
Vin przesunął rękę na tył jego głowy i nachylił
się. Przez chwilę książę miał wrażenie, że służący go
pocałuje, więc zamknął oczy uniósł lekko brodę, jednak wargi
blondyna zamiast ust dotknęły jego czoła. Potem nosa. Potem
policzka. Trzymając dłoń na klatce piersiowej Vina, Lucyfer czuł
jak szybko bije jego serce i napełniało go to przyjemnym ciepłem.
Denerwował się, czyli mu zależało.
- Nie smuć się na zapas -
poprosił, przytykając czoło do czoła księcia. - Jestem pewien,
że wszystko się między wami ułoży.
Lord Pychy nie
odpowiedział, tylko przytulił się do niego mocniej i przymknąwszy
szkarłatne oczy zamruczał „dobranoc”.
~***~
Następny
poranek przywitał Lucyfera chłodnymi promieniami zimowego słońca,
niską temperaturą w pokoju i pustym łóżkiem. I o ile dwa
pierwsze książę byłby w stanie przeżyć, trzecie uderzyło go
jak grom z jasnego nieba, wywołując w jego głowie burzę
wątpliwości i pytań. Pewnym zdawało mu się, że to nie żadna
senna jawa przyszła do niego wczoraj wieczorem, ale prawdziwy Vin z
krwi i kości składał na książęcej twarzy delikatne, słodkie
pocałunki. Tego Vina jednak nie znalazł tam, gdzie być on
powinien, mianowicie u swego boku. I chociaż nie doszło między
nimi do żadnego znacznego zbliżenia, Lucyferowi mimowolnie
przypomniały się poranki, gdy Serius wymykał się z jego sypialni
już o świcie, przekonany, że jego kochanek śpi w najlepsze.
Czasem nie czekał on nawet do rana, tylko od razu po seksie
wychodził cicho, najpewniej by znaleźć kolejną naiwną
ofiarę.
Lord Pychy wręcz wyskoczył z łóżka i ubrawszy się
prędko, wypadł na korytarz niczym tykająca bomba gotowa w każdej
chwili wybuchnąć. To tak się go traktuje? Wieczorem pan milusiński
przytula, głaszcze, całuje, ale by z rana zostać przy jego boku to
już nie łaska?
Na swoje nieszczęście Vin również właśnie
wychodził z pokoju, zupełnie nieświadom, że w jego kierunku
zmierza burza z piorunami w postaci księcia Piekła. Ujrzawszy
ukochanego prącego ku niemu przez korytarz uśmiechnął się z
radością.
- Dzień dobry, mój słodki książę. Jak ci się
spało? - zapytał, gdy Lucyfer stanął przed nim z miną nie
wróżącą mu długiego żywota.
- Jak mi się spało? Hm,
pomyślmy... Może tak, jak tobie wymykało z mojego pokoju? Nie
sądziłem, że taki jesteś, ale widać popełniłem błąd -
warknął książę, uderzając ogonem powietrze.
- S-słucham? -
zająknął się zaskoczony służący. - Książę ja... Myślałem,
że będzie kłopot, gdy ktoś zobaczy, że wychodzimy razem rano z
twojego pokoju...
- Jestem władcą Piekła i mogę sypiać
zarówno z cholernymi królami limbowskimi jak i z pastuchami owiec!
Nikomu nic do tego - zjeżył się Lucyfer. - Więc dla mojego dobra,
mojej opinii, uciekłeś jak jakiś złodziej, nawet mnie nie budząc?
Jeju, dziękuję. Naprawdę, Vin, chyba już się nauczyłeś, że tu
obowiązuje trochę inna etykieta niż na Ziemi?
- Nie chciałem,
żebyś poczuł się dotknięty, ale wciąż uważam, że dopóki
jestem zwykłym lokajem, nie powinienem aż tak spoufalać się z
księciem - próbował jeszcze wyjaśnić Vin, ale złość powoli
przejmowała nad nim kontrolę. Nie miał pojęcia, o co Lucyfer robi
taki dramat. Przecież nie opuścił go na zawsze, poszedł tylko do
swego pokoju, gdzie właściwie powinien spędzić całą noc.
-
No to może trzeba było o tym myśleć w nocy, kiedy mnie tuliłeś
i mruczałeś, jaki to jestem słodki? - syknął władca przez
zaciśnięte zęby.
- Przepraszam, to ty kazałeś mi zostać na
noc! - obruszył się blondyn. - Ja sam bym nigdy...
- Nigdy byś
nie został? Tak? No to świetnie, dobrze, że mnie informujesz!
Wybacz, że zmusiłem cię do czegoś, co jest ci takie niemiłe! -
książę zacisnął dłonie w pięści, aż zbielały mu knykcie.
-
Nie wkładaj mi w usta rzeczy, których nie powiedziałem! - warknął
Vin.
- A co, niby nie chciałeś tego powiedzieć? Przecież
bardziej cię interesuje moja opinia wśród ludu niż moje uczucia!
- krzyknął Lucyfer, już nawet nie próbując się hamować.
-
Może by mnie interesowały, gdybyś raczył mi o nich powiedzieć! -
wytknął mu służący. - Bo o ile dobrze pamiętam, ostatnim razem
stać cię było na więcej niż jakiś lokaj!
- A o ile ja dobrze
pamiętam, ostatnim razem obściskiwałeś się za zasłoną z jednym
z moich szlachciców i jakoś średnio cię obchodziło, co sobie
ktoś pomyśli! - książę wiedział, że to niesprawiedliwe, by
wyciągać tą sprawę, ale bądź co bądź Vin przecież sam zaczął
wytykać mu jego błędy. Trochę to zabolało, lecz Lord Pychy nie
miał zamiaru traktować służącego łagodnie. Był na to zbyt
wściekły.
- Przepraszam, że o ciebie dbam bardziej! - syknął
blondyn.
- Tak ci się tylko wydaje - warknął gardłowo Lucyfer
i obaj zamilkli na chwilę, by złapać oddech. Dopiero wtedy
zauważyli, że dzieli ich zaledwie parę centymetrów. Vin poczuł
nieodpartą chęć przyciągnięcia władcy do siebie i pocałowania
go chaotycznie i agresywnie. Lucyfer chyba odczytał to pragnienie z
jego oczu, bo cofnął się i odwróciwszy na pięcie, bez słowa
odszedł korytarzem w stronę jadalni.
~***~
Po
śniadaniu nawet nie szukał Vina, tylko udał się z Mammonem do
miasta. Lord Chciwości zdawał się zaskoczony nieobecnością
służącego, ale książę tylko zauważył, że chyba nie chciałby
wpuszczać do swego banku jakichś obcych. Złotooki przyznawszy mu
rację, postanowił jednak mieć oko na swego przyjaciela.
Przeszli
się główną ulicą Valuty, podziwiając wystawy luksusowych
sklepów, z których słynęło miasto. Bogate stroje, lśniące
wyroby galanteryjne, biżuteria oraz gama innych towarów pyszniły
się otoczone ozdobami mającymi przykuć wzrok potencjalnego
klienta. Zza szyb uderzały przechodnia kolory i wzory, wręcz
hipnotyzując, a plakietki z cenami sprawiały, że Mammonowi robiło
się niedobrze. Wydanie takiej sumy na jedną rzecz było dla Lorda
Chciwości niepojęte, zresztą gdy raz nieopatrznie udał się na
jakąś licytację, zemdlał tam i biedny Lavoro musiał wyprowadzić
go z sali.
Ze sklepami przeplatały się biura rozmaitej maści
prawników. To w Valucie właśnie można było znaleźć demony
będące w stanie rozwiązać każdy spór o ziemię, zakończyć
każdą sprawę rozwodową i dojść do sedna każdej zbrodni.
Niektórzy szlachcice postanowili wprowadzić w swe nudne życia
trochę rozrywki i dla co lepszych z nich bawili się w detektywów,
w zamian za drobną opłatę.
Pomiędzy prawnikami panował
odwieczny spór, lub trafniej mówiąc, rywalizacja. Adwokaci
sprzymierzyli się przeciwko oskarżycielom i niektóre procesy
sądowe zmieniały się w grę pomiędzy obroną, a prokuratorem.
Wpływało to na ich popularność i często przy bardziej znanych
aferach cała sala była wypełniona ciekawskimi demonami.
Lucyfer
i Mammon jednak woleli trzymać się z daleka od sądów, z którymi
obaj wiązali nieprzyjemne wspomnienia. Spacerowali więc pod
otulonymi śniegiem drzewkami rosnącymi wzdłuż deptaka, powoli
zbliżając się do białej fasady Książęcego Banku, wymieniając
się lakonicznymi komentarzami na temat zmian, jakie zaszły w
stolicy od ostatniej wizyty władcy. Tak doszli do końca ulicy.
______________________________________________
WR: I Scarlett przegrała zakład, bo wygrali Vin i Luc, a nie HarLarf... Za to ja zupełnie się nie spodziewałam, że Mod i Mammon zajmą drugie miejsce, a była to dla mnie zdecydowanie wspaniała niespodzianka. Dzięki wszystkim, którzy zagłosowali i do następnej soboty <3
SC: Aww, i się porobiło.... Vin z pewnością nie tego się spodziewał, ale Lucek ma swoje powody ;w; Weźcie komentujcie, bo WR mi się tu demotywuje i poważnie myślała o zawieszeniu opowiadania >,< Gdybym się założyła o kasę, to bym przegrała i mój wewnętrzny Mon by przegrał.... Na szczęście tak się nie stało <3 Trudno się dziwić, że Asmon jest drugi, jak tu ich nie kochać~~ Do zobaczenia do następnej soboty~~
PIERWSZA!
OdpowiedzUsuń"- Czyż nie jest piękny?" - Mon, to brzmi, jakbyś mówił o swoim dziecku. Chociaż... Dobra, nie mam pytań.
Lavoro, hello~ Ty słodziaku, kojarzę cię, ale nie pamiętam. Muszę jeszcze raz przeczytać epizod z narkotykami .3.
Bosze, bosze, boszeee~ VinLuc tak bardzo, jak ja was kocham za ten fragment >w< wysłałam go znajomym i oni też to pokochali. Awaw, soł macz low <3
Nowy Rok z aniołkami? Jestem za! Rafcioooo~ >w<
Właśnie, kiedy wkroczą Rafcio, Gab i Misiek? ><
Luuuucek no, nie wrzeszcz na niego! Przestańcie obaj! Już, kochać się i seksić na pogodzenie! No weśśście no, oni nie mogą się kłócić ;_;
"(...)gdy raz nieopatrznie udał się na jakąś licytację, zemdlał tam i biedny Lavoro musiał wyprowadzić go z sali" <- PANIE I PANOWIE, LORD MAMMON! Ten krótki fragmencik opisuje go doskonale >w<
"Lucyfer i Mammon jednak woleli trzymać się z daleka od sądów, z którymi obaj wiązali nieprzyjemne wspomnienia." Oj tak ;___;
Te, nawet nie próbujcie mi zawieszać działalności! Bo was wydziedziczę! I siebie też! Kurna no, nie zrobicie mi tego, prawda? ;_;
To nie sprawiedliwe że zamierzacie zawieszac bloga. ja sie nie zgadam bo opowiadanie jest bardzo kontynuacji za kazdym razem wyczekuje kolejnej soboty zeby
OdpowiedzUsuńWR jeśli odważysz się zawiesić bloga to osobiście obiecuję ci nakopać do tyłka :P Nie zgadzam się! Dziewczyno! Piszesz rewelacyjnie. Jesteś jedyną osobą, która "zmusza" mnie do co niedzielnego czytania (a uwierz, że od dawna nie czytam regularnie blogów). No i nie fajnie. Lucek i Vin mają swoje historie. Powytykali sobie wszystkie błędy i co? Dupa. Zachowują się jak idioci. Nie podoba mi się to. Lucek ma swoje powody do nerwów, do tego by nie podobało mu się zachowanie Vina, a jednak... Przykre to strasznie. Ja tam uwielbiam przeskoki o ile są dobrze opisane. Jeśli czytam cos typu łapu capu to wolę przerzucić tekst do przodu. Co do Filipa to się jeszcze okaże :) Może będzie dobrze, a może nie :P Jeszcze nie wiem :P Cieszę się, że będziecie jeszcze pisać PnS ponieważ bardzo je polubiłam. Ja mam pomysł na kolejne a nie mam czasu na realizację. Ani chęci. Ani motywacji :P Nie wspominając o Amnezji :P Dobra poprawię jeszcze pracę na studia i można iść spać.
OdpowiedzUsuńA co do twojego zaskoczenia wynikami - ja tam się nie dziwie. Mod i Mammon wygrali, bo ich historia jest najświeższa i są słodcy :D
Witam,
OdpowiedzUsuńniedawno tutaj trafiłam, choć jeszcze nie skończyłam czytać całości (brak czasu) to już mogę powiedzieć, ze mi się opowiadanie spodobało i, że będę tutaj zaglądać często...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
No i standardowo - nadrobione. Uwielbiam wszystkie kontakty, powiedzmy "intymne", Hariatana oraz Larfa. Oni są tak cudownie niezgrabni. Chociaż, to Larf wyraża większą chęć obcowania cielesnego, ale tego się właściwie spodziewałam. Dlatego tak bardzo kocham tę niestandardową parkę.
OdpowiedzUsuńUwielbiam także wszystkie spięcie między Vinem a Luckiem. Dwa wyszczekane pieski i żadne nie chce odpuścić. Wiadomo, dobrze to nie wróży przyszłemu związkowi, ale zawsze mogą się "dotrzeć" ;p
Dużo weny :)
Boze blagam napiszcie cos jeszcze o Lavoro!! <3
OdpowiedzUsuńDamiann