Orion
wkradł się w nocy do pokoju Ortisa. Ustalili, że tak będzie
bezpieczniej, więc demon nie zamykał okna przed snem, aby jego
skrzydlaty przyjaciel mógł wejść do środka. Żołnierz
przycupnął na brzegu łóżka czarnowłosego i wierzchem dłoni
pogładził czule jego twarz. Ich spotkania były zbyt ryzykowne i
wiedział, że naraża medyka na poważne kłopoty, jednak po prostu
nie mógł wytrzymać, nie widując go. Najchętniej zabrałby demona
do swojego domu w Niebie i uczynił swoim małżonkiem na całą
wieczność, lecz to także było ryzykowne. Musiałby przy innych
aniołach traktować go jak jeńca, a na to nie potrafiłby się
zdobyć. Co więcej widział, że tutaj Ortisa czeka pewna
przyszłość, jako ucznia jednego z najlepszych piekielnych lekarzy.
To najbardziej go powstrzymywało. Był przekonany, że Rafael i
reszta archaniołów nie podważyliby jego wyboru i wstawili za nim.
Ale co z tego? Nienawiść szlachty do demonów nie pozwoliłaby
czarnowłosemu nawet zbliżyć się do chorych skrzydlatych, a co
dopiero ich leczyć. Orion czuł, że powinien odejść, chociażby
dla dobra Ortisa.
- Orty... Obudź się... - powiedział cicho,
nachylając się i lekko potrząsając demonem.
- Mm... Orion...?
- medyk uśmiechnął się lekko przez sen, na co serce anioła
ścisnęło się boleśnie.
- To ja - wyszeptał, a Ortis
przesunął się, robiąc mu miejsce. Ścisnęli się na jego łóżku,
niemalże dotykając nosami, chociaż miejsca wcale nie brakowało.
-
Dlaczego ja cię tak narażam? – zapytał Orion, patrząc w brązowe
oczy i gładząc lekko dłonią ramię lekarza.
- Bo jesteś
idiotą... - odparł ten zaspanym głosem, wtulając twarz w szyję
drugiego mężczyzny. - Ale moim...
- Ortis, jeśli coś by ci się
stało... Nie mogę cię stracić... - anioł odsunął go stanowczo.
W odpowiedzi otrzymał pełen protestu pomruk.
- Jeśli odejdziesz
na zawsze, to również mnie stracisz – zauważył czarnowłosy,
zły, że nie dają mu spać dalej.
- Ale będziesz cały i
zdrowy! Będziesz miał przyszłość! - zaprotestował kapitan.
Usiadł na łóżku, tyłem do demona, ale ten złapał go za ramię
i pociągnął z powrotem.
- Pieprzyć przyszłość - mruknął,
siadając okrakiem na jego biodrach, łapiąc za kołnierz i całując
namiętnie. Orion na początku nie zrozumiał, co się stało. Jego
umysł ledwo zarejestrował fakt, że miękkie wargi demona
delikatnie pieszczą jego własne. Dopiero po chwili zareagował.
Chciał odepchnąć Ortisa, bo wiedział, że jeśli zajdzie to
dalej, nie będzie w stanie odejść, ale zamiast tego objął go i
oddał pocałunek. Ciepły, zwinny język medyka przesunął się po
jego dolnej wardze, powodując natychmiastowy dreszcz, lekki, lecz
bardzo przyjemny. W końcu mógł trzymać swego demona w ramionach i
chciał mu pokazać, jak bardzo do tej pory go pragnął.
Kiedy
się od siebie odsunęli, anioł zupełnie już zapomniał o swoich
planach zostawienia czarnowłosego. Przytulił go do siebie, świadom,
że kiedy zacznie świtać, będzie musiał wymknąć się z jego
ramion. Mimo to, pocałunek był wart tyle i milion razy
więcej.
~***~
-
Książę, proszę się nie ruszać! - Tristan z paroma szpilkami w
ustach mierzył ramiona Bastiena szeroką miarką. Czarnowłosy
westchnął z ubolewaniem i uniósł zdrętwiałe ręce. Stare stroje
podczas podróży się zniszczyły, a krawiec uparcie twierdził, że
jako osoba reprezentująca Lucyfera, jego syn nie może wyglądać
jak obwieś. Od rana mierzył go i podpinał coraz to nowe materiały,
gdy kilku jego wiernych podwładnych cięło je i kroiło najlepiej
jak umiało. Camio marudził, że zeszłej nocy jego mąż
praktycznie do rana rysował projekty nowych książęcych
szat.
Tristan już miał wyciągnąć kolejne bele tkanin, kiedy
drzwi się otworzyły. Do środka wpadł mały chłopiec w przydużym
mundurku szkolnym. Jego pucołowata twarz była zarumieniona od
chłodu, a włosy rozczochrane.
- Tato! - zawołał, rzucając się
z radosnym piskiem w objęcia krawca. Oczy demona zaiskrzyły
radośnie, gdy przytulił dzieciaka.
- Lesi! Wróciłeś
wcześniej! - pocałował małego w oba policzki i potarmosił i tak
już sterczące, niesfornie kosmki. - Jak tam szkoła?
- Mam
najlepsze oceny w klasie i mnie chwalą, że tak dużo czytam! -
oznajmił z dumą chłopiec.
- Książki w twojej walizce ważą
więcej niż ubrania - nie zauważyli, kiedy Camio wszedł do środka.
Lesi natychmiast puścił ojca i wtulił się w niego, machając z
zapałem cienkim, niedługim ogonkiem. Jego wzrok szybko jednak padł
na stojącego z rozłożonymi ramionami Bastiena, który miał nieco
zdezorientowaną minę.
- To wasz syn? - zapytał z zaskoczeniem,
patrząc pytająco na bibliotekarza i krawca. Mały demon speszył
się i schował za nogę Camio.
- Tak jest, książę –
przytaknął z dumą Tristan. - Lesibanie, to książę Bastien, syn
księcia Lucyfera. Niedawno z bratem wrócił z dalekiej podróży.
-
Ojej - wyszeptał z zachwytem malec. Czarnowłosy szlachcic
przykucnął przy nim z uśmiechem, nie zważając na zrozpaczone
jęki krawca.
- Lesi, tak? Ile masz lat? - poczochrał
przyjacielsko włoski chłopca.
- Dwanaście, ale niedługo
skończę trzynaście! - oznajmił ten radośnie.
- No, to
będziesz dużym demonem! Założę się, że jak pokażesz rogi, to
wszyscy oniemieją, hm? - Camio wymienił z mężem zaskoczone
spojrzenia. Nie spodziewali się, że dziedzic Lucyfera ma takie
podejście do dzieci.
- Chciałbym... - zawstydził się Lesi. -
Już mi trochę urosły!
- No dobrze, kochanie. Chodź, bo tatuś
musi księciu uszyć nowe stroje. Mam parę książek, które
chciałem ci pokazać - bibliotekarz położył rękę na ramieniu
syna, a ten pożegnał się grzecznie i wyszedł razem z nim. Bastien
wyprostował się z lekkim uśmiechem.
- Nie widziałem tu dzieci
odkąd Lawliet był smarkiem, a wtedy sam nie byłem dużo starszy -
zauważył.
- Bo też nie ma ich wcale - przyznał Tristan,
wracając do swojej pracy. - A i młodego postanowiliśmy wysłać do
szkoły z internatem, bo tu by się tylko nudził. Twój ojciec,
książę, bardzo nam w tym pomógł.
- Dobrze to słyszeć... -
czarnowłosy cieszył się za każdym razem, gdy ktoś mówił o
Lucyferze coś dobrego. Miał obawy, że po buncie Mephisto nastroje
w kraju mocno się pogorszą, ale najwyraźniej były one
bezpodstawne. Książę wciąż cieszył się miłością i
szacunkiem większości swoich poddanych.
~***~
Młody
chłopak zajechał konno przed bramę posiadłości Vestara. Na
pierwszy rzut oka wyglądał raczej dojrzale, ale po bliższym
przyjrzeniu można było zauważyć, że jego rysy są jeszcze
łagodne, a oczy pełne są dziecięcej niewinności. Ubrany był w
podróżny płaszcz, a przy boku miał nieco przyduży miecz.
Kiedy
służący powiedział mu, że starszy szlachcic został ranny,
zmartwiony demon czym prędzej ruszył ku drzwiom wejściowym. Vestar
był dla niego jak ojciec, przygarnął go z ulicy, kiedy chłopiec
musiał kraść jedzenie z pałacu i domów bogaczy. Bez niego nie
miałby gdzie się podziać.
Były generał Lucyfera leżał w
łóżku z książką w rękach. W kominku radośnie buzował ogień,
roztaczając przyjemne, domowe ciepło. Na widok swego ucznia, Vestar
odłożył tomiszcze na bok i uśmiechnął się lekko.
- Witaj,
Calebie - powiedział, gdy demon usadowił się na krześle przy jego
łóżku. - Nie spodziewałem się ciebie tak wcześnie.
- Mistrz
powiedział, że niczego więcej nie jest w stanie mnie nauczyć -
wyjaśnił Caleb głosem w którym wciąż jeszcze słychać było
wysoki, dziecięcy ton. Duma w oczach mentora mile go połechtała.
-
W takim razie wróciłeś pod moje skrzydła - rzekł ten z
zadowoleniem.
- Co ci się stało, mistrzu? - zapytał
niespokojnie chłopiec, patrząc na bandaż wokół torsu szlachcica.
Vestar posłał mu uspokajający uśmiech.
- To długa historia.
Najważniejsze, że siły już prawie mi wróciły. Chcę żebyś
kogoś poznał. Dzięki niemu jeszcze żyję i jest mi bardzo drogi.
Proszę cię, byś to zaakceptował - powaga w oczach demona nieco
przestraszyła Caleba. Nie czuł się na tyle ważny, by wybierać z
kim jego szlachcic ma się zadawać. Czemu prosił go o akceptację?
W
tej samej chwili drzwi się otworzyły i Serafin wszedł do środka,
niosąc obiad na tacy. Na widok chłopaka przystanął lekko
zaskoczony, nie wiedząc, czy ma iść dalej, czy się wycofać.
-
Mistrzu, anioł! - zawołał młody uczeń, zrywając się z
siedzenia i łapiąc za rękojeść miecza odruchowo, jednak Vestar
stanowczo go powstrzymał.
- Calebie, to jest Serafin, mój...
Przyjaciel. Serafinie, Caleb to mój uczeń, o którym ci mówiłem -
powiedział. Dopiero wtedy skrzydlaty podszedł, by postawić tacę
na stoliku.
- Nie bój się, nic ci nie zrobię - rzekł,
uśmiechając się łagodnie do chłopca i delikatnie pogłaskał
jego zmierzwione włosy. - Pewnie Vestar wyciska z ciebie siódme
poty, hm? Nie martw się, przypilnuję, żebyś miał też trochę
zabawy.
- Nie mam czasu na zabawę! - zaprotestował z zacięciem
Caleb. - Muszę zostać wielkim wojownikiem i pokonać Lorda Samaela!
Bo tak obiecałem!
Z tymi słowami skłonił się krótko swemu
mistrzowi i opuścił szybko pokój. Serafinowi mignęła tylko jego
naburmuszona mina.
- Nie wie jak się zachować - uspokoił
uzdrowiciela demon. - Wychował się na ulicy, przygarnąłem go jak
miał siedem lat. Wciąż mnie zadziwia, że z pyskatego dzieciaka
może się zrobić zupełnie nieśmiały.
- Mam nadzieję, że
mnie polubi... - zmartwił się błękitnoskrzydły, na co Vestar
chwycił go za rękę i pociągnął w dół.
- Jak można cię
nie lubić? - zapytał tuż przed obdarzeniem go krótkim, słodkim
pocałunkiem.
~***~
Bastien z balkonu obserwował
swojego brata, który schował się za jakimiś workami leżącymi w
kącie dziedzińca i lepił śnieżkę, by trafić niczego nie
spodziewającego się Kariana. Odkąd wrócili, zauważył, że
Lawliet wyjątkowo dużo czasu spędza z koniuszym, robiąc
nieporadne i nieco dziecinne kroki w jego stronę. Nie był głupi i
miał świadomość, że jego młodszy brat już kiedy byli dziećmi
stał się obiektem wzdychań drugiego demona, a i po stronie
białowłosego musiało to być coś więcej. Bastien znał go i
wiedział, że nie zachowywałby się w ten sposób w stosunku do
osoby, którą uważał tylko za przyjaciela.
Nie miał nic
przeciwko tym podchodom. Jako młodszy książę, Lawliet
prawdopodobnie będzie mógł poślubić, kogo tylko zechce. To
czarnowłosy dziedziczyłby koronę, gdyby coś stało się
Lucyferowi. On również był kartą przetargową we wszystkich
sojuszach. Czuł się gotów na polityczne małżeństwo, bo od
początku wiedział, że to jego obowiązek. W Limbo było multum
krajów i kraików, które tylko czekały, by zdobyć potężnego
protektora w postaci Piekła, a jaki układ jest najlepszy, jeśli
nie zawarty poprzez ślub? Gdyby sytuacja tego wymagała, Bastien
mógłby nawet poślubić potomka któregoś z archaniołów, w
imieniu wieczystego pokoju z Niebem. O ile się jednak orientował,
żaden z nich nie miał dzieci. Demon westchnął i wrócił do
gabinetu ojca. Poprzedniego dnia kazał wygrzebać ze strychu stare
malowidło, które teraz pyszniło się z prawej strony biurka.
Przestawiało ono jego i Lawlieta bawiących się piłką w ogrodzie
i zawsze zajmowało to miejsce. Sam fakt, że Lucyfer kazał je
zdjąć, przepełniał jego starszego syna strasznym poczuciem
winy.
Zastanawiała go też relacja jego ojca z tym zamaskowanym
mężczyzną. Kiedy tamtego wieczoru wszedł do pokoju, wyraźnie
mieli się pocałować, ale później nie zaobserwował między nimi
żadnych podobnych gestów, a przyglądał się bacznie. Czasem tylko
dostrzegał tęskne spojrzenia blondyna, które podpowiadały mu, że
książę absolutnie nie jest służącemu obojętny. Bastien nie był
pewien, jak podróżowanie przez dobre dwa tygodnie w jednym, ciasnym
przedziale wpłynie na tą parę.
~***~
Lear miał
posiadłość w trzecim niebiańskim okręgu i to właśnie tam
zadecydował się zabrać Dana. Demon jechał przez wsie i miasta,
przyglądając się życiu skrzydlatych spod osłony kaptura i
słuchając opowieści swego towarzysza. Dowiedział się, że
chociaż niewolnictwo jest surowo zakazane w Królestwie, szlachta
znalazła sposób, żeby ominąć ten przepis. Piekielni złapani
podczas wypraw wojennych zostawali w ich domach służącymi, którzy
otrzymywali regularną pensję. Haczyk jednak był taki, że nawet
jeśli spróbowali odejść, szansa dostania się do granicy była
niewielka, bo pan takiego demona szybko informował władze o
kradzieży dokonanej przez niecnego służącego i wszystkie bramy
dzielące okręgi w krótkim czasie zaczynały roić się od
strażników. Danowi absolutnie nie podobały się takie praktyki i
przez chwilę nawet miał ochotę wrócić do bezpiecznego Piekła,
jednak kiedy Lear powiedział, że nie będzie sprzeciwiał się jego
wyborom, postanowił zaufać mu i zostać.
Trzeci okrąg należał
do wysoko postawionych wojskowych. Miasto, w którym mieszkał Lear
było pełne pięknych rezydencji z ogrodami tak rozległymi, że ze
środka nie dało się dostrzec domu sąsiadów. Oczywiście generał
zapewnił blondyna, że nie każdy żołnierz decyduje się opływać
w taki luksus. On jednak, spędziwszy dużą część życia na
ulicy, nie potrafił sobie odmówić.
Powitał ich widok
pozłacanej furty. Zza wysokiego żywopłotu trudno było dostrzec
ogród i dom, więc dopiero kiedy brama stanęła otworem, Dan mógł
bezkarnie nasycić się przepychem. Dworek nie był aż tak duży,
jak sobie wyobrażał, ale dla dwóch aniołów w zupełności
wystarczał. Ściany miały piaskowy kolor, a przed wejściem
buzowała niewielka fontanna z kamiennym hipogryfem na środku.
-
Za domem jest pole treningowe i stajnie - wyjaśnił Lear. - Ogrody
postanowiłem zostawić tylko z przodu. To bardziej pomysł Serafina.
Mnie starczyłby tylko kawałek zieleni z paroma klombami, ale on
chciał mieć trochę drzewek i jakieś zwierzęta. Wyszło to, co
widzisz. Jak zjemy oprowadzę cię jeszcze.
Przy drzwiach czekał
na nich młody, rozentuzjazmowany anioł w stroju kamerdynera.
Powitał swego pana z uśmiechem i obdarzył jego towarzysza
zaskoczonym spojrzeniem.
- Czy to nowy sługa? - zapytał
niepewnie. Dan, widząc, że generał ma zamiar go ofuknąć, wsunął
się pomiędzy nich z uśmiechem.
- Jestem wysłannikiem księcia
Lucyfera - skłamał gładko. - Przyjechałem, by ułatwić
nawiązanie pokoju między naszymi krajami.
-Ah! - rozpromienił
się skrzydlaty z miną pełną zrozumienia. - Ambasador!
- Mniej
więcej - przytaknął grzecznie blondyn.
- Znakomicie! Och i
panie Learze... Ktoś oczekuje pana w salonie... - jego mina nieco
zrzedła. Lear odprawił go z westchnieniem.
- Jeszcze mi
brakowało gości... Chodź, ty ambasadorze od siedmiu boleści. Może
jak cię zobaczy, to się szybciej wyniesie - mruknął, prowadząc
swego gościa do salonu.
Na pierwszy rzut oka pokój wydał im się
pusty. Puszysty dywan pokrywał podłogę, dwa obite pluszem fotele
stały tyłem do drzwi, zwrócone w stronę kominka, w którym
buzował ogień. Przez otwarte okno wpadało chłodne, zimowe
powietrze. Jednak kiedy przekroczyli próg, z jednego z siedzeń ktoś
się podniósł. Był to wysoki, barczysty mężczyzna o blond,
prawie słonecznie żółtych włosach i pięknych, chabrowych
oczach. Emanowała od niego siła, a ubrany był w biały garnitur
wyszywany złocistymi wzorami. Jego twarz miała niemalże groźny
wyraz.
- Witaj, Lear - powiedział, a Dan szybko zerknął na
twarz generała, by ujrzeć odmalowany na niej zupełny szok.
-
Archaniele Michale...
_____________________________________________________________
SC: No i wróciłam do żywych, po ciężkich zmaganiach z infekcją górnych dróg oddechowych~~ Przepraszam, że nie ogarnęłam tamtego rozdziału, ale naprawdę byłam już na etapie pójścia w stronę światła ;w; Co do opka - family fluff is what I like the most.... Dww, Misiek, ciekawe co zrobi z Danem <3 Do zobaczenia w następną sobotę~~
WR: Dobrze mieć z powrotem swoją betę <3 Zostawiamy czytelników w niepewności, po co Michał przyjechał do swego wychowanka? Czyżby miał zamiar go ukarać i zająć się jego zdobycznym demonem?
Przepraszam za brak Lucka, Vina, Hariatana i Larfa, ale musiałam napisać taki wtrąceniowy rozdział, w którym wracamy na chwilę do towarzystwa z pałacu. Zapewniam, że za tydzień będzie ich więcej, więc trzymajcie się i do soboty :D
Taki spokojniutki rozdział ale też ciekawy. Wiadomo, że czasami trzeba wrócić także do innych postaci, jakoś to wytrzymam! Tym bardziej, że była para, którą także lubię ^^ Strasznie jestem ciekawa po co Archanioł odwiedził Leara. Czyżby mił tak wielką sieć szpiegów, że już o wszystkim wie? ;p Trochę nie po anielsku, no ale zobaczymy.
OdpowiedzUsuńDużo weny :)
Jak pomyślę, że w niedzielę rano nie przeczytam rozdziału to jest mi przykro. Uczelnia... :( Lubię takie spokojne rozdziały, które jak dla mnie wprowadzają dużo treści. Cieszę się, że trafiłam w sedno w przypadku Samaela ;) A co do Olivera i Thomasa, chyba dadzą sobie radę :) Będzie ciekawie między nimi :)
OdpowiedzUsuńSama nie wiem co napisać.. Jestem w niebie, nie moment xD W piekle haha :D
OdpowiedzUsuńChodzi mi oczywiście o pozytywne odczucia:D Kocham to opowiadanie.
Tyle tam z jednej strony konfliktów między demonami a aniołami, ale także wiele ciepła i miłości.
Awww .. Także jestem ciekawa po co Archanioł odwiedził Lear'a.. Mam też nadzieję, że Dan'owi nic nie będzie groziło ze strony Archanioła.
Pozdrawiam cieplutko i z niecierpliwością czekam no kolejną notkę;3
Maru;3