niedziela, 5 stycznia 2014

Rozdział III

Po zebraniu Lordowie rozeszli się po zamku. Lucyfer, Asmodeusz i Lewiatan rozpoczęli grę w karty. Wkrótce dołączył do nich znudzony Mammon, Belphegor drzemał zaś na pobliskiej kanapie. Gdzie się podziewał Samael, tego nikt nie był w stanie powiedzieć.
Beelzebub natomiast, upewniwszy się, że Pan Rozpusty zajęty jest namawianiem towarzystwa na chociaż jedną partyjkę rozbieranego pokera, zakradł się po cichu do kuchni. W środku zastał z tuzin kuchcików uwijających się przy przygotowywaniu kolacji. Przy największym z garów zaś stał ciemnoskóry demon o granatowych włosach, ubrany w biały fartuch. Mieszał zawartość kotła wielką chochlą i co jakiś czas nachylał się, by jej spróbować.
- Ganderiusie! - zawołał Lord Obżarstwa, wymijając nieco spłoszonych kucharzy. Szef kuchni oderwał wzrok od bulgoczącej zupy i rozpromienił się.
- Panie Beelzebubie! To zaszczyt pana tutaj widzieć! - wykrzyknął.
- Mówisz to za każdym razem, kiedy tu przychodzę. To chyba lekka przesada - uśmiechnął się Beelzebub. Jego wzrok powędrował do zakratowanych okien. - Składniki ci uciekają?
- Nie - skrzywił się Ganderius. - To Lianes, ogrodnik. Ciągle się zakrada. Parę razy oberwał chochlą, ale widać nic go to nie nauczyło. Najgorsze jest to, że rzadko cokolwiek podkrada. Przychodzi tylko żeby mnie irytować.
- Jesteś taki prostolinijny - zaśmiał się z politowaniem Pan Obżarstwa. - Może po prostu cię lubi?
Tak jak podejrzewał, czekoladowe policzki kucharza pociemniały jeszcze bardziej, kiedy machnął chochlą, jakby chciał odpędzić od siebie taką myśl.
- Mierzi mnie, nie mogę go znieść! - zaprotestował zapalczywie.
- Tak, tak. No, to daj mi skosztować, coś tam upichcił, mój drogi uczniu - roześmiał się szlachcic i resztę jedzenia przygotowali wspólnie.
W salonie tymczasem rozgrywka trwała w najlepsze. Asmodeusz właśnie zgarnął całą stawkę, podśmiewając się ze zgrzytającego zębami Mammona. Długo jednak jej nie potrzymał, bo Lewiatan jakimś cudem skompletował karetę i wszystkie pieniądze przeszły do niego. Zaczęli się kłócić i nawet Belphegor wstał i przyczłapał wtrącić swoje dwa grosze. Lucyfer zaś tylko siedział i patrzył, ale Vin, który przyszedł poproszony o herbatę, zauważył, że na jego ustach błąka się nikły uśmiech pełen...Tęsknoty? Czułości? Nie umiał określić, jednak na ten widok poczuł dziwne ciepło.
- Mimo że tak marudziłeś, cieszysz się z ich towarzystwa, prawda? - wyszeptał, nalewając napoju do filiżanki księcia. Ten spojrzał na niego i westchnął.
- Żartujesz? Przecież to moja rodzina - odparł, po czym spojrzał na karty w swojej ręce. - Hej, chłopcy, mam fula.
Lewiatan i Asmodeusz puścili swoje kołnierze i ze zrezygnowanym westchnieniem zjechali na fotele.

~***~

Po kolacji Lucyfer wezwał Vinraela do swoich komnat. Kiedy służący się pojawił, książę siedział na parapecie w samej koszuli nocnej, wpatrzony w rozgwieżdżone niebo. Końcówka jego ogona spokojnie kołysała się na boki.
- Przeziębisz się - rzekł miękko Vin, biorąc wiszący na oparciu krzesła gronostajowy płaszcz i okrywając nim jego ramiona.
- Jestem zmęczony - mruknął czarnowłosy, opierając głowę o ścianę. - Zawsze tak jest po spotkaniach z nimi.
- Są zupełnie inni, niż sobie wyobrażałem - przyznał blondyn.
- Chcą zadośćuczynić. Podczas kryzysu niewiele robili, by naprawić sytuację. Byli skupieni na sobie. Tak jak i ja - westchnął Lucyfer, podciągając kolana pod brodę.
Vinrael w milczeniu nalał herbaty do filiżanki. Z tysiąca pytań, które chciał zadać księciu nie potrafił wybrać jednego. Larf mówił mu, że nawet jeśli człowiek przeżyje przemianę w demona, nie tracąc przy tym zmysłów, wiele z nich zostaje na lodzie bez środków do życia i perspektyw. Nie udaje im się długo wytrwać, najczęściej giną z głodu w jakichś zaułkach lub w lesie. Jego ominął taki los i gdy już zrozumiał, jakie miał szczęście, chciał się jakoś odwdzięczyć Lucyferowi. Mimo to brakowało mu pomysłu.
- Jak było w Niebie, książę? - zapytał w końcu, podając czarnowłosemu filiżankę. Ten objął ją dłońmi i delikatnie podmuchał. Zanim się odezwał, minęła chwila.
- Było dobrze. Najłatwiej będzie ci to porównać do domu rodzinnego. Kiedy jesteś dzieckiem, wszystko wydaje się łatwe. My też byliśmy dziećmi, Vinraelu. Bawiliśmy się i dokazywaliśmy pod czujnym okiem serafinów, którzy dali nam życie. Większość z nich spędzała dni na medytacji i modlitwie, jednak kilku troszczyło się o nas jak o własnych potomków. Wychowaliśmy się w bezpiecznym kokonie, nie znając goryczy dorosłego życia.
Ja i moi trzej bracia zostaliśmy stworzeni pierwsi. Po nas było trzech kolejnych, po jednym każdego dnia. Byliśmy archaniołami, przyszłymi władcami Nieba. Cóż... Nie wszystkim to wyszło, jak widzisz na załączonym przykładzie - książę zamilkł i przez chwilę sączył herbatę w ciszy. Jego spojrzenie było nieobecne, jakby myślami przebywał tysiące lat wstecz. W końcu, odłożywszy filiżankę na spodek, zeskoczył z parapetu i położył się na łóżku tyłem do Vina.
- Wiem, że chcesz jeszcze o coś zapytać - mruknął z przymkniętymi oczyma. - Nie krępuj się. I nie stój tak, to upiorne. Siadaj.
Vin niepewnie przycupnął na brzegu materaca.
- Opowiedz o swoich braciach - poprosił. Lucyfer przewrócił się ma plecy i spojrzał w baldachim nad sobą.
- Nie ma dużo do opowiadania - stwierdził. - Jak już mówiłem, jest ich trzech. Najstarszy, Michał, objął dowództwo nad wojskiem. Pamiętam go jako prostolinijnego, ale porywczego. Bardzo o nas dbał. Uwielbiał walczyć, to on mnie nauczył tego, co umiem teraz. Pomagał mi budować latawce... - książę zamilkł na chwilę. Jego twarz pociemniała. - Kiedy się zbuntowałem... To on wyszedł mi z armią naprzeciw. Bał się. Do tej pory pamiętam, jak miecz drżał mu w rękach. Nie przestał nawet, gdy przytknął mi jego koniec do gardła. Niedojrzały, sentymentalny idiota... No, nieważne. Po Michale był Gabriel. Rany, jak my się nie znosiliśmy. Chyba byliśmy do siebie zbyt podobni. Gabriel zawsze miał problem z wyrażaniem uczuć. Teraz jest Regentem Nieba i wierzę, że dobrze im się powodzi pod jego rządami. Cokolwiek by o nim nie mówić, ma głowę, by przewodzić. No i jeszcze Rafi, to znaczy Rafael. Kochany dzieciak. Największy uzdrowiciel w całym Niebie. Uwielbiał zwierzątka, nawet takie, które mogły mu odgryźć głowę i każdego potrafił zmiękczyć. Czasem... - Lucyfer zachichotał cicho na wspomnienie. - Czasem przyprowadzał do domu któregoś ze swoich pupilków... Wielkie pająki, węże z kilkoma głowami... I wszystkie one zmieniały się przy nim w rozbrykane szczeniaczki - twarz księcia spochmurniała, kiedy znów odwrócił się od Vinraela. - Ale to nieważne. Już nie są moją rodziną. Byliśmy rozdzieleni przez tysiąclecia, nic nie jest w stanie zwrócić nam tego czasu. Nawet gdy zawrzemy pokój... Pozostaniemy sobie obcy.
- Nie powinieneś się tak poddawać! - zaprotestował blondyn. - Jasne, tych lat nie da się nadrobić, ale nie zaszkodzi spróbować odnowić stosunków! Jeśli zrobisz pierwszy krok to na pewno to docenią! Przecież cię kochają, prawda? Kochali przynajmniej…
- Skąd możesz wiedzieć!? Jesteś człowiekiem, nie rozumiesz, co znaczą wieki waśni! - Lucyfer zerwał się z łóżka, by spojrzeć na swego lokaja. Jego dłonie drżały lekko, zaciśnięte w pięści.
- Książę...Ty się boisz... - wyszeptał zaszokowany Vin. Nie uważał czarnowłosego za osobę pozbawioną uczuć, o nie. Ale nie sądził też, że Lucyfer tak po prostu się przed nim obnaży. Z drugiej strony książę chyba sam nie do końca rozumiał swoich emocji. Teraz jego ramiona opadły nieco, a wściekły grymas na twarzy złagodniał. Czerwone oczy pociemniały żalem.
- Jestem dla nich wyrzutkiem - powiedział zaskakująco miękko, jakby tłumaczył coś dziecku. - Przeciwnikiem, wrogiem... Nie da się tego po prostu zapomnieć.
- Ale da się spróbować - nie ustępował Vinrael. Lucyfer wbił zasmucone spojrzenie gdzieś w ścianę i przez chwilę siedzieli w milczeniu. Potem książę westchnął krótko i skulił się wygodniej na posłaniu.
- Idź spać, Vin - mruknął, wtulając twarz w poduszkę. Blondyn uświadomił sobie, że pierwszy raz zdrobnił jego imię. Podobało mu się, jak brzmiało na książęcym języku.
- Dobranoc, najjaśniejszy - powiedział z uśmiechem, naciągając kołdrę na ramię Lucyfera. Przed wyjściem zdmuchnął jeszcze stojącą na stoliku nocnym świecę i cały pokój pogrążył się w ciemności.

~***~

Lordowie wyjechali nazajutrz po śniadaniu i Lucyfer wrócił do swych książęcych obowiązków. Vin ćwiczył szermierkę na dziedzińcu. Hariatan uważał, że robi postępy, ale dalej traktował go raczej chłodno. Larf zawsze przyglądał się ich sparingom, wodząc za żołnierzem maślanym wzrokiem.
- On nie ma pojęcia, że istnieję - westchnął kiedyś z żalem. Vinrael wiedział doskonale, że to nieprawda. Wielokrotnie zauważył, jak dowódca po wyjątkowo udanym pchnięciu rzuca ukradkowe spojrzenie swego wiernego kibica, sprawdzając czy wywarło ono odpowiednie wrażenie. Dziwnym trafem też, kiedy Larf był w pobliżu zdejmował koszulę częściej, niż kiedy ćwiczył z blondynem sam.
Mijały miesiące i ciepłe lato zmieniło się w jesień. Ogrody zatętniły gamą ciepłych barw, od jasnych żółci, po czekoladowe brązy, a gałęzie zaroiły się od zwierząt szukających zapasów na zimę. Ganderius narzekał, że Lianes ostatnio wyjątkowo często pojawia się w kuchni i podbiera jakieś przekąski dla pałacowej fauny. Vin zapytał kiedyś Larfa, dlaczego ogrodnik tak bardzo lubi narażać swoje zdrowie w konfrontacji z chochlą. Ten roześmiał się tylko krótko i wyjaśnił, że Lianes obiecał wyznać miłość kucharzowi tylko wtedy, kiedy ten go w końcu złapie.
Blondyn zdołał poznać już chyba wszystkich z pałacowej służby. Tristana wolał unikać jak ognia, jednak bliżej zaprzyjaźnił się z dość nietypową parą, Arcynusem, który słynął ze swoich odważnych dowcipów, zazwyczaj bardzo prostych w swojej głupocie i jego narzeczonym Narcisem. Lubił przebywać z książęcym kronikarzem, Nevio i często znosił niekończące się gadanie Felixa, wyjątkowo roztrzepanego i entuzjastycznego nadwornego wynalazcy. Z Nicholasem dalej łączyły go chłodne stosunki, chociaż nadal nie potrafił powiedzieć co właściwie medyk do niego cierpi. Za to jego uczeń Ortis to zupełnie inna historia. Flirtowali trochę na początku, gdy Larf ich sobie przedstawił i mimo, że lodowate spojrzenia Nicholasa skutecznie odstraszyły Vina, wciąż całkiem dobrze się dogadywali.
Z czasem rosła też sympatia blondyna do Lucyfera. Na początku był to jedynie szacunek i chęć pomocy, teraz jednak Vinrael musiał przyznać, że lubi samo towarzystwo księcia, jego sarkastyczne poczucie humoru, a nawet częste narzekanie. Znalazł w sobie zdumiewające pokłady cierpliwości w stosunku do władcy.
Wciąż nie dowiedział się, czym spowodowany był długoletni kryzys. Nie drążył tego jednak, świadom, że każde państwo ma swoje wzloty i upadki, których przyczyną bywa wiele czynników. Przy odrobinie cierpliwości, wszystko w końcu musiało poukładać się w logiczną odpowiedź. Rzeczywiście, niedługo tak też się stało.
Był to jeden z ostatnich słonecznych dni jesieni. Coraz częściej niebo zasnuwały ponure chmury, obmywając zamek kaskadami deszczu. Wiatr rósł na sile i wyrywał kolorowe liście, zasnuwając nimi trawniki i alejki niczym barwnym dywanem. Książę chodził nabuzowany, bo od niedawna jakiś podejrzany anielski oddział kręcił się blisko granicy. Nerafed podejrzewał, że jest to patrol na własną rękę wymierzający sprawiedliwość, ponieważ Regent Nieba nie wysyłałby wojska podczas trwania pertraktacji pokojowych.
Po południu Vin poszedł zanieść Lucyferowi herbatę. Książę miał na ten czas spotkania z przedstawicielami szlachty, którzy przychodzili po rozwiązanie swoich problemów, najczęściej dotyczących mało istotnych spraw. Zanim służący otworzył drzwi, z pokoju dobiegły go podniesione głosy, które ucichły, gdy zapukał niepewnie. Dziwne, jeden z pewnością należał do Lucyfera, ale drugi również wydał mu się znajomy.
- Proszę - powiedział książę i Vinrael wszedł do środka.
Były archanioł stał przed swoim biurkiem z rękoma skrzyżowanymi na piersiach, mierząc wściekłym wzrokiem demona naprzeciwko siebie. Demona o długich włosach opadających na ramiona w złotych puklach i oczach w kolorze limonek, ubranego w koszulę z luźnymi rękawami okrytą granatową pelerynką i obcisłe spodnie wpuszczone w długie buty na obcasach. Demona, którego Vin bardzo dobrze znał.
Blondyn postawił tacę na biurku, bijąc się z myślami. Nie spodziewał się go ponownie ujrzeć, ale z drugiej strony nic dziwnego, w końcu byli w Piekle, tu było jego miejsce. Dantalian. Ten, z którym przez kilka długich lat łączył go kontrakt. Ten, który wyciągnął do niego rękę nad martwym ciałami jego rodziny i uczynił go panem. Ten, któremu winien był duszę.
Dantalian nie dał żadnego znaku, że go poznaje. Wodził za nim znudzonym wzrokiem, a kiedy wyszedł, podjął przerwaną kłótnię.
Jakieś pół godziny później, Vinrael szukał Lianesa w ogrodzie. Ganderius znowu się skarżył, że ogrodnik zakłóca jego spokój i uparcie nalegał, by ktoś się tym zajął. Zagroził nawet, że jeśli służący nie przemówi mu do rozumu, może się pożegnać z porannym wchodzeniem do kuchni w celu przygotowania herbaty dla księcia. W pewnym momencie jednak usłyszał stukot obcasów i ktoś objął go od tyłu.
- Nie spodziewałem się, że cię jeszcze zobaczę, Vinuś... – usłyszał szept i odwrócił się gwałtownie. Dantalian odsunął się od niego z łobuzerskim uśmiechem na ustach.
- Mogę powiedzieć to samo - odparł blondyn, a szlachcic już był przy nim i wodził smukłymi palcami po jego twarzy.
- Ubrali ci szpetną maskę... - zamruczał, starając się ją zdjąć. Vinrael skrzywił się. Sam próbował nie raz, bez rezultatu. - Tyle razy kusiłeś swoją urodą, że teraz ponosisz za to karę... Tak działa Piekło, mój Vinie...
- Nie jestem twój. Już nie - blondyn odsunął jego dłoń delikatnie, ale stanowczo.
- Ale możesz być. Chodź ze mną, uczynię cię sobie równym. Jako mój mąż otrzymasz tytuł szlachecki. Nie będziesz musiał lizać butów Lucyfera - Dantalian złapał go za ramię. Przed oczyma Vina stanęły dni na ziemi przepełnione przepychem, seksem i rozrywką. Dni, kiedy mógł robić co chciał, a demon zacierał wszystkie ślady jego występków. Kusił wtedy i manipulował, a wolność pozbawiała go skrupułów. Przez chwilę miał ochotę się zgodzić, jednak potem spojrzał w stronę pałacu i na jego twarz wpłynął łagodny uśmiech.
- Dziękuję, Dantalianie, ale jest mi tu dobrze - powiedział.
- Dobrze? Z niewydarzonym księciem i jego bandą? Wolisz tego nadętego paniczyka ode mnie? - Vin spojrzał z zaskoczeniem na Dantaliana. Nie spodziewał się takiego wybuchu złości.
- Książę rządzi dobrze. Szanuję go i chcę go wspierać - rzekł stanowczo.
- Dobrze rządzi? - wściekłość demona zniknęła zupełnie, ustępując miejsca szyderczemu uśmiechowi. - Więc widzę, że jeszcze ci nic nie powiedzieli, co? Mój biedny Vinusiu, zaraz przywrócę ci wzrok. Pewnie słyszałeś, że przez długie lata panował kryzys. Otóż jego przyczyną był nikt inny jak Lucyfer. Twój mały książę nieszczęśliwie się zakochał. Jego kochanek zdradzał go na lewo i prawo, a kiedy dowiedział się, że jaśnie pan oczekuje dziecka, podwinął ogon pod siebie i zwiał jak najdalej.
- Książę ma dziecko? - przerwał mu zdumiony Vin.
- Dwoje, mój drogi, dwoje. Ale niestety wdali się w tatusia, bo również od paru wieków nikt ich nie widział w Piekle. Oczywiście, po odejściu Seriusa, Lucyfer się załamał i zamknął w sobie. Przestało go cokolwiek obchodzić i praktycznie pociągnął ze sobą na dno całe państwo. Ogarnął się dopiero niedawno, kiedy jeden z generałów w końcu przejrzał na oczy i wybuchł bunt. Niestety dla kraju, Lordowie szybko przywrócili swego najdroższego przyjaciela na tron, by dalej mógł nas pogrążać w bagnie. Widzisz, Vinraelu? Własne dzieci z nim nie wytrzymały, dlaczego ty powinieneś się męczyć?
Blondyn spuścił głowę. Nie spodziewał się tego. Dantalian przestawił Lucyfera jako osobę egoistyczną i nieodpowiedzialną. Przecież książę taki nie był. Wszyscy w pałacu mówili, że dba o swój kraj i oddał dla niego wszystko. Czemu kłamali? Skoro był złym władcą, to dlaczego tyle osób trwało u jego boku?
- Więc? Pójdziesz ze mną? - szlachcic uniósł jego głowę i stanął na palcach, by sięgnąć jego ust swoimi. Kiedy Vin nie zareagował na lekki pocałunek, odsunął się z prychnięciem. – Dobrze więc. Wrócę tu jeszcze. Do tego czasu podejmij decyzję. Sam się przekonasz, że Lucyfer to najgorsze, co cię mogło spotkać.
To powiedziawszy, odwrócił się na pięcie, zamiatając peleryną i zdecydowanym krokiem odszedł w stronę zamku, zostawiając Vinraela pełnego pytań i wątpliwości.

~***~

Po zapadnięciu zmroku dziedziniec opustoszał. Wszyscy poszli na kolację i przy bramie nie było żywej duszy, która mogłaby zauważyć postać przemykającą się w kierunku murów. Na moście zwolniła nieco i ściągnęła z głowy kaptur zasłaniający jej twarz i włosy koloru kawy z mlekiem, by rozejrzeć się dookoła. Po drugiej stronie fosy ktoś na nią czekał.
- Nicku - powitał lekarza z uśmiechem. Był to demon o delikatnych rysach i jasnej cerze. Jego włosy przywodziły na myśl świeży śnieg, a oczy błękitne jak niebo w słoneczny dzień. Policzki skrapiały urocze piegi, które nadawały mu nieco dziecięcego wyglądu. Nicholas, książęcy medyk, był jednak daleki od podziwiania urody tamtego.
- Lucyfer zabronił ci się zbliżać do zamku – warknął, łapiąc tamtego za kołnierz.
- Oj, proszę. Nie przyszedłem do niego, przyszedłem do ciebie - białowłosy uwolnił się delikatnie i spojrzał w oczy okularnika. - Tęskniłem.
- Zjeżdżaj mi ze swoją flirciarską gadką. Umówiłem się z tobą raz, tak jak było w umowie. Czego jeszcze chcesz? - Nicholas skrzyżował ręce na piersi, patrząc na mężczyznę spode łba.
- Przypomnieć ci, że to nie ja nalegałem na spotkanie. Byłem gotów odpuścić - ten rzucił mu łobuzerski uśmiech. Medyk zgrzytnął zębami z wściekłości, rzucając zdenerwowane spojrzenie na pałac. Gdy odwrócił się z powrotem do białowłosego, ujrzał tą minę, której tak bardzo nie znosił. Niebieskie oczy wypełnione były żalem, usta wygięły się w lekką podkówkę.
- Chcę się tylko zaprzyjaźnić, Nicku. Szanuję cię - powiedział, bawiąc się jasnym kosmykiem.
- Uh! - warknął Nicholas, świadom, że kolacja niedługo się skończy. - No dobrze, umówię się z tobą jeszcze raz. A teraz wynocha stąd i niech cię więcej nie widzę!
- Napiszę do ciebie w takim razie - rozpromienił się piegus. - Do zobaczenia!
Dopiero kiedy zniknął między pierwszymi budynkami, medyk przejechał ręką po twarzy z westchnieniem.
- Nienawidzę cię, Seriusie.


__________________________________________________________________

WR: Tak oto prezentujemy wam trzeci rozdział wyprodukowany w bólu i pocie. Mam nadzieję, że nie jest tragiczny...No cóż, to i owo się wydało, Vin, wszystko w twoich rękach <3 Dziękujemy serdecznie za komentarze, bardzo pomagają dalej pracować :D Ah, zgłosiłyśmy blog do oceny na http://blogowa-wyrocznia.blogspot.com/ mam nadzieję, że się nam nie oberwie za bardzo >D

SC: Dayum, GanLian~~ Ganderius kouhaiem Beelza, tak bardzo słodkie.... Mon zawsze przegrywa kasę, króliczku, czemu się tak nad nim znęcasz? T.T
Kolejne mroczne sekrety się wydały, a wraz z nimi przybyło jeszcze więcej pytań bez odpowiedzi. Biedny Vin został postawiony przed wyborem - z kim zostanie? Czy Har i Larf będą razem? Czy Gan złapie Lianesa? Zobaczymy~~<3

7 komentarzy:

  1. Groźny kucharz też chyba kogoś ma na oku, choć mocno temu zaprzecza.
    Lordowie rodziną księcia? Jeśli Vin odważy się zastartować do Lucyfera będzie biedak miał ciężkie życie. Sześciu drabów pilnujących mężczyzny może odstraszyć każdego kandydata.
    Lucyfer chyba bardzo tęskni za braćmi i czuje się samotny. Vin zachowuje się wobec niego bardzo opiekuńczo.
    Też jestem ciekawa dlaczego medyk nie lubi Vina.
    Dantalian na buntownika mi wygląda. Nie zrezygnuje chyba tak łatwo z Vina, widać przypadł mu do gustu, a może nawet do serca.
    Kim jest Serius i dlaczego medyk tak się boi z nim spotykać?
    Specjalnie mnożysz tajemnice byśmy czekali do następnego rozdziału zgrzytając zębami z niecierpliwości.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak Vin sobie odejdzie od Lucka to mu nie wybaczę. Zastanawiam się czemu Nick tak nie lubi Vina, to dziwne..Hm..Chociaż może to dlatego, że jest podrywaczem podobnie jak ten były Lucka i medyczek nie chce by historia zatoczyła koło...To by miało nawet sens!
    Uh, czemu te rozdziały są takie krótkie? Ja chcę więcej ;-;
    Hariatan i Larf są słodcy jestem ciekawa kiedy sobie powiedzą,że się kochają~
    Dziewczyny nienawidzę was za to, że to jest takie fajne! Żyję od niedzieli do niedzieli ostatnio!

    OdpowiedzUsuń
  3. No i znowu nie jestem pierwsza *obgryza paznokcie ze złości*
    Beelz, gotuj mi~ <3
    Też chcę umieć grać w pokera ;w;'
    KYAAAA, LUCEK, JAKIŚ TY KAŁAJJJ! >w<
    Hariatan, ty kupo mięśni, powiedz Larfowi, ze go kochasz albo sama to zrobię!!!
    MIIIIIŁOOOOŚĆ ROOOOŚNIE WOOOOKÓŁ NAAAAS~ <3
    Dantalian >w< ty zuy, zostaw Vina =A=
    SEEEEEEEEEEEEERIUUUUUUUUUUUUUUUUUUS!!!111ONEONEONE!!! Czekałąm na tego skurczybyka >w< no kurna kocham go, mimo że to taki gnojek, który spał z połową królestwa, z którą nie spał Mod. To taki gówniarz, który najpierw robi, później myśli~
    Co do tych ostatnich pytań - Zostanie z Luckiem, tak, tak. nie moze być inaczej. A zróbcie inaczej, to was uduszę kapciem!
    Pozdrawiam~ <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I zapomniałam o czymś: RAAAAAAFAAAAAEEEEL! Moje najukochańsze małe, słodkie <3 dajcie mi go więcej >< chcę, żeby był już z [spioler], bo to najbardziej urocza parka ever <3

      Usuń
  4. Cieszę się, że trafiłaś na mojego bloga :) Gdyby nie to... Ja bym nie poznała twojego. Przeczytałam kawalinek rozdziału, ale od razu w głowie mi się pojawiło "Super! To moje klimaty". Niestety nie wiem kiedy dokładnie przeczytam całość, bo właśnie zrobiłam sobie przerwę w pisaniu jednej rzeczy na studia, a zbliża się sesja. Jednak... Postaram się jak najszybciej :)
    Poprawna poszczyzna jest zasługą mojej bety. Ja mam swoje stałe wtopy, które już nauczyłam się wyłapywać, ale pewne aspekty języka polskiego (te nieszczęsne przecinki!) nadal mi sprawiają problem. Cieszę się, że będziesz częściej wpadać i mam nadzieję, że opowiadanie ci się spodoba :)
    Pozdrawiam
    LM
    P.S. Coś czuję, że jutro tu zaglądnę i zacznę czytać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeśli się dobrze zorientowałam, to dwie osoby piszą tego bloga tak? Jeśli tak, jesteście na bardzo wysokim poziomie :D Jestem zachwycona, w ogóle uwielbiam opowiadania z demonami, takie moje małe zboczenie. A jeszcze, jak jest dobrze i rzetelnie napisane, to po prostu magia! Najbardziej podoba mi się to, że głównym bohaterem jest postać służącego. Lucyfer też bardzo sympatycznie wypada w swojej roli :) Z niecierpliwością czekam na następny rozdział :D
    Dużo weny ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Zjazdy rodzinne zawsze są męczące. Rozdział stanowczo NIE WYSZEDŁ TRAGICZNIE. Lekarz ma romans z Seriusem? Ciekawe... Idę czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń