Parę
tygodni później, kiedy Serafin czuł się już o wiele lepiej,
Uriel zabrał jego i Leara do miasta, mówiąc, że nie mogą
przecież ciągle nosić ich starych rzeczy. Chociaż Gabriel na
początku nie był zachwycony faktem, że jego nieodpowiedzialny
dowódca postanowił przygarnąć parę młodych aniołków, szybko
poczuł sympatię do wybuchowego rudzielca i jego spokojnego,
opanowanego brata, dlatego też rodzeństwo zamieszkało pod ich
dachem, po raz pierwszy zyskując ciepłe łóżka i trzy pełne
posiłki dziennie. O nic lepszego nie mogli prosić.
Michał
postanowił się przypałętać do ich wycieczki, co Urielowi nie
przeszkadzało ani odrobinę. W końcu gdyby nie on, Pan Zastępów
chodziłby tylko w swoim mundurze. Nie, żeby źle w nim wyglądał,
ale od czasu do czasu należało zmienić strój na mniej uroczysty.
Miasto
o tej porze tętniło życiem. Powozy jechały jeden za drugim, na
chodnikach roiło się od aniołów, co chwila ktoś opuszczał jakiś
sklep. Droga główna przechodziła przez targ, gdzie sprzedawano
najrozmaitsze towary od tych tańszych, dostępnych dla biedniejszych
mieszkańców Nieba, do bardzo rzadkich i kosztownych, sprowadzanych
z Limbo, Piekła i zamorskich wysepek. Dalej zaś znajdowały się
rzędy luksusowych sklepów biegnące wzdłuż ulicy. Krawcowie,
którzy szyli na zamówienie najbardziej wymyślne stroje, sprzedawcy
oferujący najrozmaitsze akcesoria do pielęgnacji skrzydeł, szewcy,
kapelusznicy, księgarnie, antykwariaty, w których czeluściach
kryły się różne tajemnicze magiczne przedmioty... To wszystko
przytłaczało Leara i Serafina. Rudzielec ledwo dawał się odkleić
od wystaw, zaś jego brat, bardziej dojrzały, starał się tylko
ukradkiem podziwiać te wszystkie bogactwa, jednak nie zawsze mu to
wychodziło.
-
Możesz podejść – powiedział miękko Uriel, widząc jego tęskne
spojrzenie. - Powiedz, jak ci się coś podoba.
-
Nie mógłbym prosić... - zaczął Serafin, wyraźnie przerażony tą
perspektywą.
-
Hej, jesteśmy tu, żeby kupić wam jakieś ubrania. Więc, jeśli ci
się coś podoba, to mów. Jaki jest sens kupowania rzeczy, które ci
nie pasują? - zapytał z uśmiechem Regent Słońca, klepiąc go w
ramię lekko.
W
końcu kupili chłopcom parę mniej lub bardziej eleganckich strojów,
zaś Lear dostał śliczny zestaw ołowianych żołnierzyków, którym
był równie zachwycony, co Michał. Uriel mówił tylko pokręcić
na to głową. Pan Zastępów czasem zachowywał się jak dzieciak,
ale dla niego było to zwyczajnie urocze.
Już
mieli wracać, kiedy Lear biegnąć na przód wpadł na jakiegoś
anioła.
-
Przepraszam! - zawołał, odskakując od niego, zupełnie spanikowany
i zadzierając głowę, by spojrzeć na twarz nieznajomego. Był to
smukły mężczyzna, o niezwykle bladej karnacji, pociągłej twarzy
i długich, sprawiających niesamowite wrażenie, jasnych włosach. W
jego stroju szczególną uwagę zwracały krwistoczerwone, wiązane
buty do kolan. Rzucił on rudzielcowi pełne pogardy spojrzenie.
-
Won mi z drogi, dzieciaku – warknął.
-
Sariel! - Uriel odciągnął Leara za ramię, jeżąc skrzydła. No
tak, kłopoty się pojawiły. Jeszcze tego im było trzeba.
-
Uriel? Michał? No proszę... Jak wam się podobała parada? Ja
osobiście bawiłem się znakomicie... Takie chwalebne zwycięstwa
jednoczą naród, prawda? - zapytał białowłosy, uśmiechając się
niewinnie, ale jego głos aż ociekał kpiną. Serafin poczuł, że
stojący przy nim Michał drgnął, jakby miał ochotę rzucić się
na Sariela. Na wszelki wypadek złapał go za rękę. Wtedy wzrok
anioła skierował się na niego.
-
Widzę, że macie nowe zabawki... Jak słodko. Mamusia Gabriel i
tatuś Razjel ledwo panują na tobą, Misiu, a ty jeszcze ściągasz
im na głowę jakieś dzieci? I to do tego z takimi skrzydłami...
Brakuje wam nieszczęść w życiu? - niebieskoskrzydły zbladł,
słysząc te słowa. Wiedział, że swoją obecnością sprowadzi
potępienie na archaniołów, ale był zbyt wielkim egoistą, żeby
się tym przejąć i teraz zbierali tego owoce...
-
Dlaczego jesteś z nim, Erkwiniuszu? - odezwał się Uriel, jednak
nie kierował tego pytania do Sariela, ale do niskiego anioła o
rubinowych włosach, stojącego w jego cieniu. Ten drgnął i
spojrzał na niego oczyma pełnymi czystej nienawiści.
-
Nie twoja sprawa – warknął. Omiótł Serafina wzrokiem, lecz nic
więcej nie powiedział.
-
Erkwiniusz po prostu wybiera wygraną stronę – rzekł Sariel,
rozkładając ręce. - Niektórzy tak nie potrafią, prawda,
przyjacielu?
-
Tak – mruknął Erkwiniusz, odwracając się od niego.
-
Wygraną? To nie jest żadna gra, Sarielu – pokręcił głową
Uriel. Wziął Leara za rękę i minął białowłosego, unosząc
dumnie głowę. Michał bez słowa poszedł za nim, lekko popychając
Serafina do przodu, bo chłopak wciąż wydawał się nieco
wstrząśnięty słowami anioła. Kiedy zniknęli w tłumie, Sariel
odwrócił się do Erkwiniusza i spoliczkował go bez słowa.
-
Następnym razem nie odwracaj wzroku – rzekł lodowatym tonem.
~***~
-Nienawidzę
go! - wybuchnął Michał, kiedy tylko znaleźli się na drodze do
posiadłości archaniołów. - Cholerny, zadufany w sobie dupek!
Starłbym mu z twarzy ten idiotyczny uśmieszek...
-
Misiu, cii... - Uriel położył mu palec na ustach z uśmiechem. Sam
nie znosił Sariela, zresztą jak większość aniołów. Białowłosy
trzymał ze szlachtą przeciwną Gabrielowi i praktycznie sam ją
podjudzał do buntu. Nigdy też nie oszczędził sobie złośliwego
komentarza na widok archaniołów. Świetnie manipulował ludźmi i
nie miał za grosz skrupułów. Mimo to, jeśli dało mu się
sprowokować, to walka była przegrana i Regent Słońca już dawno
się tego nauczył.
-
Wiesz dobrze, że Sariel nie ma nic do powiedzenia. Po prostu
chciałby więcej władzy, więc plecie, żeby nas zdenerwować –
wyjaśnił Michałowi. To prawda, chociaż Sariel był archaniołem,
nie należał do najważniejszej siódemki.
-
Wiesz, że gdyby któryś z nas upadł, to on zająłby jego miejsce?
Serafinowie mu to obiecali – westchnął Michał. Wszyscy
wiedzieli, że dawno temu, kiedy Aniołem Śmierci był jeszcze
Samael, dwustu skrzydlatych zeszło na ziemię, by opiekować się
ludzkimi kobietami. Dopuścili się oni z nimi grzechu, a co gorsza
zdradzili wiele tajemnic, które były znane jedynie mieszkańcom
Nieba. Sariel podał serafinom wszystkie ich imiona, by mogli zostać
ukarani, a w zamian zyskał pierwszeństwo do miejsca pośród
siedmiu archaniołów. Na szczęście nie mógł zastąpić Samaela,
gdyż mógł to zrobić tylko inny czarnoskrzydły Anioł Śmierci.
-
Misiu, żaden z nas nie upadnie. Kto? Ty? Rafi? Razjel? A może ja?
Przestań – uspokoił go ze śmiechem Uriel.
-
Nie odchodźcie... - westchnął cicho Serafin, wsuwając dłoń w
rękę Regenta Słońca z zakłopotaną miną. Archaniołowie
wymienili promienne uśmiechy.
-
Nie ma nawet mowy.
~***~
Dni
mijały spokojnie, a młodzi aniołowie szybko przyzwyczaili się do
nowego domu. Często jednak byli zadziwieni faktem, że pomimo
wysokiej rangi, ich opiekunowie dbali o nich jak o własne dzieci,
bez żadnego wyjątku. Kiedy raz, przypadkiem, Lear stłukł
filiżankę i nadepnął gołą stopą na odłamki, Razjel
wyczarowywał mu kolorowe magiczne iskry, by odwrócić jego uwagę,
żeby nie szarpał się przy opatrywaniu. Michał uczył go
wszystkiego co sam umiał, ale nie kładł na niego presji, nie
chcąc, by rudy czuł się kadetem, tylko zwyczajnym dzieckiem,
którym przecież był. Serafina natomiast Pan Zastępów przedstawił
członkowi swojego elitarnego oddziału, patronowi Egiptu,
Orifielowi. Był to piękny anioł o czekoladowej cerze i
aksamitnych, czarnych włosach związanych w kucyk. Jednak to nie o
to chodziło. Orifiela wszyscy znali przez jego skrzydła,
przywodzące na myśl skrzydła zimorodka. Młody anioł długo nie
mógł uwierzyć, że jeden z wyższych wojskowych jest taki sam jak
on.
Chociaż
Michał często go namawiał, Serafin nie miał zamiaru zostawać
wojskowym. Nie pasowało mu to, nie był na tyle silny, a do tego nie
chciał odbierać nikomu życia. Problemem jednak wydawał mu się
fakt, że chociaż jest już dojrzałym skrzydlatym, wciąż nie ma
pojęcia, co ze sobą zrobić. Nie zamierzał całe życie żerować
na archaniołach, wolał użyć ich pomocy jako odskoczni, by samemu
wszystko sobie dalej ułożyć. Uriel często przedstawiał go
eleganckim, młodym szlachcicom, którzy w przeciwieństwie do
starszych arystokratów stali murem za Gabrielem. Podobali mu się,
to prawda, ale zamążpójścia nie brał nigdy pod uwagę. Uważał,
że to dla niego zbyt wielkie szczęście i lepiej zostawić takie
rzeczy bogatym damom i paniczom. Nigdy nie przejawiał także talentu
magicznego, ani umiejętności przesiadywania godzinami za biurkiem.
Powoli zaczynał czuć, że nie odnajdzie w życiu swego powołania,
a co gorsza, martwił się, że odrzucanie pomysłów archaniołów
może ich zezłościć.
Któregoś
dnia siedział na zboczu wzgórza za posiadłością, patrząc, jak
Uriel maluje. Regent Słońca był niezwykle utalentowany. Kilka dni
po ich przybyciu, zaprosił braci, by rozejrzeli się po jego
pracowni. Nie dość, że w środku stało pełno sztalug z dziełami,
to nawet ściany i sufit zostały pomalowane. Całość zapierała
dech w piersiach różnorodnością kolorów i wiernością
rzeczywistości. Teraz jednak pogoda była piękna, słonko
przygrzewało i Serafin zaczynał czuć, że obraz Uriela przestaje
być taki ważny, a drzemka jest wyjątkowo korzystnym rozwiązaniem.
Lear poleciał gdzieś z Michałem, więc nie było o co się
martwić.
Z
tego przyjemnego odrętwienia wyrwało go wołanie Rafaela. Archanioł
Uzdrowień stał na wzgórzu, przy stajniach i machał do nich
radośnie.
-
Serafinie, chcesz mi pomóc? - wykrzyknął. Błękitnowłosy skinął
głową, pożegnał grzecznie Uriela i poszedł do roześmianego Pana
Ziemi.
- W
czym potrzebuje pan pomocy? - zapytał, uśmiechając się lekko.
Rafi zawsze był taki miły, otwarty i kochany. Jego spojrzenia nigdy
nie mąciła złość, a kędzierzawe włoski nadawały mu wygląd
aniołka z książki dla dzieci. Serafin bardzo go lubił.
-
Idę odwiedzić Perłę – wyjaśnił Pan Uzdrowień, kierując się
w stronę stajni. Perła była jego klaczką, białą, skoczną i
trochę zadziorną. Rafael wypuścił ją, żeby pobiegała sobie
trochę po wyznaczonym placu, po czym zaczął samodzielnie sprzątać
jej boks. Błękitnoskrzydły trochę mu przy tym pomagał. Zadziwiał
go fakt, że archaniołowie w swoim wielkim domu praktycznie nie
mieli służących. Sami przygotowywali sobie posiłki i jedli zawsze
razem przy okrągłym, niewielkim stole. To chyba dzięki temu wciąż
zachowali tą niezwykłą więź, która ich łączyła.
Kiedy
Pan Uzdrowień wysłał go po wodę do studni, Serafin dostrzegł w
jednym z boksów konia, który leżał na boku tępo patrząc w
ścianę. Wyglądał jak martwy i anioł trochę się przeraził.
Szybko poszedł do Rafiego, by go o to spytać.
-
Ach, masz na myśli tego karego? - Archanioł Ziemi wyraźnie
posmutniał. - Nie, on nie jest chory. On po prostu tęskni. Jego
pana już tutaj nie ma. Nie daje się dotknąć nikomu, poza mną,
dlatego czasem zabieram go na przejażdżki, wtedy się ożywia.
-
Rozumiem... - błękitnowłosy chciał zapytać o to, kim jest pan
tego konia i co się z nim stało, ale bał się zezłościć
Rafaela. Może to drażliwy temat i archanioł nie chce o tym mówić?
W końcu wyglądał na bardzo poruszonego...
-
Serafinie, czy chciałbyś może zostać lekarzem? - zapytał
niespodziewanie Pan Uzdrowień, posyłając mu przyjazny uśmiech.
-
Lekarzem? - powtórzył chłopak. - Ale.. To strasznie trudne,
prawda? Czy dałbym sobie radę?
Chciał.
Naprawdę chciał, ale z drugiej strony, to wielki obowiązek... Tyle
nauki, do tego wiele żyć będzie zależało od niego..
-
Nauczę cię wszystkiego, co sam potrafię – Rafi złapał go za
ręce z nadzieją w oczach. Serafin uśmiechnął się lekko.
-
Dobrze, w takim razie proszę się mną opiekować – rzekł do
swojego świeżo upieczonego mentora.
~***~
I
tak mijały lata, podczas których starszy z braci kształcił się
na uzdrowiciela, zaś młodszy pod czujnym okiem Michała stawał się
coraz lepszym wojskowym. Kiedy wstąpił do Zastępów, zaczął
awansować bardzo szybko. Mimo to wiedział, że szlachta nie będzie
zbyt przychylna dowódcy, który nie dość, że nie może latać, to
jeszcze stoi po stronie archaniołów. Nie dopuściliby go do tytułu
generała tak łatwo, poza tym wiele ich dzieci kandydowało na to
stanowisko. Zaczął więc bywać na przyjęciach, powoli zbliżając
się do arystokracji i oddalając od archaniołów. Przeniósł się
z Serafinem do własnego domu, kiedy ten zakończył szkolenie na
medyka. Czasem przyjeżdżali na obiady, ale Michał wyraźnie nie
popierał zażyłości podopiecznego ze szlachtą i dawał mu to do
zrozumienia. Tylko dzięki Urielowi parę razy nie skoczyli sobie do
gardeł.
Nadszedł
jednak dzień, gdy podczas wielkiego balu, Regent został otruty i
tylko dzięki szybkiej interwencji tajnych służb Razjela i
antidotum przyrządzonym przez Rafaela, udało mu się przeżyć.
Sprawcę złapano i uwięziono, ale Gabriel zakazał swoim
sojusznikom karać go w jakikolwiek inny sposób. Jakże więc się
zdziwił, gdy któregoś ranka arystokrata został znaleziony martwy
w swej celi, a świadkowie, jak jeden mąż twierdzili, że życia
pozbawił go nikt inny jak Uriel.
Odwet
szlachty był niemożliwy do zatrzymania. Domagali się wygnania, a
niektórzy nawet ścięcia Regenta Słońca, a Gabriel nie mógł nic
na to poradzić. W świetle prawa jego przyjaciel popełnił podwójne
przestępstwo – nie dość, że odebrał życie arystokracie, to
jeszcze sprzeciwił się bezpośredniemu rozkazowi Regenta. Raguel,
Sędzia Żywych i Umarłych zadecydował, że Uriel zostanie
pozbawiony skrzydła i wysłany na wieczne wygnanie na Ziemię.
~***~
Lear
i Serafin siedzieli na widowni, nie mogąc uwierzyć w to, co się
działo. Gabriel pełnym pewności siebie głosem przeczytał
oświadczenie od Raguela i wyrok. Rafael wtulał się w ramię
Razjela, łkając cicho, zaś Michał stał przed tronem przy skutym
Urielu, dzierżąc w dłoniach swój miecz. Jego dłonie drżały i
wyglądał, jakby sam miał się zaraz rozpłakać. Sam skazany
jednak nie przejawiał żadnych emocji. Jego oczy były puste, wbite
w podłogę, ręce miał skrzyżowane na plecach i unieruchomione
kajdankami. Ta beznamiętność jeszcze bardziej bolała Michała.
Nie mógł uwierzyć, że jego przyjaciel, który przecież był
wojownikiem, walczył do ostatniej kropli krwi i zawsze zauważał
dobrą stronę wszystkiego, teraz zupełnie się poddał. Ale cóż
miał zrobić? Nawet jeśli nie popełnił tego przestępstwa – a
pomimo zeznań wielu naocznych świadków, Pan Zastępów za nic nie
mógł w to uwierzyć – wszystkie dowody wskazywały na niego i nie
było szansy, by go uniewinnić.
-
Gabrysiu... Czy to konieczne? - Razjel spojrzał na przyjaciela,
którego twarz teraz przypominała przerażającą maskę. Tak
wyglądał, kiedy robił coś wbrew sobie i mag za każdym razem miał
ochotę przytulić go mocno, by mógł wypłakać się w jego
ramionach.
-
Nie mamy wyboru – rzekł Gabriel głosem zimnym jak lód i
przytulił do siebie Rafiego, by ten nie musiał patrzeć. - Zrób
to, Michale.
-
Przepraszam – wyszeptał Pan Zastępów, gdy Uriel odwrócił się,
by spojrzeć na niego pustym wzrokiem. Zacisnął powieki i zamachnął
się mieczem, jednym ruchem pozbawiając przyjaciela prawego
skrzydła. Przez ułamek sekundy panowała śmiertelna cisza, którą
potem rozdarł przeraźliwy wrzask bólu. Łańcuch zabrzęczał
głośno, gdy Regent Słońca szarpnął się w więzach, ale szybko
opadł na ziemię i znowu zapadło wszechobecne milczenie, w którym
nawet oddechy ledwo było słychać.
-
Żeby brat musiał odcinać bratu skrzydło – wyszeptał Gabriel,
gładząc szlochającego Rafaela po włoskach i obserwując, jak
Michał upuszcza miecz i przypada do skulnego z bólu Uriela, któremu
medycy już opatrywali kikut. Razjel położył dłoń na jego ręce
i ścisnął ją lekko.
-
Wyprowadź go, Michale – zarządził Regent. - Koniec widowiska.
Archanioł
Ognia pozbył się łańcuchów krępujących przyjaciela i pomógł
mu wstać, podtrzymując go ręką.
-
Uriel... Wybacz... - wyszeptał, prowadząc go gdzieś, gdzie nie
śledziłyby ich tysiące par szlacheckich oczu. Czarnowłosy wydawał
się nie do końca przytomny i wciąż oszołomiony bólem.
-
Wybaczam, Misiu... - odparł, zaciskając palce na ramieniu Pana
Zastępów. Teraz miał zostać zesłany na Ziemię drogą, której
używali stróżowie pracujący tam na co dzień, jednak Michał nie
mógł pozwolić mu odejść w takim stanie. Posadził go na ukrytej
za drzewami ławeczce w ogrodzie i przyniósł trochę wody.
-
Mówiłem ci, że nie chcę tracić nikogo więcej... Śmiałeś się,
pytałeś mnie, który z nas może upaść... - wyszeptał, nie mogąc
odnaleźć odpowiednich słów. Przecież nigdy więcej go nie
zobaczy! To nawet gorsze niż utrata Lucka.
-
Przepraszam... - Uriel przycisnął czoło do czoła blondyna,
zaciskając powieki. Michał przytulił go mocno, osłaniając
skrzydłami. Ostatni raz.
Kiedy
doszli na miejsce, gdzie mieli się rozstać, czarnowłosy uśmiechnął
się smutno, gładząc przelotnie jego policzek.
-
Więc... Żegnaj – rzekł z żalem.
-
Żegnaj, moje słońce. Uważaj na siebie – odparł Pan Zastępów.
Patrzył, jak jego przyjaciel schodzi na ziemię, ledwo się
powstrzymując, by nie skoczyć za nim. W końcu jednak odwrócił
się i odszedł, a Uriel wylądował na ziemi, słaby, obolały i
niechciany. Dopiero wtedy z jego oczu pociekły łzy.
~***~
Razjel
odprowadził Rafiego do jego pokoju, po czym, tknięty przeczuciem,
ruszył do gabinetu Gabriela. Regent siedział nad dokumentami, na
pierwszy rzut oka skupiony. Pana Magów jednak nie dało się tak
łatwo oszukać. Zauważył lekkie drżenie pióra nad papierem i
podszedł do biurka, patrząc na przyjaciela z troską.
-
Możesz pokazywać emocje, Gabrysiu. Nikt nie widzi – rzekł.
Archanioł Wody gwałtownie podniósł się zza biurka i podszedł do
okna, stając tyłem do Razjela.
-
Ty widzisz – rzekł, ale nie udało mu się ukryć drżenia głosu.
Mag podszedł i objął go mocno.
-
Ja to ja – odparł, gładząc piaskowe włosy przyjaciela
opiekuńczo. Po chwili wtulał się w jego pierś, a jego skrzydła
drżały, mocno przyciśnięte do pleców.
~***~
Kiedy
Michał wrócił do domu, Lear czekał na niego w salonie. Serafina
nigdzie nie było, najpewniej poszedł pocieszać Rafiego, który
wciąż siedział u siebie. Pan Zastępów westchnął. Mina
rudzielca nie wróżyła niczego dobrego. Nie miał ochoty się z nim
teraz kłócić, ale ich ostatnie spotkania nie przebiegały w
najlepszej atmosferze. Z jednej strony nie mógł powstrzymać
wyrzutów, że Lear tak się zbratał ze szlachtą, z drugiej jednak
bolało go, że się od siebie oddalają.
-
Dlaczego to zrobiliście? Naprawdę wierzycie, że jest winny? -
młody generał patrzył na swego mentora oskarżycielsko. Był
wyraźnie bardzo poruszony tym, co zobaczył. Michał mi się nie
dziwił – Uriel opiekował się nim jak matka i widok czarnowłosego
w takim stanie musiał nim wstrząsnąć.
-
To, w co wierzymy, nie ma nic do rzeczy, Lear – rzekł zmęczonym
tonem Pan Zastępów, kładąc rudemu rękę na ramieniu.
-
Jak to nie?! Jak to nie, do cholery?! Gdybyście poszukali prawdy...
To na pewno szlachta to ukartowała, żeby Sariel mógł zająć
miejsce Uriela! Nie wierzę, że on sam by coś takiego... Przecież
to Uriel! Obiecał, że nigdy nie upadnie, do cholery! - wybuchnął
Lear, odtrącając go gwałtownie. Jego fiołkowe oczy wrzały
gniewem. Nie wiedzieć czemu, te słowa podziałały na Michała jak
płachta na byka.
-
No to może sam mi powiesz, kto ze szlachty jest winny?! W końcu tak
dobrze ci się z nimi dogaduje, że na pewno wiesz! - warknął,
jeżąc puch na skrzydłach. Rudy natychmiast znalazł się przy nim
i z całej siły uderzył go pięścią w szczękę. Pan Zastępów
nie pozostał mu dłużny i po chwili tarzali się po ziemi, dysząc
z wściekłości. Kiedy Rafael i Serafin wpadli do pokoju, by ich
rozdzielić, Michał miał podbite oko, a warga Leara krwawiła i
puchła paskudnie. Młody generał wytarł czerwoną stróżkę, nie
dając się opatrzyć Panu Uzdrowień i, sięgnąwszy po płaszcz
wiszący na oparciu, wyszedł zamaszystym krokiem. Jego brat
przeprosił za niego, uściskał archaniołów mocno i popędził za
Learem, zostawiając Rafiego i Miśka z jeszcze cięższymi sercami.
_____________________________________________________
WR: Serdecznie przepraszamy za tą okrutną i brutalną obsuwę, ale Scalett mi wybyła nad morze i dopiero złapała internet, żeby sprawdzić rozdział. Ja sama nie mam jakoś weny i mam wrażenie, że strasznie skopałam ten fragment, a żałuję, bo to jedna z bardziej ruszających nas scen w PnS... Przepraszam, postaram się lepiej następnym razem, a teraz zapraszam do komentowania ;_;
SC: Przepraszamy za tak późno wstawiony rozdział, ale jestem na cholernym wypizdowiu bez krzty internetów i trudno jest się z WR porozumieć D: Drama, drama, drama, rany, a było tak słodko... I tak się miały sprawy w Niebie, jak widać nie jest kolorowo <3 Dzisiaj piszę krótko, bo wysyłam komentarz smsem, tak więc do soboty~~
SC: Przepraszamy za tak późno wstawiony rozdział, ale jestem na cholernym wypizdowiu bez krzty internetów i trudno jest się z WR porozumieć D: Drama, drama, drama, rany, a było tak słodko... I tak się miały sprawy w Niebie, jak widać nie jest kolorowo <3 Dzisiaj piszę krótko, bo wysyłam komentarz smsem, tak więc do soboty~~
Erkwiniusz jest super! Tylko dlaczego glupi Sariel go bije..? ;(
OdpowiedzUsuńBiedny Uriel.. Ciekawe czy to on to zrobil? Zeby od razu biedakowi skrzydlo odcinac...
Mam nadzieje, ze zlapia winowajce. Kto wie moze to ten smiec Sariel to zrobil?
Pozdrawiam
Damiann
Jezus Maria, jakie to smutne! Baby jedne, jak nie napiszecie co z Urielem to znajdę i przez kolano przyłożę.
OdpowiedzUsuńA teraz przepraszam, ale idę płakać.
Cholera jasna no! Uriel! Mój Uriel! Strącony na ziemię! Nosz cholera jasna i szlag by to trafił (ale nie was, bo nie poznam dalszego ciągu). Powiedzcie, że będzie coś dalej. Prawda? Musicie skończyć ten wątek. Nie podoba mi się to. A jestem śpiąca, rozdrażniona i zmeczona to tym bardziej! Wyrażam sprzeciw! To nie może się tak skończyć :( Głupia, pusta szlachta! Łachudry jedne! Mendy społeczne! Mojego Uriela :(
OdpowiedzUsuńWszystkiego dowiesz się w następnych rozdziałach :) A co do powodów Charlotty wszystko się wyjaśni w najbliższych rozdziałach. A moi mężczyźni (jak to brzmi...) muszą się trochę posmucić :)
Pozdrawiam
LM
OdpowiedzUsuńTen rozdział był niezwykle poruszający, do tej pory nie mogę się pozbierać. Zaskakujący był fakt wygnania Uriela z Królestwa (mimo że wiem co nieco z angelologii i wiedziałem o tym XD). Szkoda tylko, że nie rozwinęłyście tego fragmentu. Zostało to opisane tak jakby było opowiadane przez kogoś, a nie - jak pozostałe fragmenty - w trakcie jakiegoś wydarzenia. Niezbyt jasno to ująłem, ale chyba wiadomo o co chodzi (prawda? Q.Q).
Seria piekielna była fantastyczna, mam nadzieję że seria (oneshot'ów) niebiańska jej chociaż w niewielkim stopniu dorówna (bo przebić się nie da!). Rozumiem, że akcja właściwa dopiero się dziać będzie? No bo skoro tamto było jakby zapoznaniem z postaciami i światem przedstawionym, a teraz jest ciąg niezależnych part'ówek, too... ^^
Końcówka była iście wyjęta z telenoweli. Ale wszystko skończy się dobrze, prawda? ;-; (Jaasne, Serafin skończy w Głębi, a Lear będzie go szukam z jakimś napalonym demonem-masochistą -'-).
Pozdrawiam i czekam na weekend...
PS. Właśnie sprawdziłem, że weekend już jest XDDD
Nie ma szkoły i już się człowiek gubi XDDDD