Wojna.
To słowo kołatało się w głowie Vina odkąd wrócili do Lux. Wojna. A on był generałem. Kiedyś oczywiście bardzo by się cieszył. Mógłby pokazać swoje umiejętności, zdobyć sławę, która dodałaby mu wartości w oczach kobiet, ale teraz? Teraz był szczęśliwy, miał u boku ukochanego i ich czas razem wydawał się o wiele z krótki. Czy na pewno da radę ponieść tak wielką odpowiedzialność?
- Nigdy nie powinienem próbować układów z Niebem. Tylko robiłem sobie nadzieję - powiedział któregoś dnia książę, kiedy siedzieli w jego pokoju na łóżku, mocno do siebie przytuleni. Vin zacisnął dłoń na jego ramieniu.
- Nadzieja jest dobra, książę - odparł cicho. - I jestem pewien, że wszystko się ułoży. Po każdej nocy nastaje świt.
- Gdzie to przeczytałeś? - parsknął lekko rozbawiony Lucyfer.
- Nie doceniasz mojej romantycznej duszy - blondyn odwrócił się od niego, lekko obrażony. Władca odstawił filiżankę z herbatą na stolik i oparł czoło na jego plecach.
- Doceniam, w końcu sam ją wybrałem - zaprotestował, przysuwając się bliżej. Vin pocałował go bez słowa, obejmując w pasie. Czubek jego języka zaczepnie przesunął się po dolnej wardze księcia, a kiedy ten rozchylił zachęcająco usta, podążył głębiej. Lucyfer zadrżał lekko, gdy dłoń mężczyzny zaczęła błądzić po jego plecach. Czuł się przy nim jak nastoletni młokos, który nigdy wcześniej nie był z nikim w łóżku. Trochę go to zawstydzało, ale nie miał zamiaru sobie odmawiać. Tym razem jednak Vin odsunął się lekko i pogładził jego włosy z westchnieniem.
- Miałem nadzieję, że poznam twoją rodzinę. Szczerze mówiąc, trudno mi patrzeć na Gabriela przychylnie, kiedy zaczęliście skakać sobie do gardeł po pięciu minutach sam na sam - rzekł z żalem. Nie chciał oceniać po pozorach, ale jego książę był zraniony tym, co powiedział Regent, a to wzbudzało w nim złość.
- Mówiłem ci, że trudno nam się dogadać. Jesteśmy zbyt podobni i jednocześnie zupełnie inni. Ja uwielbiam truskawki, on jest na nie uczulony. Za to lubi poziomki, których ja nie znoszę. A ktoś by powiedział, że poziomka to tylko mniejsza truskawka - wzruszył ramionami Lucyfer.
- Zastępy niedługo wyruszą, prawda? - spytał blondyn.
- I my również - rzekł Lord Pychy, patrząc na niego poważnie. - Przygotuj się, Vin. Już wysłałem Samaela, by jak najprędzej znalazł sobie generała. Będziemy musieli utrzymać się na froncie, dopóki nie zbierze chociaż połowy wytrenowanego wojska.
- Mój książę, czy to takie trudne? Mamy wielu generałów, a każdy z nich prowadzi swój oddział... Jest nas bardzo dużo - zauważył Vin.
- Zastępy są ogromne, mój drogi - powiedział tylko Lucyfer, zeskakując z łóżka.
***
Kiedy Samael powrócił do zamku, właśnie zaczynał siąpić lekki deszcz. Sytuacja, w której Piekło się znalazło nie była najlepsza. Pertraktacje na temat pokoju zmieniły się w wypowiedzenie wojny, co z jakiegoś powodu nie było dla niego zaskakujące, zważywszy na stosunki braci. Z jednej strony, Gniewny Pan uważał ten fakt za zabawny. Z drugiej, nie było mu to na rękę, bo od zdrady generała Mephisto nie miał regularnego wojska. Wojna oznaczała, że musiał zwołać pospolite ruszenie i znaleźć sobie nowego dowódcę. Do tej pory nie miał potrzeby się tym zajmować, bo góry ciągnące się wzdłuż granicy stanowiły jako taką ochronę przed potencjalnymi najazdami.
Lucyfer jednak chciał, by Lord dołączył do niego z nowym oddziałem w przeciągu miesiąca, góra dwóch, więc zaraz po powrocie były archanioł przywołał do siebie pierwszego lepszego strażnika. Przerażony wojak stawił się w jego gabinecie, dzierżąc halabardę. Był młody i niedoświadczony, to zawsze widać na pierwszy rzut oka. Kąciki ust Samaela uniosły się lekko, a chłopak zbladł, pewien, że właśnie został wskazany na testera nowego narzędzia tortur swego pana.
- Kto jest teraz dowódcą moich wojsk? - zapytał Lord Gniewu, opierając brodę na splecionych dłoniach. Pamiętał, że po buncie Mephisto próbował zapełnić lukę, którą demon po sobie pozostawił, ale jakoś średnio skutecznie.
- Ostatniego dowódcę kazałeś wbić na pal, zanim jeszcze zaczął coś robić, panie! - wyjąkał usłużnie strażnik. No tak, to wiele wyjaśniało.
- Tak? Dlaczego? - zdziwił się Samael.
- Ponieważ jeszcze nie zaczął nic robić… - jęknął chłopak.
- No tak, a ten, który był przed nim?
-Obdarty ze skóry i rzucony pana kelpiom na pożarcie… - wyszeptał młodzieniec, drżąc na myśl o torturach, które jego pan fundował irytującym, w jego mniemaniu, osobom.
- Też nic nie zrobił?
- Nic a nic - przytaknął strażnik.
Były Anioł śmierci wstał gwałtownie, uderzając w biurko otwartą dłonią.
- Jacy oni wszyscy bezużyteczni! Nic dziwnego, że już nie żyją!
Przez chwilę milczał, pogrążony w myślach i w końcu młody wojak odważył się zapytać, co dalej.
- Skoro nie mam żadnych dowódców, którzy żyją… - zadumał się Samael, po czym spojrzał na strażnika z nową energią. - Czy szlachta w moim okręgu ma doświadczenie bojowe?
- Obawiam się, że nie wiem - demon ścisnął swoją halabardę, jakby tylko ona ratowała go przed śmiercią i przez chwilę Gniewny Pan zobaczył samego siebie trzymającego kosę w podobny sposób. Westchnął cicho.
- Zejdź mi z oczu, bo nabiję cię na pal - mruknął, pogrążając się w myślach. Słyszał, jak chłopak pospiesznie wypada z gabinetu, szczęśliwy, że uratował się od wściekłości groźnego Lorda. Samael sam nie wiedział, czemu nie zamknął go w lochu.
Przez chwilę pobiegł myślami do więzień w dolnych partiach jego zamku i nagle przypomniał sobie piękną, udręczona anielską twarz, okoloną włosami o bladoniebieskiej barwie. Tak, to było rozwiązanie. Genialne rozwiązanie.
***
Vestar właśnie przygotowywał się do wyjazdu na targ odbywający się w pobliskim miasteczku. Serafin patrzył, jak jego ukochany wsiada na osiodłanego konia, otulony ciepłym, zimowym płaszczem. Było mu tu dobrze. Wszyscy traktowali go jak część swojego życia, Samael więcej nie wtrącał się do ich spraw, a Caleb szybko mu zaufał i się przed nim otworzył. Niebieskoskrzydły dowiedział się, że chłopiec, kiedy jeszcze żył w Lux, obiecał synowi książęcego bibliotekarza ślub w przyszłości, o ile uda mu się pokonać w pojedynku Samaela. Jak na razie nie szło demonowi najlepiej, ale podobno był na dobrej drodze. Co prawda obaj byli wtedy jeszcze dziećmi, lecz Caleb do tej pory zachował smoczy pazur, który dał mu jego młody wybranek.
Teraz anioł zostawał z nim w domu, ale Vestar obiecał coś im przywieźć. Ciemnowłosy pocałował Serafina przelotnie na pożegnanie i wyjechał za bramę. Sierść jego karego konia wyraźnie odznaczała się na tle białego śniegu, kiedy znikał między świerkami. Dzień zapowiadał się cudownie.
Przynajmniej dopóki na rozstaju dróg Vestar nie wpadł na Samaela.
- Jechałem do ciebie - rzekł Gniewny Pan, zajechawszy mu drogę. Jego podobne węglom oczy były skupione na byłym generale, który spiął się i ze złością próbował wyminąć przeszkodę.
- Żeby znowu mnie dźgnąć? - warknął, w końcu się poddając.
- Mamy wojnę, Vestarze - odparł Samael ze złością. Nienawidził użerać się z innymi.
Generał zamarł, a jego palce nieznacznie rozluźniły się na końskich wodzach.
- Więc to prawda? - zapytał cicho.
- Tak - Gniewny Pan oczekiwał na jego reakcję. - I chcę, żebyś poprowadził moje wojska.
- Chyba śnisz - syknął Vestar, podejmując kolejną nieudaną próbę ominięcia mężczyzny.
- Nikt inny się do tego nie nadaje - naciskał Samael.
- Trzeba było o tym myśleć wcześniej - czarnowłosy szarpnął wodze konia, gotów zawrócić i pojechać inną drogą.
- Wcześniej nie było wojny - zauważył trzeźwo Gniewny Pan. Mówiono mu, że złością wiele nie zdziała, więc bardzo, ale to bardzo starał się zachować względny spokój.
- Mam dosyć cholernych wojen Lucyfera! Masz pojęcie, ilu braci musiałem pochować?! - krzyknął Vestar. Wtedy Samael porzucił wszelkie próby hamowania się.
- Tak się składa, że mam - rzekł niebezpiecznie cicho. - Mam, ponieważ czułem każdą cholerną śmierć, anioła czy demona, czułem jak ich dusze wołają mnie, żebym je zabrał. Wiesz, jak to jest, kiedy wiele osób ginie naraz? Kiedy możesz poczuć, jak powoli gasną, Vestarze? Myślisz, że tylko ty poniosłem straty? Że jesteś cholernie szlachetny, porzucając swoje obowiązki i ukrywając się w lasach!? Bo jak dla mnie jesteś tylko tchórzem, Vestarze.
Generał zamilkł, zaskoczony tą tyradą. Czy Samael naprawdę mógł czuć każdą umierającą duszę? Nigdy o tym tak nie myślał, szczerze mówiąc przez większość czasu nawet nie pamiętał, że ma do czynienia z Aniołem Śmierci.
- Mogę być tchórzem, ale nie poprowadzę niewytrenowanych demonów na rzeź - powiedział tylko. Spiął konia piętami i ruszył przed siebie, a Gniewny Pan w końcu nie zastąpił mu drogi.
- W takim razie ktoś inny to zrobi. Ale jeśli naprawdę chcesz, żeby mieli chociaż najmniejszą szansę, to sam się zajmiesz ich treningiem - rzekł do pleców demona, po czym zawrócił, by odjechać. Vestar westchnął, świadom, że Lord Gniewu ma rację.
***
Podążanie za uciekającym zającem w nieznanym lesie było, jak Rafael przekonał się na własnej skórze, zgubne. Zwłaszcza, jeśli miało się misję, ważną misję, którą powierzyli mu bracia (przynajmniej Gabriel, bo Michał był na nie przez cały czas).
W każdym razie, Archanioł Uzdrowień stwierdził, że jest bardzo zgubiony w piekielnym lesie.
Kiedy wrócił ze swojej podróży do zakątku Nieba, w którym panowała epidemia i dowiedział się, że zamiast pokoju nastała kolejna wojna, naprawdę się zdenerwował. Jednak co się stało, to się nie odstanie i Rafael został obarczony obowiązkiem cichego zakradnięcia się do jednego z oddziałów wroga. Wybrali oddział Mammona, bo Lord Chciwości nigdy nie miał z Panem Uzdrowień bliższego kontaktu i prawdopodobnie by go nie rozpoznał. Rafi miał udawać medyka wojskowego, zbierać informacje na temat strategii wojsk przeciwnika, aby potem wykorzystać je w walce. Razjel zaczarował jego skrzydła tak, by zamiast nich widać było tylko blizny na plecach. Michał bardzo protestował, ale jego młodszy brat był uparty. Chciał pojechać, poznać bliżej piekielną kulturę i może nawet spróbować coś zmienić. Wiedział, że się da. Byli już tak blisko.
Tylko oczywiście musiał się zgubić. Z westchnieniem poklepał swego konia po szyi, nie zamierzając się poddać. Jeśli będzie jechać, to kiedyś gdzieś dojedzie, albo wpadnie na kogoś, kto wskaże mu drogę. Jedno było pewne - Archanioł Ziemi w lesie na pewno nie zginie.
Około południa udało mu się znaleźć gościniec. Pojechał wzdłuż niego, mając nadzieję, że wkrótce znajdzie jakąś wioskę. Mimo, że się martwił o przyszłość swej misji, piekielny bór prawdziwie go fascynował. Te tereny były za jego młodości niedostępne dla aniołów. Serafinowie twierdzili, że kryją się tam bestie gotowe rozerwać na strzępy każdego, kto naruszył ich spokój. Według umowy między tymi stronami, aniołowie mieli się trzymać własnych granic. Rafi nie miał pojęcia, jak Lucyferowi udało się zawładnąć tym tajemnym terytorium, ale czuł podziw za każdym razem jak o tym myślał. Otaczały go olbrzymie, wiekowe pnie, a niektóre z ich koron ginęły hen wysoko, zasłaniając niebo. Słyszał gdzieś w oddali tętniące życie, śpiew ptaków, okrzyki zwierząt, szelest liści, czuł zapachy, żywe i intensywne... Och, ile by dał, by móc tu przyjechać i dokładniej przyjrzeć się temu miejscu, zbadać wszystkie rośliny i zwierzęta żyjące w tak niezwykłym środowisku... Niestety miał misję i musiał ją wypełnić.
Po jakimś czasie usłyszał za sobą tętent kopyt. Zwolnił odrobinę, mając nadzieję, że przejezdny zatrzyma się, by wskazać mu drogę. Nie miał doświadczenia z demonami i nie był pewien, czego się po nich spodziewać. Mimo to uprzejmość zawsze doprowadzała go tam, gdzie chciał, więc postanowił trzymać się tej strategii.
Jeździec okazał się być młodym demonem o delikatnej urodzie. Miał długie, srebrzysto blond włosy związane wysoko w kucyka, okrągłą twarz i lekko zadarty nos. Do jego pasa przypięty był miecz, chociaż zupełnie nie wyglądał na wojownika.
- Witaj - powiedział Rafael, uśmiechając się nieśmiało. - Ja... Chciałem zgłosić się do wojska. Wiesz może, którędy powinienem jechać?
Demon uniósł brwi, po czym wyszczerzył zęby przyjaźnie.
- Jasne, że wiem. W końcu sam tam jadę. Możemy razem - zaproponował.
- Naprawdę? To byłoby wspaniałe, dziękuję! - rozpromienił się Archanioł Uzdrowień.
Davio, bo tak nazywał się jego nowy towarzysz, był bardzo gadatliwy. Przyznał się, że w sumie nigdy wcześniej nie trzymał miecza w dłoni, ale chciał spróbować czegoś nowego. Wcześniej podobno mieszkał w okręgu Asmodeusza i dopiero niedawno się tu przeprowadził. Wciąż nie mógł się przyzwyczaić do tych niezmierzonych lasów.
Rafael sam dużo nie mówił - bał się, że coś mu się wymsknie i demon odkryje jego prawdziwą tożsamość - ale słuchał uważnie i zadawał wiele pytań. Davio wydawało się to wystarczyć. Wyraźnie był przyzwyczajony do uwagi innych.
- Trochę się boję. Podobno trening jest niesamowicie ciężki - przyznał, drapiąc się z zakłopotaniem po drodze. Rafi posłał mu współczujący uśmiech.
- Ja jestem medykiem. Na wojnie przyda się każda pomoc, prawda? - powiedział, klepiąc swoją torbę wypełnioną lekami i opatrunkami.
- Medycy zawsze mi imponowali. Wiedza, którą muszą mieć wydaje się niezmierzona - stwierdził Davio z podziwem. - No, to za tym wzgórzem.
Rzeczywiście, kiedy zatrzymali się na szczycie wzniesienia, zobaczyli w oddali drewniane baraki otoczone palisadą. Dookoła stało wiele namiotów, wokół których roiło się od demonów.
- Niektórzy to jeszcze żołnierze ze starej armii - wyjaśnił mu Davio. - Dobrze, że postanowili do nas dołączyć. Lepiej trenować z doświadczonymi osobami. Nie wiem, jak to będzie z nowym generałem. Podobno Lord kogoś znalazł, ale znając jego charakter, mógł już dawno skazać tę osobę na śmierć.
Rafael zbladł, patrząc na towarzysza przerażonym wzrokiem. Niemożliwe, żeby Mammon był kimś takim. Jak Lucek mógł dopuszczać do rządzenia państwem okrutników?
- Jest taki zły...? - zapytał cicho, a demon tylko wzruszył ramionami.
- Podobno nabija głowy swoich wrogów na pale i rozstawia je wzdłuż drogi do zamku. Do tego jego ogrody są pełne krwiożerczych bestii, a nocą z lochów słychać jęki torturowanych więźniów - rzekł o wiele zbyt beztrosko. - Ale to plotki. Nie wiem, ile z tego jest prawdą.
- Rozumiem - odrzekł niepewnie Rafi, zastanawiając się, czy jeszcze może zawrócić. Ale nie, był archaniołem. Potężnym archaniołem. Mógł pokonać Lorda w bezpośredniej walce, właśnie dlatego Gabryś powierzył mu tą misję. Nie mógł się wycofać.
Zjechali do koszar. Kilka demonów siedzących na trawie i polerujących swoją broń odprowadziło ich wzrokiem, kiedy poszli przywiązać konie. Ledwie zdążyli zacisnąć węzły, kiedy zrobił się harmider.
- Zbliża się Lord z generałem - Davio szturchnął Rafaela w ramię i pociągnął w stronę bramy do koszar, gdzie wszyscy się gromadzili. Archanioł stanął na palcach, chcąc lepiej widzieć, kto ją przekroczy, ale jakiś rosły demon zasłonił mu widok. Słyszał tylko, że konie zatrzymują się przed zgromadzonymi.
- Witajcie, żołnierze - rozległ się poważny, spokojny głos. - Nazywam się Vestar i jestem waszym nowym generałem. Wielu z was pewnie nigdy nawet nie trzymało miecza w ręce. Spokojnie, poradzimy sobie z tym, ale musicie mnie słuchać. Jestem waszym dowódcą i wasze życia spoczywają na moich barkach. Jeśli będziecie podążać za rozkazami, może uda wam się przeżyć. Może.
Rozległy się szmery, kiedy demony zaczęły dzielić się ze sobą komentarzami dotyczącymi mowy generała. Barczysty piekielny trochę się przesunął i Rafael w końcu zyskał możliwość wyjrzenia zza jego ramion.
Vestar był dostojnym, czarnowłosym mężczyzną w wojskowym płaszczu. Kojarzył się aniołowi z czarną panterą, smukłą, elegancką i w każdej chwili gotową do skoku na ofiarę. Zupełnie inny typ niż Michał, ale na sto procent równie zabójczy. W końcu ciekawski wzrok Rafiego prześlizgnął się na Mammona. Tyle, że przy boku Vestara wcale nie stał Mammon.
Stał tam Samael.
_____________________________________________________
WR: Oddajemy wam w opiekę kolejny rozdział mimo mojej wyprawy na wycieczkę szkolną. Jak już mówiłam - zaczyna się zupełnie nowa historia, ale mam nadzieję, że spodoba wam się tak samo, jak poprzednia część x3
SC: Przepraszam, jeśli są błędy w bethowaniu, ale Królik wyjechała i zostawiła mnie z tym wszystkim samą, starałam się jak mogłam ;w; Rafi, plz, czy w Niebie nie mają map... Już słyszę Maakę fangirlującą na nowy rozdział xD Czy Rafi przetrwa wystarczająco długo nie wbity na pal (Hehe....) Samaela? Czy Vestar pobawi się w Shanga z Mulan i zrobi mężczyzn z wojska na czas? Tego dowiemy się za tydzień, do zobaczenia~~
Rafael jest taki uroczy. <3 Nie mogę się doczekać ciągu dalszego. Życzę dużo, dużo weny.
OdpowiedzUsuńRozpisałam się, a mi nie dodało. Cholera ;/ Wybaczcie, że skomentuje od razu dwa rozdziały. Nie dziwię się, że Lucek się wkurzył i będzie wojna. Gabriel zachował się jakby tylko on coś stracił, poświęcił wszystko, żegnał się z braćmi, towarzyszami i zażądał od Lucyfera za dużo. Zachował się jak dupek. Dobrze, że Lucyfer mu wygarnął wszystko. Miał rację. Nie tylko Gabe poświęcił wiele. A co do Rafaela. Biedny :P Mam nadzieję, że Pan Śmierci go nie zabije za szpiegostwo. I że mimo wszystko wojny nie będzie.
OdpowiedzUsuńJeśli zapomnę skomentować najbliższe notki to wybaczcie. Staram się pamiętać, że publikujecie, ale jest to trochę utrudnione, gdy nie zaglądam regularnie na bloga.
Pozdrawiam
LM
Ten blog naprawdę bardzo mnie zainteresował. Przeczytałam wszystkie rozdziały i jestem pod wielkim wrażeniem! W niesamowity sposób przedstawiasz opowiadanie, podoba mi się bardzo sposób w jaki piszesz, rzeczywiście momentami mam wrażenie, jakbym czytała ambitne dzieło literackie - i wcale nie przesadzam z tym stwierdzeniem. Myślałas może nad tym, by kiedyś wydać książkę?
OdpowiedzUsuńCo do bohaterów, jestem niesamowicie zakochana w postać Lucyfera (tak zazdroszczę Vin'owi <3) i Michała (takie dwa przeciwieństwa xd), ponadto uwielbiam Mod'a i Mammona, oczywiście Vin'a i ogólnie każdy demon jest godny uwagi, także moja ochota by śledzić ich dokonania jest niezmiernie wielka. Mam nadzieję, że szybko się opowiadanie nie skończy :)
Pozdrawiam, Mei.
Czemu nie ma rozdziału od 2 tygodni ?!?!?!?!?!?!?!
OdpowiedzUsuńT^T T^T T^T T^T T^T T^T T^T T^T T^T T^T T^T
Kiedy będzie nowy rozdział???? Ja chcę wiedzieć co będzie dalej T^T
OdpowiedzUsuńWikuś