Larf pomógł Vinowi zapakować na
powóz wielką walizkę, w której znajdowało się wszystko, czego
potrzebowali na czas podróży. Służący szybko przekonał się, że
Lucyfer potrzebuje mniej więcej tyle strojów co ludzka hrabina
szczycąca się podążaniem za najnowszymi trendami. Jego synowie
musieli usiąść na bagażu, by blondyn zdołał z wielkim wysiłkiem
w końcu go dopiąć.
Hariatan i paru innych żołnierzy,
którzy mieli im towarzyszyć jako gwardia stali z boku ze swymi
wierzchowcami, kiedy książę przekazywał Bastienowi ostatnie
instrukcje dotyczące prowadzenia państwa. Czarnowłosy kiwał głową
w skupieniu, zaś jego brat tylko szeroko ziewał. Vin uśmiechnął
się lekko na ten widok.
- Podoba ci się – szturchnął go
Larf.
- Co? Kto? - blondyn szybko odwrócił
wzrok udając, że nie ma pojęcia, o co chodzi jego przyjacielowi,
jednak mniejszy demon tylko wyszczerzył zęby.
- Książę, oczywiście - oznajmił.
Vin zatkał mu usta ręką.
- Zaraz powiem Hariatanowi, że chcesz
pomacać go po klacie - warknął śmiejącemu się Larfowi do ucha.
- Oddał mi swój deser - służący
rozpłynął się na samo wspomnienie imienia dowódcy i zupełnie
stracił kontakt z rzeczywistością.
- Dobra, jedziemy! - przerwał tę
rozmowę Lucyfer i wspiął się do powozu. Vin wszedł za nim, a
Larf usiadł na koźle.
- Uważajcie na siebie! - zawołał
Lawliet, machając za nimi, kiedy konie ruszyły. Wkrótce opuścili
mury pałacu i ruszyli przez Lux na wyprawę dookoła Piekła.
- Dokąd wybieramy się najpierw? -
zapytał Vin, kiedy bramy się za nim zamknęły i minęli pierwsze
bogate dworki mieszkańców stolicy.
- Do Samaela - westchnął książę. -
Chcę to mieć za sobą.
Blondyn przypomniał sobie
nienaturalnie blade oblicze Gniewnego Pana, jego czarne skrzydła i
zakręcone rogi. Ze wszystkich Lordów to właśnie on wyglądał
najgroźniej i służący miał cichą nadzieję, że długo u niego
nie zabawią.
- Samaela boi się większość moich
poddanych - powiedział Lucyfer, patrząc w okno z zamyśloną miną.
- Krążą plotki, że w lochach jego zamku czają się stwory,
jakich nawet w Tartarze nie widziano, a przed bramami wiszą ciała
nabite na pale jako ostrzeżenie dla tych, którzy mu się
sprzeciwią. Sam osobiście nigdy nie wpadłem na coś takiego, ale
jestem świadom, że Samael potrafi być bezlitosny. Jeśli nikt nie
miesza się w jego sprawy, pozostaje całkiem bezpieczny, ale im
bliżej niego, tym łatwiej źle skończyć.
- Nie możesz czegoś z tym zrobić? -
Vin wyglądał na zaskoczonego. Był przekonany, że władca panuje
nad swoją szlachtą i nie pozwala jej robić co dusza zapragnie.
-To bardziej skomplikowana sprawa –
pokręcił głową Lucyfer. - Samael nigdy mi się otwarcie nie
sprzeciwił, ale dobrze wiem, że to nie kwestia szacunku. On po
prostu wybiera bycie po mojej stronie. Tak mu na rękę. Myślę, że
gdyby się zbuntował, dałbym radę go powstrzymać, ale nie mam
pewności, bo nikt tak naprawdę nie zna siły Anioła Śmierci.
Samael obserwuje granice i zajmuje się częścią Piekła, która
jest najbardziej dzika i niebezpieczna. Poza tym moce Lordów,
którymi jesteśmy obdarzeni są ze sobą połączone i nie mogę tak
po prostu komuś ich odebrać. Ale muszę się z nim rozmówić, po
buncie Mephisto nie znalazł sobie nowego generała i praktycznie nie
ma wojska...
Urwał, bo zauważył, że jego służący
jest nieco zdezorientowany natłokiem informacji.
- Wciąż nie nauczyłeś się
wszystkiego o tym miejscu, prawda? Nie martw się, to przyjdzie z
czasem, między innymi dlatego zabrałem cię ze sobą na ta
wycieczkę - powiedział, kładąc nogi na siedzeniu i opierając
głowę o ścianę powozy tak, że zajmował całe swoje miejsce.
- Między innymi? Więc jakie są inne
powody? - podchwycił z łobuzerskim uśmiechem Vin.
- Może żebyś mi nie zapłodnił
wszystkich w pałacu, kiedy mnie nie będzie? - prychnął były
archanioł, krzyżując ręce na piersi.
- Wiesz dobrze, że pośród twojej
służby nie ma nikogo mną zainteresowanego - wytknął jego lokaj,
na co książę tylko bardziej się zaczerwienił.
- Nie lubię zostawiać swoich rzeczy
bez opieki -burknął, machając nerwowo ogonem.
- Tęskniłbyś? - wyszczerzył zęby
Vin.
- Tak. Za twoją herbatą - Lucyfer
odwrócił się plecami do niego, by nie widział jego rumieńców i
rozpoczął uparte ignorowanie kolejnych zaczepek.
~***~
Od tego pamiętnego wieczoru, Lear nie
próbował więcej tknąć Dana. Zrobił się ponury i milczący, a w
jego fiołkowych oczach widać było jakąś tęsknotę, pragnienie,
którego demon nie potrafił określić. Obserwował generała
często, bo podczas długiej jazdy nie miał nic innego do roboty.
Zauważył, że nie zmienia on opatrunku na rannym skrzydle, ale na
tym, który miał nie było żadnych śladów krwi. Dostrzegł
delikatne piegi na jego policzkach, absolutnie niewidoczne, jeśli
się dłużej nie przyglądało. Poza tym, w jego ruchach było coś
sztucznego, jakby pióra na jego plecach służyły tylko do ozdoby.
Nie rozkładał ani nie poruszał nawet tym zdrowym i szlachcic parę
razy miał ochotę sprawdzić, czy to nie zwyczajna atrapa.
Mimo to całokształt był bardzo
atrakcyjny i Dan miał pewność, że gdyby anioł nie był
największym dupkiem jakiego Niebo nosiło, mógłby mu się podobać.
No i oczywiście, gdyby nie był zajęty pędzeniem za swoim
ukochanym. Blondyn nie chciał kolejnego gorzkiego rozczarowania.
Jechali teraz przez gęste bory
drogami, na które od dawna nikt się nie zapuszczał. Czasem w nocy,
kiedy w głuszy słychać było głos jakiegoś zwierzęcia, demona
przebiegały dreszcze. Nie wiedział i nie chciał wiedzieć, co może
wyskoczyć z zarośli i ile czasu zajęło by mu rozprawienie się z
osiłkami Leara. Tego, co zaszło tego wieczoru jednak nie spodziewał
się wcale.
Była noc i zatrzymali się pod jakąś
skałą na spoczynek. Dan spał w najlepsze, bo noc nie była zimna i
mógł wygodnie umościć się pod kocem bez kombinowania jak
zachować najwięcej ciepła. W pewnym momencie jednak rozległy się
krzyki i coś upadło ciężko tuż koło niego. Otworzył oczy i
parę milimetrów od swojej twarzy ujrzał martwe oblicze jednego z
najemników. Wydał cichy okrzyk przerażenia i dopiero wtedy
uświadomił sobie, że Lear w środku namiotu walczy sam jeden
otoczony osiłkami, którzy najwyraźniej próbowali go zabić.
Szlachcic rozejrzał się rozpaczliwie. Anioł może i był
generałem, ale nawet generał może nie być w stanie poskromić
ośmiu mężczyzn jednocześnie go atakujących w miejscu, skąd
droga ucieczki jest bardzo ograniczona. Na szczęście przy nodze
blondyna leżała maczuga, którą upuścił martwy zbir. Dan złapał
ją i dźwignął z wielkim wysiłkiem, po czym spuścił ciężko na
łańcuch trzymający go w miejscu. Po dwóch uderzeniach ogniwa
pękły i demon był wolny. W samą porę, bo jeden z najemników
właśnie zachodził anioła od tyłu, a ten go nie zauważył, zbyt
zajęty walką z dwoma innymi. Szlachcic ścisnął maczugę w rękach
i pchnął nią napastnika z całych sił. W tej samej chwili Lear
pozbawił głów swoich dwóch przeciwników i odwrócił się, by
ujrzeć ostatniego z osiłków podnoszącego się z ziemi ze złowrogą
miną. Zanim jednak demon zdążył zamierzyć się na Dana, anioł
odepchnął szlachcica poza jego zasięg i wbił mu miecz w pierś aż
po samą rękojeść. Mężczyzna kaszlnął krwią jakby zaskoczony
tym, co się stało i zwiotczał zupełnie.
Generał jednym szarpnięciem wyciągnął
ostrze z jego ciała i wytarł je z krwi. Jego spojrzenie spoczęło
na więźniu, który wciąż trzymał maczugę opartą o ziemię w
drżących dłoniach. Lear delikatnie złapał go za nadgarstek i
zmusił do puszczenia broni.
- C-co to było? - wyjąkał Dan,
patrząc na trupy leżące dookoła.
- Moi ludzie stwierdzili, że mają
dość bezsensownego błąkania się i że najlepszym wyjściem
będzie mnie zabić we śnie, zabrać pieniądze i się zmyć -
odparł anioł, wzruszając ramionami. - Niestety w wojsku nauczono
mnie, że przy osobach, którym się nie ufa, nigdy nie zasypia się
całkowicie, a oni byli dalecy od godnych zaufania. Zagapiłem się
jednak i gdyby nie ty, pewnie to moje ciało by tu teraz leżało.
Czemu to zrobiłeś?
- Myślisz, że co by się ze mną
stało, gdyby ciebie już zadźgali? - burknął blondyn, krzyżując
ręce na piersi. - Od początku mieli ochotę na mój tyłek.
- Ja również mogę poderżnąć ci
gardło - zauważył Lear.
- Możesz, ale wtedy nie znajdziesz
swojego kochasia - odparł beztrosko Dan. - A teraz zdejmij mi z nogi
to świństwo, nie mam zamiaru uciekać. Dotrzymuję danego słowa.
Anioł przez chwilę przyglądał mu
się, jakby oceniając, czy może mu wierzyć, po czym wyciągnął z
kieszeni klucz i rzucił. Demon zdjął kajdany i westchnął z ulgą.
- No, tak od razu lepiej. Proponuję
zostawić ciała zwierzątkom na pożarcie i ruszyć grzecznie dalej.
Nikt nie będzie płakał za tymi typkami.
Z tymi słowami opuścił namiot, bo od
widoku zwłok robiło mu się niedobrze. Kiedy przysiadł przy
wygasłym ognisku, usłyszał, że Lear podążył jego śladem.
- Jak ci na imię, demonie? - zapytał,
stojąc w bezpiecznej odległości od swego więźnia.
- Dantalian – odparł blondyn,
odwracając się do anioła.
~***~
Wzięli dwa najsilniejsze konie, a
resztę puścili wolno. Lear zarzucił na siebie płaszcz z kapturem,
kryjąc pod nim ciasno złożone na plecach skrzydła. Schowali
namiot do juk razem z jedzeniem i paroma kocami, resztę zostawili
jak była, by natura zrobiła z nią co chciała. Kiedy wyruszyli,
zaczynał padać gęsty śnieg i Dan stwierdził, że następną noc
lepiej będzie spędzić w gospodzie. Na szczęście znalazł swoje
pieniądze schowane w sakwie jednego z osiłków, a także odkopał w
jakimś namiocie szablę, którą mu zabrali.
Kiedy wyruszali, powoli zaczynało
świtać. Szlachcic ziewał raz po raz, starając się zakrywać usta
dłonią. Wyglądał przy tym jak mały kot, marszcząc lekko nos.
Pod wieczór dotarli do gospody, a on niemalże zasypiał na koniu,
jednak myśl o nocy w ciepłym łóżku dodawała mu sił.
Odstawiwszy wierzchowce do stajni poszedł wykupić pokój, a okutany
ciasno peleryną Lear podążył za nim. Gospodarz spojrzał na nich
podejrzliwe, kiedy Dan poprosił o pokój dla dwoje, ale nie
skomentował tego.
Ich sypialnia znajdowała się na
piętrze. Był to malutki, przytulny pokoik z dwoma łóżkami i
dywanem ze skóry niedźwiedzia na środku. Niewielkie drzwi
prowadziły do ciasnej łaźni, a nad oknem z rzeźbionym okiennicami
wisiały grube zasłony. Całość sprawiała bardzo przytulne i
ciepłe wrażenie.
Generał rozpiął pelerynę i zrzucił
ją z siebie z westchnieniem, siadając ciężko na jednym z łóżek.
Jego skrzydła pozostały nieruchome, jakby nie przeszkadzało mu to,
że przez tyle godzin mocno ściskał je ze sobą. Dan natomiast
szybko pozbył się płaszcza, zostając w samej luźnej koszuli z
szerokimi rękawami i obcisłych spodniach z wysoki stanem. Jego
złociste loki opadały na plecy lśniącą kaskadą, kiedy sięgnął
do guzików i zaczął je rozpinać.
- Co ty robisz? - zapytał Lear, lekko
zdezorientowany. Po tym jak go zaatakował, demon byłby głupi, by
się przed nim odsłaniać.
- Idę się umyć, a coś ty myślał?
- prychnął Dan, rzucając mu rozeźlone spojrzenie. - Śmierdzę
jakbym w życiu nie widział wody, fuj.
Z tymi słowami cisnął koszulę na
pościel i zamaszystym krokiem udał się w stronę łaźni. Kiedy
wyszedł, anioł polerował swój miecz. Jego wzrok był skupiony,
ale uniósł głowę, usłyszawszy skrzypienie drzwi. Blondyn stał
przed wejściem do łazienki, a jego nagie ciało okrywał jedynie
ręcznik owinięty wokół bioder. Przysiadł na swoim łóżku i
rozejrzał się, marszcząc brwi.
- I tak oto nie mam w czym spać -
mruknął bardziej do siebie niż do Leara, ale generał i tak
usłyszał. Ze swoich juk wyjął zapasową koszulę i rzucił ją
demonowi.
- Masz. Nie będę patrzył, jak śpisz
nago - powiedział chłodno.
- Ostatnio moja nagość wcale ci nie
przeszkadzała - blondyn prychnął kpiąco, ale założył na siebie
ubranie i przewiesił ręcznik przez oparcie krzesła, by wysechł.
Strój sięgał mu do połowy uda, a rękawy musiał sobie podwinąć,
jednak nie krępowało go to. Niech Lear sobie popatrzy.
- Twój chłopak pewnie wyglądałby w
niej lepiej - rzekł zaczepnie, rozkładając się na pościeli i
krzyżując ręce pod głową.
- Mój chłopak? - powtórzył generał,
unosząc brwi pytająco.
- No, nasz błękitnoskrzydły anioł -
odparł Dan, jakby to było oczywiste.
- Serafin jest moim bratem - pokręcił
głową Lear.
- B-bratem?! - blondyn mało nie spadł
z łóżka. - Rany, przepraszam, nie spodziewałem się tego.
Bratem... - sam nie wiedział czemu, kąciki jego ust mimowolnie
uniosły się do góry. Przeciągnął się jak kot z szerokim
uśmiechem.
- Co cię tak cieszy? Jesteś dziwny –
mruknął anioł.
- Może trochę - przyznał Dan,
przytulając policzek do miękkiej poduszki.
~***~
Był śliczny poranek i płatki śniegu
coraz śmielej opadały na ziemię. Serafin przeciągnął się w
łóżku w swoim małym pokoiku i otworzył okno. Zimowy wiatr
uderzył go w twarz i wtargnął pod luźną koszulę nocną, tańcząc
chłodnymi ukłuciami na skórze. Anioł uśmiechnął się, kiedy
pod swoim oknem ujrzał Vestara w skupieniu ćwiczącego pchnięcia i
flinty. Szlachcic poruszał się jak pantera, miękko, płynnie i
drapieżnie. Nie był typem mięśniaka i raczej czerpał swą siłę
ze zwinności. Miecz zdawał się przedłużeniem jego ręki,
niebezpiecznym pazurem gotowym sięgnąć do ofiary i rozerwać jej
gardło. Serafin musiał przyznać, że jego wybawca był wyjątkowo
atrakcyjny w takiej odsłonie.
W końcu demon wsunął broń z
powrotem do pochwy i ruszył w stronę domu, jednak zatrzymał się,
zauważywszy w oknie błękitnoskrzydłego. Uzdrowiciel mógłby
przysiąc, że kąciki jego ust lekko się uniosły.
- Witaj, mój aniele - powiedział,
kłaniając się lekko. - Widzę, że zimowe powietrze nie jest ci
straszne.
- Nie kiedy pod moim oknem czeka
przystojny wojownik - odparł Serafin z uśmiechem, opierając się
na parapecie. - Któż mógłby się oprzeć?
- Czy dotrzymasz temu wojownikowi
towarzystwa na śniadaniu? - zapytał Vestar, na co anioł tylko
roześmiał się dźwięcznie.
- Jeśli odprowadzi mnie do jadalni, to
dlaczego nie? - i zniknął w pokoju, by szybko zrzucić z siebie
koszulę nocną, by ubrać coś bardziej eleganckiego. W końcu
zdecydował się na bluzkę z żabotem, którą zawiązał granatową
wstążką pod szyją i obcisłe spodnie. Włosy pozostawił
rozpuszczone, świadom, że jego przyjaciel bardzo lubi się bawić
niebieskimi kosmykami. Ledwo skończył, kiedy rozległo się
pukanie.
- Proszę - zawołał, odwracając się
na pięcie w stronę drzwi i uśmiechając się najładniej jak
umiał. Vestar wszedł do środka, a jego zazwyczaj surowe spojrzenie
złagodniało, gdy spoczęło na aniele.
- Przyszedłem, jak prosiłeś - rzekł,
podając mu ramię. Serafin ujął je i pozwolił zaprowadzić się
na śniadanie.
Jadalnia była wielka, jednak posilali
się przy małym stole koło okna, w sam raz dla dwóch osób. Służba
demona starała się przygotowując każde danie, bo widziała, że
ich pracodawca zawsze traktuje ich dobrze i sprawiedliwie. Mogli
przecież trafić do zamku Lorda Samaela, a taka opcja wydawała się
równoznaczna z karą śmierci, bo Gniewny Pan nie miał litości dla
swych podwładnych, a plotki krążące na jego temat odstraszały
nawet największych śmiałków. Vestar osobiście wolał po prostu
nie wchodzić mu w drogę, co było o tyle łatwe, że były Anioł
Śmierci rzadko kiedy opuszczał swe włości.
- Vestarze, czy służysz w wojsku? -
zagadnął Serafin. Wiedział, że demon nie mówi zbyt wiele o
sobie, ale naprawdę chciał się czegoś dowiedzieć. Miał
nadzieję, że skłoni go do chociaż lekkiego otwarcia się.
- Służyłem - odparł krótko
czarnowłosy. Widząc rozczarowaną minę anioła, nie mógł się
powstrzymać od uśmiechu. - Kiedyś byłem jednym z dwóch generałów
Lucyfera. Niestety po odejściu jego synów zaczął zaniedbywać
państwo, więc próbowałem mu przemówić do rozsądku.
Pokłóciliśmy się bardzo i odszedłem, żeby tu zamieszkać. Od
tamtej pory raczej nie bywam na dworze.
- Generał, co? - zadumał się
Serafin. - Mój brat również jest generałem, ale... Pewnie będzie
beze mnie bardzo samotny... - westchnął cicho, a jego fiołkowe
oczy wypełnił smutek. Vestar wyciągnął dłoń i delikatnie
pogładził go po policzku.
- Jestem pewien, że da sobie radę -
powiedział. Anioł położył dłoń na jego i przytulił do niej
policzek.
- Nie chciałbym jednak stąd odchodzić
- wyznał z lekkim uśmiechem.
- To zostań.
~***~
Gdzieś dalej w tym samym okręgu,
smukła dłoń ozdobiona pierścieniami i ostro zakończonymi
paznokciami przesunęła się nad misą wypełnioną po brzegi
anielską krwią. Ta najbardziej nadawała się do obserwowania
zakątków Piekła, ponieważ w krwi demonów obraz był mętny i
niewyraźny. Samael wiele czasu spędził próbując go jakoś
ulepszyć, a później długo szukał odpowiedniego zastępstwa. W
końcu udało mu się. Czysta posoka młodych, niewinnych aniołów,
które błąkały się na obrzeżach państwa, stanowiła znakomity
materiał. Poza tym, była słodka jak miód. Skrzydlaty, którego
właśnie ujrzał nie należał do szczeniąt, ale Gniewny Pan nie
miał wątpliwości, że jego krew była krystaliczna jak górski
potok. Swoją drogą, kto dałby wiarę, że były generał Jego
Książęcej Mości może za jego plecami ukrywać taki klejnocik.
Idealnie, bo właśnie na tą rutynową obserwację były Anioł
Śmierci przeznaczył ostatni flakonik pozostały po jeńcu, który
już dawno zakończył swój żywot w lochach.
Obraz rozmył się, gdy Lord wyszeptał
zakończenie zaklęcia. Uderzenia jego obcasów o kamienną posadzkę
potoczyły się echem po korytarzu, kiedy opuścił tajemną komnatę
w podziemiach. Nie miał wiele służby, a jej członkowie często
kończyli martwi, ale i tak nie chciał, by ktoś przeszkadzał mu w
ciemnych praktykach.
Był biegły w czarnej magii i często
sięgał po najstarsze i nie zawsze etyczne zaklęcia. Grube księgi
z inkantacjami zapychały połowę półek w bibliotece, chociaż
demon trzymał się paru wypróbowanych czarów. Nie był pasjonatem
jak Razjel, ani tym bardziej nie był nekromantą. Nienawidził,
kiedy go za takiego brano, bo jako Anioł Śmierci wiedział
najlepiej, że zabawa w przywracanie życia może się skończyć
bardzo źle.
Uzyskiwanie krwi do zaklęcia
pozwalającego obserwować najróżniejsze zakątki Piekła może i
nie było humanitarne, ale na tym właśnie polegała czarna magia.
Teoretycznie każdy rodzaj posoki się nadawał – w praktyce
jednak, niektóre po prostu były bardziej efektywne. W obecnych
czasach coraz trudniej było znaleźć jakieś zabłąkane anielskie
pisklę, które mogłoby posłużyć za źródło na jakiś czas,
dlatego Samael nie zamierzał pozwolić, by klejnocik Vestara mu
uciekł. Wystarczyło tylko czekać na odpowiednią chwilę.
__________________________________________________
WR: Nastąpiło drobne opóźnienie, za które serdecznie przepraszamy ^ ^" Wiecie, ferie, te sprawy, bety zmęczone podróżą i tak dalej D: Mam nadzieję, że nam wybaczycie i że nowy rozdział przypadnie wam do gustu :D
SC: Witamy w drugi dzień ferii zimowych~~ Za obsunięcie w planach przepraszamy, wiecie, nadpobudliwe autorki chcące łazić po całym mieście za rączkę, te sprawy.... -3- Gejstafin w pełnej krasie wita, tylko co knuje ten niedobry Samael...? Czy VinLuc dojdzie w końcu do skutku? Czy Lear odnajdzie brata? To i wiele więcej, już w następną sobotę~~
Powiem szczerze. W niektórych momentach gubiłam się z imionami. Ale prawie wszystkich ogarniam. Podoba mi się wasz pomysł na opowiadanie. Wciągnęło mnie. A to, że musiałam je czytać z przerwami tylko mnie niepotrzebnie denerwowało.
OdpowiedzUsuńOpisujecie demony zupełnie inaczej niż się je na co dzień przedstawia. Jako takie, które potrafią kochać, szanować się nawzajem, które mają swoją moralność. I chyba to mi się najbardziej podoba w waszym tekście. Nie jako potwory bez serca, ale po prostu stworzenia trochę inne. Niezależne.
Wybaczcie, że dopiero teraz odpisuje na komentarz z rozdziału 6, ale przez tydzień ledwo żyłam i chyba odchorowywałam egzaminy. Tak. Między Thomasem, a Oliverem nie będzie tak super prosto. Dlatego wstęp się tak rozwleka, bo potem akcja będzie bardziej dynamiczna. Tak Kathleen jest trochę biedna. Ale nie martwcie się o nią ;) Tylko tyle mogę na razie powiedzieć.
No i przepraszam za "spam" prawie przy każdym rozdziale ;)
UsuńNie. Nienienienienienie. Samael nie zrobi nic Błękitkowi nie? Prawda? Powiedzcie, że nic mu nie zrobi Q_Q Polubiłam chłopaczka jest taki słodki! Zresztą ta parka jest słodka...
OdpowiedzUsuńDan debilu zakochałeś się w tym generale...Larf mnie zabił, tym rozpływaniem się nad deserem <3
A VinLuc to taka słodka parka, oczywiście, że dojdzie do skutku (spróbujcie nie to znajdę i wychłostam! >< ).
Chyba w tym "komentarzu" użyłam za dużo słowa słodka....
Ja chce już nowy rozdział ;-;
Lu poprzestał na jednej walizie? Niemożliwe! )
OdpowiedzUsuń,,- Nie lubię zostawiać swoich rzeczy bez opieki -burknął, machając nerwowo ogonem” – hehe Lu jest niemożliwy, sam nie chce nic dać, ale pilnuje Vina jakby rzeczywiście należał do niego.
Z Dana i Leara coraz lepszy duet, najwyraźniej się skumplowali, może to i dobrze. Demon w końcu znalazł kogoś, kto go poskromi. W kusej koszuli demon musiał nieźle wyglądać. Co ten anioł taki ślepy?
Serafin jest uroczy kiedy tak klei sie do demona. Ale chyba ta idylla długo nie potrwa.
Ktoś powinien zgiąć butny kark Samuela.
Wyczuwam zderzenie wszystkich bardzo ważny postaci, Samael, Lucyfer, Lear, Serafin (za którym nie przepadam). Za to Lear jest cudowny, mam słabość do generałów i tyle xd Ja chcę więcej, nie wiem, jak ja wytrzymam ten tydzień ;p Cóż nad cudownością tego, jak to wszystko jest pisane, mogłabym się rozwodzić w nieskończoność.
OdpowiedzUsuńAle, to co przebiło dzisiaj wszystko, to małe wspomnienie o mojej ukochanej dwójce. Hariatan i Larf <3 Śmiałam się chyba przez dobre pięć minut wyobrażając sobie scenę, w której Hariatan oddaje swój deser Larfowi. Mniej więcej wyglądało to tak
- To wcale nie tak, że chcę oddać ci swój deser...masz i ma ci smakować! :D:D:D Więcej, błagam, dajcie mi ich więcej ^^ Pomnik postawię, obiecuję! ;p
Lucyfer w tym rozdziale spodobał mi się jeszcze bardziej (nigdy bym nie pomyślała, że to w ogóle możliwe) Ja go uwielbiam ! ;D Ma naprawdę genialny charakter.
OdpowiedzUsuńCo do Dana i Leara... coraz bardziej mi się podobają... fajnie by było, jakby byli razem. Na swój dziwny sposób pasują do siebie. ( a przynajmniej tak mi się wydaje) Mimo wszystko moją ulubioną parą zostają Lu i Vin.
Dużo weny !!
A ja czuje, ze Dantalian i Lear do siebie cholernie pasuja.
OdpowiedzUsuńTen ciety jezyk bardziej by pasowal mi do Lucyfera, bo Vin wydaje sie byc takim aniolkiem ^^
Tesknie juz za Larfem i jego kochasiem :(
Um.. Serafin uciekl od Leara czy sie zgubil, bo juz sie troche pogubilem ?
Pozdrawiam
Damiann